czwartek, 4 września 2014

Epilog.

2 LATA PÓŹNIEJ 


I tak się potoczyło moje życie w Dortmundzie... Każdy dzień sprawia mi ogromną radość, oraz szczególnie dwie najważniejsze osoby w moim życiu - mój ukochany, oraz nasza śliczna córeczka Ulla. Otrzymała takie imię po mojej mamie Urszuli. 
Moja rodzina w ogóle się do mnie nie odzywa. Zapewne nie chcą mnie znać. Ale ja nie żałowałam, nie żałuję i nie będę żałować mojej decyzji o ucieczce. Gdyby nie to, nie odnalazłabym mojego szczęścia. A Ewa i Łukasz niezmiernie mi w tym pomogli. Zawsze im będę za to wdzięczna.
Dziś wpadliśmy we trójkę w odwiedziny do moich wybawców. Dziś ostatni wolny dzień Marco, jutro zaczynają się treningi przed nowym sezonem Bundesligi. 
Łukasz rozpalił grilla. Sara zajęła się małą Ullą. Swoją drogą, Sara bardzo podrosła. A pamiętam, jak sama była taką kruszynką jak Ulla. Nasze dziecko odziedziczyło włosy i oczy po ojcu. Ale jak Marco mówi, Ulla ma taki sam uśmiech jak ja. Może ma rację? 
- Kiełbaski gotowe - oświadczył Łukasz, który stał przy grillu. 
- Ja tam wolę stek - machnęła ręką Ewa. 
- Jak kto woli - wzruszył ramionami Łukasz. 
- Ja tam poproszę kiełbaskę - powiedziałam. - Sara, przyprowadź proszę małą - zawołałam w stronę dziewczynek. 
Sara wzięła małą na ręce i mi ją przyniosła. Ulla, pomimo młodego wieku, uwielbia jeść. Pokroiłam kiełbaskę i zaczęłam ją karmić. Pałaszowała, aż miło było popatrzeć. 
- Ona da radę to zjeść? - zapytał Marco. 
- Ona nie takie rzeczy pałaszuje - powiedziałam. 
Słońce wyjrzało. Zapowiadało się piękne popołudnie. 
- Tato, nałóż mi steka, jak już się upiekł - poprosiła Sara. 
- Już Cię dziecko obsługuję - powiedział Łukasz i dał jej to, o co poprosiła. 
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Czegoś takiego mi brakowało. Z własną rodziną nigdy nie spędziłam tak miłego dnia. Oni w ogóle nie mają pojęcia o luźnych, normalnych rozmowach. Zawsze, gdy było jakieś rodzinne spotkanie, niezależnie od pogody, przesiadywaliśmy w salonie przy stole. Nie było luźnej atmosfery. A rozmowy najczęściej były o nauce, pracy, wykształceniu, przyszłości, finansach i podobnych rzeczach. A przecież to nie jest wszystko w życiu. Mojego ojca zgubiła chora miłość do pieniędzy, prestiżu, dobrej opinii wśród ludzi. Zastanawiam się, czy Matylda dalej z nim jest? Jak ona to wytrzymywała? Wytrzymuje dalej? 
Nawet gdyby Marco nie miał aż takich pieniędzy na koncie, dalej bym przy nim była. Bo pieniądze to jeszcze nie jest wszystko. Wprawdzie się przydają, ale szczęścia nie dają. 
Marco objął mnie czule ramieniem. Ja przytuliłam do siebie mocniej małą. 
- Mam prawdziwą, kochającą rodzinę i przyjaciół... - pomyślałam. - Mam wszystko. 

_________________________ 


Zabijcie mnie, poćwiartujcie i spalcie... Po 3 miesiącach dopiero dodaję Epilog! Miałam to dawno zrobić, ale... a to raz w ogóle czasu nie miałam, a to miałam zabrany laptop za karę i tak wyszło, jak wyszło... 
Ciekawe, czy ktoś jeszcze w ogóle tu wejdzie i przeczyta te moje powyższe wypociny. 
Póki co, nie planuję nowego bloga. Nie mam teraz zbytnio czasu na prowadzenie. Ale kto wie, może kiedyś? :> 

Pokochałam to opowiadanie. Pisanie sprawiało mi wiele radości. I chyba ten blog odniósł największą popularność ze wszystkich moich blogów. Te opowiadanie na zawsze zostanie w mojej pamięci. :) 

Najmocniej jak mogę dziękuję wszystkim, którzy czytali, obserwowali i komentowali to opowiadanie. Dawaliście mi motywację i siłę do pisania. Dziękuję Wam stokrotnie! 

To co? Może jeszcze się kiedyś zobaczymy? Może najdzie mnie wena na nową opowieść? :> 
Nigdy nie wolno tracić nadziei! 


Buziaki :*** 
Sylwia.