Spojrzałam smutno na dobiegającego do mnie blondyna, a deszcz rozpadał się na dobre.
- Przepraszam - powiedział - nie będę już więcej naciskał! Powiesz o co chodzi wtedy, kiedy sama będziesz tego chciała. Dobrze?
- Pasuje mi ta opcja - odparłam smutnym tonem.
Troszkę się zapędziłam, do drogi asfaltowej dobiegłam. Ale ona nie była też tak strasznie daleko.
- Kochanie - odezwał się Marco - wracajmy, pada.
- Nie jesteśmy z cukru - wycedziłam, ale podałam rękę ukochanemu i ruszyliśmy w kierunku naszej chaty.
Moje uczucia były pomieszane. Z jednej strony, może dobrze by było się wyżali
Ciężka, bardzo ciężka sytuacja. Podreptaliśmy do domu, było cicho, wszyscy siedzieli w swoich komnatach. Ja i Marco również poszliśmy do naszej. Usiadłam na łóżku, wpatrywałam się w podłogę. Marco usiadł obok mnie i zaczął mnie przytulać do siebie.
- Lidia... - szepnął. - Kocham cię, wiesz?
- Wiem - odparłam cicho - często mi to mówisz, więc wiem - dodałam lekko rozbawiona.
- A co, nie pasuje Ci to? - zapytał.
- Pasuje, pasuje - uśmiechnęłam się - jesteś naprawdę romantyczny.
Marco spojrzał mi głęboko w oczy, ten jego wzrok był po prostu zabójczy.
- Też Cię kocham - cmoknęłam go w usta - ale idę się wykąpać, rozgrzać się nieco, trochę się wychłodziłam przez to moje wybiegnięcie na to zimno.
- Okej - odparł Marco.
Wyciągnęłam z walizki legginsy w kwiatki, białą tunikę na przebranie, chwyciłam ręcznik i skierowałam się do łazienki.
Moje uczucia były pomieszane. Z jednej strony, może dobrze by było się wyżali
Ciężka, bardzo ciężka sytuacja. Podreptaliśmy do domu, było cicho, wszyscy siedzieli w swoich komnatach. Ja i Marco również poszliśmy do naszej. Usiadłam na łóżku, wpatrywałam się w podłogę. Marco usiadł obok mnie i zaczął mnie przytulać do siebie.
- Lidia... - szepnął. - Kocham cię, wiesz?
- Wiem - odparłam cicho - często mi to mówisz, więc wiem - dodałam lekko rozbawiona.
- A co, nie pasuje Ci to? - zapytał.
- Pasuje, pasuje - uśmiechnęłam się - jesteś naprawdę romantyczny.
Marco spojrzał mi głęboko w oczy, ten jego wzrok był po prostu zabójczy.
- Też Cię kocham - cmoknęłam go w usta - ale idę się wykąpać, rozgrzać się nieco, trochę się wychłodziłam przez to moje wybiegnięcie na to zimno.
- Okej - odparł Marco.
Wyciągnęłam z walizki legginsy w kwiatki, białą tunikę na przebranie, chwyciłam ręcznik i skierowałam się do łazienki.
***
*oczami Marco*
Lidia poszła się odświeżyć, ja zostałem sam w pokoju i rozłożyłem się na łóżku. Gapiłem się w swoją komórkę, gdy do pokoju ktoś zastukał. To był Mario.
- Co tam? - zapytał, siadając na moim łóżku.
- A nic w zasadzie ciekawego - odparłem, prostując się - znowu leje...
- Angielska pogoda - ziewnął Mario. - A Mats sobie śpi.
- Masz okazję się zemścić - zachichotałem.
- Nie będę taki - odparł Mario. - Nie jestem mściwy.
- Ale przyznasz, że wakacje fajne - powiedziałem.
- No pewnie - odparł Mario. - W przyszłym roku powtórka. Tak w ogóle, kiedy wracamy?
- Już chcesz wracać? Dopiero drugi dzień - zaśmiałem się - pod koniec przyszłego tygodnia.
- Czyli zdążę - pokiwał głową Mario.
- Na co?
- Zgrupowanie w Monachium - odparł Mario.
- Dokąd jedziecie na przygotowania do sezonu?
- Do Chin - powiedział Mario. - Wy zdaje się, do Szwajcarii?
- Tak... - powiedziałem - ech, nie masz pojęcia, jak będzie mi Ciebie brakowało na treningach.
- Mnie ciebie również - odparł Mario. - Straszna z Ciebie ciota, ale i tak Cię uwielbiam. - zażartował, zdziwiłbym się, jakby czegoś podobnego teraz nie powiedział.
- Sam jesteś ciota, lamo. - skrzyżowałem ręce na piersi. - A co, jak w tych Chinach będą was psami karmili? Wiesz, że tam...
- Nie jem mięsa. Jestem wegetarianinem - powiedział Mario, wzruszając ramionami. - Nikt mnie nie zmusi!
- Dobry żart! Ty nie jesz mięsa?! - zacząłem się głośno śmiać.
- Z czego się cieszysz? I tak masz raka - usłyszałem nagle Matsa, który sobie bez pukania wszedł do pokoju.
- A ty czego tu? - odezwał się Mario.
- Ja nie do Ciebie mośku, ja do Marco - odparł Mats.
- Słucham, czego dusza pragnie? - zapytałem.
- Ja to chociaż zapukałem do drzwi - nie ustępował Mario.
- To jeszcze się w ten pusty czerep puknij - powiedział Mats.
- Co wy do siebie macie? - zainteresowałem się - te wasze wieczne przekomarzanie się...
- My tak lubimy - uśmiechnął się Mats.
- Mów za siebie - mruknął Mario.
- Ale pada - powiedział Mats, patrząc za okno.
- Szybki jesteś - powiedział Mario.
- Się wie - powiedział z uśmieszkiem Mats.
- Idę coś przegryźć - odparłem - idziecie ze mną?
- Jasne! - odparli zgodnie i poszliśmy na dół.
- A ty czego tu? - odezwał się Mario.
- Ja nie do Ciebie mośku, ja do Marco - odparł Mats.
- Słucham, czego dusza pragnie? - zapytałem.
- Ja to chociaż zapukałem do drzwi - nie ustępował Mario.
- To jeszcze się w ten pusty czerep puknij - powiedział Mats.
- Co wy do siebie macie? - zainteresowałem się - te wasze wieczne przekomarzanie się...
- My tak lubimy - uśmiechnął się Mats.
- Mów za siebie - mruknął Mario.
- Ale pada - powiedział Mats, patrząc za okno.
- Szybki jesteś - powiedział Mario.
- Się wie - powiedział z uśmieszkiem Mats.
- Idę coś przegryźć - odparłem - idziecie ze mną?
- Jasne! - odparli zgodnie i poszliśmy na dół.
***
Wróciłam odświeżona do pokoju, nikogo w nim nie zastałam. Czas powoli zlatywał, nastawał wieczór. Kolejny dzień upłynął.
Marco chyba nieźle się bawił z Mario i Matsem na dole, gdybym nie miała takiego fatalnego nastroju, pewnie zeszłabym do nich na dół i chętnie się z nimi nieco pośmiała. Ale dziś... nie byłam w stanie po prostu.
Leżałam i przeglądałam różne strony internetowe na swojej komórce, do późnego wieczora, aż do pokoju przyszedł Marco. Może i dobrze, że nic mu (jeszcze) nie powiedziałam o swojej tragicznej przeszłości? Nie zepsułam mu humoru...
- Chyba zaraz idę spać - powiedziałam, ziewając i odkładając komórkę.
- Ja też - powiedział Marco. - Ale chodź do mnie...
- A co, jak któreś z nas spadnie? - zapytałam.
- Nikt nie spadnie - machnął ręką. - Albo mogę iść do Ciebie, mnie to obojętnie.
- To chodź - powiedziałam.
Marco ochoczo położył się obok mnie, i naturalnie przyciągnął mnie do siebie.
- Oj Marco... - szepnęłam.
- Tak?
- Ty to chyba lubisz się przytulać - stwierdziłam.
- Nie lubię. Uwielbiam - powiedział.
- Rozumiem - szepnęłam, złożyłam głowę na jego torsie.
Światło było zgaszone, pozostawało jedynie zapaść w sen. Jednak ja nie mogłam usnąć. Leżałam jedynie mocno przytulona do blondyna. W pamięci stanęły mi nagle wszystkie okropne wspomnienia. Nie wiem, czemu to i teraz, po prostu wszystko stanęło mi w głowie.
Po pewnym czasie, ni stąd ni zowąd... zaczęłam płakać. Przestraszyłam się, że obudzę Marco...
Ale teraz czułam, że chętnie bym wszystko mu opowiedziała, wyrzuciła wszystko z siebie.
- Skarbie... - nagle usłyszałam blondyna, jego zaspany głos - co się dzieje? Płaczesz?
Ale nie słyszałam wyrzutów w jego głosie, chyba w ogóle nie złościł się na mnie za to, że go niechcący zresztą obudziłam.
- Marco? Przepraszam, że Cię obudziłam - powiedziałam.
- Nie szkodzi... - ziewnął - ale dlaczego Ty znów...
- Teraz chciałabym Ci wszystko opowiedzieć - powiedziałam - jeżeli tylko możesz mnie teraz wysłuchać.
- Oczywiście - wyszeptał - zawsze bym mógł.
Zadrżałam. Marco się podniósł, wziął mnie na kolana i przytulił do siebie mocno.
***
Opowiedziałam Marco całą historię, nie pomijałam szczegółów. Zaczęłam od przykrego dzisiejszego spotkania z krewnymi, potem opowiedziałam mu o swoim dzieciństwie i ojcu. O tragicznie zmarłej matce i siostrze. Cały czas miałam łzy w oczach, gdy to opowiadałam. Ale czułam, że mi lżej, wyrzuciłam z siebie to wszystko. Marco słuchał, z zapartym tchem. Gdy skończyłam swoją opowieść, nie wiedział, co powiedzieć, tylko kręcił przerażony głową.
- Boże, Lidia... - wyszeptał. - Co ty kochanie musiałaś przejść...
- Sam widzisz - powiedziałam - dlaczego nie chciałam o tym rozmawiać. To dla mnie takie bolesne wspomnienia...
- Rozumiem Cię doskonale - powiedział Marco cicho - jak dobrze, że Łukasz i Ewa Cię wzięli do Dortmundu! Więc to jest ta przyczyna...
- Dokładnie - powiedziałam - gdyby nie to, ojciec mógłby mnie nawet zabić. On zdolny jest do wszystkiego. Nienawidzę go jak zarazy.
- Nie dziwię się w ogóle - powiedział Marco. - Lidia, kochanie...
- Jak dobrze, że jesteś - wyszeptałam i zarzuciłam mu ręce na szyję. - Dziękuję Ci za to.
- To ja tobie dziękuję - wyszeptał - skarbie!
Siedzieliśmy tak przytuleni, już niezbyt wiele rozmawiając, aż po blady świt. Odechciało nam się snu. Zerknęłam na zegar, już było wpół do ósmej rano. Na korytarzu już było słychać kroki.
- Już od rana grasują - usłyszałam Marco.
- Ranne ptaszki - skomentowałam.
Nagle usłyszałam przyśpieszony chód, do pokoju wpadła spanikowana Ewa. A za nią Łukasz.
- Co się stało!? - zapytał Marco. Spojrzałam na Ewę i Łukasza, na ich twarzach malował się wyraźny przestrach...
_______________________
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za ten denny rozdział. -.-
Zawiewa trochę nudą.
Zapraszam na mojego drugiego bloga na nowy rozdział Long, terrible dream. mile widziane komentarze :)
Tutaj też! Pozdrawiam :*