- Spokojnie, skarbie - próbował uspokoić mnie Marco - zaraz karetka przyjedzie.
- A jeśli ja poronię? - wymamrotałam. - Marco, podaj mi wody!
Marco posłusznie przyniósł mi szklankę wody, której się napiłam.
- Wszystko będzie dobrze - próbował mnie pocieszyć. - Dziecko przeżyje! Kochanie, nie martw się na zapas...
Niebawem pogotowie przyjechało. Niemalże nie byłam w stanie samodzielnie iść, ale jednak z pomocą Marco udało mi się dotrzeć do pojazdu.
- Mogę z nią jechać? - zapytał Marco lekarzy. Ja już byłam jak zwiędła lilia, tylko położyłam się na noszach ustawionych w karetce.
- Oczywiście - usłyszałam odpowiedź jednego z ratowników.
Ruszyliśmy do szpitala. Marco cały czas był przy mnie, ściskał moją rękę. Gdyby jego przy mnie nie było, zwariowałabym do szczętu.
Gdy dojechaliśmy do szpitala, od razu powieźli mnie na ostry dyżur.
- Nie wytrzymam - wymamrotałam - ja mdleję...
Faktycznie, czarne płatki zaćmiły moje oczy... nie byłam w stanie już niczego zobaczyć ani usłyszeć...
***
*oczami Marco*
To najgorsza noc w moim życiu. Jestem wściekły na siebie, ale jeszcze bardziej na ojca, którego zamknąłem w piwnicy.
Przysiadłem na korytarzu, ledwo oddychałem. Lidię powieziono na ostry dyżur, nie mam pojęcia, co się z nią aktualnie dzieje.
Boję się, że to związane z dzieckiem. Ile to razy kobiety roniły przez ogromny stres.
Już po drugiej. Co za koszmarna noc. Pozostaje jedynie czekać...
Przysiadłem i siedziałem nieruchomo, ze spuszczoną głową. Chciałbym, żeby teraz był tu Mario, wsparł mnie, przytulił i nieco pocieszył.
Nie wybaczę sobie, że wpuściłem do mojego domu tego bydlaka. Wprawdzie Lidia mówiła, że nie ma w tym mojej winy, ale jednak jest.
Nie, nie pójdę na piątkowy trening, nie dam rady. Wprawdzie w sobotę gramy z Augsburgiem, ale to zeszło u mnie na drugi plan.
- Boże, co się z nią dzieje? - pomyślałem gorączkowo - co z moją Lidią?!
Jak dotąd, nikt z lekarzy czy pielęgniarek nie podszedł do mnie i nic nie powiedział. Zapewne jeszcze nic nie wiadomo. A to czekanie i stan niepewności, niewiedzy jest czymś straszliwym.
Schowałem twarz w dłoniach i z całej siły starałem się powstrzymać łzy.
Czas mijał, a ja dalej niczego się nie dowiedziałem, jednak poprzysiągłem sobie, że nie ruszę się stąd, póki się nie dowiem, co z moją ukochaną.
Nagle poczułem, jak ktoś dotyka mojego ramienia. Podniosłem głowę, to podeszła do mnie pielęgniarka.
- Bardzo mi przykro - powiedziała ponuro. - Pani Lidia poroniła.
Poczułem się, jakby ktoś wyssał mi całe powietrze z płuc. Jak dotąd, tliła się we mnie resztka nadziei, że zostaniemy szczęśliwymi rodzicami. Jednak teraz, ta informacja kompletnie mną wstrząsnęła i mnie załamała...
- Jak to?! Nie dało się nic zrobić?!
- Niestety - powiedziała pielęgniarka. - Jednak to nie wszystko! U pani Lidii stwierdzono gwałt i pobicie. Stres wywołany tymi czynnikami spowodował, iż pani Lidia straciła dziecko. Jednakże nic nie chciała mówić na ten temat.
Robimy jej jednak obdukcję lekarską, wszystko będzie udokumentowane. Tylko nie wiadomo, kto jest sprawcą...
- Zaraz będzie wszystko jasne! Niech pani wezwie policję, a ja pojadę z nimi i wydam w ich ręce sprawcę! - powiedziałem.
Tak, wziąłem sprawę w swoje ręce. Uznałem, że muszę tak postąpić.
Pielęgniarka wezwała policję, niebawem przyjechali. Podałem im adres swojego mieszkania i poinformowałem, że sprawca znajduje się zamknięty w moim mieszkaniu.
Jechałem radiowozem z policjantami, zrobiło się ogromne zamieszanie. Gdy dojechaliśmy do mojej posesji, zauważyliśmy... że Albert właśnie wywalił drzwi i zabiera nogi za pas. Jednak policjanci szybko zareagowali.
- Proszę stać! - krzyknął jeden z nich. - Jest pan zatrzymany!
- Jestem niewinny! - odkrzyknęło to bydlę.
Policjant wziął pistolet i strzelił nim w górę. Zatrzymało to Alberta, który się zatrzymał i odwrócił. Stróże prawa wykorzystali ten moment i nie odkładając pistoletów, podeszli do ojca.
- Proszę do radiowozu - powiedział policjant. - W tej chwili.
- Jestem niewinny! - powtórzył się okrutnik.
- Wyjaśnimy sprawę na komisariacie - powiedział policjant. Zwrócił się też do mnie. - Pan również z nami pojedzie, złożyć zeznania w sprawie.
Pokiwałem tylko głową. Albert całą drogę się awanturował. Gdy już byliśmy na komendzie, musieli założyć mu kajdanki.
Z bólem serca opowiedziałem o całej sprawie, powtórzyłem też to, co powiedziała mi Lidia. Zaznaczyłem również, że ona nie będzie w stanie w najbliższym czasie opowiadać o tym. Policjant powiedział, że będzie potrzebna jej terapia.
W szpitalu policjantom powiedziano, że zostanie przesłana na policję obdukcja lekarska, stwierdzenie gwałtu i pobicia.
Policjant powiedział, że dobrze się stało, iż nastała taka szybka reakcja, gdyż to ułatwia sprawę. Prawda... ślady Alberta na ciele Lidii były jeszcze świeże, łatwiej będzie udowodnić mu winę!
- Jest pan wolny - powiedział policjant, który mnie przesłuchiwał. - Teraz zajmiemy się panem Albertem.
- Słusznie - odparłem.
Policjant zawołał swojego kolegę, który wprowadził do biura Alberta.
- Zgnijesz w więzieniu - powiedziałem wściekły do ojca.
- Jeszcze nie udowodniono mu winy - zwrócił mi uwagę stróż prawa.
- To kwestia czasu - powiedziałem. - Do widzenia.
Już wpół do czwartej nad ranem. Umieram z wycieńczenia, ale muszę wracać do Lidii.
Na szczęście, w Niemczech jest sprawna policja, która nigdy nie zwleka z sprawami takimi jak ta. Nie wiem, jak w innych krajach.
Pośpieszyłem do szpitala. Na szczęście, udało mi się ubłagać recepcjonistkę, aby pozwoliła mi pójść na oddział, mówiąc, że to szczególnie wyjątkowa sytuacja. Godziny odwiedzin są dopiero od siódmej rano.
Na oddziale zagadnąłem pielęgniarkę, chciałem wiedzieć, w jakiej sali jest Lidia.
- Tak naprawdę, pan powinien przyjść dopiero o siódmej rano - powiedziała - ale w tej wyjątkowej sytuacji nie będę już oponować. Pani Lidia faktycznie potrzebuje wsparcia. Jest w sali numer dwanaście. Jednak proszę jej niczym nie denerwować, jej stan psychiczny jest fatalny...
Mam nadzieję, że Ewa wróci jak najszybciej. A tego poranka wróci Łukasz, zapewne będzie chciał wiedzieć, co u mnie...
- Na pewno niedługo Cię wypuszczą - powiedział Marco.
Na szczęście, nie bił mnie po głowie, nie mam wstrząsu mózgu czy czegoś podobnego... Mam tylko siniaki na rękach, klatce piersiowej... I parę razy uderzył mnie mocno w brzuch, co spowodowało poronienie... Do tego ten koszmarny lęk i stres!
Mój stan psychiczny prezentuje się lata świetlne gorzej niż fizyczny.
- Kochanie... muszę do łazienki pójść. Zaraz wrócę - powiedział Marco.
- Idź, idź - powiedziałam, moja głowa opadła na poduszkę.
Czuję niesamowity chaos w moim wnętrzu. Chciałabym gdzieś stąd zwiać, gdzie nie będzie nikogo...
*oczami Marco*
- Boże, co się z nią dzieje? - pomyślałem gorączkowo - co z moją Lidią?!
Jak dotąd, nikt z lekarzy czy pielęgniarek nie podszedł do mnie i nic nie powiedział. Zapewne jeszcze nic nie wiadomo. A to czekanie i stan niepewności, niewiedzy jest czymś straszliwym.
Schowałem twarz w dłoniach i z całej siły starałem się powstrzymać łzy.
Czas mijał, a ja dalej niczego się nie dowiedziałem, jednak poprzysiągłem sobie, że nie ruszę się stąd, póki się nie dowiem, co z moją ukochaną.
Nagle poczułem, jak ktoś dotyka mojego ramienia. Podniosłem głowę, to podeszła do mnie pielęgniarka.
- Bardzo mi przykro - powiedziała ponuro. - Pani Lidia poroniła.
Poczułem się, jakby ktoś wyssał mi całe powietrze z płuc. Jak dotąd, tliła się we mnie resztka nadziei, że zostaniemy szczęśliwymi rodzicami. Jednak teraz, ta informacja kompletnie mną wstrząsnęła i mnie załamała...
- Jak to?! Nie dało się nic zrobić?!
- Niestety - powiedziała pielęgniarka. - Jednak to nie wszystko! U pani Lidii stwierdzono gwałt i pobicie. Stres wywołany tymi czynnikami spowodował, iż pani Lidia straciła dziecko. Jednakże nic nie chciała mówić na ten temat.
Robimy jej jednak obdukcję lekarską, wszystko będzie udokumentowane. Tylko nie wiadomo, kto jest sprawcą...
- Zaraz będzie wszystko jasne! Niech pani wezwie policję, a ja pojadę z nimi i wydam w ich ręce sprawcę! - powiedziałem.
Tak, wziąłem sprawę w swoje ręce. Uznałem, że muszę tak postąpić.
Pielęgniarka wezwała policję, niebawem przyjechali. Podałem im adres swojego mieszkania i poinformowałem, że sprawca znajduje się zamknięty w moim mieszkaniu.
Jechałem radiowozem z policjantami, zrobiło się ogromne zamieszanie. Gdy dojechaliśmy do mojej posesji, zauważyliśmy... że Albert właśnie wywalił drzwi i zabiera nogi za pas. Jednak policjanci szybko zareagowali.
- Proszę stać! - krzyknął jeden z nich. - Jest pan zatrzymany!
- Jestem niewinny! - odkrzyknęło to bydlę.
Policjant wziął pistolet i strzelił nim w górę. Zatrzymało to Alberta, który się zatrzymał i odwrócił. Stróże prawa wykorzystali ten moment i nie odkładając pistoletów, podeszli do ojca.
- Proszę do radiowozu - powiedział policjant. - W tej chwili.
- Jestem niewinny! - powtórzył się okrutnik.
- Wyjaśnimy sprawę na komisariacie - powiedział policjant. Zwrócił się też do mnie. - Pan również z nami pojedzie, złożyć zeznania w sprawie.
Pokiwałem tylko głową. Albert całą drogę się awanturował. Gdy już byliśmy na komendzie, musieli założyć mu kajdanki.
Z bólem serca opowiedziałem o całej sprawie, powtórzyłem też to, co powiedziała mi Lidia. Zaznaczyłem również, że ona nie będzie w stanie w najbliższym czasie opowiadać o tym. Policjant powiedział, że będzie potrzebna jej terapia.
W szpitalu policjantom powiedziano, że zostanie przesłana na policję obdukcja lekarska, stwierdzenie gwałtu i pobicia.
Policjant powiedział, że dobrze się stało, iż nastała taka szybka reakcja, gdyż to ułatwia sprawę. Prawda... ślady Alberta na ciele Lidii były jeszcze świeże, łatwiej będzie udowodnić mu winę!
- Jest pan wolny - powiedział policjant, który mnie przesłuchiwał. - Teraz zajmiemy się panem Albertem.
- Słusznie - odparłem.
Policjant zawołał swojego kolegę, który wprowadził do biura Alberta.
- Zgnijesz w więzieniu - powiedziałem wściekły do ojca.
- Jeszcze nie udowodniono mu winy - zwrócił mi uwagę stróż prawa.
- To kwestia czasu - powiedziałem. - Do widzenia.
Już wpół do czwartej nad ranem. Umieram z wycieńczenia, ale muszę wracać do Lidii.
Na szczęście, w Niemczech jest sprawna policja, która nigdy nie zwleka z sprawami takimi jak ta. Nie wiem, jak w innych krajach.
Pośpieszyłem do szpitala. Na szczęście, udało mi się ubłagać recepcjonistkę, aby pozwoliła mi pójść na oddział, mówiąc, że to szczególnie wyjątkowa sytuacja. Godziny odwiedzin są dopiero od siódmej rano.
Na oddziale zagadnąłem pielęgniarkę, chciałem wiedzieć, w jakiej sali jest Lidia.
- Tak naprawdę, pan powinien przyjść dopiero o siódmej rano - powiedziała - ale w tej wyjątkowej sytuacji nie będę już oponować. Pani Lidia faktycznie potrzebuje wsparcia. Jest w sali numer dwanaście. Jednak proszę jej niczym nie denerwować, jej stan psychiczny jest fatalny...
***
Leżałam obolała na szpitalnym łóżku i zalewałam się gorzkimi łzami. Nijak nie mogłam przestać.
Zostałam podle zgwałcona, pobita, straciłam dziecko. Czułam, że staję się kłębkiem olbrzymich nerwów.
Zrobili mi obdukcję lekarską, nie broniłam się przed tym, ale nie miałam ochoty rozmawiać na ten temat. Nikt mnie w sumie nie zmuszał, wykazali zrozumienie.
Nagle ktoś przyszedł. I ten ktoś zaczął delikatnie potrząsać moim ramieniem...
- Lidia, skarbie, już jestem - usłyszałam czuły głos mojego chłopaka.
- Marco? Gdzieś Ty się podziewał? - wydukałam.
- Już Albert został zamknięty. Już nie zrobi Ci nigdy krzywdy - wyszeptał Marco.
- Lekarze mnie pytali o sprawę... ale ja nie dam rady o tym rozmawiać - powiedziałam cicho. - Ty zgłosiłeś to na policję? Dlaczego?! Ja nie...
- Nikt Cię nie będzie zmuszał do zeznawania, aż nie będziesz gotowa - Marco próbował mnie uspokoić. - Ważne, że została zrobiona obdukcja lekarska i podejrzany został aresztowany!
- Marco, ja straciłam dziecko - powiedziałam roztrzęsiona. - Nie masz pojęcia, jak się teraz tragicznie czuję. Tak bardzo Ci na nim zależało... - mówiłam, płacząc.
- To nie Twoja wina - wyszeptał Marco.
- Marco, ja... nie mogę tego znieść! Po prostu nie mogę! Czuję się z tym podle, że poroniłam! Na pewno jesteś zawiedziony...
- To nie Twoja wina, kochanie - powtórzył Marco. - To wszystko wina Alberta, Ty nic złego nie zrobiłaś, jesteś absolutnie niewinna, rozumiesz? Mówiłem Ci to i dalej będę mówił...
- Marco... wracaj do domu - wycedziłam - masz trening przecież, odpocznij chociaż trochę. A ja...
- Nie idę na trening - przerwał mi Marco - nie jestem w stanie. Ja cierpię razem z Tobą, rozumiesz? Zostanę i będę przy Tobie... nieważne, co inni będą mówić.
- Wszystko mnie boli... - jęknęłam. - A głowa to już w ogóle buzuje! Marco, ja chyba zaraz zwariuję...
Prawie wrzeszczałam, po prostu to nie do opisania... Marco szybko podał mi wody i przytulił mnie, starał się mnie jakoś uspokoić.
Znów zaczęłam płakać, zachowywałam się jak jakaś uciekinierka z psychiatryka. Ból był taki świeży i straszliwy, przeszywał mnie na wskroś... oba bóle, fizyczny i psychiczny.
Wtulałam się w Marco, on obejmował mnie swoimi silnymi ramionami i szeptał do ucha różne słowa pocieszenia.
- Chcę stąd wyjść jak najszybciej - wydukałam. - Chcę do domu! - To nie Twoja wina - wyszeptał Marco.
- Marco, ja... nie mogę tego znieść! Po prostu nie mogę! Czuję się z tym podle, że poroniłam! Na pewno jesteś zawiedziony...
- To nie Twoja wina, kochanie - powtórzył Marco. - To wszystko wina Alberta, Ty nic złego nie zrobiłaś, jesteś absolutnie niewinna, rozumiesz? Mówiłem Ci to i dalej będę mówił...
- Marco... wracaj do domu - wycedziłam - masz trening przecież, odpocznij chociaż trochę. A ja...
- Nie idę na trening - przerwał mi Marco - nie jestem w stanie. Ja cierpię razem z Tobą, rozumiesz? Zostanę i będę przy Tobie... nieważne, co inni będą mówić.
- Wszystko mnie boli... - jęknęłam. - A głowa to już w ogóle buzuje! Marco, ja chyba zaraz zwariuję...
Prawie wrzeszczałam, po prostu to nie do opisania... Marco szybko podał mi wody i przytulił mnie, starał się mnie jakoś uspokoić.
Znów zaczęłam płakać, zachowywałam się jak jakaś uciekinierka z psychiatryka. Ból był taki świeży i straszliwy, przeszywał mnie na wskroś... oba bóle, fizyczny i psychiczny.
Wtulałam się w Marco, on obejmował mnie swoimi silnymi ramionami i szeptał do ucha różne słowa pocieszenia.
Mam nadzieję, że Ewa wróci jak najszybciej. A tego poranka wróci Łukasz, zapewne będzie chciał wiedzieć, co u mnie...
- Na pewno niedługo Cię wypuszczą - powiedział Marco.
Na szczęście, nie bił mnie po głowie, nie mam wstrząsu mózgu czy czegoś podobnego... Mam tylko siniaki na rękach, klatce piersiowej... I parę razy uderzył mnie mocno w brzuch, co spowodowało poronienie... Do tego ten koszmarny lęk i stres!
Mój stan psychiczny prezentuje się lata świetlne gorzej niż fizyczny.
- Kochanie... muszę do łazienki pójść. Zaraz wrócę - powiedział Marco.
- Idź, idź - powiedziałam, moja głowa opadła na poduszkę.
Czuję niesamowity chaos w moim wnętrzu. Chciałabym gdzieś stąd zwiać, gdzie nie będzie nikogo...
***
*oczami Marco*
Poszedłem do łazienki, bo chciałem zostać na chwilkę sam. Poczucie winy nie dawało mi spokoju.
Stanąłem przy oknie, zacząłem wpatrywać się w puste ulice Dortmundu. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni, zacząłem się zastanawiać, czy nie zadzwonić do Mario... tylko jemu mogłem się wyżalić i wszystko opowiedzieć, wiedząc, że on tego nikomu nie powie ani nie będzie złośliwie komentował.
Kiedyś Mario mi powiedział, że jeżeli tylko będę potrzebował wsparcia, zawsze mogę do niego zadzwonić, o każdej porze dnia i nocy. On również mógł na mnie liczyć.
Postanowiłem jednak nie dzwonić, tylko wysłać mu SMS...
Cześć, Mario. Wybacz, że piszę o takiej porze, ale to naprawdę wyjątkowa i poważna sytuacja. Stało się coś strasznego i to z mojej winy. Potrzebuję Twojego wsparcia. Kiedy się obudzisz, napisz, kiedy byś mógł ze mną porozmawiać... Mam nadzieję, że będziesz mógł jak najszybciej!
SMS na pewno go teraz nie obudzi. Już samo wysłanie SMSa dało mi jakąś ulgę.
Wyszedłem z łazienki... i doznałem szoku.
Z damskiej toalety, znajdującej się tuż obok męskiej, wychodziła... Sophie. Była w piżamie. Czy ona również leżała w szpitalu? Niby co jej mogło się stać?
- No proszę! Kogo ja tu widzę - Sophie oczywiście musiała mnie zaczepić.
- Nie denerwuj mnie - mruknąłem.
- Jakie to przykre, Twoja ukochana została zgwałcona? - jak to usłyszałem, poczułem, jak krew się we mnie gotuje...
- Kto Ci tak powiedział?! - wkurzyłem się na maksa.
- Słyszałam, jak pielęgniarka do Ciebie mówiła - powiedziała Sophie. - I co, jednak nie będziecie szczęśliwą rodzinką? Nie będzie dzidziusia? - zachichotała.
- Wiesz co? W ogóle nie masz uczuć! To w ogóle nie jest śmieszne! Jesteś skończoną idiotką - powiedziałem. Chciałem pójść, ale Sophie złapała mnie za ramię.
- A Ty skończonym mięczakiem - powiedziała. - Dziwię się teraz samej sobie, że mi na Tobie zależało. Jesteś taką ciotą, że aż mi Cię szkoda.
- Wiesz co? Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz, i... - i nagle moją wypowiedź przerwała dzwoniąca komórka.
Mario?! To jednak go obudziłem?!
________________________
Rozdział nie zachwyca. Ale pozostawiam Waszej ocenie. :)
Wprawdzie sprawa gwałtu już jest na policji, szybko to się rozwiązało... Ale jeszcze będzie trochę mieszania, więc się nie przejmujcie ;>
U Was też 30-stopniowy upał? U mnie niestety tak... mam nadzieję, że szybko się to skończy, bo zdycham -.-
Liczę na motywujące komentarze. :) Dla Was zostawienie komentarza to chwilka, a dla mnie ogromna radość.
Buziaki!
WildChild
Jakie to smutne :( Lidia poroniła.. a przecież Marco tak zależało na tym dziecku! A to bydle to tylko wywieźć do innego kraju i zakopać pod ziemią! A jeszcze krzyczy, że niewinny jest! Marco już powinien załatwiać psychologa..
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
http://claire-mario-story.blogspot.com/
Tak mi szkoda Lidii i Marco a ten bydlak niech zginie w więzieniu
OdpowiedzUsuńSmutny ale i wspaniały rozdział
Buziaki u mnie tylko 25 stopni
szkoda mi Lidii i Marco :( ledwo się nie popłakałam ;(
OdpowiedzUsuńten Albert... szkoda słów... ucięła bym mu... nie powiem co!
oby wszystko było dobrze ♥
cudowny rozdział ♥
czekam na nn ;* buziaki :)
p.s. u mnie jak wczoraj było 33, tak dzisiaj z 20 -,-
Weź już nie mieszaj ! Lidia serio ma ciężko z tobą ! :D Ale jak zwykle świetny rozdział. A tego skurwysyna zabiłabym na miejscu. Jeszcze ta Sophie .. :/ Ygh, dobrała się ta dwójka wręcz idealnie.
OdpowiedzUsuńSpokojnie, u mnie też gorąco. A chciałam iść biegać, bo chłodno się rano zapowiadało... :/
Okej. Zbyt długo mnie tu nie było! Zbyt długo!! Strasznie Cię przepraszam kochana! Po raz kolejny zawiodłam i totalnie nie ogarnęłam spraw 'blogowych'. Co do tego i poprzedniego rozdziału to naprawdę rewelacyjnie! Tak bardzo szkoda mi teraz Lidki i Marco... Jezu, jak oni muszą to przeżywać. Marco tak bardzo chciał mieć dziecko i po raz trzeci bliska mu osoba poroniła. Straszne... Ile on przeszedł... I jeszcze Sophie... Boże! Wstrętna, wredna, okropna Sophie! Musi go jeszcze tak straszliwie dobijać! Nienawidzę jej z całego serca! Tak bardzo krzywdzi Lidię i Reusa.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że jeszcze wszystko się ułoży, że Lidia ponownie zajdzie w ciąże i tym razem urodzi zdrową córeczkę, a wraz z Marco stworzą idealną , szczęśliwą rodzinę! Buziaki kochana i jeszcze raz bardzo przepraszam za tak długą nieobecność! ;*
Szkoda mi Lidii i Marco :'(
OdpowiedzUsuńNienawidzę tego Alberta, niech go zamkną na długie lata.
Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i Lidia z Marco stworzą szczęśliwą rodzinę :-)
Pozdrawiam :-*
Boże ta Sophie znowu mnie denerwuje, coś czuje że ona może mieć coś wspólnego z tym gwałtem i Albertem ale to tylko moje przypuszczenia :D
OdpowiedzUsuńBiedna Lidia i Marco... :( Albert powinien zgnić w więzieniu! I jeszcze ta Sophie, jak można być taką wredną suką?! Szkoda słów... Mam nadzieję, że wszystko się ułoży :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział!
Pozdrawiam :*
U mnie wczoraj było 36 stopni na dworze ;/ Świetny rozdział, mam dosyć tej Sophie a ojciec Marco niech zgnije w więzieniu
OdpowiedzUsuńBoże jak oni się teraz muszą strasznie czuć. A tak chcieli być rodzicami. Na pewno jeszcze będę mieli gromadkę dzieci. Dobrze że policja się tym już zajęła. Biedny Marco jeszcze ta Sophie.
OdpowiedzUsuńMario na pewno go będzie wspierać.
Rozdział jest boski jak zawsze.
czekam na kolejny .:**
niech ta Sophie da sobie siana, wkurzająca jest -_- a Albert niech gnije w więzieniu.
OdpowiedzUsuńMario będzie wspierał Marco i mam nadzieję że wszystko się poukłada.
świetny rozdział <3 :) czekam z niecierpliwością na następny i pozdrawiam :*
Smutny rozdział. Współczuję Lidii i Marco. Mam nadzieję, że Mario pocieszy swojego przyjaciela. Niby Albert jestw więzieniu, ale to nie zwróci ich dziecka. Czekam na kolejny. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńJeej mialam jednak nadzieję, ze dziecko przeżyje:(
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział a zarazem tragiczny!.
Czekam na nn:)
Pozdrawiam
O nie..... Nie mogę..... Boże, ale się poryczałam :( Tak bardzo im współczuję. A tego gnoja i tę idiotkę powieszę!!!! Nie zdziwiłabym się, gdyby panna Sophie miała z tym coś wspólnego... Mam takie dziwne przeczucie.
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny i zarazem bardzo smutny. Lidia będzie potrzebowała Marco. Ale wiem, że genialnie pociągniesz to dalej, tak samo jak na Twoim poprzednim blogu, który był niesamowity :*
Dziękuję za ten rozdział i z niecierpliwością czekam na kolejny :*
Pozdrawiam i niech wena Cię nie opuszcza. Oby tak dalej! :*
Jak smutno :( Szkoda, że Lidia poroniła :c Dobrze, że ten bydlak jest już w rękach policji! Dobrze, że Mario zadzwonił do Marco :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next ;*
Nie ono nie żyje !! A myślałam ze wszystko będzie dobrze :( Marco nie powinien sie obwiniać. Pozdrawiam , Realowa
OdpowiedzUsuńNie!!
OdpowiedzUsuńTylko nie to;c
Albert powinien gnić w więzieniu.!!
U mnie 37 w cieniu umrzeć można :)
Rozdział cudowny :D
Musi się ułożyć czekam na nn :*
Pozdrawiam :3
Jezu! Ale czemu tak!? :(
OdpowiedzUsuńWychłostałabym tego Alberta.. -,-
Jest 38 i już wyparowałam.. ;) Nie wiem czemu ale chcę burzę xd
Czekam na kolejny! :)
Kurde szkoda mi Lidi i Marco,a Alberta bym zabiła gdybym tylko mogła
OdpowiedzUsuńBiedny Marco i Lidia ..
OdpowiedzUsuńOboje tak bardzo chcieli tego dziecka :(
Najchętniej to dałabym mu karę śmierci !
Świetny rozdział jak zawsze ;)
Już nie mogę się doczekać następnego. Twój blog to jeden z lepszych, które czytam ! ;)
Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział - http://mr11mg10.blogspot.com/2013/07/rozdzia-3.html
Nikola ;)
Szkoda, że poroniła, a wszystko przez tego Alberta -,-
OdpowiedzUsuńNiech odsiedzi swoje, najlepiej dać mu dożywocie. ;)
Rozdział Mega, mega świetny ;)
Czekam na nn :3
Pozdrawiam ^^
Matko jak smutno :(
OdpowiedzUsuńBiedni.. :((
Dobrze, że Albert dostanie karę za to co zrobił! Ja takich ludzi nie rozumiem.. Gdybym go dorwała to.. ;/
Znowu pojawiła się Sophie i znowu mnie irytuje ;/
Mam nadzieję, ze jeszcze im się wszystko ułoży :)
Rozdział cudowny. Czekam na kolejny i pozdrawiam :**
P.S u mnie tez było tak gorąco..
Jak ona mogła poronić :((
OdpowiedzUsuńKurde..
Mam nadzieje ,że będą mieli kolejne dzieci
Nie nie nie nie tylko nie to
OdpowiedzUsuńBoże...popłakałam sie jak czytałam ten rozdział
Bardzo mi szkoda Lidzi i Marco tak chcieli mnieć dziecko
a teraz przez tego gnoja Alberta Lidka poroniła
Rozdział Wspaniały
czekam na nn
Najchętniej bym zabiła tego Alberta.
OdpowiedzUsuńPrzez niego Lidka poroniła.
Współczuję Marco, ojciec bydlak, Lidka poroniła i jeszcze ta głupia Sophie... -,-
Niech ona dam im wreszcie spokój, żeby mogli być szczęśliwi.
Świetny rozdział. <3
Czekam na nn ;3
Pozdrawiam ;*
Alberta to na krzesło elektryczne!!!
OdpowiedzUsuńBiedna Lidia , no i Marco. Szkoda, ze poroniła,
mam nadzieję, ze później będzie lepiej! :)
pozdrawiam :*
Boskie , czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO nie, nie, nie! To nie może być możliwe! Czemu Lidka poroniła?! Czemu?! :c O boziu, a myślałam, że wszystko się ułoży. Każdy będzie szczęśliwy, a Marco i Lidia stworzą idealną rodzinkę ze swym malutkim, słodkim bobasem. Jakie te życie może być nieprzewidujące... :/ To wszystka wina tego bydlaka, Alberta! Gdyby on jej nie zgwałcił i dotkliwie pobił to zapewne wszystko potoczyłoby się inaczej. Moja nienawiść do tego okrutnika wzrosła chyba już do tego stopnia, że więcej się nie da! -.- A jeszcze ta Sophie.. Grr, wredna szmata (za przeproszeniem). Ale zasłużyła na owe miano swoim ohydnym postępowaniem. Cały ten rozdział jest genialny i pełen rozpaczy... Łzy poleciały mi podczas jego czytania :c Życie jest brutalne i nie szczędzi nikogo, a tym bardziej osób, które już tak wiele w nim przeszły. :( Nie mogę w to uwierzyć co się stało... Ciekawe jaka będzie reakcja Ewy i Łukasza. Na pewno też bardzo się zmartwią i będą współczuć tej zakochanej dwójce. Kiedy będzie nn? Bo ja już nie mogę się doczekać, nie wytrzymam po prostu! :c
OdpowiedzUsuńBuziaczki kochana! :*
Szkoda mi Lidki i Marco. Tak bardzo chcieli to dziecko, chcieli założyć szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Mi również się wydaje, że ta cała Sophie ma coś z tym wspólnego. Jeśli tak to i dobrze, przynajmniej poniesie karę tak jak Albert i nasi główni bohaterowie będą mogli być w końcu szczęśliwi i nikt im nie będzie ingerował w ich życie.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością nn!
Buziaki kochana! ;*
Masakra, tak bardzo chciałam, żeby ich dziecko się urodziło.. :cc
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Albert poniesie swoją karę i w końcu nikt nie zaszkodzi związkowi Lidii i Marco.. :)
Naprawdę, masz wielki talent i dobrze, że dzielisz się nim z nami <3
Cudo :*
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Lidia straciła to dziecko ;((
Mam nadzieję, ze ten Albert trafi w końcu do wiezienia!
Czekam z niecierpliwością na nowy.
Pozdrawiam <3
Świetny! Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na drugi rozdział http://onlybvb.blogspot.com/