- Co się z Tobą dzieje? - powtórzyłam pytanie.
- Lidia... przed chwilą wróciło do mnie straszliwe wspomnienie - powiedział cichutko.
Nic dalej nie rozumiałam. Co to mogło być za wspomnienie? I wróciło do niego w takim akurat momencie? Potrzebowałam szerszego objaśnienia...
- Jakie wspomnienie? - zapytałam delikatnie.
- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? Nie chciałbym Cię smucić w Twoje urodziny - powiedział mój ukochany.
Jego ton był pełen bólu, jeszcze pięć minut temu był radosny i zadowolony, a teraz jego nastrój uległ diametralnej zmianie.
- Mów śmiało - powiedziałam.
Marco, nim zaczął wyjaśniać, o co chodzi, pociągnął mnie na swoje kolana, przytulił mnie mocno.
- Teraz zrozumiesz, dlaczego tak się denerwowałem, kiedy widziałem Cię palącą lub jeżdżącą rowerem, dlaczego tak się bałem o nasze dziecko - powiedział powoli Marco.
Wreszcie odkryję, dlaczego Marco się tak zachowywał, co nim kierowało...
- Nigdy Ci nic nie mówiłem o mojej rodzinie... jak pytałaś raz czy dwa, zmieniałem temat - powiedział Marco. - Ale teraz Ci coś opowiem o mojej matce.
- Słucham - powiedziałam cicho.
- Zacznę od tego, że nie mam w ogóle rodzeństwa, a bardzo bym chciał je mieć - powiedział Marco. - Kiedy miałem dziesięć lat, moja mama znów zaszła w ciążę. Pamiętam, jak bardzo się z tego powodu cieszyłem. Chyba jednak moja mama nie za bardzo, gdyż uwielbiała palić, wypić, wcale od tego nie stroniła. A ja już jako taki młody chłopiec wiedziałem, że to szkodliwe dla maleństwa. Mówiłem jej to wielokrotnie, ale ona kazała mi siedzieć cicho. Ojciec nie próbował jej powstrzymywać. Skarbie... ta jej ciąża miała tragiczny finał. Matce powinęła się noga na schodach i runęła jak długa na brzuch. Dziecko tego nie przeżyło. Czasami się zastanawiałem, czy nie zrobiła tego specjalnie - opowiadał z goryczą. - Poza tym, nawet gdyby nie ten wypadek, mogłaby poronić, nie żałowała sobie przecież alkoholu czy papierosów, szczególnie na spotkaniach z przyjaciółmi. Jakiś czas później, rozwiodła się z tatą, i wyjechała do Stanów. Zostawiła mnie samego. W USA zaczęła nowe życie. Nie wiem nawet, czy jeszcze żyje, jak się ma. Tata, kiedy miałem czternaście lat, poznał nową kobietę... on też mnie zostawił. Wyjechał z tą kobietą do Monachium. Nie mam z nim kontaktu. Dorastałem i mieszkałem u mojej babci. Chciałem czy nie, musiałem szybko dorosnąć. Jedyną moją ucieczką od tego wszystkiego był futbol. Na boisku zapominałem o wszelkich kłopotach. I tak to się wszystko potoczyło...
Słuchałam jego opowieści z zapartym tchem. Jednakże on miał coś jeszcze do dodania.
- Grałem w Rot Weiss Ahlen, później przeniosłem się do Borussii Moenchengladbach. Poznałem Caroline. Zaszła ze mną w ciążę... wtedy się zaczęło. Ona była taka jak moja matka! Nie stroniła od imprez, uwielbiała sączyć drinki, palić papierosy, całą noc tańczyć na parkiecie. Kiedy jej zwracałem uwagę, wyśmiewała mnie. Skończyło się na tym, że poroniła, wszystkiemu winny był jej tryb życia. Picie, palenie, wymęczanie organizmu przez całonocne wygibasy, to wszystko sprawiło, że Caro poroniła. Jakiś czas po tym się rozstaliśmy. Nie byliśmy dla siebie stworzeni. Caroline na odchodnym nazwała mnie nudziarzem i powiedziała, że znajdzie sobie bardziej imprezowego faceta.
Wszystko już zrozumiałam w stu procentach. Kiedy Marco mnie dziś zobaczył spadającą ze schodów, przypomniało mu się, jak to jego matka się przewróciła i straciła dziecko. A Marco tak pragnął mieć rodzeństwo.
I zrozumiałam, dlaczego Marco był taki troskliwy i nad wyraz opiekuńczy wobec mnie. Za wszelką cenę chciał, abym nie skończyła tak jak jego matka czy Caroline, żebym nie poroniła.
- Już teraz wszystko rozumiem - powiedziałam, wtulając się w blondyna. - Czemu nic wcześniej nie powiedziałeś?
- Ciężko mi o tym rozmawiać, kochanie - powiedział Marco. - Niewiele osób o tym wie. Oczywiście Mario wie... Robert też wiedział - dodał ponuro.
- Teraz dokładnie wiem, dlaczego mnie tak ścigałeś - powiedziałam.
- Po prostu pragnę, abyś urodziła to dziecko, żeby było zdrowe - powiedział Marco. - Chcę z Tobą stworzyć kochającą się rodzinę. Sam takowej nie miałem. Matka uwielbiała życie towarzyskie, często nie było jej w domu, mało kiedy spędzała ze mną i z ojcem czas. Tata przeważnie siedział w pracy, a gdy nie pracował, wychodził z kolegami. Gdy oboje rodzice byli w domu, często się kłócili, potem na jakiś czas godzili, i znów kłótnia. Wielokrotnie odwiedzała nas babcia, gotowała mi obiad albo pomagała w lekcjach. Czasami również rozmawiała z rodzicami.
- Marco... nie wiem, co powiedzieć... - głos mi się załamał.
- Nic nie musisz mówić - powiedział cicho. - Serio, pragnę, abyś urodziła to dziecko, zobaczysz, zrobię wszystko, żebyśmy byli szczęśliwą rodziną. Te maleństwo jeszcze bardziej zbliży nas do siebie, skarbie.
Naprawdę, nie wiedziałam, co powiedzieć. Marco był taki kochany i troskliwy. Nieczęsto się takie osoby zdarzają na tym świecie.
I okazało się, że i ja, i on, pochodzimy z takich rodzin, w których nie było miłości. I że oboje potrzebujemy tego uczucia. Byliśmy dla siebie idealni, pasowaliśmy do siebie w stu procentach.
Słuchałam jego opowieści z zapartym tchem. Jednakże on miał coś jeszcze do dodania.
- Grałem w Rot Weiss Ahlen, później przeniosłem się do Borussii Moenchengladbach. Poznałem Caroline. Zaszła ze mną w ciążę... wtedy się zaczęło. Ona była taka jak moja matka! Nie stroniła od imprez, uwielbiała sączyć drinki, palić papierosy, całą noc tańczyć na parkiecie. Kiedy jej zwracałem uwagę, wyśmiewała mnie. Skończyło się na tym, że poroniła, wszystkiemu winny był jej tryb życia. Picie, palenie, wymęczanie organizmu przez całonocne wygibasy, to wszystko sprawiło, że Caro poroniła. Jakiś czas po tym się rozstaliśmy. Nie byliśmy dla siebie stworzeni. Caroline na odchodnym nazwała mnie nudziarzem i powiedziała, że znajdzie sobie bardziej imprezowego faceta.
Wszystko już zrozumiałam w stu procentach. Kiedy Marco mnie dziś zobaczył spadającą ze schodów, przypomniało mu się, jak to jego matka się przewróciła i straciła dziecko. A Marco tak pragnął mieć rodzeństwo.
I zrozumiałam, dlaczego Marco był taki troskliwy i nad wyraz opiekuńczy wobec mnie. Za wszelką cenę chciał, abym nie skończyła tak jak jego matka czy Caroline, żebym nie poroniła.
- Już teraz wszystko rozumiem - powiedziałam, wtulając się w blondyna. - Czemu nic wcześniej nie powiedziałeś?
- Ciężko mi o tym rozmawiać, kochanie - powiedział Marco. - Niewiele osób o tym wie. Oczywiście Mario wie... Robert też wiedział - dodał ponuro.
- Teraz dokładnie wiem, dlaczego mnie tak ścigałeś - powiedziałam.
- Po prostu pragnę, abyś urodziła to dziecko, żeby było zdrowe - powiedział Marco. - Chcę z Tobą stworzyć kochającą się rodzinę. Sam takowej nie miałem. Matka uwielbiała życie towarzyskie, często nie było jej w domu, mało kiedy spędzała ze mną i z ojcem czas. Tata przeważnie siedział w pracy, a gdy nie pracował, wychodził z kolegami. Gdy oboje rodzice byli w domu, często się kłócili, potem na jakiś czas godzili, i znów kłótnia. Wielokrotnie odwiedzała nas babcia, gotowała mi obiad albo pomagała w lekcjach. Czasami również rozmawiała z rodzicami.
- Marco... nie wiem, co powiedzieć... - głos mi się załamał.
- Nic nie musisz mówić - powiedział cicho. - Serio, pragnę, abyś urodziła to dziecko, zobaczysz, zrobię wszystko, żebyśmy byli szczęśliwą rodziną. Te maleństwo jeszcze bardziej zbliży nas do siebie, skarbie.
Naprawdę, nie wiedziałam, co powiedzieć. Marco był taki kochany i troskliwy. Nieczęsto się takie osoby zdarzają na tym świecie.
I okazało się, że i ja, i on, pochodzimy z takich rodzin, w których nie było miłości. I że oboje potrzebujemy tego uczucia. Byliśmy dla siebie idealni, pasowaliśmy do siebie w stu procentach.
- Lidia, chodźmy do jacuzzi się trochę odprężyć - powiedział Marco.
- To chodźmy - powiedziałam.
Marco wziął mnie na swoje silne ręce i zaniósł mnie na górę. Napuścił gorącej wody do ogromnej wanny, która zaczęła bulgotać, jak to w jacuzzi. Dysze również zostały włączone.
Nie tracąc czasu, rozebraliśmy się i wskoczyliśmy do wody. Czułam jak dysze pieszczą moje plecy. Woda wokół bulgotała, co zapewniało przyjemność mojemu ciału.
- Jak samopoczucie? - zapytałam, chcąc przełamać ciszę.
- Teraz troszkę lepsze - powiedział Marco.
- Marco, błagam Cię, nie dręcz się już - powiedziałam. - Będę dbała o siebie i dziecko. Zobaczysz, że będziemy we trójkę szczęśliwi. Już nie tknę alkoholu ani papierosa, póki nie urodzę i nie skończę karmić dziecka piersią.
- Nie masz pojęcia, jak cieszą mnie te Twoje słowa - uśmiechnął się Marco.
- A ja się cieszę, kiedy Ty się uśmiechasz - powiedziałam i zbliżyłam swoje usta do ust mojego chłopaka. Zaczęłam go delikatnie całować, on to chętnie podjął.
Faktycznie, taka kąpiel w jacuzzi była naprawdę relaksująca. Marco miał dobry pomysł, kupując coś takiego do swojego domu.
Marco znienacka złapał mnie i położył na wodzie, przez co zmoczyłam sobie włosy.
- Ej no, nie miałam zamiaru dziś myć głowy - powiedziałam.
- No i co z tego - zaśmiał się. - Mogę Cię podtopić?
- Dręczyciel - zaśmiałam się.
Trzymał mnie całą, moje włosy pływały, ponad taflą wody wystawała tylko moja twarz.
- Może Ci daruję, jak mi coś obiecasz... - uśmiechnął się zawadiacko.
- Humorek, widzę, wrócił - uśmiechnęłam się.
- Ha, bo z Tobą przebywam - odparł.
- Co mam Ci obiecać? - zapytałam, choć się już domyślałam.
- Chodźmy do sypialni, to sama zobaczysz...
- Osz Ty zboczeńcu, tylko jedno Ci w głowie - powiedziałam.
Udało mi się z powrotem usiąść, znienacka strzeliłam blondynowi w ucho.
- Au! - złapał się za ucho. - Lidia!
- Słucham Cię, kochanie?
- To bolało!
- I dobrze - zachichotałam.
- Wredna, wredna ta Lidia, ale i tak kochana - pocałował mnie w skroń. - Chodźmy już do sypialni...
- Za moment - odparłam, oparłam się wygodnie, pozwalając dyszom masować moje plecy.
- Chyba, że wolisz tutaj - zaśmiał się Marco. - Mi tam obojętnie...
- Zboczeniec - mruknęłam. Wyszliśmy w końcu z wanny, Marco nawet nie dał mi się okręcić w ręcznik, tylko od razu wziął mnie na ręce i pośpieszył ze mną do sypialni.
Położył mnie na łóżku, sam również się położył i pociągnął mnie na siebie, całując delikatnie. Jego dłonie gładziły całe moje ciało. Ja zajęłam się masowaniem jego pleców, rysowałam palcami kółka na nich.
Oboje potrzebowaliśmy bliskości i czułości...
- Jesteś piękna - wyszeptał Marco między pocałunkami.
Po kilku chwilach mój ukochany przeszedł do rzeczy. Cały czas trzymał mnie w ramionach i patrzył mi głęboko w oczy.
Po wszystkim, położył się obok mnie, objął mnie w pasie.
- Jesteś boska, wiesz? - powiedział cicho.
- Mój Ty niewyżyty blondasie - uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w szyję.
Leżeliśmy w pachnącej pościeli, upojeni sobą.
Poleżeliśmy jeszcze tak razem przez jakiś czas, później poszliśmy pooglądać TV.
Marco akurat natrafił na jakiś horror, z czego się ucieszył.
- Ale super - ucieszył się. - "Teksańska masakra piłą mechaniczną" akurat się zaczyna!
- O nie - jęknęłam - będę miała koszmary!
- Nie będziesz - Marco pogładził mnie po głowie z uśmiechem, pociągnął mnie na swoje kolana.
Film się zaczął. Marco oglądał z zaciekawieniem. Ja również, chociaż niektóre sceny były tak przerażające, że nie wytrzymywałam i chowałam twarz na torsie Marco.
Jednak jego nic nie przerażało.
Horror skończył się po dwóch i pół godzinie. Marco wyłączył TV, poszliśmy do sypialni.
Byłam ubrana w koszulkę nocną, którą dostałam od niego. On miał na sobie tylko niebieskie bokserki i białą koszulkę bez rękawów.
Położyłam się wygodnie, przykryłam się mięciutką kołdrą. Marco przysunął się do mnie, przytulił mnie do siebie. Leżałam z głową wtuloną w jego tors, co bardzo mi odpowiadało. Od blondyna biło takie niesamowite ciepło. W końcu powoli usnęłam...
Obudziły mnie promienie słońca. Leżałam w objęciach Marco, który jeszcze słodko spał.
Wokół panowała nieskazitelna cisza. Wsłuchałam się w bicie serca mojego ukochanego.
Marco miał trening o dziesiątej. Przedtem obiecał mnie odprowadzić do domu.
W końcu on również się obudził.
- Hej, kochanie - powiedział i na dzień dobry cmoknął mnie w usta.
- Hej, słodziaku - uśmiechnęłam się.
- Jak się spało? - zapytał.
- Wygodnie - odparłam.
- To się cieszę - powiedział i usiadł na łóżku. - Dopiero wpół do dziewiątej. Chodź, zjemy coś na śniadanie, a potem Cię odprowadzę do domu.
- Okej - odparłam.
Podniosłam się z łóżka, ubrałam się, pościeliłam łóżko, gdyż mój ukochany już popędził na dół.
Uczesałam się w koka i również poszłam na dół.
- Co byś zjadła? - zapytał Marco.
- A co masz dobrego? - odpowiedziałam pytaniem. - Masz płatki kukurydziane?
- Mam - odparł Marco.
Zjadłam miseczkę płatków kukurydzianych z mlekiem, natomiast Marco spożył kilka kanapek z szynką i serem, oraz jajecznicę ze szpinakiem. Musiał dostarczyć sobie energii, gdyż na treningu na pewno dostanie z chłopakami wycisk od Kloppa.
Po śniadaniu wzięłam swoje rzeczy, i Marco odwiózł mnie samochodem do domu. Mieliśmy iść piechotą, ale jednak jemu zachciało się przejażdżki.
- Do zobaczenia - powiedziałam, chcąc wysiąść.
- A buziak na pożegnanie? - upomniał się Marco.
- Proszę - powiedziałam, przybliżyłam swoją twarz do twarzy Marco, pozwalając mu złożyć na moich ustach gorący pocałunek.
- Miłego treningu - uśmiechnęłam się na odchodne.
- Dziękuję - powiedział Marco. - Hej, jak coś, to mogę podrzucić Łukasza na trening.
- Okej, to zaraz mu powiem - powiedziałam. - Na pewno jest jeszcze w domu.
Wysiadłam z auta, poszłam do domu. Faktycznie, Ewa i Łukasz przesiadywali jeszcze w kuchni.
- O, nasza Lidia wróciła - uśmiechnął się Łukasz.
- Łukasz, jeżeli chcesz, to Marco może Cię podrzucić na trening, akurat mnie odwiózł, jeszcze nie odjechał - powiedziałam.
- Okej! Dobrze się składa - powiedział Łukasz. Dokończył konsumpcję kanapki z kiełbasą, wziął torbę treningową i pośpieszył do drzwi frontowych. - Do zobaczenia po południu!
- Miłego treningu! - krzyknęła za nim Ewa.
- Sara już w przedszkolu? - zapytałam.
- Tak, na ósmą ją zawiozłam - powiedziała Ewa. - To taki ranny ptaszek.
- Ma to po mamusi - zaśmiałam się.
- No pewnie - powiedziała Ewa. - Chcesz coś zjeść?
- Nie, dzięki, u Marco jadłam - powiedziałam.
- Rozumiem - Ewa zaczęła sprzątać ze stołu.
Wyszłam do ogrodu, usiadłam sobie na leżaku. Słońce się schowało, ale dalej było bardzo ciepło.
Posiedziałam sobie chwilkę na świeżym powietrzu, po czym wróciłam do domu. Zauważyłam, że Ewa z kimś rozmawia przez telefon. Aby jej nie podsłuchiwać czy krępować, poszłam do siebie do pokoju, na górę.
Leżałam rozmarzona ze słuchawkami w uszach, wpatrując się w widoki, które miałam za oknem, gdy nagle do pokoju przyszła Ewa. Odwróciłam się, gdy zobaczyłam w jakim jest stanie, przeraziłam się. Była cała zapłakana.
Wyciągnęłam słuchawki z uszu, i zaczęłam ją wypytywać, co się stało.
- Lidzia, mój tata zmarł w nocy - aż ledwo ją zrozumiałam, szloch dławił jej głos. - Miał udar.
- Mój Boże - złapałam się za serce. Nie wiedziałam, jak to skomentować.
- I teraz z mamą jest niedobrze - powiedziała Ewa - boję się, że ona tego nerwowo nie wytrzyma, a w jej pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby ją wesprzeć! Wszyscy się porozjeżdżali, sama jest w Pruszkowie.
- Faktycznie... nieciekawie - powiedziałam. - Co teraz?
- Lidzia, ja tam muszę jechać - powiedziała Ewa. - Moja mama potrzebuje teraz wsparcia. Nie masz pojęcia, jak była przywiązana do ojca. Poza tym, to taka wrażliwa kobieta. Niestety, w Pruszkowie nie ma żadnych dobrych przyjaciółek...
- Masz całkowitą rację - powiedziałam.
Wstałam i przytuliłam zapłakaną Ewę, cholernie jej współczułam. Próbowałam ją pocieszyć, choć to nie było łatwe.
Zaparzyłam jej melisę, usiadłam obok niej w salonie.
- Dlaczego to padło na niego? - zapytała retorycznie rozżalona Ewa.
- Bardzo Ci współczuję, Ewa - powiedziałam. - Przeszłam w życiu podobną sytuację, więc wiem, co czujesz.
Przypomniała mi się chwila, w której się dowiedziałam o śmierci mamy i mojej siostry Martyny. Zareagowałam podobnie jak Ewa. Poza tym, byłam jeszcze dzieckiem, miałam dopiero osiem lat. Więc o wiele gorzej to przeżywałam. W takim wieku potrzebuje się matki najbardziej. Do Martyny również byłam przywiązana.
Jednak Ewa, mimo dorosłego wieku, również mocno przeżywała śmierć taty. Doskonale ją rozumiałam.
Trening chłopaków miał zakończyć się dopiero późnym popołudniem. Wiadomo, już w tym tygodniu startuje Bundesliga.
Do tego czasu siedziałam z Ewą, wspierałam ją, pojechałam z nią też po Sarę. Około siedemnastej usłyszałam, jak jakieś auto podjechało pod nasz dom.
Pobiegłam i otworzyłam frontowe drzwi, to Marco odwiózł Łukasza. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam prawego obrońcę Borussii... ledwo szedł, Marco kroczył obok niego.
- Łukasz, co się stało? - zapytałam.
- Kostkę sobie zwichnąłem - syknął Łukasz. - Ładny początek, nie ma co. Będę miał niezłą pauzę.
Pokręciłam tylko głową. Niedobrze. Bez Łukasza będzie ciężko żółto-czarnym.
- Łukasz, idź do Ewy, ona teraz potrzebuje wsparcia - powiedziałam.
- Co się stało? - przeraził się Łukasz.
- Jej tata zmarł... - powiedziałam cicho.
Łukasz poszedł do Ewy, kuśtykając, zostałam sama z Marco.
- Ale jestem zmęczony - westchnął Marco. - Dziś to mieliśmy wycisk.
- To chodź, odpoczniesz u mnie w pokoju - powiedziałam.
- Chętnie skorzystam - powiedział Marco i poszliśmy do mojego pokoju.
Marco od razu usadowił się wygodnie na moim łóżku, wyciągnął do mnie swoje umięśnione ramiona. Chętnie w nie padłam.
- Co się stało tacie Ewy? - zapytał.
- Miał udar w nocy - powiedziałam. - Biedna Ewa... bardzo jej współczuję.
Marco pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Wielu ludzi za szybko umiera - powiedziałam.
- Żebyś wiedziała - powiedział Marco.
- Co dziś takiego robiliście na treningu? - zapytałam.
- Dużo biegania było - powiedział.
- Współczuję - powiedziałam.
- Takie życie piłkarza - uśmiechnął się Marco. - Ale gdy pomyślę, że potem będę wypoczywał przytulony do Ciebie, od razu czuję się lepiej i mam więcej siły do ćwiczeń.
- Ty chyba bardzo lubisz się przytulać - odwzajemniłam uśmiech, pogładziłam dłoń Marco.
- Zwłaszcza z Tobą - Marco pocałował mnie w skroń.
- Nie masz mnie czasami dość? Spędzamy razem tyle czasu - powiedziałam.
- Nigdy - odparł Marco. - Skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Znikąd - rzekłam. - Spontaniczne pytanie.
Siedzieliśmy wtuleni w siebie, upajając się sobą nawzajem, gdy nagle do pokoju ktoś zapukał. To Ewa i Łukasz przyszli.
- Lidia, mamy nadzieję, że poradzisz sobie do soboty sama - powiedział Łukasz.
- Na pewno poradzi! - powiedziała Ewa. - To dzielna dziewczyna.
- I tak nie mogę trenować, zwichnąłem kostkę, więc polecę z Ewą do jej mamy i na pogrzeb - powiedział Łukasz. - Sara oczywiście z nami.
- Jutro o ósmej rano jest z Dortmundu samolot do Warszawy - powiedziała Ewa. - Z Warszawy rzut beretem do Pruszkowa.
- Jeszcze na szczęście były bilety na ten lot - powiedział Łukasz.
- Rozumiem, słuszna decyzja - powiedziałam. - Poradzę sobie, o to się nie martwcie.
- To się cieszymy - powiedział Łukasz.
- Lidia, a ja mam taki pomysł - powiedział Marco. - Może na czas nieobecności Ewy i Łukasza zamieszkałabyś u mnie? Byłoby Ci raźniej.
- Wspaniały pomysł, Marco - powiedział Łukasz. - Lidia, Marco dobrze mówi!
- W sumie... racja - powiedziałam po chwili.
- Spakujesz się, a ja jutro po treningu przyjadę po Ciebie - powiedział Marco.
- Okej! - powiedziałam. - Pasuje.
- No to mamy załatwione - powiedziała Ewa. - Idę teraz spakować swoje rzeczy.
Ewa i Łukasz wyszli z pokoju, Marco pociągnął mnie na swoje kolana.
- Marco, śpij dziś u mnie - poprosiłam.
- A Ewa i Łukasz nie będą mieli nic przeciwko? - zapytał.
- Zapytam ich - powiedziałam, i pobiegłam do nich.
Chętnie na to przystali, zatem obwieściłam blondynowi, że może śmiało spać u mnie.
Do późnego wieczora byliśmy zajęci okazywaniem sobie czułości. Aż w końcu oboje usnęliśmy...
- To chodźmy - powiedziałam.
Marco wziął mnie na swoje silne ręce i zaniósł mnie na górę. Napuścił gorącej wody do ogromnej wanny, która zaczęła bulgotać, jak to w jacuzzi. Dysze również zostały włączone.
Nie tracąc czasu, rozebraliśmy się i wskoczyliśmy do wody. Czułam jak dysze pieszczą moje plecy. Woda wokół bulgotała, co zapewniało przyjemność mojemu ciału.
- Jak samopoczucie? - zapytałam, chcąc przełamać ciszę.
- Teraz troszkę lepsze - powiedział Marco.
- Marco, błagam Cię, nie dręcz się już - powiedziałam. - Będę dbała o siebie i dziecko. Zobaczysz, że będziemy we trójkę szczęśliwi. Już nie tknę alkoholu ani papierosa, póki nie urodzę i nie skończę karmić dziecka piersią.
- Nie masz pojęcia, jak cieszą mnie te Twoje słowa - uśmiechnął się Marco.
- A ja się cieszę, kiedy Ty się uśmiechasz - powiedziałam i zbliżyłam swoje usta do ust mojego chłopaka. Zaczęłam go delikatnie całować, on to chętnie podjął.
Faktycznie, taka kąpiel w jacuzzi była naprawdę relaksująca. Marco miał dobry pomysł, kupując coś takiego do swojego domu.
Marco znienacka złapał mnie i położył na wodzie, przez co zmoczyłam sobie włosy.
- Ej no, nie miałam zamiaru dziś myć głowy - powiedziałam.
- No i co z tego - zaśmiał się. - Mogę Cię podtopić?
- Dręczyciel - zaśmiałam się.
Trzymał mnie całą, moje włosy pływały, ponad taflą wody wystawała tylko moja twarz.
- Może Ci daruję, jak mi coś obiecasz... - uśmiechnął się zawadiacko.
- Humorek, widzę, wrócił - uśmiechnęłam się.
- Ha, bo z Tobą przebywam - odparł.
- Co mam Ci obiecać? - zapytałam, choć się już domyślałam.
- Chodźmy do sypialni, to sama zobaczysz...
- Osz Ty zboczeńcu, tylko jedno Ci w głowie - powiedziałam.
Udało mi się z powrotem usiąść, znienacka strzeliłam blondynowi w ucho.
- Au! - złapał się za ucho. - Lidia!
- Słucham Cię, kochanie?
- To bolało!
- I dobrze - zachichotałam.
- Wredna, wredna ta Lidia, ale i tak kochana - pocałował mnie w skroń. - Chodźmy już do sypialni...
- Za moment - odparłam, oparłam się wygodnie, pozwalając dyszom masować moje plecy.
- Chyba, że wolisz tutaj - zaśmiał się Marco. - Mi tam obojętnie...
- Zboczeniec - mruknęłam. Wyszliśmy w końcu z wanny, Marco nawet nie dał mi się okręcić w ręcznik, tylko od razu wziął mnie na ręce i pośpieszył ze mną do sypialni.
Położył mnie na łóżku, sam również się położył i pociągnął mnie na siebie, całując delikatnie. Jego dłonie gładziły całe moje ciało. Ja zajęłam się masowaniem jego pleców, rysowałam palcami kółka na nich.
Oboje potrzebowaliśmy bliskości i czułości...
- Jesteś piękna - wyszeptał Marco między pocałunkami.
Po kilku chwilach mój ukochany przeszedł do rzeczy. Cały czas trzymał mnie w ramionach i patrzył mi głęboko w oczy.
Po wszystkim, położył się obok mnie, objął mnie w pasie.
- Jesteś boska, wiesz? - powiedział cicho.
- Mój Ty niewyżyty blondasie - uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w szyję.
Leżeliśmy w pachnącej pościeli, upojeni sobą.
Poleżeliśmy jeszcze tak razem przez jakiś czas, później poszliśmy pooglądać TV.
Marco akurat natrafił na jakiś horror, z czego się ucieszył.
- Ale super - ucieszył się. - "Teksańska masakra piłą mechaniczną" akurat się zaczyna!
- O nie - jęknęłam - będę miała koszmary!
- Nie będziesz - Marco pogładził mnie po głowie z uśmiechem, pociągnął mnie na swoje kolana.
Film się zaczął. Marco oglądał z zaciekawieniem. Ja również, chociaż niektóre sceny były tak przerażające, że nie wytrzymywałam i chowałam twarz na torsie Marco.
Jednak jego nic nie przerażało.
Horror skończył się po dwóch i pół godzinie. Marco wyłączył TV, poszliśmy do sypialni.
Byłam ubrana w koszulkę nocną, którą dostałam od niego. On miał na sobie tylko niebieskie bokserki i białą koszulkę bez rękawów.
Położyłam się wygodnie, przykryłam się mięciutką kołdrą. Marco przysunął się do mnie, przytulił mnie do siebie. Leżałam z głową wtuloną w jego tors, co bardzo mi odpowiadało. Od blondyna biło takie niesamowite ciepło. W końcu powoli usnęłam...
***
Obudziły mnie promienie słońca. Leżałam w objęciach Marco, który jeszcze słodko spał.
Wokół panowała nieskazitelna cisza. Wsłuchałam się w bicie serca mojego ukochanego.
Marco miał trening o dziesiątej. Przedtem obiecał mnie odprowadzić do domu.
W końcu on również się obudził.
- Hej, kochanie - powiedział i na dzień dobry cmoknął mnie w usta.
- Hej, słodziaku - uśmiechnęłam się.
- Jak się spało? - zapytał.
- Wygodnie - odparłam.
- To się cieszę - powiedział i usiadł na łóżku. - Dopiero wpół do dziewiątej. Chodź, zjemy coś na śniadanie, a potem Cię odprowadzę do domu.
- Okej - odparłam.
Podniosłam się z łóżka, ubrałam się, pościeliłam łóżko, gdyż mój ukochany już popędził na dół.
Uczesałam się w koka i również poszłam na dół.
- Co byś zjadła? - zapytał Marco.
- A co masz dobrego? - odpowiedziałam pytaniem. - Masz płatki kukurydziane?
- Mam - odparł Marco.
Zjadłam miseczkę płatków kukurydzianych z mlekiem, natomiast Marco spożył kilka kanapek z szynką i serem, oraz jajecznicę ze szpinakiem. Musiał dostarczyć sobie energii, gdyż na treningu na pewno dostanie z chłopakami wycisk od Kloppa.
Po śniadaniu wzięłam swoje rzeczy, i Marco odwiózł mnie samochodem do domu. Mieliśmy iść piechotą, ale jednak jemu zachciało się przejażdżki.
- Do zobaczenia - powiedziałam, chcąc wysiąść.
- A buziak na pożegnanie? - upomniał się Marco.
- Proszę - powiedziałam, przybliżyłam swoją twarz do twarzy Marco, pozwalając mu złożyć na moich ustach gorący pocałunek.
- Miłego treningu - uśmiechnęłam się na odchodne.
- Dziękuję - powiedział Marco. - Hej, jak coś, to mogę podrzucić Łukasza na trening.
- Okej, to zaraz mu powiem - powiedziałam. - Na pewno jest jeszcze w domu.
Wysiadłam z auta, poszłam do domu. Faktycznie, Ewa i Łukasz przesiadywali jeszcze w kuchni.
- O, nasza Lidia wróciła - uśmiechnął się Łukasz.
- Łukasz, jeżeli chcesz, to Marco może Cię podrzucić na trening, akurat mnie odwiózł, jeszcze nie odjechał - powiedziałam.
- Okej! Dobrze się składa - powiedział Łukasz. Dokończył konsumpcję kanapki z kiełbasą, wziął torbę treningową i pośpieszył do drzwi frontowych. - Do zobaczenia po południu!
- Miłego treningu! - krzyknęła za nim Ewa.
- Sara już w przedszkolu? - zapytałam.
- Tak, na ósmą ją zawiozłam - powiedziała Ewa. - To taki ranny ptaszek.
- Ma to po mamusi - zaśmiałam się.
- No pewnie - powiedziała Ewa. - Chcesz coś zjeść?
- Nie, dzięki, u Marco jadłam - powiedziałam.
- Rozumiem - Ewa zaczęła sprzątać ze stołu.
Wyszłam do ogrodu, usiadłam sobie na leżaku. Słońce się schowało, ale dalej było bardzo ciepło.
Posiedziałam sobie chwilkę na świeżym powietrzu, po czym wróciłam do domu. Zauważyłam, że Ewa z kimś rozmawia przez telefon. Aby jej nie podsłuchiwać czy krępować, poszłam do siebie do pokoju, na górę.
Leżałam rozmarzona ze słuchawkami w uszach, wpatrując się w widoki, które miałam za oknem, gdy nagle do pokoju przyszła Ewa. Odwróciłam się, gdy zobaczyłam w jakim jest stanie, przeraziłam się. Była cała zapłakana.
Wyciągnęłam słuchawki z uszu, i zaczęłam ją wypytywać, co się stało.
- Lidzia, mój tata zmarł w nocy - aż ledwo ją zrozumiałam, szloch dławił jej głos. - Miał udar.
- Mój Boże - złapałam się za serce. Nie wiedziałam, jak to skomentować.
- I teraz z mamą jest niedobrze - powiedziała Ewa - boję się, że ona tego nerwowo nie wytrzyma, a w jej pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby ją wesprzeć! Wszyscy się porozjeżdżali, sama jest w Pruszkowie.
- Faktycznie... nieciekawie - powiedziałam. - Co teraz?
- Lidzia, ja tam muszę jechać - powiedziała Ewa. - Moja mama potrzebuje teraz wsparcia. Nie masz pojęcia, jak była przywiązana do ojca. Poza tym, to taka wrażliwa kobieta. Niestety, w Pruszkowie nie ma żadnych dobrych przyjaciółek...
- Masz całkowitą rację - powiedziałam.
Wstałam i przytuliłam zapłakaną Ewę, cholernie jej współczułam. Próbowałam ją pocieszyć, choć to nie było łatwe.
Zaparzyłam jej melisę, usiadłam obok niej w salonie.
- Dlaczego to padło na niego? - zapytała retorycznie rozżalona Ewa.
- Bardzo Ci współczuję, Ewa - powiedziałam. - Przeszłam w życiu podobną sytuację, więc wiem, co czujesz.
Przypomniała mi się chwila, w której się dowiedziałam o śmierci mamy i mojej siostry Martyny. Zareagowałam podobnie jak Ewa. Poza tym, byłam jeszcze dzieckiem, miałam dopiero osiem lat. Więc o wiele gorzej to przeżywałam. W takim wieku potrzebuje się matki najbardziej. Do Martyny również byłam przywiązana.
Jednak Ewa, mimo dorosłego wieku, również mocno przeżywała śmierć taty. Doskonale ją rozumiałam.
Trening chłopaków miał zakończyć się dopiero późnym popołudniem. Wiadomo, już w tym tygodniu startuje Bundesliga.
Do tego czasu siedziałam z Ewą, wspierałam ją, pojechałam z nią też po Sarę. Około siedemnastej usłyszałam, jak jakieś auto podjechało pod nasz dom.
Pobiegłam i otworzyłam frontowe drzwi, to Marco odwiózł Łukasza. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam prawego obrońcę Borussii... ledwo szedł, Marco kroczył obok niego.
- Łukasz, co się stało? - zapytałam.
- Kostkę sobie zwichnąłem - syknął Łukasz. - Ładny początek, nie ma co. Będę miał niezłą pauzę.
Pokręciłam tylko głową. Niedobrze. Bez Łukasza będzie ciężko żółto-czarnym.
- Łukasz, idź do Ewy, ona teraz potrzebuje wsparcia - powiedziałam.
- Co się stało? - przeraził się Łukasz.
- Jej tata zmarł... - powiedziałam cicho.
Łukasz poszedł do Ewy, kuśtykając, zostałam sama z Marco.
- Ale jestem zmęczony - westchnął Marco. - Dziś to mieliśmy wycisk.
- To chodź, odpoczniesz u mnie w pokoju - powiedziałam.
- Chętnie skorzystam - powiedział Marco i poszliśmy do mojego pokoju.
Marco od razu usadowił się wygodnie na moim łóżku, wyciągnął do mnie swoje umięśnione ramiona. Chętnie w nie padłam.
- Co się stało tacie Ewy? - zapytał.
- Miał udar w nocy - powiedziałam. - Biedna Ewa... bardzo jej współczuję.
Marco pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Wielu ludzi za szybko umiera - powiedziałam.
- Żebyś wiedziała - powiedział Marco.
- Co dziś takiego robiliście na treningu? - zapytałam.
- Dużo biegania było - powiedział.
- Współczuję - powiedziałam.
- Takie życie piłkarza - uśmiechnął się Marco. - Ale gdy pomyślę, że potem będę wypoczywał przytulony do Ciebie, od razu czuję się lepiej i mam więcej siły do ćwiczeń.
- Ty chyba bardzo lubisz się przytulać - odwzajemniłam uśmiech, pogładziłam dłoń Marco.
- Zwłaszcza z Tobą - Marco pocałował mnie w skroń.
- Nie masz mnie czasami dość? Spędzamy razem tyle czasu - powiedziałam.
- Nigdy - odparł Marco. - Skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Znikąd - rzekłam. - Spontaniczne pytanie.
Siedzieliśmy wtuleni w siebie, upajając się sobą nawzajem, gdy nagle do pokoju ktoś zapukał. To Ewa i Łukasz przyszli.
- Lidia, mamy nadzieję, że poradzisz sobie do soboty sama - powiedział Łukasz.
- Na pewno poradzi! - powiedziała Ewa. - To dzielna dziewczyna.
- I tak nie mogę trenować, zwichnąłem kostkę, więc polecę z Ewą do jej mamy i na pogrzeb - powiedział Łukasz. - Sara oczywiście z nami.
- Jutro o ósmej rano jest z Dortmundu samolot do Warszawy - powiedziała Ewa. - Z Warszawy rzut beretem do Pruszkowa.
- Jeszcze na szczęście były bilety na ten lot - powiedział Łukasz.
- Rozumiem, słuszna decyzja - powiedziałam. - Poradzę sobie, o to się nie martwcie.
- To się cieszymy - powiedział Łukasz.
- Lidia, a ja mam taki pomysł - powiedział Marco. - Może na czas nieobecności Ewy i Łukasza zamieszkałabyś u mnie? Byłoby Ci raźniej.
- Wspaniały pomysł, Marco - powiedział Łukasz. - Lidia, Marco dobrze mówi!
- W sumie... racja - powiedziałam po chwili.
- Spakujesz się, a ja jutro po treningu przyjadę po Ciebie - powiedział Marco.
- Okej! - powiedziałam. - Pasuje.
- No to mamy załatwione - powiedziała Ewa. - Idę teraz spakować swoje rzeczy.
Ewa i Łukasz wyszli z pokoju, Marco pociągnął mnie na swoje kolana.
- Marco, śpij dziś u mnie - poprosiłam.
- A Ewa i Łukasz nie będą mieli nic przeciwko? - zapytał.
- Zapytam ich - powiedziałam, i pobiegłam do nich.
Chętnie na to przystali, zatem obwieściłam blondynowi, że może śmiało spać u mnie.
Do późnego wieczora byliśmy zajęci okazywaniem sobie czułości. Aż w końcu oboje usnęliśmy...
***
Około siódmej obudziła mnie Ewa, była już gotowa do wyjścia.
- Lidzia, my już uciekamy - powiedziała cicho. - Trzymaj się. I jak będziesz szła do Marco, pamiętaj, aby pozamykać wszystkie okna i drzwi frontowe.
- Okej, będę pamiętała - powiedziałam. - Wy również się trzymajcie.
Ewa lekko się do mnie uśmiechnęła i wyszła. Marco dalej słodko spał. Trening znowu dziś miał o dziesiątej.
Ja próbowałam znów na trochę usnąć, wtulałam się w blondyna, ale jakoś nie mogłam. Miałam nadzieję, że Ewa będzie jakoś się trzymać. Ufałam, że Łukasz będzie ją wspierał w tych okropnych dla niej chwilach.
Około dziewiątej obudził się mój ukochany.
- Hej, skarbie - uśmiechnął się. - Jak się spało?
- Całkiem, całkiem - powiedziałam.
- Już Ewa i Łukasz lecą do Polski?
- Tak - odparłam. - O ósmej wylecieli.
- Ja mam za godzinę trening - Marco zaczął się przeciągać. - Cholera, namówiłaś mnie, abym nocował u Ciebie, a nie mam teraz w co się ubrać!
- Nie denerwuj się, dam Ci coś z ubrań Łukasza - powiedziałam.
- Na szczęście, torbę treningową mam w samochodzie - powiedział.
Przyniosłam Marco dżinsy i zieloną, zwykłą koszulkę. Ubraliśmy się oboje, następnie zajęłam się robieniem śniadania.
Nakarmiłam odpowiednio mojego chłopaka, zapewne i dzisiaj dostanie z całą resztą wycisk.
- Jedz, jedz, bo padniesz na tym boisku - mówiłam, jedząc kanapkę z szynką.
- Na litość boską, to trening piłki nożnej, a nie wojskowy - zaśmiał się Marco.
- Ale energia i tak Ci jest potrzebna - powiedziałam.
Z tym Marco się zgodził. Gdy się oboje najedliśmy, Marco pomógł mi sprzątnąć ze stołu i był już na niego czas.
- Po treningu przyjadę po Ciebie - powiedział. - Dziś około szesnastej kończymy. Bądź już spakowana. Do zobaczenia - przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował.
- Do zobaczenia. Miłego trenowania - uśmiechnęłam się.
- A dziękuję, dziękuję!
Marco wyszedł, a ja włączyłam sobie TV i zaczęłam oglądać jakiś serial komediowy, który właśnie leciał na jednym z kanałów.
Było jakoś tak pusto w tym domu. Nudziłam się. Patrzyłam na zegarek i wyczekiwałam szesnastej, która wreszcie wybiła...
Marco przyjechał z dwadzieścia po.
- Były spore korki - powiedział. - Jak tam, spakowana jesteś?
- Tak - odparłam. - Chodźmy.
Upewniłam się, czy wszystkie okna są zamknięte, po czym wyszliśmy, zamknęłam drzwi wyjściowe i pojechaliśmy do domu Marco.
Jakże wielkie było nasze zdziwienie, gdy przed bramą prowadzącą na posesję mojego lubego siedział jakiś obcy typ. Miał ze sobą jakieś torby. Był to jakiś starszy facet.
- Hej, co to za jeden? - zdziwiłam się. - Co on tu robi, przed Twoją bramą?
Marco wpatrywał się w niego, jego oczy były wielkie jak spodki od filiżanek.
- Tata?! - wydukał zdumiony.
________________________________
Znów się nie popisałam, grr.
Teraz mogę Wam powiedzieć, że będzie trochę akcji. Bo już za słodko się zrobiło ;)
59 obserwatorów... ja chyba śnię o.o Dziękuję Wam!
I te ponad 65 tys. wejść. Jesteście mega <3
Bardzo Was proszę, czytajcie, komentujcie i obserwujcie mojego drugiego bloga
Następny rozdział na tym drugim blogu w czwartek. :)
Bardzo Wam dziękuję za nominacje do The Versatile Blogger! Bardzo się cieszę, że mój blog zdobywa takie uznanie. :)
Jesteście po prostu wspaniałe!
Cóż jeszcze mogę napisać? Proszę bardzo o szczere opinie! Komentujcie! :)
Buziaki! :*
+ polecam wspaniałego bloga http://mowszeptemjeslimowiszomilosci.blogspot.com/
Sama uwielbiam to opowiadanie. Mam nadzieję, że tam zajrzycie, a naprawdę warto zajrzeć! :)
Nie gadaj głupot! Rozdział jest fenomenalny! Marco jaki troskliwy ;3 Ciekawe co tu robi jego tata O.o
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next ;*
cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńfajnie, że akcja się rozkręca :)
Marco jaki słodziak *.*
z tym jego tatą na końcu to mnie zaskoczyłaś- nie spodziewałam się.
Dzięki za polecenie mojego bloga ;**
pozdrawiam :)
Super rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;3
Pozdrawiam ;*
PS . Przepraszam , że tak długo nie komentowałam , ale nie miałam jak ;/
Dobrze, że Marco się wygadał . :)
OdpowiedzUsuńTeraz wiadomo o co mu chodziło .
Ojciec zjawia się po tylu latach, czego chce...?
Rozdział GENIALNY! <3
Czekam na nexta :3
Pozdrawiam ^^
super rozdział, jak zwykle :D ale z tatą Marco mnie zaskoczyłaś, ciekawe czego on chce... czekam z niecierpliwością na następny ;*
OdpowiedzUsuńKońcówka zaskakująca ! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział ;D
Czekam nn :)
Pozdrawiam - Nikola ;)
Zasługujesz na tyle wyświetleń, bo Twój blog jest meeega :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze fantastyczny :) Szkoda mi Marco biedak jeden <3
A końcówka boska :) Pewnie ojciec Marco namiesza w ich życiu.
Czekam na kolejny rozdział :)
Jeśli będziesz miała czas wpadnij na mojego bloga ;*
Biedny Marco, tyle przeżył... I jeszcze wizyta jego ojca.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, z resztą jak zawsze! <3
Czekam na następny
Pozdrawiam :*
Ale głupoty gadasz.Rozdział jest świetny.
OdpowiedzUsuńBiedna Ewa:(
Wreszcie Lidia wie, dlaczego Marco się tak o nią troszczy.
Końcówka mnie zaskoczyła,
czekam na kolejny z niecierpliwością:***
Zajebisteee
OdpowiedzUsuńHi Hi :)
Czekam na następny rozdział
Jest! :P Czekałam na ten wpis! Dziękuję Ci, że piszesz. Aż mi się humor poprawia kiedy czytam o tych naszych gołąbeczkach :D Oni będą wspaniałą rodzinką.
OdpowiedzUsuń"Tata?!" Noooo.... Jego się nie spodziewałam...
Szkoda mi Ewki. To taka ciepła kobieta.
Czekam na kolejny :D
Pozdrawiam :****
Jeej biedny Marco:(
OdpowiedzUsuńBiedna Ewa:(
Ciekawe co ten ojciec teraz chce...
Pozdrawiam:**
Tata !? Czyżby wrócił ? Rozdział Super :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Ewy :(
Zapraszam kiedys-tak-bedzie.blogspot.com komentarz mile widziany :-P
Biedna Ewka ;c
OdpowiedzUsuńCiekawe co będzie z ojcem Marco
Z niecierpliwością czekam na nn <3
Pozdrawiam ;*
Świetny! Smutne dzieciństwo miał Marco :c Ciekawe co dalej będzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jak zawsze rozdział genialny :*
OdpowiedzUsuńHmm.. ciekawe po co tam przyszedł tata Marco? .. ;)
Czekam na następny :)
Pozdrawiam :*
Nominowałyśmy Cię do The Versatile Blogger :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły na naszym blogu.
-Kamila ;>
Biedny Marco, Ewa... ;( Podoba mi się końcówka taka ni stąd ni zowąd :D Troskliwy Marco jest taki wspaniały! <3 Ahh.. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i zapraszam do mnie! ;)
Pierwsze, co napiszę, to to, że strasznie Cię przepraszam za to, że jestem tak do tyłu z komentowaniem! Brak czasu, wyjazd. Ale nadrobię to :) Biedny Marco, takie podwójne przeżycie na pewno zostawiło ślad w jego psychice. Nie dziwię się, że teraz nie chce dopuścić do takiej sytuacji trzeci raz i dba o Lidię.
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
http://marcoreusstory.blogspot.com/
Omomomomom.! Boskiee<3
OdpowiedzUsuńTyle akcji- uwielbiam to *.* Ale szkoda, że tyle smutku :c Tak szkoda mi zarówno Ewy jak i Łukasza i Marco :/ Współczuje im! :( Jestem bardzo ciekawa, po co zjawił się ojciec Marco... Hmm? Nie mogę się doczekać odpowiedzi. Czekam z niecierpliwością na nn ;3
Buziaki ;**
Zostałaś nominowana przeze mnie do The Versatile Blogger
OdpowiedzUsuńZasady :)
1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu 2. Pokazać nagrodę The Versatile Blogger u siebie na blogu 3. Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie 4. Nominować 15 blogów które na to zasługują 5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów
Zostałaś też nominowana do Liebster Awartd pytania u mnie na blogu. Proszę też o poinformowanie w komentarzu pod ostatnim ROZDZIAŁEM czy odp. :)
świetny rozdział
OdpowiedzUsuńwspółczuje Ewie
Dobrze że Łukasz jest przy niej
teraz go potrzebuje
Mam porśbe.Jak napiszesz kolejny rozdział polecić mojego bloga jak tego co poleciłaś w tym rozdziale ? Chodzi mi o Dortmundzką Historie.Pozdrawiam
Biedny Marco.. tyle w życiu przeszedł :(
OdpowiedzUsuńTeraz już wiem, dlaczego tak bardzo martwił się o Lidię
Biedna Ewka :(
Rozdział jest genialny!
Czekam na kolejny. Pozdrawiam :*
Biedny Marco...
OdpowiedzUsuńTeż na jego miejscu bym się tak martwiła. I do tego Ewa...
Jestem bardzo ciekawa, po co zjawił się ojciec Marco...
Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na nn! <3
Pozdrawiam i zapraszam http://robert-eliza-story.blogspot.com/
Szkoda mi Marco. W dzieciństwie tak jak Lidia nie miał łatwo, ale chociaż miał babcie na którą mógł liczyć. Ciekawe jakie intencje ma ojciec Marco, że tak nagle się zjawił.
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny. Już nie mogę doczekać się następnego :D
Trauma z dzieciństwa :( no niestety tak czasem bywa ale tak czy inaczej rozdział jest swietny ;d
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. I już wiadomo, dlaczego Marco tak bardzo troszczy się o Lidię. Smutne mial dzieciństwo. Ciekawe po co ojciec do niego przyjechał.
OdpowiedzUsuńSzkoda też Ewki, że jej ojciec umarł. Pozdrawiam :*
Super ,super . Więcej o Lewandowskim.Buziaki
OdpowiedzUsuń