- Lidzia! - zawołała - weź mnie na rączki!
Uśmiechnęłam się lekko do niej, ale Lucyna stanowczo nie pozwoliła mi wziąć jej na ręce.
- Zapomnij - powiedziała chłodno.
- O co chodzi? Dlaczego Wy... - zaczęłam, ale Elżbieta mi przerwała.
- Twój ojciec wszystko nam opowiedział - powiedziała surowo.
- Co?! Głupot wam pewnie naopowiadał - powiedziałam zdenerwowana.
Przypomniało mi się przypadkowe spotkanie z ojcem w Berlinie. No tak...
- Uciekłaś z domu - powiedziała Wiktoria - złamałaś serce ojcu, byłaś jego oczkiem w głowie, a Ty tak mu się odwdzięczyłaś?! Życie dla Ciebie poświęcił, żebyś na ludzi wyszła!
Cała rodzina myślała, że mój ojciec jest niesamowicie porządnym człowiekiem, on potrafił być świetnym aktorem. Ale gdy nikt nie widział... na samo wspomnienie łzy mi napływały do oczu.
- Jak widzieliśmy, już sobie znalazłaś jakiegoś gacha - powiedziała wyraźnie oburzona Lucyna - zaraz zapewne zajdziesz w ciążę, a może już jesteś?
- Po niej to wszystkiego się można spodziewać - stwierdziła Elżbieta.
- To nie jest tak! Nie słuchajcie mojego ojca - zaprotestowałam - wszystko, co on Wam naopowiadał, to stek kłamstw! Prawda jest taka, że...
- Dosyć! Wiemy wszystko - powiedziała Wiktoria - twój ojciec jest porządnym, dobrym człowiekiem.
- Właściwie, nie nazywaj go już swoim ojcem - powiedziała Elżbieta - to, co zrobiłaś, jest niewybaczalne! Zepsułaś mu opinię, pokryłaś hańbą rodzinę Millerów.
- Czyżby wyparł się mnie? - zapytałam.
- Nie masz już czego szukać w Polsce - stwierdziła Lucyna - wszyscy w naszej rodzinie są zgodni, że postąpiłaś haniebnie.
- Ucieczki zdarzają się tylko w patologicznych rodzinach, my zawsze byliśmy szanowani, a teraz? Na pewno nas obgadują na każdym kroku - powiedziała Wiktoria.
- Nie należysz już do Millerów - powiedziała Elżbieta - panno puszczalska!
- Wypraszam sobie! - zdenerwowałam się - a ojciec wcale nie jest taki porządny, jak myślicie! To tyran domowy!
A Norbert miał słuchawki na uszach i chyba niczego nie słyszał. Siedział, gapiąc się tępo w ziemię.
- Tyran domowy?! Ty jesteś chora psychicznie, moja droga - powiedziała lodowato Lucyna - czy Ty wiesz, jak on się czuł po Twojej ucieczce?!
- Wiecie co? Mam to gdzieś! Was też! Taka z Was rodzina - powiedziałam łamiącym się głosem. - Nie potrzebuję Was i tych waszych zakłamanych wartości! Poradzę sobie!
Odbiegłam od nich, na odchodne usłyszałam jeszcze, że jestem po prostu bezczelna.
Prawie zaczęłam płakać. Wyciągnęłam zatem z torby okulary przeciwsłoneczne, żeby nie było widać zaczerwienionych oczu. Zauważyłam nagle niedaleko Ewę obserwującą całą sytuację. Łukasza i Marco nie było, pewnie gdzieś razem poszli.
***
- Na litość boską! Lidia? Co oni już Ci nagadali? - zaczęła pytać mnie zaniepokojona Ewa. - Była tam Wiktoria, prawda?
- Prawda - powiedziałam ze smutkiem. Wiktoria, siostra mojej zmarłej matki. Zazwyczaj miałyśmy niezłe relacje, a teraz... odwróciła się ode mnie, podobnie jak cała rodzina, ojciec wszystkich nastawił przeciwko mnie. Znienawidziłam go za to jeszcze bardziej.
- Oni wszyscy się mnie wyparli, cała rodzina - powiedziałam - ojciec im już nagadał głupot! Oni w to święcie wierzą! Powiedzieli, że zhańbiłam całą rodzinę Millerów ucieczką. Nie dali mi nawet dojść do słowa, żeby...
- No nie wierzę! To po prostu absurd - powiedziała zdenerwowana Ewa - Wiktoria też? Przecież jest siostrą twojej świętej pamięci matki Urszuli!
- Tak, ona też - powiedziałam, teraz po policzkach spod okularów spłynęły dwie wielkie łzy. - Nie należę już do nich.
- Czekaj no - powiedziała wkurzona Ewa, zauważyłam, że podchodzi do Wiktorii. Ja otarłam szybko łzy, i również nieśmiało podeszłam do towarzystwa.
- Nie spodziewałabym się po tobie - powiedziała Ewa do Wiktorii. - Jak Ci nie wstyd?!
- O, obrończyni się znalazła - zakpiła sobie Wiktoria. - Ewunia! Ewa Piszczek we własnej osobie!
- Niby taka ważna jest dla Was rodzina, a Lidii się wyparliście - powiedziała Ewa - miała słuszny powód, by uciec! Gdyby nie to, mogłaby nawet umrzeć!
Nigdy nie mówiłam o swojej straszliwej sytuacji w domu, zawsze się bałam ojca. Jednak Ewa uważała, że nie wolno milczeć, należy krzyczeć.
- Ojciec katował ją, bił za byle co! Wielokrotnie przybiegała do mnie, widziałam świeże siniaki na jej ciele - powiedziała Ewa - niech się Mariusz cieszy, że Lidia na niego nie doniosła na policji, chociaż powinna! Zastraszał ją też cały czas, że...
- Jak Ty kobieto śmiesz tak mówić o Mariuszu? - syknęła Lucyna - mój kuzyn jest porządnym obywatelem! Nie chcę już więcej nic słyszeć!
- To, co mówi Ewa, to prawda - powiedziałam.
- Przestań dziecko kłamać - powiedziała lodowato Wiktoria - to, że nie pozwalał ci na wszystko, nie oznacza, że jest tyranem.
- Nie dość, że na nic nie pozwalał, to jeszcze tłukł i niszczył psychicznie - powiedziała Ewa.
- Nie wierzymy w ani jedno twoje słowo, w ogóle, kim ty jesteś? - odezwała się Elżbieta.
- Przyjaciółeczka Lidii - powiedziała Wiktoria - pewnie to po części jej wina, ta ucieczka!
To był koszmar, słuchać takich słów z ust Wiktorii. Moje imię wymawiała z taką pogardą. Ojciec musiał im zrobić prawdziwe pranie mózgów.
- Skoro nie chcecie mnie więcej widzieć ani znać, to okej. Nie potrzebuję takiej pseudorodziny. Pierdolcie się - dodałam cicho. Czułam, jak morze łez zaczyna spływać po moich policzkach. Ewa objęła mnie ramieniem i odeszłyśmy, zauważyłam, że czekają na nas Marco i Łukasz. Czyżby widzieli całą sytuację?
***
Gdy wracaliśmy do domu, Ewa o czymś opowiadała Łukaszowi szeptem, może chodziło o moją "szanowną" rodzinę? Nie wnikałam.
Szłam obok Marco, który wyglądał na zaniepokojonego.
- Lidia, czy coś się stało? Wyglądasz na smutną - powiedział.
- Oj tam, nic. Wydaje Ci się - stwierdziłam.
Udawanie, że wszystko jest w porządku, nie było dla mnie nowością. W końcu całe dzieciństwo musiałam robić zawsze dobrą minę do złej gry.
- Skarbie, może jednak się wyżalisz? Coś Cię trapi, widzę to - powiedział - postarałbym się pomóc, jakbym tylko wiedział o co chodzi...
- Nic mnie nie trapi - wycedziłam. - Zmieńmy temat, dobrze?
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji - powiedział.
- Bardzo mnie to cieszy - zdobyłam się przy tych słowach na lekki uśmiech do blondyna.
Cały czas miałam na nosie okulary przeciwsłoneczne, które zakrywały moje zapłakane oczy. Taki bajeczny dzień, a od momentu tragicznego spotkania z krewnymi jego urok prysł jak bańka mydlana.
Ojciec jednak dotrzymał słowa - zrobił wszystko, by rodzina się ode mnie odwróciła. To było niesamowicie bolesne, gdy usłyszałam od nich te gorzkie słowa, a zwłaszcza od ciotki Wiktorii, z którą miałam dobry kontakt. Wprawdzie nigdy jej nie mówiłam o ciężkiej sytuacji w domu, ale zawsze była miła, sympatyczna.
- Tak potraktować swoją siostrzenicę - pomyślałam zrozpaczona - na pewno cała reszta też już mnie nie chce znać, chociaż nie rozumiem, dlaczego. Co ja takiego złego uczyniłam?!
Cały mój dobry nastrój uległ już zniszczeniu, wróciły do mnie bolesne wspomnienia.
- Obcy ludzie są już lepsi od rodziny - pomyślałam zdruzgotana - a rodzinka to tylko dobrze na zdjęciu wygląda!
Gdy pomyślałam o tym, mało co znów nie wpadłam w głośny szloch. Jednak udało mi się upilnować. Marco popatrzył na mnie przez chwilę i wziął mnie za rękę. Nie protestowałam.
Gdy doszliśmy do domu, naturalnie nasi towarzysze byli ciekawi, jak nam się jeździło. Ja nie miałam ochoty rozmawiać, zostawiłam wszystkich i poszłam do pokoju.
Poczułam wielką wściekłość na ojca. To wszystko była jego wina. Zaczęłam się zastanawiać, czy on serio nie ma jakiejś choroby psychicznej. Wszystko możliwe. Ale oczywiście, cała rodzina traktowała go jak króla, a on świetnie grał porządnego człowieka.
Poczułam, że mam chęć mu wszystko wygarnąć. Chociażby przez telefon. Ta mieszanina złości i rozpaczy powodowała, że czułam, iż zaraz wybuchnę.
Ale nie mogłam do ojca zadzwonić z mojego numeru. Mógłby w ogóle nie odebrać. Postanowiłam zatem pożyczyć telefon od Ewy. Wytarłam więc oczy, wyglądałam już przyzwoiciej, i zeszłam na dół.
- Ewa, mogłabyś mi pożyczyć komórkę? Chcę zadzwonić, a sama malutko mam na koncie - powiedziałam.
- Oczywiście, kochanie - powiedziała Ewa i podała mi swój telefon.
- Dzięki - powiedziałam i poszłam na górę.
Wystukałam na komórce Ewki numer, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę. Myślałam, o czym najpierw powiedzieć...
- Słucham? - usłyszałam chłodny głos mojego ojca. Aż zadrżałam.
- Ty potworze, ty debilu skończony! - wyrwało mi się. Tego nie planowałam mówić, ale mi się w złości wyrwało. - Całą rodzinę zbuntowałeś przeciwko mnie! I co, cieszysz się? Lepiej Ci?!
- Ty mała suczko, jeszcze masz czelność dzwonić?! - usłyszałam krzyk - powiedziałem im tylko prawdę o Tobie! Wiktoria dopiero co dzwoniła, że widziała Cię z jakimś kolesiem, i że jesteś na Mazurach. A o twojej ucieczce już chyba wszyscy moi znajomi wiedzą! Zszargałaś mi kompletnie opinię!
- No i dobrze - syknęłam - a niech się wszyscy dowiedzą, jakim sukinsynem jesteś! Zniszczyłeś mi dzieciństwo i dorosłe życie też chciałeś mi ustawić po swojemu! Nienawidzę Cię!
Przez całą tę rozmowę płakałam.
- Zamknij się! - krzyknął - och, jakbym Cię teraz spotkał, to dopiero byś miała powody do płaczu! Nie nazywaj się już moją córką, jasne?!
- Bardzo chętnie - krzyknęłam - nie chcę Cię znać!
Po tych słowach się rozłączyłam, już nie byłam w stanie dalej z nim rozmawiać. Nieco mu wygarnęłam, trochę mi przez to ulżyło... Ale po chwili znów zaniosłam się szlochem. Nie byłam pewna do końca, czy dobrze zrobiłam, dzwoniąc do tego... sukinsyna.
- Bardzo mnie to cieszy - zdobyłam się przy tych słowach na lekki uśmiech do blondyna.
Cały czas miałam na nosie okulary przeciwsłoneczne, które zakrywały moje zapłakane oczy. Taki bajeczny dzień, a od momentu tragicznego spotkania z krewnymi jego urok prysł jak bańka mydlana.
Ojciec jednak dotrzymał słowa - zrobił wszystko, by rodzina się ode mnie odwróciła. To było niesamowicie bolesne, gdy usłyszałam od nich te gorzkie słowa, a zwłaszcza od ciotki Wiktorii, z którą miałam dobry kontakt. Wprawdzie nigdy jej nie mówiłam o ciężkiej sytuacji w domu, ale zawsze była miła, sympatyczna.
- Tak potraktować swoją siostrzenicę - pomyślałam zrozpaczona - na pewno cała reszta też już mnie nie chce znać, chociaż nie rozumiem, dlaczego. Co ja takiego złego uczyniłam?!
Cały mój dobry nastrój uległ już zniszczeniu, wróciły do mnie bolesne wspomnienia.
- Obcy ludzie są już lepsi od rodziny - pomyślałam zdruzgotana - a rodzinka to tylko dobrze na zdjęciu wygląda!
Gdy pomyślałam o tym, mało co znów nie wpadłam w głośny szloch. Jednak udało mi się upilnować. Marco popatrzył na mnie przez chwilę i wziął mnie za rękę. Nie protestowałam.
Gdy doszliśmy do domu, naturalnie nasi towarzysze byli ciekawi, jak nam się jeździło. Ja nie miałam ochoty rozmawiać, zostawiłam wszystkich i poszłam do pokoju.
Poczułam wielką wściekłość na ojca. To wszystko była jego wina. Zaczęłam się zastanawiać, czy on serio nie ma jakiejś choroby psychicznej. Wszystko możliwe. Ale oczywiście, cała rodzina traktowała go jak króla, a on świetnie grał porządnego człowieka.
Poczułam, że mam chęć mu wszystko wygarnąć. Chociażby przez telefon. Ta mieszanina złości i rozpaczy powodowała, że czułam, iż zaraz wybuchnę.
Ale nie mogłam do ojca zadzwonić z mojego numeru. Mógłby w ogóle nie odebrać. Postanowiłam zatem pożyczyć telefon od Ewy. Wytarłam więc oczy, wyglądałam już przyzwoiciej, i zeszłam na dół.
- Ewa, mogłabyś mi pożyczyć komórkę? Chcę zadzwonić, a sama malutko mam na koncie - powiedziałam.
- Oczywiście, kochanie - powiedziała Ewa i podała mi swój telefon.
- Dzięki - powiedziałam i poszłam na górę.
Wystukałam na komórce Ewki numer, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę. Myślałam, o czym najpierw powiedzieć...
- Słucham? - usłyszałam chłodny głos mojego ojca. Aż zadrżałam.
- Ty potworze, ty debilu skończony! - wyrwało mi się. Tego nie planowałam mówić, ale mi się w złości wyrwało. - Całą rodzinę zbuntowałeś przeciwko mnie! I co, cieszysz się? Lepiej Ci?!
- Ty mała suczko, jeszcze masz czelność dzwonić?! - usłyszałam krzyk - powiedziałem im tylko prawdę o Tobie! Wiktoria dopiero co dzwoniła, że widziała Cię z jakimś kolesiem, i że jesteś na Mazurach. A o twojej ucieczce już chyba wszyscy moi znajomi wiedzą! Zszargałaś mi kompletnie opinię!
- No i dobrze - syknęłam - a niech się wszyscy dowiedzą, jakim sukinsynem jesteś! Zniszczyłeś mi dzieciństwo i dorosłe życie też chciałeś mi ustawić po swojemu! Nienawidzę Cię!
Przez całą tę rozmowę płakałam.
- Zamknij się! - krzyknął - och, jakbym Cię teraz spotkał, to dopiero byś miała powody do płaczu! Nie nazywaj się już moją córką, jasne?!
- Bardzo chętnie - krzyknęłam - nie chcę Cię znać!
Po tych słowach się rozłączyłam, już nie byłam w stanie dalej z nim rozmawiać. Nieco mu wygarnęłam, trochę mi przez to ulżyło... Ale po chwili znów zaniosłam się szlochem. Nie byłam pewna do końca, czy dobrze zrobiłam, dzwoniąc do tego... sukinsyna.
***
Leżałam z twarzą wtuloną w poduszkę. Czułam, że przeszłość zawsze będzie się za mną ciągnąć, i może naprawdę wiele lat upłynąć, zanim te piekło naprawdę będzie już za mną, a może nawet do śmierci będę odczuwała bolesne lata młodości.
Nie miałam ochoty z nikim teraz rozmawiać. Na szczęście, wszyscy przesiadywali na dole.
Niebo się zachmurzyło. Zauważyłam, że pewnie będzie padać. Gdy tak leżałam zdołowana, do pokoju ktoś wszedł. Nie podniosłam głowy z poduszki, nie chciałam nikomu ukazywać swojego zapłakanego oblicza.
- Lidia, skarbie... - usłyszałam głos Marco. - Co się stało? Czemu tu tak sama siedzisz? Ty płaczesz?
Poczułam jego dłonie, jak głaszczą moje włosy. Jednak nie miałam ochoty na gadki.
- Marco, nie mam chęci teraz rozmawiać. Może później - odezwałam się.
- Widzę, że coś Cię dręczy - powiedział - mi możesz mówić o wszystkim. Postarałbym się Ci pomóc, ale nie wiem, jak, skoro...
- Na litość boską, nie naciskaj - zdenerwowałam się.
- Przepraszam - powiedział - ale wiesz, kochanie, ja...
- Jak mówię, że nie chcę gadać, to nie, rozumiesz?! - wściekłam się i wybiegłam z pokoju, a potem na dwór. Na szczęście, wszyscy się pochowali w pokojach, nikt tego nie widział. I akurat trafiłam na deszcz, właśnie zaczęło padać. Ale mnie to nie obchodziło, biegłam przed siebie.
Nie wiedziałam, czy powiedzieć Marco o swojej tragicznej przeszłości. To było dla mnie straszliwie trudnym tematem do rozmowy...
Biegłam w tym deszczu, gdy nagle usłyszałam wołanie Marco. Odwróciłam się i zobaczyłam go biegnącego za mną.
- Lidia! Poczekaj! - zawołał.
_________________________________
Taki trochę smutniejszy, no ale cóż, nie może być cały czas różowo :>
Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu!
Czytasz = komentujesz! Pamiętaj o tym! :>
Pozdrawiam ;*
Smutny ale wspaniały ! Niech Lidia się otworzy przed Marco, będzie jej łatwiej. I powinna iść na policję, wyznać wszystko o ojcu. Jest mi jej strasznie szkoda. Ale rozdział cudowny <3
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego. :*
Pozdrawiam.
Świetny, czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńDobrze że mu powiedziała wszystko co trzymała w sobie, bo przesadził kłamiąc rodzinie na jej temat. Kurcze, mogła jednak dać Marco sobie pomóc. Niesamowity rozdział, jak i całe opowiadanie. Dobrze że nie jest tak kolorowo. Czekam na kolejny. Pozdrawiam. Paulina ;*
OdpowiedzUsuńMimo,że smutnty to dla mnie był fantastyczny ;) Uwielbiam to opowiadanie :):P Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;**
Niech Lidia się otworzy przed Marco . On by jej pomógł razem byłoby jej lżej . Co do ojca to powinna iść na policję , przecież taki człowiek nie powinien żyć na wolności .
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału jest cudowny ♥♥♥♥
Nie mogę się już doczekać następnego ;3
Pozdrawiam ;*
Uwielbiam twoje opowiadanie ;*
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny :) aż żal mi się zrobiło Lidii
czekam na następny, pozdrawiam ;)
Czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie. Rozdział jest świetny jak zawsze. Czekam na kolejne cudo :**
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!
OdpowiedzUsuńNiech lidia powie Marco o jej przeszłości.
Zapraszam do mnie
http://dlaciebiejestem.blogspot.com/
Cudowny :3
OdpowiedzUsuńZ zapartym tchem czytam każdy z rozdziałów, ale nie zawsze znajduję czas, by skomentować - mam nadzieję, że mi wybaczysz :)
Rozdział cudowny, dobrze, że nie jest taki landrynkowy, co za dużo radości, to niezdrowo.
Hmm, widzę, że dziewczyny wyżej chcą, by Lidka otworzyła się przed Marco. Ale ... ta dziewczyna miała okropne dzieciństwo, okres dojrzewania i na pewno trudno jest jej mówić o tym, tym bardziej obarczać tym ukochanego. Tak czy inaczej, powinna mieć z komu się otworzyć, na poważnie porozmawiać o przeszłości i nie przejmować się zadufaną w ojcu Lidii rodziną.
Całuję, Dominika <3
( Przepraszam, poprzedni usunięty z powodu literówek, którzy niecierpię :c )
świetny :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Marco pobiegł za Lidią, jeszcze by jej się coś stało. Wydaje mi się, ze powinna z Marco przeprowadzić szczerą rozmowę i opowiedzieć mu o wszystkim. Na pewno na początku będzie jej trudno, ale będzie musiała dać radę, poczuje się w tedy o niebo lepiej. Szczere rozmowy na początku bolą, ale po nich człowiekowi jest o wiele lepiej.
OdpowiedzUsuńA co ojca Lidii to brak słów. Jak można zrobić coś takiego własnej córce??? A na dodatek jej własna rodzina nie uwierzyła w jej słowa. Tak jak powiedziałam "Z rodzinną najlepiej wychodzi się na zdjęciach" w tym miała racje. Obcy ludzie pomagają jej, a rodzina wyrzekła. To powinna być na odwrót, ona powinna się ich wyrzec.
Rozdział jest GENIALNY <3 Czytałam go z zapartym tchem, tak jak pozostałe. Czekam na kolejny :)
zapraszam:
http://nowe-zycie-bvb.blogspot.com/
http://wieczna-milosc-w-dortmundzie.blogspot.com/
Ale się zdenerwowałam...
OdpowiedzUsuńCudny rozdział!
OdpowiedzUsuńStrasznie mnie wnerwia ten ojciec Lidii. W sumie cieszę się, że w końcu postanowiła mu część czynów wygarnąć. Mam nadziję, że Marco się dowie o jej przyszłości.
Świetny. Napisz dziś cd błagam! Mam nadzieję że teraz będzie kwitnąć w związku Marco i Lidii. Myślę ze Lidia powie wszystko Marco i się ułoży :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie smutny ehhh
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny mam nadzieje że wszystko się ułoży...
Fantastyczne *___*
OdpowiedzUsuńOjciec Lidii jest...co najmniej chory psychicznie! Ja bym go udusiła! Jest straszny...
Uwielbiam tego bloga ! Jest taki...cudowny ! Masz talent ! ;*
Czekam na następny i pozdrawiam :*
Ughh! I znowu ten jej głupi ojciec wszystko rujnuje! -.-
OdpowiedzUsuńMasz rację, że ten rozdział jest smutny, jednak jak zwykle cudownie opisany ;**
Sądzę, że Lidia otworzy się i opowie Marco o swoim okrutnym dzieciństwie.. ;/ Może nie teraz, ale zapewne w końcu powie.. :P
Czekam z niecierpliwością na nexta ;3
Pozdrawiam :**
Świetny ! Boski Czekam na następny !
OdpowiedzUsuńJak możesz wpadnij też do mnie i zostaw komentarz to motywuje do pisania ;* Pozdrawiam Błaszczykowska ;* http://wzyciupieknesatylkochwile1.blogspot.com/2013/04/rozdzia-22_24.html
Super. :)
OdpowiedzUsuńLidia to ma jednak problemy. Ojciec niszczy jej życie. ;'C
Masz rację nie zawsze może być różowo. :)
Czekam na next. :3333
Super :) bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńJak będziesz miała czas to wpadij do mnie :)
Czy ten ojciec musi zawsze wszystko nizczyć? ;//
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że opowie o wszystkim Marco..
Czekam na kolejny ;*
* niszczyć
UsuńFajnyy <3 :) zapraszam na mój: http://dortmund-moim-zyciem.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńJezu to było takie smutne ;c Cieszę się, że Lidka w końcu wygarnęła ojcu i mam nadzieje, że teraz już będzie tylko lepiej. Oby nie gniewała się długo na Marco i mu o wszystkim opowiedziała, bo jestem pewna, że on jej pomoże. Buziaki ;*
OdpowiedzUsuńCudowny ;*
OdpowiedzUsuńUmiesz robić emocje na maksa ;*
Wspaniały! Jakie emocje! Oby już było coraz lepiej! :) Czekam na kolejny! :D
OdpowiedzUsuńDziwna troszkę ta rodzina Lidii... mimo wszystko powinni stanąć po jej stronie -,-
OdpowiedzUsuńTroszkę za bardzo naskoczyła na Marco, ale na pewno jej to wybacz :) Przynajmniej mam taką nadzieję.
Rozdział genialny <3
Może nie dodaję na Twoim blogu zbyt dużo komentarzy, lub nie komentuje każdego wpisu, ale często rozdział jest tak wspaniały, że po prostu nie mam pojęcia co napisać bo zwykłe ,,jest super'' nie wystarczy. Zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam :*
nie wiem co napisać. fantastyczny rozdział. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie, Mario w zupełnie innej odsłonie :)
OdpowiedzUsuńhttp://thiswonderfulworld0.blogspot.com/
głupia ta rodzina!!!!
OdpowiedzUsuńa rozdział świetny jak zawsze
cudowny rozdział mimo, ze trochę smutny.
OdpowiedzUsuńzapraszam : http://zyjemiloscia.blog.pl/
Rodzina Lidii jest dziwna, jak już ktoś wyżej zauważył. Mówią takimi zdaniami, jakby byli co najmniej urzędnikami :P :D Anyway, wkurzyli mnie. Lidia w ramach "podziękowania" powinna donieść na ojca. :P Jeśli nie zamknie spraw z przeszłości, zawsze będą się za nią ciągnąć. (tzn. i tak będą, ale może trochę jej ulży).
OdpowiedzUsuńSmutek i deszcz to nie jest dobre połączenie. To jest patos. Przereklamowany patos. I mi w sumie nie przeszkadza jakoś bardzo, ale... sama popatrz: ktoś płacze i jednocześnie pada... ja wiem, że tak PASUJE, pogoda współgra z nastrojem, ale tego lepiej się wystrzegać.
xoxo,
Angelika JJ
Kocham to opowiadanie! :*
OdpowiedzUsuńGenialny <3
OdpowiedzUsuń