czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 10.

Nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję, dokąd zmierzam. Nie znałam tych ulic. Ale gdy wychodziłam z domu, w ogóle o tym nie pomyślałam... 
Chociaż, nie miałam zbytniej chęci pokazywać się teraz całemu towarzystwu przebywającemu aktualnie u nas i tłumaczyć, co się stało... 
Czułam potworny smutek. Nie taki w moich marzeniach był Langerak. 
Chciałam zobaczyć na telefonie, która godzina. I z jakim przerażeniem stwierdziłam, że jest rozładowany! Co teraz?! Nie będę mogła zadzwonić do Ewki po pomoc. Rozglądałam się za budkami telefonicznymi, ale nigdzie ich w pobliżu nie było. 
Na szczęście jeszcze nie było późno...
Szwendałam się gdzie popadnie, snułam się nieszczęśliwa. W końcu nogi mnie rozbolały i postanowiłam przysiąść na ławeczce w pobliskim parku. 
Zauważyłam z jakieś dziesięć metrów ode mnie jakąś parę, która się kłóciła. 
Jeszcze przez kilka minut wymieniali zdania, po czym kobieta zostawiła swojego towarzysza. Obserwowałam całe zajście. 
Mężczyzna usiadł na ławce, ze spuszczoną głową. Zauważyłam, że wyciągnął paczkę papierosów i zaczął palić. 
- Może to na smutki - pomyślałam - a może sama spróbuję? 
Nie, nie miałam zamiaru podchodzić do tego typa i prosić o fajkę, postanowiłam, że sama sobie kupię, miałam trochę pieniędzy przy sobie. Chciałam choć trochę poczuć się lepiej. 
Miałam szczęście, kiosk stał przy wyjściu z parku. Nabyłam w nim paczkę Malboro, zapalniczkę i do tego puszkę Red Bulla. 
Wróciłam na ławkę, odpaliłam sobie jednego papierosa. Początkowo kaszlałam, nie byłam w stanie się zaciągnąć... 
Ale gdy już się nauczyłam, to zaczęło mi się kręcić w głowie. Jeszcze ten smak dymu w ustach. Otworzyłam puszkę z napojem i zaczęłam popijać małymi łykami. 
- Ale mam samolot w głowie - pomyślałam - pierwszy raz coś takiego czuję! 
Wkrótce praktycznie sama zostałam w tym parku, myślałam dalej, co robić. Iść i szukać właściwej drogi? Czy czekać tu, aż ktoś mnie odnajdzie? Łukasz i Ewa pewnie się zaniepokoją, jak niedługo nie wrócę do domu. 
Pomyślałam, że zapalę jeszcze jednego. Już cała byłam przesiąknięta tym zapachem, nie miałam żadnych perfum przy sobie, żeby się pozbyć tego zapachu dymu... 
Ale mało mnie to obchodziło. 
Nagle zauważyłam piątkę jakichś łysych kolesi. Cholera! A co, jak postanowią mnie zaczepić? Postanowiłam stąd spadać. 
Niestety, oni wszyscy podbiegli do mnie. Czego mogli chcieć? 
- Ej, mała, daj dyszkę! - powiedział jeden z nich. 
- Nie mam - powiedziałam. Naprawdę nie miałam, wydałam już wszystko, zostało mi może z dwa euro, albo i nie. 
- Akurat - odezwał się jeszcze inny i szarpnął mnie za torbę. - Sama się przyznasz, czy mamy ci przeszukać ten worek? 
Banda się roześmiała. Mnie naprawdę nie było do śmiechu... 
- Zostawcie mnie! - krzyknęłam. 
- Nie tak szybko - powiedział typek i mnie chwycił od tyłu. Oni wykorzystywali to, że nikt nie widział ich haniebnego czynu. 
Zaczął mnie obmacywać po piersiach, a nawet po kroczu...
- Puśćcie mnie! Puśćcie! - krzyczałam. 
- Zamknij się - zaśmiał się łysol. 
- Hej, zostawcie ją! - usłyszałam znajomy głos. Głos należący do... Marco. Przybiegł nie wiadomo skąd zadyszany. 
- Kogo my tu widzimy - pokiwał głową łysol. - Sam Marco Reus, gwiazda Bundesligi! 
- Zostawcie ją natychmiast albo zadzwonię po policję! - zagroził blondyn. 
Na to typ powalił mnie boleśnie na podłogę, obok rzucili moją torebkę, na szczęście jeszcze nie zdążyli nic z niej ukraść. 
Prawie się popłakałam, jak boleśnie upadłam na ziemię. Co za bydlaki!
- Wszystko w porządku? - zapytał Marco. - I w ogóle, co to za smród papierosów od Ciebie wyczuwam?! 
- Jestem pełnoletnia, jakbyś nie wiedział - burknęłam, zapominając, że to on uratował mi skórę przed chwilą. Jednak za moment przypomniało mi się to i głupio mi się zrobiło. - Przepraszam. Po prostu, postanowiłam zapalić, bo czuję się fatalnie! Rozumiesz? Nic nie jest w porządku! 
- Ale to nie jest rozwiązanie - powiedział łagodnie Marco. - Lidia, dlaczego Ty... 
- A w ogóle, jakim cudem mnie tu odnalazłeś? - zapytałam. - Gdyby nie Ty, to oni mogliby... 
- Wiesz, miałem przeczucie, że coś złego się dzieje, i postanowiłem Cię szukać  - powiedział Marco. - Widzę, że się nie pomyliłem. 
- Chodźmy do domu - powiedziałam stanowczo. 
- Dobrze - powiedział Marco. - Łukasz z Ewą pewnie już się martwią o Ciebie. 
- Możliwe - mruknęłam.
- A w ogóle, Lidia, jeśli mogę wiedzieć, czemu tak nagle wybiegłaś? Nie wierzyłem od początku, że to tylko miał być spacer - powiedział Marco. 
Nie wiedziałam, czy mu powiedzieć. Ale uratował mi, być może nawet życie. Uznałam, że coś mogę mu wyznać. 
- Wszystko przez Mitchella! - wybuchnęłam - okazało się, że on chciał mnie tylko wykorzystać seksualnie, a moja osoba w ogóle go nie obchodziła! Dowiedziałam się całkiem przypadkowo, Mitchell przez pomyłkę wysłał mi SMSa, w którym... 
- Co za skurwiel - powiedział cicho Marco. - Kochana, on już wiele dziewczyn tak potraktował! Wykorzystuje swój urok osobisty, żeby je tylko zaliczyć! Powtarzaliśmy Ci ciągle, że...
- Och! Proszę! - jęknęłam - tylko mi teraz nie wypominaj! Bez tego się fatalnie czuję! 
- Przepraszam, nie będę - powiedział Marco. 
W końcu dotarliśmy do domu. Zauważyłam, że jeszcze chłopaki siedzą w ogrodzie i popijają procentowe napoje, a Ewa i Agata siedziały sobie w salonie. Ewa aż się przeraziła, gdy mnie zobaczyłam. Nie dziwiłam się. Wyglądałam strasznie, i jeszcze gorzej się czułam. 
- Lidia, dziecko, co z Tobą? - zaczęła mnie wypytywać. 
- Nie mam chęci teraz rozmawiać - powiedziałam. Od razu pomknęłam na górę, i zamknęłam się w pokoju. Nie słuchałam nawoływań Ewy, pomyślałam zresztą, że skoro Marco wie, to niech jej wyjaśni o co chodzi. Już raz o wszystkim opowiedziałam, ból był zbyt świeży, żeby wszem i wobec o tym rozpowiadać. 
Na telefonie miałam na tapecie moje wspólne zdjęcie z Langerakiem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam...
Popatrzyłam sobie chwilkę, po czym znów zalałam się łzami. Nie tak wszystko to miało wyglądać. 






*** 






Za jakieś dwadzieścia minut, usłyszałam, że ktoś puka do moich drzwi. Wkurzyłam się, miałam ochotę być sama. 
- Lidia, otwórz - usłyszałam Ewę. 
- O co chodzi? - burknęłam niezbyt uprzejmie. 
- Otwórz, porozmawiamy - powtórzyła. 
- Niby o czym? - mruknęłam, i powlokłam się jednak otworzyć te drzwi. Ewa wyglądała na zmartwioną. 
- Lidka, proszę, nie przejmuj się tym idiotą! Marco wszystko mi opowiedział - zaczęła - przykro mi, że coś takiego cię spotkało, ale naprawdę, on nie zasługuje na Twoje łzy! On nie jest Ciebie wart, kochana moja! Poza tym, ciągle z Łukaszem... 
- ...mówiliście, jaki to on jest zły! Mieliście rację! Zadowoleni pewnie jesteście - warknęłam. - Mogę zostać sama? Czuję się okropnie, rozumiesz? 
- Rozumiem - powiedziała cicho Ewa - dobrze, ale jakby co, to się odezwij, to porozmawiamy. 
- Dobrze, dobrze - powiedziałam. Ewa wyszła z pokoju, ja zamknęłam za nią drzwi. Rzuciłam się na łóżko, poczułam też, jak mnie kuje serce. 
- Czyżbym się serio zakochała w Mitchellu? - pomyślałam - nie, niemożliwe... 
Postanowiłam zagłuszyć myśli muzyką. Nałożyłam słuchawki na uszy, położyłam się na moim łóżku na wznak i puściłam Pink Floyd
"High Hopes" to dla mnie istne cudo, jedna z najlepszych piosenek na świecie. 
Niestety, ponowne pukanie do drzwi przerwało mi słuchanie. 
- Dlaczego nie dadzą mi spokoju? Powiedziałam, że chcę być sama! - pomyślałam rozdrażniona. 
Otworzyłam drzwi, na mojej twarzy raczej nie malowało się zadowolenie, a za drzwi pociągnęłam z całej siły, jakby chcąc się wyżyć na nich. W progu stał Marco. 
- My już idziemy, chciałem się z Tobą pożegnać - powiedział cicho - jakbyś potrzebowała wsparcia, zawsze możesz do mnie zadzwonić! 
Prawie wcisnął mi w dłonie karteczkę, na której był jego numer. Cóż miałam powiedzieć...
- Dziękuję, to bardzo miłe z Twojej strony - powiedziałam. 
- Marco, idziesz? - usłyszałam głos Matsa z dołu.
- Już! - odkrzyknął blondyn. - To co? Do zobaczenia, trzymaj się! 
Nim zdążyłam zareagować, on przyciągnął mnie i mnie przytulił dość mocno na pożegnanie. Po czym już bez słowa zbiegł na dół. 
Trochę mnie zaskoczyło to jego zachowanie. Reszta chłopaków jakoś nie przyszła się pożegnać. 
Ale było to naprawdę miłe z jego strony. Chociaż... i tak zbytnio mnie to nie pocieszyło. 
Zrezygnowana schowałam karteczkę z jego numerem do szkatułki, zgasiłam światło i położyłam się. Już nie płakałam, ale dalej czułam się paskudnie. 
Usnęłam grubo po północy. 









*** 







Ostatnie dni były dla mnie masakryczne. Prawie nie wychodziłam z pokoju, nie dałam się Łukaszowi wyciągnąć na trening. Przecież wtedy na pewno zobaczyłabym się z Mitchellem. Wiedziałam, że muszę o nim absolutnie zapomnieć, ale nie było to wcale łatwe. 
Nadeszła sobota, jutro Borussia grała jeszcze jeden sparing i potem piłkarze mieli wolne. 
Otrzymałam SMS od Matyldy, że wrócą do Polski jednak dopiero w poniedziałek. Nawet raz próbowała zadzwonić, ale nie odbierałam. Miałam ją i ojca gdzieś. 
Dzisiaj Łukasz był cały dzień w domu, miał wolne, trening miał dopiero jutro mieć już w Berlinie. Dortmundczycy mieli rozegrać mecz z Herthą Berlin. 
Łukasz i Ewa weszli do mojego pokoju, akurat siedziałam na łóżku, słuchałam muzyki i tępo gapiłam się w ścianę.
- Lidia, żyjesz? - zapytał Łukasz - ostatnio w ogóle prawie nie wychodzisz z tego pokoju! Mitchell nie jest wart Twojego cierpienia! 
- Wy myślicie, że to tak łatwo - burknęłam. 
- Tata! - nagle usłyszeliśmy małą Sarę. - Napompuj mi balonik! - i podała ojcu balon. 
- Dobrze - powiedział Łukasz i wyszedł z córką, a Ewa usiadła obok mnie na łóżku. 
- Lidzia, Ty się w nim zakochałaś? - zapytała poważnie. 
Cholera. Nie wiedziałam, co jej powiedzieć. Ale dlaczego w takim razie wpadłam w taką rozpacz po tej sytuacji? 
- Chyba... chyba tak - wydukałam - po paru dniach znajomości, wiem, wiem, to głupie, ale on serio...
- Nie, nie jest to głupie, ja to rozumiem - powiedziała - ale to niewłaściwa osoba, kochana. Znajdziesz sobie kogoś o wiele lepszego i nie będziesz nawet pamiętała o kimś takim jak Langerak. 
- Łatwo ci mówić - westchnęłam. 
- Powinnaś wyjść stąd i iść gdzieś się nieco rozerwać - powiedziała Ewa - a nie tylko siedzieć tu i rozmyślać, i płakać! 
- Tylko ciekawe gdzie - mruknęłam. 
Nagle moja komórka się odezwała, otrzymałam SMSa. Jakiś nieznany numer przysłał mi wiadomość. 


Cześć Lidia! Jak samopoczucie? 
Nie chciałabyś się może spotkać, trochę porozmawiać? Cieszyłbym się! 
Wiem, że jeszcze nie znasz do końca tego miasta, więc przyszedłbym po Ciebie za jakąś godzinkę. Co ty na to? 
Pozdrawiam, Marco 



____________________________ 





Mam nadzieję, że się Wam podoba. Dla mnie niezbyt. Taki o niczym... 
Ale okej, ocenę pozostawiam Wam! 
Czytasz = komentujesz! :) 

Pozdrawiam, Sylwia :* 

19 komentarzy:

  1. Świetny jest :D i nie mów że jest o niczym bo to nie prawda ...
    Zapraszam na nowy blog
    http://niemiecki-sen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No co ty gadasz zajebisty!!
    Czekam już na kolejny,bo jestem ciekawa co będzie dalej ;)
    Pozdrawiam ;*******

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejny ;) Genialny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie gadaj głupstw ! To co piszesz zawsze jest fantastyczne ! Wręcz fenomenalne <3 Kocham to ogólnie <3
    Ciekawi mnie co będzie jak Matylda z ojcem Lidii wróci do domu...grr
    Ciekawe jak to wszytko się poukłada z Lidką i Marco...<3
    Boże jak wiele pytań ! Czekam na dalsze części *-*
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział.Mam nadzieję że Lidia będzie z Marco.Czekan na kolejny wspaniały rozdział.:** :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej świetny <3 Czekam na kolejny
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jest o niczym :)
    Jest genialny!
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest świetny :*
    A Marco taki milusi i troskliwy wobec Lidii <3
    Nie mogę się doczekać następnego :D
    Życzę weny i pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. O czym ty wgl mówisz, jest świetny ;*
    Z niecierpiowścią czekam na kolejny :)
    Zapraszam na moje opowiadania!!!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Marco jaki słodziak *_*
    kocham to opowiadanie ! jest fantastyczne :))
    pozdrawiam <33

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mów tak. Każdemu przeważnie swoje dzieła się nie podobają, ale zdaj się na nas. Jest wspaniały, i inni pewnie mnie poprą. Temu Langerakowi to bym tak nakopała do dupy, że by przez miesiąc nie usiadł. Biedna Lidia, naprawdę wiem jak to jest. Kurcze, zabardzo się wczuwam w opowiadania bo już traktuje je tak jakby to się działo naprawdę. Dziękuję że piszesz, naprawdę twoje opowiadanie daje do myślenia. Nie przestawaj, bo jesteś w tym dobra. Trzymaj się ;* Pozdrawiam
    Zapraszam do siebie;
    http://now-its-good.blogspot.com/
    http://na-przeciw-marzeniom.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialne Dobrze , że ja znalazł i jej nic nie zrobili ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Lidia nie powinna się przejmować Mitchell tylko patrzeć w przyszłość. Mam nadzieje, że Marco pomoże jej i na koniec będą razem.
    Rozdział naprawdę świetny. Widać, że jest przemyślany i piszesz go z pasją :)
    Czekam na kolejny z niecierpliwością.
    zapraszam: http://nowe-zycie-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Cieszę się, że Marco ją uratował :) Mam nadzieję, że Lidia zgodzi się na spotkanie ;D
    Zapraszam na nowy : http://my-hard-love.blogspot.com
    POZDRAWIAM :* i czekam na nexta :>

    OdpowiedzUsuń
  15. Kochany Marco :) Tak troszczy się o Lidię . Mam nadzieję, że Lidia zgodzi się na ten spacer z nim .

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetny rozdział!
    Oj coś czuję, że Marco się zakochał :D
    zapraszam do mnie na nowy rozdział http://wwwkochamcieborussiodortmund.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie jest o niczym, to po prostu taki rozdział "przejściowy". Jest za wcześnie, żeby coś się działo, zbyt wcześnie na to, by Lidka wyszła z pokoju, więc przez cały rozdział musiała uparcie tam siedzieć.
    I SMS od Marco poprawił mi humor :) Czyli zaczyna się powrót na rozdroża i wybranie drugiej ścieżki? :) Reus u Ciebie ma taki "fajny" charakter, jest taki delikatny, spokojny. O wiele bardziej pasuje do Lidii. :)

    Pozdrowionka,
    Angelika JJ


    ___

    http://eviva-larte.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń