A ja poczułam, idąc obok Marco, jak bije mi mocniej serce, jak mi miękną nogi. Pragnęłam go całego. I stwierdziłam, że przy Mitchellu tak samo się nie czułam...
W milczeniu szliśmy kwiecistą łąką, gdy już się nieco oddaliliśmy od chaty, z niepokojem, że coraz bardziej się chmurzy na niebie. Nasłuchiwałam, czy ptaki śpiewają, ale cicho sza! To musiała być cisza przed burzą, o tak.
Nagle zaczęło grzmieć, zauważyłam błyskawicę na niebie. Przestraszyłam się. Zaczął powiewać chłodny wiatr, a ja miałam na sobie tylko lekką sukienkę.
Ale to w sumie było do przewidzenia, ta burza. Tak dziś parno i duszno było, że w końcu musiało to nastąpić.
Nagle tak mocno zagrzmiało, jakby się Tatry waliły, aż prawie podskoczyłam.
- Niedobrze - powiedział Marco. - Będzie burza...
- Raczej tak - powiedziałam smutno.
- Musimy się położyć w jakimś dołku i przeczekać - powiedział Marco - tak będzie najbezpieczniej.
- Racja - pokiwałam powoli głową. Tak, miał rację, nie mogliśmy sterczeć na tej łące, bo jeszcze dosłownie piorun by nas strzelił.
Wypatrzyłam dołek, położyliśmy się na trawie. Dalej milczeliśmy oboje, rozmowa nijak się nie chciała kleić.
W końcu zaczął lać deszcz, padało jak z cebra, do tego co chwila grzmiało i błyskało na ciemnym niebie. Na szczęście zdążyłam wyłączyć komórkę.
Tylko miałam nadzieję, że nie będzie padał grad.
Zerwał się szalony wicher. Zrobiło mi się do tego zimno.
Poza tym, zawsze się bałam burzy, nienawidziłam takiej pogody.
Marco spokojnie leżał obok mnie, patrzył sobie w niebo, jego wyraz twarzy nie był jednak zbytnio zadowolony...
Ziemia była coraz bardziej mokra, wiedziałam, że wrócę do chaty przemoczona do suchej nitki. Ale to akurat był najmniejszy problem.
Znów dopadły mnie wyrzuty sumienia, wiadomo, co było ich powodem...
I ta zmarnowana dzisiejsza okazja wyjaśnienia sobie wszystkiego. Zerknęłam na Marco, wyglądał na nieszczęśliwego, wpatrywał się tylko w niebo. I do tego nagle tuż nad nami błysnęła wielka błyskawica, po czym straszliwie głośno znów zagrzmiało.
To wszystko, te wszystkie czynniki spowodowały, że... rozpłakałam się. Schowałam twarz w dłoniach, po cichutku wylewałam łzy. Miałam nadzieję, że Marco tego nie zauważy.
Jednak po chwili zauważył, usłyszał moje ciche łkanie i zapytał, czemu płaczę.
- Bo się boję... - odpowiedziałam cicho. - Ta burza jest straszna... - wydukałam.
Nic więcej nie dałam rady mu powiedzieć, na szczęście o nic więcej mnie nie pytał.
- Przytul się do mnie - powiedział cichym tonem - będzie dobrze, zaraz ta burza powinna się skończyć.
Jak wypowiedział te słowa, łagodnym, cichym, spokojnym tonem, to aż zrobiło mi się gorąco w środku. Powiedział to tak, jakby nie żywił do mnie żadnej urazy. Jednak nie wiedziałam, jak to jest naprawdę. Bo nikt z nas jeszcze nie poruszył kwestii niedawnego zdarzenia.
Marco ujął mnie za dłoń, nie protestowałam, tylko jak poprosił, przysunęłam się do niego blisko i przytuliłam się. Serce mi waliło jak szalone, myślałam, że zaraz mi wyskoczy z piersi.
Zrobiło mi się cieplej, mimo, że dalej szalał wiatr, padał zimny deszcz, i już tak bardzo się nie bałam wciąż ryczącej burzy.
Cierpliwie czekałam, aż pogoda ulegnie poprawie...
***
W końcu przestało padać, burza się oddaliła, niebo się nieznacznie rozjaśniło. Zapach powietrza po burzy był wspaniały.
Podniosłam się, cała mokra byłam, ale nic sobie z tego nie robiłam, to akurat nie był kłopot.
- A więc burza szczęśliwie minęła - powiedział Marco.
- Całe szczęście - powiedziałam.
- Zatem chodźmy po te maliny - powiedział Marco.
- Okej - odparłam.
Przytulona do Marco czułam, że moje uczucie do niego wzrasta coraz bardziej. Nie miałam jednak pojęcia, czy on to odwzajemnia...
Poszliśmy do lasu, a mnie tyle rzeczy do zakomunikowania cisnęło się na usta. W końcu musiałam je otworzyć i powiedzieć to, co mam do powiedzenia...
Cóż, w końcu musiałam, nie mogłam cały czas dusić tego w sobie.
- Marco... - powiedziałam cicho.
- Tak?
- Stój - powiedziałam i go zatrzymałam, łapiąc go za ramię. - Muszę, a właściwie to chcę z Tobą o czymś pogadać...
- Nie ma sprawy - powiedział.
- Między nami się popsuło - zaczęłam - pamiętasz naszą ostatnią kłótnię i tego nieszczęsnego SMSa, który Ci wysłałam? Żałuję teraz, że go wysłałam, i żałuję, że strzeliłam niepotrzebnie takiego focha. Tak miło było, a przez to przestaliśmy rozmawiać - powiedziałam drżącym głosem. - Marco, ja Cię przepraszam. Ty wtedy próbowałeś wszystko naprawić po tej kłótni, a ja cały czas Cię spławiałam.
Nawet już nie usprawiedliwiałam się bólem brzucha, zatruciem pokarmowym, które wtedy miałam.
Na twarzy Marco ukazały się lekkie rumieńce, spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Lidia, nie przepraszaj... - powiedział cicho - doskonale pamiętam, że przechodziłaś zatrucie pokarmowe, byłaś rozdrażniona, poza tym, sam nie jestem bez winy - powiedział. - Nieźle dałem się omotać Sophie, czego żałuję. Nigdy więcej - wyszeptał. - Nie zależy mi na niej, uwierz. Lidia, zależy mi na naszych dobrych relacjach.
- Mnie też... i to bardzo - powiedziałam - ale bałam się odezwać, nie wiedziałam, jak to wszystko odbierzesz. Myślałam, że...
- Ja też, nie wiedziałem nawet, jak zacząć rozmowę - powiedział - ale tak bardzo się cieszę, że już sobie wszystko powiedzieliśmy... A dziś, gdy zobaczyłem, jak się topisz, myślałem, że zawału dostanę, ale musiałem opanować nerwy i pędzić Cię ratować...
- Dziękuję Ci jeszcze raz - wyszeptałam.
- Nie masz za co dziękować - powiedział. - Nie darowałbym sobie, jakby nie udało mi się Cię uratować...
Zaczynało się robić późno, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Za bardzo byliśmy pochłonięci sobą i szczerą rozmową.
- Marco, idziemy zbierać te maliny? - zapytałam.
- Czekaj - szepnął - muszę wyznać Ci coś jeszcze, teraz albo nigdy.
- Słucham - powiedziałam cicho i poczułam, jak moje policzki płoną.
- Może to wydać Ci się głupie, bo nie znamy się od lat, ale... Lidia, ja, ja się w Tobie... zakochałem - wydukał. - Ciągle myślałem o Tobie, cały czas. Jesteś nie dość że piękna, to jeszcze Twoje łagodne i spokojne usposobienie... ja to kocham w Tobie - powiedział. - Jesteś po prostu idealna. Od początku, gdy Cię poznałem, czułem, że jesteś kimś wyjątkowym. Musiałem Ci to wyznać - powiedział - nie mogę przecież dusić tego w sobie w nieskończoność. Ja Cię kocham, Lidia.
- Marco, ja... ja... - zaczęłam się jąkać. - Naprawdę, Ty mnie...
- Tak - powiedział. - To prawda.
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę - powiedziałam ze łzami w oczach, oczywiście łzami szczęścia.
- Co masz na myśli?
- Marco, ja to odwzajemniam - powiedziałam. - Jesteś wspaniałym facetem, jaka ja byłam ślepa i naiwna, patrzyłam tylko na tego oszusta Mitchella. Dopiero później zrozumiałam, że...
- Rozumiem - wyszeptał - nie martw się już tym.
Czułam, że Marco jest ze mną w stu procentach szczery, poza tym, biła od niego taka czułość...
- Kocham Cię, Marco - odważyłam się powiedzieć, to co czułam.
- Ja Ciebie też. Nie masz pojęcia, jaki szczęśliwy jestem teraz - powiedział i oparł mnie o drzewo rosnące tuż obok. Przytulił mnie mocno i zbliżył swoją twarzyczkę do mojej. Poczułam jego oddech na swojej skórze, i po chwili jego ciepłe usta na moich... Jego namiętny pocałunek spowodował zawroty w mojej głowie. Ta niezwykła czułość od niego bijąca, te ciepło, te uczucie... Nie przestawał mnie tulić, całował mnie cały czas mocno, a ja topiłam się w tych pocałunkach. To było niesamowite uczucie, po prostu coś wspaniałego...
***
- Co z tymi malinami? - wyszeptałam między pocałunkami.
- Teraz Ty jesteś najważniejsza... - wyszeptał mi w odpowiedzi.
Znów zamknął mi usta pocałunkiem. Ja od chwili zaczęłam odczuwać, że jestem lekko podchmielona przez te piwo, do którego namówili mnie towarzysze podróży, ale przede wszystkim byłam pijana z miłości.
Marco zaczął głaskać mnie po całym ciele, aż dostałam przyjemnych dreszczyków. Miał takie subtelne dłonie.
Podwinął mi sukienkę, wtedy zareagowałam, zrozumiałam, co by chciał.
- Ej! Marco! - szepnęłam.
- Tak, aniołku?
- Nigdy jeszcze tego nie robiłam... - szepnęłam, lekko zawstydzona.
- Będę delikatny, nie przejmuj się niczym - wyszeptał poruszony.
Nie opierałam się, bo... sama go zapragnęłam, nie wiem, czy to alkohol tak na mnie podziałał, czy po prostu uczucie. Uznałam, że trzeba cieszyć się chwilą...
Czułam, że mogę zaufać blondynowi.
I po chwili się stało. To było niesamowite przeżycie. Kompletnie oboje zapomnieliśmy, że przecież tu mogą biegać leśne zwierzęta, że ktoś mógł również wpaść na pomysł wyprawy do lasu w celu zbierania leśnych owoców.
Byliśmy pochłonięci sobą, blondyn jak obiecał, był delikatny, przytrzymywał mnie cały czas za biodra, trochę mnie w plecy uwierała kora drzewa, o które się również opierałam.
Miałam chęć krzyczeć z rozkoszy, ale w lesie przecież zabronione są krzyki i hałasowanie.
Po wszystkim Marco spojrzał mi czule w oczy, co spowodowało przyśpieszenie mojego najważniejszego organu.
- Jak samopoczucie? - zapytał cicho.
- Dobrze jest - uśmiechnęłam się lekko.
- Żałujesz tego, co się przed chwilą stało? - zapytał drżącym głosem.
- Nie. Nie żałuję - powiedziałam i go pocałowałam w szyję. - Ufam, że jesteś ze mną szczery, i nie potraktujesz mnie jak Langerak...
- Nigdy w życiu - powiedział. - Nie masz pojęcia, jak mnie cieszy Twoje zaufanie. Chodźmy nazbierać tych malin, dobrze?
- Okej - odparłam.
Niedaleko rosły krzewy malin. Ale z przodu było już obskubane. Więc któreś z nas musiało wejść w te krzaki i tam uzbierać...
- To ja wejdę, będę Ci podawać - powiedziałam i wślizgnęłam się w te krzewy. Dobrze, że nie było tam pokrzyw.
Już zrobiło się ciemno. Ale nas to niezbyt obchodziło. Rwałam maliny, brudząc sobie przy okazji ręce ich sokiem, podawałam je dla Marco.
W tych krzewach było naprawdę duszno.
- Pomogę Ci - powiedział Marco i sam wlazł w te krzewy. Oboje już byliśmy spoceni, nie dość, że upał, to jeszcze byliśmy bezgranicznie upojeni sobą i miłością.
Nazbieraliśmy już trochę, dwa woreczki były już pełne.
- Nie śpieszy mi się do chaty... - wyszeptał Marco i mnie porwał w ramiona.
- A już ciemno... - wyszeptałam.
- To nic - szepnął, i pociągnął mnie na ziemię. Leżeliśmy wśród tych krzaków malin, całując się namiętnie. A wokół cicho, głucho... Usłyszałam hukanie sowy.
To było istne szaleństwo, jakże wielka radość.
Nie opierałam się, bo... sama go zapragnęłam, nie wiem, czy to alkohol tak na mnie podziałał, czy po prostu uczucie. Uznałam, że trzeba cieszyć się chwilą...
Czułam, że mogę zaufać blondynowi.
I po chwili się stało. To było niesamowite przeżycie. Kompletnie oboje zapomnieliśmy, że przecież tu mogą biegać leśne zwierzęta, że ktoś mógł również wpaść na pomysł wyprawy do lasu w celu zbierania leśnych owoców.
Byliśmy pochłonięci sobą, blondyn jak obiecał, był delikatny, przytrzymywał mnie cały czas za biodra, trochę mnie w plecy uwierała kora drzewa, o które się również opierałam.
Miałam chęć krzyczeć z rozkoszy, ale w lesie przecież zabronione są krzyki i hałasowanie.
Po wszystkim Marco spojrzał mi czule w oczy, co spowodowało przyśpieszenie mojego najważniejszego organu.
- Jak samopoczucie? - zapytał cicho.
- Dobrze jest - uśmiechnęłam się lekko.
- Żałujesz tego, co się przed chwilą stało? - zapytał drżącym głosem.
- Nie. Nie żałuję - powiedziałam i go pocałowałam w szyję. - Ufam, że jesteś ze mną szczery, i nie potraktujesz mnie jak Langerak...
- Nigdy w życiu - powiedział. - Nie masz pojęcia, jak mnie cieszy Twoje zaufanie. Chodźmy nazbierać tych malin, dobrze?
- Okej - odparłam.
Niedaleko rosły krzewy malin. Ale z przodu było już obskubane. Więc któreś z nas musiało wejść w te krzaki i tam uzbierać...
- To ja wejdę, będę Ci podawać - powiedziałam i wślizgnęłam się w te krzewy. Dobrze, że nie było tam pokrzyw.
Już zrobiło się ciemno. Ale nas to niezbyt obchodziło. Rwałam maliny, brudząc sobie przy okazji ręce ich sokiem, podawałam je dla Marco.
W tych krzewach było naprawdę duszno.
- Pomogę Ci - powiedział Marco i sam wlazł w te krzewy. Oboje już byliśmy spoceni, nie dość, że upał, to jeszcze byliśmy bezgranicznie upojeni sobą i miłością.
Nazbieraliśmy już trochę, dwa woreczki były już pełne.
- Nie śpieszy mi się do chaty... - wyszeptał Marco i mnie porwał w ramiona.
- A już ciemno... - wyszeptałam.
- To nic - szepnął, i pociągnął mnie na ziemię. Leżeliśmy wśród tych krzaków malin, całując się namiętnie. A wokół cicho, głucho... Usłyszałam hukanie sowy.
To było istne szaleństwo, jakże wielka radość.
Na ziemi niezbyt było wygodnie, ale mało mi to przeszkadzało. Skupiałam się na Marco, który nie szczędził mi czułości.
***
W końcu otrzepaliśmy nasze ubrania i musieliśmy wracać. Włączyliśmy nasze komórki, służyły nam za latarki. Na szczęście, na niebie świecił księżyc, więc dało się jakoś iść.
- Mogły nas tam wilki dopaść - stwierdziłam, gdy wracaliśmy.
- Uratowałbym Cię - powiedział Marco. - Ale późno, trochę zabawiliśmy w tym lesie.
- Miło było - zaśmiałam się.
- Oj tak - przyznał mi rację i objął mnie ramieniem. - Już dwunasta w nocy.
Dotarliśmy do naszej chaty, zauważyliśmy, że światła się palą, czyli jeszcze nie spali i zapewne na nas czekali.
Tak faktycznie było. Gdy weszliśmy, zauważyłam zdenerwowaną Ewę chodzącą w kółko, przy stole siedział Mario.
- Lidia, czy ty chciałaś do zawału mnie doprowadzić?! - zawołała - co wy tak długo robiliście w tym lesie? Już dwunasta w nocy!
- Dziki albo wilki mogły was tam pogryźć! - wtórował Ewie Mario.
Marco położył maliny na stole, a na jego twarzy widniał promienny uśmiech, w oczach radość. Mario patrzył na przyjaciela bardzo zdziwiony.
- O, wrócili! - usłyszałam Łukasza, który właśnie przyszedł.
- Całe szczęście - westchnęła Ewa i usiadła na krześle. - Dzwońcie następnym razem, jak macie zamiar...
- Wyłączyłam komórkę, bo burza była, a potem zapomniałam ją włączyć - powiedziałam.
- Dobrze, już dobrze - powiedział Łukasz. - Ja tam idę spać, dobranoc wszystkim!
- Ja też idę - powiedziała Ewa - wreszcie mogę!
- Dobranoc - powiedziałam.
Ewa i Łukasz poszli do siebie, a ja skierowałam swoje kroki do łazienki. Ale usłyszałam jeszcze krótką rozmowę Marco i Mario, który jeszcze nie weszli na górę.
- Ale co wy tak długo tam robiliście? - dopytywał się Mario. - W ogóle... skąd ta radość? Normalnie promieniejesz! Rano inaczej...
- Upoiła mnie miłość jak mocne wino - powiedział poetycko Marco. - Dlatego promienieję, jak powiedziałeś.
- Marco, to Ty i Lidia...
- Powiedziała, że mnie kocha. Ja też ją kocham. Mimo że niezbyt długo się znamy...
- Wiedziałem - powiedział Mario - wy jesteście dla siebie stworzeni!
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę - powiedział Marco.
- Ja też. Cieszę się Twoim szczęściem - powiedział Mario.
Zerknęłam na nich ukradkiem ze schodów, Marco rzucił się na szyję Mario.
- To najszczęśliwszy dzień w moim życiu - usłyszałam Marco.
Uśmiechnęłam się, wzięłam piżamę z walizki i poszłam do łazienki. Umyłam swoje spocone ciało, ubrałam piżamę, spięłam włosy w warkocz, by mi się nie poplątały na poduszce, i poszłam do pokoju.
Marco jeszcze nie było, zapewne jeszcze rozmawiał z Mario. Cóż, zgasiłam światło i próbowałam usnąć. W końcu powoli odpłynęłam...
***
Zerwałam się nagle z łóżka. Obudził mnie bardzo głośny grzmot. Znów burza!
Zerknęłam na zegarek w komórce, było już po trzeciej rano. Marco spokojnie spał, jego to nie obudziło.
Wiał straszliwy wicher, aż się przestraszyłam, czy nie zwieje dachu. No i lało jak z cebra.
Stanęłam przy oknie, obserwując sytuację. Czułam, że już w ogóle nie usnę.
Nagle błysnęło, po czym tak straszliwie głośny huk się rozległ, musiało bardzo blisko zagrzmieć. I na pewno jakieś drzewo się przewróciło.
- Nie wyrobię - pomyślałam i... położyłam się na łóżku Marco, wtulając się w jego plecy, gdyż spał na boku. Bałam się, że zaraz piorun uderzy w naszą chatkę.
Nagle jednak usłyszałam, że się budzi i przewrócił się na drugi bok. Chciałam szybciutko zejść żeby się nie zorientował, jednak było za późno. Nawet zdążył chwycić mnie za rękę.
- Lidia? Co się dzieje? - wymamrotał rozespany.
- Bo ja... się przestraszyłam, słyszysz jaka burza? - odezwałam się odrobinę zawstydzona. - Już wracam do siebie.
Chciałam wstać, ale on pociągnął mnie za rękę.
- Nie szkodzi - powiedział cicho - chodź! Zmieścimy się jakoś!
- Ale to łóżko jednoosobowe - powiedziałam.
- No i co z tego - powiedział - no chodź, przytulimy się!
- No... dobrze - powiedziałam, zrobiłam, jak mnie prosił.
- Burza powinna niedługo minąć - powiedział cicho.
- Mam nadzieję - powiedziałam.
Leżałam wtulona w Marco, moja głowa spoczywała na jego torsie. Jego ręce mnie obejmowały. Czułam się bezpiecznie. W końcu zamknęłam oczy i powoli zasnęłam...
_________________
Ale się rozpisałam o.O
Mam nadzieję, że Wam się podoba, i że nie rzygnęłyście tęczą! :>
Piszcie swoje opinie ;)
Bardzo mi przykro, że Borussia wczoraj przegrała. -.-
Najbardziej to mi szkoda piłkarzy, a zwłaszcza Marco...
Dante powinien czerwo dostać, widziałyście, jak kopnął Marco w brzuch?
W ogóle, piłkarze Bayernu dosyć często faulowali żółto-czarnych.
Ale i tak, mimo wszystko, jestem bardzo dumna z BVB! Doszli tak daleko. W przyszłym roku na pewno będzie lepiej, Roman powiedział, że będą walczyć! :>
Kocham ich <3
Mam małą prośbę - linki do swoich blogów czy nowych rozdziałów bardzo proszę zostawiać w zakładce SPAM, łatwiej mi to wszystko wtedy jest ogarnąć! :> Dzięki.
No i... dziękuję Wam za wszystkie komentarze, za Wasze wsparcie! Jesteście po prostu cudowne, moje kochane <3 Dajecie mi siłę do pisania!
Okej, już Was nie zanudzam. Kto przeczytał ten rozdział niech zostawi pamiątkę po sobie :>
To bardzo motywuje.
Pozdrawiam Was ciepło, Syl :*
Cieszę się, że Marco i Lidka się pogodzili i są razem.
OdpowiedzUsuńRozdział super!
Cuudowny rozdział <3 Jeeju jak super, że wyznali sobie miłość, teraz to już musi być dobrze ;3
OdpowiedzUsuńFantastycznie piszesz, uwielbiam Twoje blogi :*
Czekam na kolejny rozdział.
A z naszych chłopców i tak jestem dumna <3 Dla mnie i tak wygrali.
aww aww aww kocham takie rozdziały ,i kocham twojego bloga *.*
OdpowiedzUsuńnareszcie sie pogodzili i są razem :D
Ojej ciesze się że w końcu ze sobą porozmawiali...
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny wpis
Ja również jestem dumna z naszych chłopaków:)
ale słodkooo <33
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :D
zapraszam tutaj :http://zyjemiloscia.blog.pl/
No wreszcie się pogodzili i wyznali sobie miłość ^^
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny jak zawsze ;3
Pozdrawiam ciepło ;*
Nawet nie wiesz jak się cieszę że się pogodzili <33
OdpowiedzUsuńAle nadal czuję ból i rozpacz po wczorajszym meczu
Hej :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za taki jakby mały spam, ale nie mogę skomentować rozdziału, ponieważ chcę najpierw zacząć czytać opowiadanie od początku. Chcę tylko napisać, że - jeżeli mi się spodoba, zyskasz we mnie nową czytelniczkę. :)
Przy okazji zapraszam do mnie:
http://eviva-larte.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Angelika JJ
Dobrze, że Lidia w końcu odważyła się poruszyć ten temat :)
OdpowiedzUsuńDodaj następny rozdział jak najszybciej!
Też jestem z nich dumna. Zagrali bardzo dobry mecz ale zabrakło szczęścia :(
Jejjuuu! Jak ja to kocham <3
OdpowiedzUsuńTen blog jest cudowny, a każdy rozdział jest zajebisty *.*
I w końcu są razem, o taakk! :**
Co do meczu to mi też bardzo szkoda naszych pszczółek ;/ Tak bardzo się starali... Wczoraj normalnie to sobie popłakałam trochę -.-
Borussia forever! :*
Czekam na kolejny rozdział :D
Pozdrawiam :**
Awwwwwwwwwwwww *-* Czytałam i piszczałam centralnie <3 omojboszzzz <3 ŚWIETNE <3 *-* Jak ja to kocham...kocham jak nie wiem co !
OdpowiedzUsuńLidia odważna kobieta <3 A Marco słodziak :3 <3
Borussia Dortmund na zawsze <3 *__________* Kocham ich i jestem z nich bardzo dumna ! <3
Awwwwwwwwwwwwwwww zajebiste , byłam smutna bo miałam zły dzień a jak teraz to opowiadanie przeczytałam tooo jeestem mega szczęśliwa <3 Zajebiście piszesz <3 Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest genialny .Ale i tak jestem dumna z Borussi, dali z siebie wszystko. Szkoda biednego Marco. Biedaczek. Na pewno wygrają za rok.Kocham tego bloga.czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńDUMNI PO ZWYCIĘSTWIE, WIERNI PO PORAŻCE !!
Świetny ozdział!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że będą razem i się doczekałam!
Świetne *U*
OdpowiedzUsuńLidia i Marco raazeem ^^
a co do meczu:
DUMNI PO ZWYCIĘSTWIE,WIERNI PO PORAŻCE.Z BVB NA ZAWSZE ♥
Czekam na nexta :)
Pozdrawiam ;*
Ale się wydarzyło w tym rozdziale ;***
OdpowiedzUsuńNareszcie są razem <333
Jejku jak ja to kocham <333
Ciekawe jaka będzie reakcja innych, na wieść o tym, ze są razem. Myślę, ze wszyscy będą zadowoleni ;** (no może oprócz Mitchella)
Marco jest taki słodki i kochany! ;***
Fajny miałaś pomysł z tym lasem :)
Wiedziałam że ten rozdział będzie genialny!
Czekam na kolejny ;**
__________________________
Wczoraj.. przeżyłam to, że Bayern strzelił ze spalonego, przeżyłam to, że Lewy nie został królem strzelców, ale kiedy zobaczyłam zapłakanych piłkarzy BVB nie wytrzymałam.. po prostu się rozpłakałam..
Dla mnie Borussia i tak wygrała tą Ligę Mistrzów. Zagrali jak najlepiej umieli. To, że w finale natrafili na sędziego, który grał z Bayernem to już nie Ich wina. Jestem strasznie dumna z naszych chłopaków ;**
Cudowny <3 Czekam na nexta, Zapraszam do mnie http://tonieplakaty.blogspot.com/ , mile widziane komentarze :D Pozdrowienia ;)
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że Lidia i Marco są ze sobą. Mogli dużo wcześnie wyjaśnić ze sobą wszystko. Marco jest taki słodki <3 Mam nadzieje, że ich szczęście będzie trwać jak najdłużej ^^
OdpowiedzUsuńRozdział jest GENIALNY!!! <3
Koffam ten rozdział <3, Ja właśnie jestem w warszawie i jutro chyba idę na narodowy xd, oglądałam wczoraj mecz z wujkami i wszyscy mamy stype ;_; Bayern strasznie faulowali no ale trudno, ale i tak BVB jest najlepsze :3
OdpowiedzUsuńświetny :) wielka szkoda, że BVB przegrala ale ia tak jest najlepsza .
OdpowiedzUsuńO Boże, Boże, Bożenko! *___*
OdpowiedzUsuńNie wierzę! W końcu! Wyznali sobie tą miłość. Jestem, aż przepełniona szczęściem. Seks w lesie? No tego jeszcze nie czytałam! Cieszę się z ich szczęścia i mam nadzieje, że będą razem długo, długo (: ! Buziaki ;*
jakie to wspaniałe ! uwielbiam <33
OdpowiedzUsuńa co do meczu to fakt- Dante powinien dostać czerowną kartkę za ten faul, to było chamskie ! sędzia, to sędzia -.-
pozdraiwma
Jeju świetny <3 Aż chce się czytać drugi raz <33 Dobrze że w końcu powiedzieli sobie co czują ;33 Czekałam aż to zrobią
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czekam na kolejny już od wczoraj kurdee proszę dodaj coś dzisiiaj <3 Kocham twoje opowiadania <3
OdpowiedzUsuńZajebisty !! Naprawde,kurde zachwycam się twoim talentem. Sorry ze tak późno ale nie miałam kiedy;) Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;***************
Nie rzygnęłam tęczą, wręcz przeciwnie. Bardzo mi się spodobał ten rozdział, a najbardziej wycieczka na maliny xd Cieszę się że są razem. Czekam na kolejny. Pozdrawiam. Paulina C:
OdpowiedzUsuńAl cudowny! Taki długi i tyle się w nim działo :) Dobrze, że wreszcie są razem! Tyle na to czekałam ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na NN ;3
Piszesz świetne opowiadanie. Bardzo lubię je czytać i co chwila wchodzę, aby sprawdzić czy dodałaś może nowy rozdział <3 Cieszę się, że już wszystko sobie wyjaśnili i wreszcie są razem *__* Pisz dalej !! Czekam na nowy rozdział, Z.
OdpowiedzUsuńJa tu wchodzę a tu 5 rozdziałów do nadrobienia :D Przepraszam że cię zaniedbałam ;> Omomom <3 Malinki :D Super że są w końcu razem! :) Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz kolejny? Kurdee czekam już od dwóch dni <3
OdpowiedzUsuńPostaram się jutro coś napisać ;)
UsuńDzisiaj mam upojny wieczor z historia ;c
Okej <3 Tylko proszę dodaj jutro :*** bo zwariuje
OdpowiedzUsuńZdecydowanie mój ulubiony rozdział!
OdpowiedzUsuńBurzowy, malinowy i pełen emocji :P Ten początek był jak cisza przed burzą.
Strasznie się cieszę, że się pogodzili, że są razem i to w tak ładnym stylu. Może TO się stało nieco za szybko, imho, ale to Twoja inwencja ;)
Myślę, że wiesz o tym, że ich związek należy teraz ładnie prowadzić, żeby z niczym nie przesadzić, żeby było realistycznie.
Lubię Twojego Marco, naprawdę go lubię, ale, na miłość Boską, dlaczego okazał się być takim kretynem i sam nie przejął inicjatywy?! Lidka, OK, to ona napisała mu, żeby się odczepił. Może i nie chciał wyjść na namolnego gościa. OK. Ale mógł się dalej starać, mógł. W końcu to facet! Arghh, dlaczego faceci są tacy beznadziejni?! >.<
Przyjaźń Marco i Mario jest jakaś taka... niesamowita: rzucają się sobie na szyję, przytulają się... jak nie faceci! Facet powinien poklepać drugiego po plecach, nie przytulić. Przytulają się kobiety i wtedy to wygląda normalnie. IMO, faceci nie są aż tak wylewni. "Och, jaki jestem szczęśliwy!" - texty tego typu z ust mężczyzny? Nie... Ja rozumiem, że M&M są dla siebie jak bracia, i to widać, bo ładnie piszesz ich przyjaźń. Ale lepiej nie przesadzać, bo wyjdzie sztucznie.
Ponarzekałam, ale wiedz, że rozdział jest dobry. :)
Widzę, że większość osób "słodzi", a z treści w komentarzach nie można wywnioskować nic konkretnego... Szkoda, właśnie to mnie powstrzymuje od zakładanie bloga z opowiadaniem.
xoxo,
Angelika JJ
Znalazłam Twojego bloga niedawno, przeczytałam całego. Marco jest na prawdę mega słodki, ale z drugiej strony, jak dla mnie, trochę zbyt nieśmiały, wręcz taka trochę dupa wołowa :) oczywiście czytam i dodaję do polecanych na moim blogu ;) pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńPS. ciekawe co się stało ? Czyżby Mario nie wytrzymał żarcików Matsa i w końcu go zabił ? :D
sorki, pomyliłam rozdziały :) miało być pod 24 :)
UsuńW końcu razem. Opowiadanie jest cudowne. Masz talent nie z tej ziemi. Kocham to. Nadrabiam dalej. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńBrawo Bayern!!<3 a od twojego opowiadania oderwać sie nie mogę:*
OdpowiedzUsuń