poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 5.

Na moim biurku stał laptop. Wzięłam go, usiadłam wygodnie na łóżku i go włączyłam. 
Nic ogólnie ciekawego. Wszyscy zachwycali się na facebooku, że wreszcie wakacje. Nie było żadnych wiadomości od nikogo. 
Siedziałam na YouTube i słuchałam muzyki, gdy nagle na FB ktoś do mnie napisał. To była Lilianna, moja przyjaciółka ze szkoły, jedyna osoba, która wiedziała o moich problemach. Jednak nie wiedziała, dokąd wyjechałam. 

Lilianna : Hej! Gdzie się kochana podziewasz? Dziś chciałam Cię odwiedzić, ale nikogo nie było. 
Ja : Oj, skarbie, nie wiem, kiedy się znów zobaczymy, naprawdę. Ojciec i Matylda wyjechali do Hiszpanii, więc ich nie ma... 
Lilianna : To z nimi wyjechałaś, czy jak? Może ojciec wreszcie da ci luzu, w końcu już są wakacje i nie trzeba się uczyć! 
Ja : Nie wyjechałam z nimi.
Lilianna : To gdzie Ty jesteś?! Lidia?! 

Zawahałam się, czy jej napisać, gdzie się znajduję obecnie. Wprawdzie Lilianna wiedziała o mojej sytuacji w domu, pewnie by wszystko zrozumiała... 


Ja : Okej, powiem Ci. Ale masz obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. 
Lilianna : Przysięgam! 
Ja : Uciekłam z domu. Dłużej nie wytrzymam z ojcem i Matyldą. Wiesz dobrze, jak mnie traktowali. 
Lilianna : Uciekłaś?! Gdzie?! 
Ja : Do Niemiec. Nie przejmuj się, jestem bezpieczna. 
Lilianna : Nie mów, że u Ewy i Łukasza jesteś, w Dortmundzie! 
Ja : Właśnie tak! 
Lilianna : Oj, Lidia, Lidia...
Ja : No co? Wiesz dobrze, co miałam w domu!
Lilianna : Wiem, dalej mi przykro z tego powodu... muszę kończyć! Do zobaczenia!
Ja : Cześć... 


Lilianna wiedziała o mojej przyjaźni z Piszczkami. Znała też dobrze moją sytuację domową, gdy Ewy nie było, wielokrotnie jej się zwierzałam. Znałam ją od podstawówki, nikomu więcej w szkole nie ufałam, nie umiałam zaufać. 
Lilianna była też niezłą uczennicą, więc ojciec w miarę akceptował moją przyjaźń z nią. Ale jej nikt nie bił i nie maltretował. Nie odczuwała nieustającego strachu... 
Wyłączyłam laptop, zjadłam kilka wiśni w czekoladzie które podarował mi Mitchell i położyłam się na łóżku. Nałożyłam słuchawki, w których poleciała za moment piosenka Ramble On zespołu Led Zeppelin. 
Gdy się już nasłuchałam, poszłam tylko wziąć prysznic i położyłam się spać. 





*** 






Budzę się, a tu słońce za oknem w pełnej krasie. 
- O matko! Już dwunasta - wyrwało mi się. 
No to sobie pospałam. 
- Pewnie Łukasz poszedł na trening beze mnie - mruknęłam - na pewno musiał iść na poranną godzinę! 
Doprowadziłam się do porządku, ubrałam się w kwiecistą sukienkę i spięłam moje długie, brązowe włosy w koka, i zeszłam na dół. 
Patrzę, a tu siedzą zadowoleni Robert i Łukasz, popijając Pepsi. 
- Cześć wam - powiedziałam, siadając obok nich.
- Witamy, śpiąca królewno - powiedział Łukasz i nalał mi do szklanki Pepsi. 
- To jak, idziesz dziś z nami na trening? - dopytywał się Robert - o 15! 
- O 15? - zdziwiłam się. - Myślałam, że może macie na ósmą rano, czy jak...
Chłopaki parsknęli śmiechem. 
- No jednak nie - powiedział Robert. 
- Rozumiem - powiedziałam, i wzięłam łyk Pepsi. - A gdzie Ewa i Sara? 
- Na zakupach - powiedział Łukasz. 
Postanowiłam przyrządzić sobie tosty, toster stał jeszcze nieschowany. 
- Co tam jeszcze powiesz, Lewy? - spytał Łukasz.
- Ostatnio złapałem fazę na Kult, znasz ten zespół? - odparł Lewy. 
- Kult? No pewnie, że znam! Kazik jest genialny! - powiedział Łukasz - chyba mam jeszcze gdzieś płyty z jego piosenkami, kiedyś sobie zgrywałem. 
Łukasz poszedł gdzieś i wrócił z kilkoma płytami, włożył jedną z nich do magnetofonu stojącego na kuchennym stole. 
- A co to za Kazik, jeżeli mogę wiedzieć? - zapytałem.
- Lider zespołu Kult, to rockowy zespół założony w 1982 roku - wyjaśnił Robert. - Sama posłuchaj - powiedział Łukasz. 
Zaczęła lecieć jakaś piosenka.
- O! To 12 groszy - zawołał Robert.
- Dokładnie - powiedział Łukasz. 
Zaczęłam słuchać razem z chłopakami. Przyznam, że nawet niezła piosenka.
- A masz coś jeszcze? - zapytałam.
- Masz może Baranka? - zapytał Robert. 
- Chyba gdzieś tu to było - powiedział Łukasz, i zaczął szukać. - O, jest!
- Świetnie! - ucieszył się Robert.
- Ja też lubię tę piosenkę - powiedział Łukasz. - Nawet bardzo.
Łukasz nastawił odtwarzacz na cały regulator i zaczęli sobie śpiewać na głos z Robertem. Miło było popatrzeć. A co do tego zespołu, nawet mi się spodobała ich muzyka. 
W końcu wróciła Ewa z Sarą, gdy usłyszała głośną muzykę, nie wyglądała na zbytnio zaskoczoną.
- Łukasz, czyżby znów faza na Kazika? - zapytała ze śmiechem. - Ścisz choć trochę!
- No dobrze, dobrze - mruknął i spełnił prośbę żony. - Możliwe! 
Sara zaczęła tańcować w rytm muzyki. Wyglądało to przeuroczo. A ta piosenka "Baranek" była naprawdę ekstra. 

Na głowie kwietny ma wianek, 
w ręku zielony badylek
A przed nią bieży baranek 
A nad nią lata motylek...


Potem Łukasz puścił piosenkę, którą już kojarzyłam, bo leciała wielokrotnie w radiu, czyli Gdy nie ma dzieci
- Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni, gdy nie ma w domu dzieci, to jesteśmy niegrzeczni - wydzierali się reprezentanci Polski. 
- Sara, chodź, podlejemy kwiatki - powiedziała Ewa, posłała mi uśmiech i poszła z Sarą do ogrodu. Ja zostałam z chłopakami, i przyglądałam się, jak się dobrze bawią. 
Mieli niezły ubaw, ale w końcu Ewa im przypomniała, że dziś jeszcze mają trening. 
- Lidia, idziesz? - zapytał Łukasz - już czas!
- Okej, okej - powiedziałam. - Tylko może się przebiorę.
- Daj spokój, dobrze jest - powiedział Robert. 
- Właśnie! - wtórował mu Łukasz - fajna sukienka!
- Dzięki, dzięki - odparłam, założyłam balerinki, prysnęłam się perfumami Ewy i wyszłam razem z nimi. 






*** 






Trochę się denerwowałam. Co innego spotkanie w kameralnym gronie przy ognisku, a co innego spotkanie się z calutką drużyną i do tego zanosiło się na to, że będę tam jedyną kobietą. 
- A ten wasz trener to nie będzie zły? - zapytałam.
- Coś ty - uśmiechnął się Robert - czasami przychodzą dziewczyny lub żony zawodników, obserwują z ławki jak trenujemy. Czasem i moja Ania przychodzi, ale ona często jest na wyjeździe, bo trenuje karate. 
- Karate? Nieźle - skomentowałam. 
Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą okularów przeciwsłonecznych. Mogłabym ukryć nimi lekki lęk w moich oczach. 
Dotarliśmy na miejsce, już chyba wszyscy byli. Ale na ławkach stojących wokół nikogo nie było. Cholera! Sami faceci mnie otaczali... 
- Dzień dobry, trenerze! - zawołali Łukasz i Robert. 
- Witam, witam - uśmiechnął się do nich postawny mężczyzna w okularach, który jak okazało się był ich trenerem. - A kim jest ta młoda niewiasta? 
- Moja przyjaciółka z Polski, Lidia Miller - przedstawił mnie Łukasz. - Lidka, to nasz trener, Jurgen Klopp. 
- Witam - powiedział Jurgen i uścisnął moją rękę. - Miło mi poznać.
- Z wzajemnością - powiedziałam. 
- Robert, Łukasz, idźcie się przebrać, tylko szybko - nakazał trener. - A wy 10 kółek na rozgrzewkę, raz dwa! 
- Jezu... - jęknął Mitchell. 
- Mitchell, drugie przykazanie! - zwrócił mu uwagę szkoleniowiec. - No już, migiem! 
W końcu wszyscy zaczęli robić okrążenia, a trener zwrócił się do mnie.
- Więc jesteś przyjaciółką Łukasza? - zwrócił się przyjaźnie do mnie. - I przeprowadziłaś się do Niemczech na stałe? 
- Myślę, że tak. Bardzo podoba mi się tu w Dortmundzie, wspaniałe miasto - powiedziałam powoli. 
- I jeszcze lepsza drużyna - powiedział Klopp. - Chociaż czasami tych chłopaków do ćwiczeń zagonić... 
- Hej, trenerze! Mitchell nie biega! - krzyknął któryś z piłkarzy, którego (jeszcze) nie kojarzyłam. 
- Moritz, ty palancie - usłyszałam Mitchella, który ściągnął swojego korka i zaczął gonić, jak się okazało, Moritza. 
- Ratujcie! Mitchell chce mnie zabić! - wykrzykiwał piłkarz. 
Robert i Łukasz przybiegli przebrani, dołączyli do wygłupiających się piłkarzy. Trener tylko pokręcił głową. 
- Czy wy możecie choć raz zachowywać się jak normalni ludzie?! - usłyszałam Łukasza. 
- Właśnie! Do ćwiczeń, nieroby - wtórował mu Kuba. 
- A już bo ty tak chcesz - nabijał się Moritz. 
- Łukasz, Kuba, przywracacie mi wiarę - zaśmiał się trener, z którym podeszłam do piłkarzy BVB. 
- Jurgen! Możesz tu przyjść tak na 15 min? - usłyszeliśmy głos kogoś, kogo nie znałam. Potem się dowiedziałam, że to był Watzke, prezes Borussii Dortmund. 






***






Poszłam usiąść sobie na ławkę. Jednak chłopaki wykorzystywali to, że trener na chwilę spuścił ich z oka. Podszedł do mnie ten piłkarz, który miał na imię Moritz. 
- Cześć - uśmiechnął się do mnie - jestem Moritz, Moritz Leitner, a Ty? 
- Lidia Miller - przedstawiłam się. - Miło mi Cię poznać! - podałam mu rękę. 
- Ej! Leitner, nie podrywaj! - usłyszałam Mitchella. Rezerwowy bramkarz BVB podbiegł i usiadł obok mnie. 
- Jaka urocza kiecka - skomentował. - Jak tam, panno Miller? 
- Dziękuję - powiedziałam - a całkiem dobrze. 
- Hej, wyskoczymy gdzieś kiedy jeszcze, co? - zaczął się dopytywać. Zrobiło mi się ciepło w środku. Mitchell ciągle mnie podrywał. 
Zaraz zleciała się wokół nas grupka chłopaków, ciekawych, co tu się dzieje ciekawego. 
Zauważyłam, że Mario i Marco wyraźnie izolują się od reszty. Zastanawiało mnie, o co chodzi... 
- I jak Lidio wrażenia? - zapytał mnie Robert. 
- A fajne, fajne - przyznałam. 
- Już jestem! - usłyszeliśmy głos trenera. 
- Tak szybko? - jęknął cicho Mitchell. 
- Chłopaki, trzeba się wziąć ostro za ten trening, bo serio Chelsea spuści nam baty - powiedział trener. 
Chłopaki pobiegli na murawę. 







*** 






W końcu trening dobiegł końca. 
- Lidka! Chodź z nami do szatni - krzyknął Mitchell.
- Nie, dziękuję - powiedziałam zaskoczona. 
- Tak, najlepiej, żeby z tobą pod prysznic poszła - skomentował Moritz. 
- Ooo - wydał z siebie okrzyk Mitchell.
- Zgubiliście na boisku resztki rozumu? - pozwoliłam sobie na docinkę. 
- Moritz? Możliwe - pokiwał głową Mitchell.
- Ha, dobrze kochana, broń się przed nimi - przyklasnął mi Łukasz. 
- Skąd ty tak świetnie znasz niemiecki, dziewczyno? - dziwił się Nuri, którego też już zdążyłam poznać. 
- Lata nauki - westchnęłam.
- Skąd ja to znam - uśmiechnął się i skierował w stronę szatni, podobnie jak reszta drużyny. 
Nie minęła chwila, a z szatni wybiegli nagle... Marco i Mario, ale nieprzebrani, trzymali jedynie swoje torby treningowe. Podeszli do mnie. 
- Lidia, widzimy, że z Mitchellem się świetnie dogadujesz - zaczął rozmowę Mario. 
- To chyba dobrze - stwierdziłam. - Mitchell jest wspaniały. Ale spokojnie, Was też mogę lubić, już polubiłam. 
- My Ciebie też - uśmiechnął się Marco - ale naprawdę, uważaj na niego... 
- Na litość boską, czemu wszyscy mi tak mówią?! - zdenerwowałam się. 
- Bo to prawda - powiedział Mario. 
- Lidka, może pójdziemy gdzieś we trójkę? - zaproponował Marco. 
- No nie wiem, Mitchell już chciał gdzieś iść... Poczekam na niego - powiedziałam. 
Mitchell naprawdę mi się podobał. Chciałam rozwijać tę znajomość. Był taki przystojny, wesoły, miły. 
Nagle z szatni wyszła większość drużyny BVB, w tym Langerak. Od razu podbiegł do mnie. 
- A wy co tak przy niej sterczycie? - zwrócił się dość pogardliwym tonem do moich nowych znajomych. - Specjalnie wybiegliście wcześniej, co? 
- Łukasz jeszcze się ogarnia? - przerwałam mu, nie chciałam, żeby się kłócili. Od razu wywnioskowałam, że oni się nie lubią, z powodu różności charakterów. 
- Tak - powiedział Mitchell.
- To my lecimy, Lidia, jak coś, to Łukasz ma nasze numery - obwieścił Marco. - Do zobaczenia! 
- Cześć - odparłam. 
- Lidka, mam dla Ciebie fajną propozycję - powiedział Mitchell.
- Jaką? 
- Pójdziemy może dziś do klubu potańczyć? Może się przekonasz, jakie dyskoteki są cudowne - powiedział Mitchell. - Choć jeden raz! Proszę! 
- Ewa i Łukasz mnie nie puszczą, nie ma opcji - powiedziałam.
- A oni nie są twoimi rodzicami! 
- No i? Ale mieszkam pod ich dachem, oni mi pomagają, i... 
- Dobrze, dobrze - roześmiał się Mitchell - to może się zwyczajnie wymkniesz przez okno?! 
- Ciekawe jak! Mam na górze pokój! 
- Przyszedłbym pod dom Łukasza, coś by się wymyśliło... - powiedział tajemniczo Mitchell.
- Nie wiem, nie wiem - mruknęłam - nie pociągają mnie dyskoteki!
- Proszę - błagał Mitchell.
Zaczęłam się serio wahać. Miałam tak się wymknąć z domu?! Ale chciałam spędzić czas z Mitchellem, mimo tego, co mówią inni. 
- Dobrze - powiedziałam - zgadzam się! 




_________________





Mam nadzieję, że się Wam podoba, i że Was nie zanudziłam. Dziś mam FATALNY nastrój... więc mógł mi nie wyjść -.- 
Jedynym miłym akcentem tego dnia było dotarcie koszulki BVB ♥ 


Pamiętaj! Czytasz - komentujesz! Dzięki! 
Pozdrawiam! :* 





sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 4.

- Ewa! Łukasz! - wołałam panicznym głosem, wyglądając przez kuchenne okno. 
- Co się dzieje? - zapytał Łukasz, który błyskawicznie przybiegł.
- Znaleźli mnie! - jęknęłam. 
Za oknem, z samochodu właśnie wysiadali ojciec i jego partnerka Matylda. Nie wyglądali na zadowolonych. 
- Jakim cudem?! - zawołała Ewa, która też już zdążyła się zorientować w sytuacji. 
- Idź zamknąć drzwi, Ewka! - krzyknął Łukasz - Lidio, nie oddamy Cię im!
Ewa pobiegła do hallu, a ja za nią. Ledwo przekręciła klucz, a rozległo się intensywne stukanie do drzwi. 

- Otwierać te drzwi! - usłyszałam krzyk ojca. Jakże był wściekły! - Natychmiast! Lidia, smarkulo, wiem, że tam jesteś! 
- Odejdźcie stąd, bo wezwę zaraz policję - krzyknął Łukasz. 
- To wy namówiliście moją córkę do ucieczki, nieudaczniki - krzyczał - otwórzcie, bo nie ręczę za siebie! 
Bałam się odezwać. Po prostu zastygłam w niesamowitym przerażeniu i lęku. 
- Lidka! Idź na górę, do Sary - szepnęła Ewa. 
- Okej - odparłam i pobiegłam do małej. Była zajęta oglądaniem bajki, spoglądałam na nią, ale też z niepokojem nadsłuchiwałam, co dzieje się na dole. 
Nagle... usłyszałam dźwięk wyważanych drzwi. Boże! Przestraszyłam się, że ojciec zaraz skrzywdzi Ewę i Łukasza.
- Gdzie ona jest? - krzyknęła Matylda. 
- Szukaj jej, musi gdzieś tu być - usłyszałam ojca. - A wy pożałujecie za chwilę! 
- Wzywamy policję! - usłyszałam Ewę. Słyszałam również, jak Łukasz każe wynosić się nieproszonym gościom z domu... 
I nagle... usłyszałam dźwięk pistoletu... zbiegłam natychmiast na dół, a tam leżeli na podłodze Łukasz i Ewa, zwijali się z bólu. Chwyciłam za telefon, żeby wezwać karetkę, ale ojciec mi to uniemożliwił...
- Już ci nikt nie pomoże - powiedział z mściwym uśmiechem - wracasz do Warszawy! Już! 
- Zachciało się gówniarze uciekać - powiedziała oburzona Matylda.
Ojciec chwycił mnie, chciał mnie siłą zaciągnąć do auta.
- Zostaw mnie! - krzyczałam - zostaw mnie, słyszysz?! Zostaw mnie!!! 
I nagle... uświadomiłam sobie, że jest noc, księżyc świeci za oknem, nie ma tu mojego ojca ani Matyldy, a mnie się to wszystko tylko przyśniło. No i Ewa i Łukasz żyli - stali w progu, patrzyli na mnie z przerażeniem. No tak, pobudziłam wszystkich swoimi krzykami przez sen. Do tego wiłam się po łóżku jak węgorz. 
- Boże, Lidia, miałaś zły sen? - zapytała Ewa. 
- O matko! Ewa, Łukasz, żyjecie - wysapałam. - Uff! Miałam zły sen, po prostu koszmar! Wybaczcie, że Was pobudziłam!
- Nie szkodzi - odparł Łukasz. Usiadł obok mnie, podobnie jak jego żona, chcieli wiedzieć, co to był za sen... Postanowiłam im wszystko opowiedzieć. Byli po prostu oburzeni i wściekli na mojego ojca. Wiedzieli, że przez niego mam traumę, z której mogę nigdy się nie wyleczyć. 
- Co to za chory człowiek - denerwowała się Ewa - Łukasz, widzisz, co ta biedna dziewczyna teraz przechodzi! Koszmary nocne, to wszystko efekt wieloletniego maltretowania! 
- Jak dobrze, że wyjechałaś z nami! - powiedział przejęty Łukasz. 
- Ten sen... był taki realny... - powiedziałam cicho. 
- Spokojnie, kochanie - powiedziała Ewa - już nigdy ojciec cię nie skrzywdzi, ani nikt! Nie myśl już w ogóle o nim, w ogóle, rozumiesz? Zapomnij o tym człowieku! On nie ma prawa nazywać się rodzicem! 
- A co to za ślady? - zainteresował się Łukasz. - Na prawej ręce... 
Na prawej ręce miałam ślady gaszonego papierosa. Ojciec wielokrotnie mnie tak "karał" gasząc na mnie papierosy. To tak straszliwie bolało... 
- Ojciec wielokrotnie gasił na mnie papierosy - wyznałam. - Za "karę" . 
- Sadysta! - syknął Łukasz. - Takiego to tylko wysłać na jakąś bezludną wyspę... 
- Dokładnie, Łukasz - powiedziała Ewa i wyszła z pokoju. Wróciła za parę minut z kubkiem melisy.
- Wypij melisę, złotko - powiedziała - to ci dobrze zrobi.
Zrobiłam, jak poprosiła, trochę mi faktycznie lepiej się zrobiło. Powoli się otrząsałam po tym koszmarnym, okropnym śnie. 
Łukasz i Ewa doskonale wiedzieli, że rozmowa była idealna na wszystko. W końcu jednak powiedziałam, że postaram się już zasnąć. 
- Porozmawiamy jeszcze rano, okej? - zapytałam. 
- Dobrze - powiedziała Ewa - dobranoc! 
- Miłych snów - dodał Łukasz. 
Wyszli z mojego pokoju, ja zgasiłam lampkę i zaczęłam wpatrywać się w księżyc i gwiazdy świecące na niebie. Powoli się kompletnie wyciszyłam, i usnęłam.... 






*** 






Na szczęście, nie przyśniło mi się już nic okropnego. Obudziłam się około dziewiątej rano, nałożyłam na siebie szlafrok i podreptałam do łazienki. Sara już była ubrana, biegała zadowolona po domu, bawiła się. 
- Szczęśliwa dziewczynka, rodziców ma wspaniałych, i jeszcze lepsze dzieciństwo... - pomyślałam. 
Z sypialni wyszła Ewa, skontrolować zapewne, co robi jej córeczka. 
- Sara, ranny ptaszek - roześmiała się pogodnie - coś niesamowitego! A ty jak się czujesz, złotko? 
- Całkiem nieźle - powiedziałam - właśnie idę pod prysznic. 
- To idź, a potem chodź na dół, idę właśnie przyrządzać śniadanie - powiedziała i zeszła na dół. 
Umyłam się, ubrałam się w zwykły, biały t-shirt oraz dżinsowe spodenki do kolan. Na udach jeszcze było widać gojące się siniaki... Na szczęście na łydkach już ich nie miałam... 
Gdy zeszłam do kuchni, Ewa i Sara już konsumowały poranny posiłek, Łukasza jeszcze nie było. W końcu przyszedł, wykąpany i ubrany. 
- Mamuś, pójdziemy dzisiaj na basen? - poprosiła Sara. 
- A będziesz grzeczna? - zapytała Ewa z uśmiechem.
- Tak! 
- To zobaczymy - powiedziała Ewa - Łukasz, Lidia, dobry pomysł, prawda? 
Teraz musiałam powiedzieć im o tym, że Mitchell zaproponował mi spotkanie, że już się umówiliśmy. 
- Słuchajcie, dziś Mitchell obiecał po mnie przyjść o 13, zaprosił mnie na kawę - obwieściłam. 
Zaskoczyło ich to wyraźnie.
- Jaka Ty szybka, Lidio, już się umawiasz... - uśmiechnęła się Ewa. 
- To on mnie zaprosił - powiedziałam. - Nie mam nic do stracenia przecież. 
- No w sumie - przyznała Ewa. 
- Jak chcesz, Lidio - powiedział Łukasz - ale nie radziłbym Ci się z nim wiązać! On jest strasznym imprezowiczem, uwielbia wyrywać dziewczyny na jedną noc... Wiesz, znam go trochę, w końcu gramy w jednej drużynie... 
- Ale ja nie mam zamiaru się z nim wiązać, ja dopiero się z nim poznaję - powiedziałam szybko. 
- Okej, okej - powiedział Łukasz - tylko cię ostrzegam, w razie czego.
- Łukasz w sumie ma rację - powiedziała Ewa - Mitchell kocha się bawić, aż za bardzo... 
- Kiedy tylko może, pędzi do dyskotek, i najczęściej przebywa tam do rana - dodał Łukasz. 
- Nie wygląda na takiego - zaprotestowałam. 
- Ha, pozory mogą mylić - powiedział Łukasz. 
Nie chciało mi się wierzyć, Mitchell wyglądał na ułożonego, mądrego chłopaka. Postanowiłam nie drążyć tego tematu, i poszłam już wybierać sobie ubrania na spotkanie. Chciałam w miarę ładnie wyglądać. Wybrałam przewiewną, długą pomarańczową sukienkę na ramiączkach. Do połowy łydki. Poprosiłam Ewę, żeby dała mi żelazko, i wyprasowałam ją. 
Wyszłam do ogrodu, Łukasz podlewał wężem ogrodowym kwiaty i krzewy, zdążył też polać nieco Ewkę, co rozśmieszyło Sarę. 
- Jesce! Jesce polej mamusię - wykrzykiwała. 
Ewa w końcu też się roześmiała, miała koszulkę całą mokrą. Rozłożyła się na leżaku, Łukasz z Sarą bawili się wodą, a ja usiadłam na drugim leżaku, obok Ewki, i cieszyłam się słońcem, wspaniałą pogodą. 






*** 







Zbliżała się godzina 13. Założyłam uszykowaną sukienkę, wyprostowałam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Przejrzałam się w wielkim lustrze wiszącym w hallu. 
- Wystroiłaś się, no no - skomentował Łukasz. - My wychodzimy na basen, Sara  nam żyć nie daje. Masz tu klucze, jakbyś wróciła wcześniej. 
- Niech Cię tylko Mitchell odprowadzi - powiedziała Ewa, która przyszła do hallu z spakowaną torbą na basen. 
- Musi, przecież jeszcze nie znam dobrze tych wszystkich ulic - powiedziałam ze śmiechem. 
- No właśnie - powiedziała Ewa. 
Rozległ się dzwonek do drzwi. Łukasz otworzył, to Langerak przyszedł. 
- No cześć - powiedział radośnie - Lidio, jaka piękna kiecka! 
- A dziękuję - uśmiechnęłam się. 
- To teraz Wam porwę przyjaciółkę - powiedział Mitchell do Ewki i Łukasza. 
- Na parę godzin, nie ma sprawy - powiedziała Ewa. 
- Miłej zabawy na basenie - powiedziałam, wychodząc. 
- Dołączam się do słów Lidii! Łukasz, tylko się nie utop! - dodał jeszcze Mitchell.
- Spokojna twoja rozczochrana - usłyszałam Łukasza. 
Szliśmy sobie chwilkę w milczeniu, gdy Mitchell przerwał nagle ciszę. 
- Jak tam samopoczucie? - zapytał.
- Całkiem niezłe - przyznałam. - Dokąd idziemy? 
- Pokażę Ci fajną knajpkę - powiedział zadowolony - oczywiście ja stawiam kawę! Plus jakieś dobre ciasto. 
- Miło - powiedziałam. 
Trochę trzeba było przejść drogi, jednak w końcu doszliśmy do naprawdę fajnej knajpy. Mitchell kupił nam po kubku mrożonej kawy i kawałku ciasta tiramisu. 
- Opowiedz coś o sobie, Lidia - powiedział - czym się interesujesz, co lubisz... 
Postanowiłam nie wspominać mu jeszcze, jakie miałam dzieciństwo. Za mało go znałam. 
- Uwielbiam jeździć rowerem, słuchać muzyki, lubię też rysować - powiedziałam powoli - a Ty? 
- Jakiej muzyki słuchasz? - zapytał - a ja uwielbiam poza piłką nożną dyskoteki, a Ty? 
- O nie, nie lubię dyskotek - powiedziałam, chciałam być szczera - muzykę lubię starszą, Pink Floyd, Led Zeppelin, to są moje dwa ulubione zespoły. 
- Jeśli o mnie chodzi, lubię Rihannę - powiedział Mitchell - a poza tym holenderski hip hop jest świetny. 
- Rozumiem - powiedziałam. 
- A czemu nie lubisz dyskotek? - drążył Mitchell.
- Jakoś... tak po prostu - powiedziałam powoli - to nie mój styl. 
- Szkoda - powiedział. - Ale okej, bez urazy! A tak poza tym, kim są Twoi rodzice? Masz jakieś rodzeństwo?
Mitchell obsypywał mnie pytaniami. Masakra! 
- Mama i moja siostra Martyna zginęły w wypadku samochodowym, gdy miałam osiem lat - postanowiłam jednak to wyznać. - Nie ma dnia, żebym o nich nie myślała.
- Ojej, bardzo mi przykro - powiedział Mitchell, i ujął mnie za rękę. - To musiało być trudne dla Ciebie przeżycie! 
- Żebyś wiedział, Mitchell, żebyś wiedział... - westchnęłam. 
- Może pójdziemy jeszcze potem na spacer? - zaproponował. 
- Czemu nie - stwierdziłam. 
Całkiem nieźle radziłam sobie z mówieniem po niemiecku. Myślałam, że będzie o wiele gorzej. 
Gdy wypiliśmy kawę i zjedliśmy ciasto, wyszliśmy z Langerakiem na miasto. 






***






Mitchell ogólnie zrobił na mnie dobre wrażenie, był roześmiany, pogodny, a do tego niesamowicie przystojny. 
Jednakże, póki co, miałam ochotę się z nim po prostu zaprzyjaźnić. 
- Dokąd mnie prowadzisz? - zapytałam, gdy szliśmy jedną z dortmundzkich ulic. 
- Tu w pobliżu jest mój dom - oznajmił. - Może chciałabyś zobaczyć, jak mieszkam, moją sypialnię... 
- Słucham?! - dwa ostatnie słowa Mitchella kompletnie mnie zaskoczyły. 
- Przepraszam! Wyrwało mi się, to niechcący - powiedział. - Uwierz! 
- Oj Mitchell, Mitchell - westchnęłam - mam nadzieję, że nie... 
- Nie mam żadnych takich zamiarów, jak pewnie już sobie pomyślałaś - powiedział szybko - i jeszcze raz, przepraszam! 
- Okej, okej, już nie przepraszaj, tylko odprowadź mnie do domu - poprosiłam. 
- Tak szybko? Dopiero trzy godziny minęły - zdziwił się. - Ale jak sobie życzysz, ślicznotko. 
Ledwie przeszliśmy kilkanaście metrów, gdy do mojego towarzysza ktoś zadzwonił. Nie zdradził, kto. I jeszcze się odsunął na kilkanaście kroków, gdy rozmawiał przez telefon. 
- Wybacz, piękna, ale muszę natychmiast lecieć! - powiedział, dziwnie podenerwowany - do zobaczenia!
- Ej, Mitchell! Miałeś mnie odprowadzić, ja tu się zgubię sama - zawołałam za nim, ale w mgnieniu oka zniknął z mojego pola widzenia, gdzieś się widocznie bardzo śpieszył. O co tu mogło chodzić? 
Usiadłam na ławeczkę, wybrałam numer Ewy, ale nie odbierała. No tak! Przecież poszli na basen, i na pewno się teraz dobrze bawią. Łukasz podobnie, nie odbierał. Boże! Jak Mitchell mógł mnie tak zostawić?! 
Nie miałam pojęcia, co robić. Siedziałam ze spuszczoną głową i rozmyślałam intensywnie, jak się zachować, gdy nagle ktoś ustał przede mną. Podniosłam głowę, ten ktoś to był Marco, którego poznałam wczoraj osobiście. 
- Cześć Lidia - uśmiechnął się nieśmiało i usiadł obok mnie na ławce - co tu porabiasz? 
- Byłam z Mitchellem na spacerze... ale nagle ktoś do niego zadzwonił i gdzieś szybko pobiegł - wyznałam - teraz nie wiem, jak trafię do domu, tyle tu tych ulic, a ja nie znam praktycznie tego miasta! 
- Mogę cię odprowadzić - zaproponował Marco - wiem dobrze, gdzie mieszka Łukasz. 
- Byłabym Ci wdzięczna - powiedziałam. - Może to faktycznie coś pilnego, przecież chyba Mitchell nie zostawiłby mnie tak. 
- Nie radzę Ci wiązać się z Mitchellem - powiedział Marco - on wiele dziewczyn już oszukał! Uwielbia sobie wyrywać dziewczyny na jedną noc, potem zostawia je bez słowa. Imprezowicz i lanser, cały Mitchell! 
- Ale on powiedział, że to rozumie, jak powiedziałam, że nie trawię dyskotek - powiedziałam - i nie wygląda na lansera. 
- Ja cię tylko ostrzegam, znam go, więc wiem, co mówię, moja droga - powiedział Marco. 
Szliśmy sobie spokojnie, gdy nagle twarz Marco przybrała dziwny wyraz. Jakaś blondynka właśnie miała się z nami minąć na chodniku... 
- O, widzę, już nową sobie znalazłeś? - zapytała pogardliwie Marco. 
- Caroline, uspokój się, to tylko znajoma - powiedział blondyn. - Przypominam Ci, że to ty mnie zdradziłaś! 
- Bo ty, nie umiesz kobiety zaspokoić - syknęła. - A gdy z Thomasem... 
- Na litość boską, ciszej, erotomanko jedna - powiedział Marco. Aż się zaczerwienił. Co ta kobieta opowiadała! - Sprawa jest zakończona! Chodźmy, Lidia, nie mogę dłużej słuchać tej Caro. 
Poszliśmy jak najszybciej. Marco był wyraźnie zawstydzony. 
- Co za erotomanka - powiedział cicho - słyszałaś, co ona gadała? Z kim ja się spotykałem... 
- Słyszałam - powiedziałam - no cóż, tacy też się zdarzają na świecie. Nie przejmuj się nią! 
- Do momentu zdrady, byłem w niej taki zakochany - westchnął Marco. - Ale gdy ją przyłapałem z tym Thomasem w łóżku, wszystko prysnęło. Gdy jeszcze Mario powiedział, że odchodzi do Bayernu, to już w ogóle czułem się tragicznie. 
- Słyszałam, że tam odchodzi - powiedziałam - ale z tego co wczoraj widziałam, dalej się przyjaźnicie. 
- No pewnie - powiedział Marco - powiedział, że dalej mu zależy na naszej przyjaźni. Podobnie jak mnie, więc wiesz. 
- I dobrze - powiedziałam. 
Dalej szliśmy w milczeniu, od czasu do czasu któreś z nas to przerywało jakimś pytaniem lub stwierdzeniem. 
Marco był bardzo sympatyczny, ale jednak to Mitchell bardziej mnie pociągał. Ale Marco, podobnie jak Łukasz, twierdził, że jest nieuczciwy wobec dziewczyn.  
Nie mogłam tego pojąć... 






*** 





Gdy dotarliśmy z Marco na miejsce, jeszcze nie było Łukasza i dziewczyn, zapewne cudownie się bawili na pływalni. 
- To może zostaniesz jeszcze na herbatę? - zaproponowałam. 
- Chętnie - powiedział Marco. 
Zatem szybko zaparzyłam herbatę, i zasiedliśmy we dwójkę w salonie, naprzeciwko siebie. 
Marco wpatrywał się w dywan, miał lekko różowe policzki. Był chyba nieśmiałym chłopakiem. Ale to podobnie jak ja... 
- Co powiesz ciekawego, Marco? - próbowałam go trochę ośmielić. Jego też chciałam nieco lepiej poznać. 
- Smutno mi - wyznał. - Te dwa przyszłe mecze to będą moje ostatnie dwa mecze razem z Mario... 
- Ale jeszcze będziecie razem zapewne grali w drużynie narodowej - powiedziałam. 
- No tak, tak, ale wiesz... Mario teraz wyprowadzi się do Monachium. A to jest tak daleko - ubolewał Marco. 
Marco mówił do mnie jak do przyjaciółki, a od wczoraj dopiero się znaliśmy. Chociaż to, że mu smutno z powodu odejścia Goetze, to wszyscy wiedzieli. 
Nagle zadzwonił do niego telefon. Marco rozmawiał przy mnie, wywnioskowałam, że to Mario. Nagle Marco zapytał mnie, czy Mario może tu przyjść, bo chce się z nim spotkać. Oczywiście się zgodziłam, byłam otwarta na pogłębianie znajomości z piłkarzami BVB. I byłam zaskoczona, jak dobrze idzie mi rozmawianie po niemiecku. 
Zanim Mario przyszedł, rozmawiałam jeszcze z Marco, ale nie napomknęłam mu o swoim dzieciństwie. Jeszcze było na to za wcześnie. Jednak już poczułam, że dla niego można ufać. 
Niedługo ktoś zadzwonił do drzwi, to był Goetze. 
- No cześć! - uśmiechnął się przyjaźnie i uścisnął moją rękę. - Nie ma jeszcze Łukasza i reszty familii? 
- Cześć, nie, nie ma - powiedziałam i wpuściłam go. 
Siedzieliśmy już we trójkę w salonie, Mario próbował pocieszyć przyjaciela, zapoznawał się też bardziej ze mną. 
- Marco, tylko nie płacz - prosił Mario - będziemy się odwiedzali, przecież jeszcze są telefony, Skype... 
Marco tylko schował twarz na ramieniu Mario. Nagle usłyszałam, jak Piszczkowie wchodzą do domu. 
- O, Lidka, widzę, że gości przyjmujesz - powiedziała Ewa - a jak tam spotkanie z Mitchellem? 
- Marco mnie odprowadził, bo Mitchella ktoś przez telefon namierzył i gdzieś pobiegł - wyjaśniłam - taka sytuacja! Ale tak poza tym, to bardzo miło było. 
- Miałaś szczęście trafić na Marco - powiedziała Ewa - mogłaś się zgubić! Jak ten Langerak mógł tak Cię zostawić?!
- Może to faktycznie coś pilnego było - próbowałam go usprawiedliwić. 
- Dobra, dobra - mruknął Łukasz. 
- Jak tam na basenie było? - zapytałam. 
- A fajnie - zaśmiał się Łukasz - Sara nie chciała wracać! 
Marco i Mario zostali jeszcze u nas przez jakiś czas. Nawet niedługo i dla Marco poprawił się nastrój. W końcu jednak zaczęli się zbierać.
- Lidia! Wpadnij jutro na nasz trening - powiedział Marco. 
- Właśnie, masz od nas zaproszenie - powiedział Mario. 
- Jak mnie Łukasz weźmie - zaśmiałam się. 
Każdy z nich uścisnął mi rękę na pożegnanie. Naprawdę świetni byli z nich faceci. Tylko szkoda mi było Marco, że niedługo będzie musiał znosić taką tęsknotę. 




***




Wieczorem siedziałam przed TV i oglądałam z Łukaszem jakieś niemieckie programy, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
- Kogo to przyniosło? - zdziwiła się Ewka i poszła otworzyć. Po chwili mnie zawołała. - Lidia, Mitchell do Ciebie! 
- O tej porze? - zdziwiłam się i poszłam do hallu. Ewa zostawiła nas samych. 
- Hej Mitch, co się stało? - zapytałam.
- Chciałem Cię bardzo przeprosić, że Cię tak zostawiłem dzisiaj - powiedział - ale musiałem naprawdę szybko iść! Mam nadzieję, że mi wybaczysz - powiedział. - To dla Ciebie - podał mi pudełko wiśni w czekoladzie. 
- Dziękuję - powiedziałam cicho. - Dobrze, że na Marco się natknęłam, odprowadził mnie. 
- No widzisz - uśmiechnął się. - Wybaczysz mi? Jeszcze raz Cię mocno przepraszam! 
- Ech... - westchnęłam - niech Ci będzie, Mitchell! 
- Cieszę się bardzo - powiedział. - To tylko tyle chciałem Ci powiedzieć. Może jutro wpadniesz na nasz trening? 
- Już ktoś mnie zaprosił - zaśmiałam się. - Czemu nie!
- Super - powiedział - ja uciekam, dobranoc, Lidia. 
- Dobranoc, Mitchell - powiedziałam i zamknęłam drzwi. 
- Lidia, czego on chciał? - zawołała Ewa. 
- Przeprosił mnie za dzisiejsze zajście - powiedziałam, pokazując prezent od niego. 
- Podlizuje się - mruknęła Ewa. 
- Uważaj na niego! Mówiłem ci już rano - powiedział Łukasz. 
Ale ja już byłam w drodze do swojego pokoju, otworzyłam szeroko okno i zaczęłam spoglądać na Dortmund. Siedziałam tak dosyć długo, pogrążona w myślach. 




______________________ 




Rozpisałam się trochę ;) Mam nadzieję, że się Wam podoba. 
Kto przeczytał, niech zostawi komentarz proszę, to dodaje motywacji!
Pozdrawiam, Sylwia :* 

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 3.

 Stadion był po prostu nieziemski. Jakże ogromny. Żółto-czarne trybuny. 
- Podoba Ci się? - zapytał Kuba. - W środę musisz tu być, to poczujesz tę magię... 
- Borussia podejmuje tu Chelsea Londyn w środę - wyjaśniła Ewa - zabieram Cię ze sobą, moja droga! Będziemy kibicować! 
- A w przyszłą niedzielę jeszcze jedziemy do Berlina, zagramy z Herthą - oznajmił Łukasz. - Moim byłym klubem... 
- Czemu nie - odparłam. - Jak tak nalegacie! 
- Jeszcze nie poznałaś chyba Borussii, zobaczysz, prędko pokochasz tę drużynę - uśmiechnął się miło Kuba. 
- Ej, towarzystwo, a co wy na to, żeby dziś grilla zrobić u nas? - odezwał się Łukasz. - Zaprosiłoby się jeszcze kilku kolegów, spędzilibyśmy miło sobotni wieczór, co wy na to?
- Jak sam będziesz frykasy przyrządzał do jedzenia, to proszę bardzo - zaśmiała się Ewa. 
- Ani troszkę nie pomożesz? - Łukasz przybrał minę zbitego psa.
- Może... jak ładnie poprosisz - powiedziała powoli rozbawiona Ewa. 
- No i okej - odparł Łukasz. - W takim razie, proszę Cię bardzo, pójdź zrobić jakieś zakupy! Ja zajmę się resztą spraw.
- Ej, pomogę Ci - odezwał się Kuba. 
- Dzięki stary - Łukasz przybił piątkę z Kubą. 
Oni poszli swoją drogą, a ja poszłam z Ewą do supermarketu. Nie żałowała pieniędzy, zakupy były spore, zwłaszcza ilość napojów procentowych... 
- Bez tego się nie obejdzie - powiedziała mi, gdy wracałyśmy do domu - takie są grille z Łukaszem i całą resztą. 
- Pijaństwo - zaśmiałam się. 
- Ha, dokładnie - powiedziała Ewa. - Ciekawe, kogo Łukasz z Kubą sprowadzą tym razem. O, kochana, więc dziś masz okazję poznać kilku innych piłkarzy Borussii! 
- Sama radość - stwierdziłam. 
- Ciekawe, czy Goetze przyjdzie... Jak wiesz, od następnego sezonu gra w Bayernie - westchnęła ciężko Ewa. Tak, mówiła mi to wcześniej. Ponoć cały Dortmund huczał. 
- Jeszcze się tam nie wyprowadził? - zapytałam. 
- Chyba nie - powiedziała Ewa. - Ej, podczas tych dwóch sparingów jeszcze gra w barwach Borussii! 
Ewa opowiadała, cóż to się działo w Dortmundzie. Kibice byli po prostu wściekli na Mario. 
- Więc dziś będziesz, być może, miała okazję na poznanie go - powiedziała Ewa. - Zobaczymy, kogo chłopaki sprowadzą. 
Nie znałam osobiście Goetze, ale słyszałam o nim co nieco. Jak o każdym z piłkarzy BVB. 






*** 




Gdy przyszłyśmy z Ewką do domu, Łukasz i Kuba już tam byli. 
- Rozpalamy ognisko - obwieścił Łukasz - do grilla gdzieś ruszt się zgubił. Szukaliśmy i znaleźć nie możemy. 
- Ognisko też świetna opcja - dodał Kuba.
- Jak chcecie, a macie kijki? - zapytała Ewa. 
- Jakieś były, idę zobaczyć - powiedział Łukasz i poszedł do ogrodu. 
Kuba gdy zobaczył ile Ewa wzięła alkoholu, zrobił wielkie oczy. 
- Ewa, nie pokazuj tego dla Marco! - poprosił. 
- Czemu? - zapytała.
- Wiesz, że on ostatnio jest w fatalnym stanie psychicznym - powiedział Kuba - ale lepiej, żeby nie topił smutków w alkoholu, bo jeszcze nie daj Boże wpadnie w nałóg. 
- A przyjdzie? - Ewa przybrała zdziwiony wyraz twarzy. 
- Przyjdzie, gdy poszliśmy do Mario akurat on z nim tam przebywał - mówił Kuba - ja to mu współczuję, najlepszy przyjaciel niedługo się wyprowadza, a jeszcze niedawno zdradziła go dziewczyna. Ja to nie wiem co bym zrobił, jakby teraz Łukasz klub zmienił! 
- Nie mam zamiaru - odparł Łukasz, który właśnie wszedł do domu i usłyszał ostatnie zdanie Kuby. 
- To się cieszę - odparł Kuba. - I co, są te kijki do kiełbasek? 
- Są, są - powiedział Łukasz i rozsiadł się w fotelu. 
Byłam nieco zdenerwowana. Ciekawa jednak też byłam, jak na mnie zareagują koledzy Łukasza i Kuby. 
- Ten Marco, o którym mówiliście, to Marco Reus, prawda? - upewniłam się.
- Nie inny - powiedział Kuba. 
- Chodźmy już Kuba rozpalać - powiedział Łukasz. 
- Już? - zdziwiła się Ewa. - Drzewo drożeje, wiecie o tym? 
- Tak - odparł Łukasz i poszedł z kumplem do ogrodu. 
Ja natomiast robiłam z Ewą jakieś drobne przekąski. Niedługo mieli przyjść chłopaki. 






*** 






Siedzieliśmy w czwórkę przy ognisku, Sara grzecznie bawiła się w piaskownicy. 
Niedługo usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Idę otworzyć - powiedział Łukasz i pobiegł do drzwi. Ja poczułam, jak robi mi się gorąco. Nie wiedziałam, czemu aż tak. 
- Wchodźcie, wchodźcie - usłyszałam jeszcze i za moment w ogrodzie ukazało się czterech piłkarzy Borussii. Akurat tych byłam w stanie rozpoznać, widywałam ich na zdjęciach w internecie. Ale pierwszy raz na żywo ich ujrzałam... 
Łukasz nie marnując czasu, postanowił mnie z nimi zapoznać. 
- Chłopaki, to jest nasza przyjaciółka Lidia Miller z Warszawy - powiedział. - Lidio, to jest Marco, Mario, Robert i Mats. 
Podałam każdemu z nich po kolei rękę, nieśmiało się uśmiechając. Marco nawet też się do mnie uśmiechnął, ale w jego oczach było widać smutek. 
- Jeszcze ktoś ma przyjść? - zapytała Ewa. 
- Cześć wam! - usłyszeliśmy nagle z ulicy głos jakiegoś chłopaka. Nie rozpoznałam go, ale za moment się dowiedziałam, kto to.
- Cześć Mitchell! - zawołał Łukasz. 
- A wy co, imprezkę przy ognisku robicie? - dopytywał się, oparł się o ogrodzenie. 
- Taki sobotni meeting - objaśnił Łukasz, idąc do furtki. Wpuścił go, i wtedy usłyszałam ciężkie westchnienia Marco i Mario... 
- Pozwól, że Ci przedstawię moją i Ewy przyjaciółkę, Mitchell, to jest Lidia Miller - powiedział - Lidio, to jest Mitchell Langerak, rezerwowy bramkarz Borussii Dortmund. 
- Cześć piękna! - wyszczerzył się Mitchell i uścisnął moją rękę. Aż się lekko zarumieniłam. - Jak tam? 
- A dobrze - powiedziałam. 
Mitchell był po prostu przystojny. Od razu mi się spodobał. Ale pewnie był zajęty. Zauważyłam, że ma śliczne oczy, niezłą fryzurę. Czułam od niego zapach fajnych perfum. 
Ale nie dałam po sobie nic poznać oczywiście. Usiadłam na ławeczce między Łukaszem a Mitchellem. Ewa karmiła Sarę jogurtem. 
Spojrzałam na Mitchella, akurat on też na mnie się popatrzył. Poczułam, jak zmieniam się w buraka...
- Spokojnie - zachichotał - nie denerwuj się! Skąd pochodzisz, Lidia? 
- Z Warszawy - powiedziałam. Denerwowałam się, że mój niemiecki jest jeszcze za słaby. Ale jednak dobrze sobie radziłam. - A ty, Mitchell? 
- Z Sydney - powiedział. 
- Daleko trochę - stwierdziłam. 
- Oj tam - machnął ręką. 
- Ej, towarzystwo, łapcie browary - odezwał się Łukasz. 
- Ja nie chcę - skrzywiłam się. 
- Ej no, Lidka - skrzywił się Łukasz.
- Z nami nie wypijesz? - wtrącił się Robert.
- No i czego biedną dziewczynę zmuszacie, jełopy? - wkurzyła się Ewa. 
- Nie zmuszamy - powiedział Mats, który już sobie popijał złoty napój. 
- Albo okej, Łukasz, daj te piwo - powiedziałam. Zdecydowałam się jednak. 
Ojciec, gdy jeszcze z nim mieszkałam, mówił, że jeśli kiedyś poczuje ode mnie alkohol lub papierosy, to mnie tak stłucze, że ledwo oddychać będę. Ale teraz powiedziałam sobie w myślach : nie ma już tu ojca, mogę robić co tylko zechcę, zwłaszcza, że jestem pełnoletnia. 
Marco i Mario stali w kącie ogrodu i o czymś zawzięcie rozmawiali. 
- Ej, mośki, piwko chcą? - zawołał Łukasz. 
Mario coś jeszcze powiedział do Marco i podeszli obaj. Teraz to już wszyscy pili, oprócz oczywiście Sary, która siedziała Łukaszowi na kolanach, a on w jednej ręce trzymał kijek i smażył kiełbasę na ognisku, a w drugiej piwo. 
Sara zaczęła próbować wyrwać ojcu butelkę. On to zauważył i zaczął udawać, że ją poi. Mała wcale nie zaczęła protestować czy się wykrzywiać. 
- Łukasz! - wkurzyła się Ewa. 
- No co? Sama mówiłaś, że trzeba próbować nowych smaków - powiedział Łukasz. 
- Jesteś niemożliwy - powiedziała Ewa. Wszyscy się roześmialiśmy, nawet Marco, który miał wyraźnie smutne oczy. 
Z czasem to wszyscy się rozkręcili. Zaczęłam więcej rozmawiać z Mitchellem, poznawać go. 
Nastał wieczór, wszyscy już byli nieco wstawieni, zwłaszcza faceci. Ewa była jeszcze całkiem trzeźwa, ja zresztą też. 






***





Zrobiło się w końcu ciemno, a my wciąż siedzieliśmy przy ognisku, co chwila tylko Łukasz dorzucał drewna. Ewa poszła usypiać Sarę, zostałam sama wśród tylu facetów.
Zachciało mi się do łazienki, więc pobiegłam do domu. W łazience paliło się światło, ale były uchylone drzwi. Pomyślałam, że to Ewa zapomniała światło zgasić i weszłam. 
Ale... z łazienki akurat korzystał Marco. Stał w tamtym momencie z opuszczonymi spodniami... i bokserkami. Boże! 
- Ups! Sorry - wydukałam jedynie, i wyszłam jak najprędzej. 
Ale wpadka! I to na samym początku znajomości!
- Ej, Lidia, coś się stało? - zapytał Mitchell, który właśnie wszedł do domu. 
- Nie, nic - powiedziałam z uśmiechem. 
- Wiesz, chciałem Cię zaprosić na kawkę - powiedział - może nawet jutro? Chciałbym cię lepiej poznać! 
- A o której? - zapytałam.
Marco wyszedł z łazienki, przeszedł obok nas, na szczęście nie patrzył na mnie. 
- A może tak o 13? - zasugerował - przyszedłbym po Ciebie. 
- Jak tak bardzo nalegasz - powiedziałam. - Czemu nie! 
- To jesteśmy umówieni - powiedział i mrugnął do mnie. - Chodź, strzelimy sobie jeszcze po piwku! 
Pociągnął mnie za rękę. 
Mitchell był bardzo odważny, zdecydowany. Aż może za bardzo! 
Usiedliśmy przy ognisku. Łukasz, Kuba i Robert i Mats sobie rozmawiali we czwórkę. Trójka Polaków co chwila drażniła Matsa, zaczynając gadki po polsku. 
- Muszę do łazienki - mruknął Langerak i poszedł. 
Zostałam sama z Marco i Mario, którzy nie brali udziału w rozmowie reszty chłopaków. 
- Ej, Lidia - usłyszałam nagle głos blondyna.
- Tak? 
- Nie przejmuj się tym, co się stało - powiedział ciepło. 
- Marco się bał, że się zatrzaśnie - zażartował Mario. 
- Już wygadał się kumplowi - pomyślałam lekko zła, ale odparłam: 
- Nie jesteś zły? 
- Co ty - uśmiechnął się Marco. - W ogóle, wyprowadziłaś się do Dortmundu na stałe? 
- Tak! - odpowiedział za mnie Łukasz, który usłyszał jego pytanie. 
- Łukasz odpowiedział - powiedziałam. 
- Super - powiedział Mario. 
- Mario mi zaraz ucieka - skrzywił się Marco. 
- Do Monachium? - zapytałam, choć wiedziałam, że właśnie tam "ucieka" Mario. 
- Tak - powiedział Mario. - Oj Marco, wiesz, że zawsze będę Twoim przyjacielem i nic tego nie zmieni! 
- Zaprzyjaźnisz się z kimś innym, a o mnie zapomnisz - powiedział Marco.
- Nie ma opcji - ściął Mario i objął Marco ramieniem. 
- Wróciłem! - obwieścił głośno Mitchell. - O czym tak gadacie? 
- O niczym - mruknął Marco. 
Wyczułam, że chłopaki niezbyt się lubią. Ale nieważne. Dla mnie wszyscy byli bardzo mili. Umówiłam się z Langerakiem, a całą resztę także można lubić. 
- Łukasz miał rację - pomyślałam - wyczuwam poprawę życia! 




_______________ 




Zostawiam dla Was do oceny. Jeśli chcecie, mogę ten rozdział usunąć i postarać się napisać coś lepszego... 

Pozdrawiam, Sylwia