poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 37.

*oczami Marco*


Nie poznałem dzisiaj Mario. Co się stało z moim przyjacielem?! Nigdy, przenigdy się tak nie zachowywał. Zawsze mogłem mu się zwierzyć czy pogadać, nigdy się nie wykręcał, dawał mi zawsze odczuć, że jestem dla niego bardzo ważną osobą... 
Jakimś cudem opanowałem mój cichy płacz i odjechałem czym prędzej spod jego domu. 
- Za późno, żeby teraz jechać z powrotem do Dortmundu - pomyślałem. - Muszę gdzieś spędzić tę noc. 
Natrafiłem na jakiś hotel. Wynająłem sobie pokój i zamknąłem się w tych wynajętych czterech ścianach. 
Czułem się po prostu okropnie. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Usnąć nie mogłem nijak, tylko chodziłem w kółko po pomieszczeniu.
Znów zacząłem ronić łzy. Może i mięczak ze mnie, ale musiałem jakoś dać upust swoim uczuciom. To nieprawda, że chłopaki nie płaczą. 
Stałem zdołowany przy oknie, wpatrując się w monachijskie ulice, gdy moja komórka nagle zadzwoniła.
- Lidia, obyś to była Ty - pomyślałem. Nie! To nie moja ukochana dzwoniła. To Robert mnie namierzał.
- Halo, Robert? - wymamrotałem. 
- Cześć, Marco - powiedział przyjaźnie Robert. - Wyszedłem właśnie ze szpitala. Zdaje się, chciałeś porozmawiać.
- Robert! - jęknąłem. - Nie masz pojęcia, co się stało. 
- Opowiadaj - powiedział mój przyjaciel. - Będzie Ci wtedy lżej, zobaczysz.
- Po pierwsze - zacząłem - możliwe, że straciłem Lidię! Widziała, jak Sophie mnie znienacka pocałowała. Ta chora dziewczyna mnie osacza, powtarza mi ciągle, że zakochała się we mnie, że chce ze mną być. 
- O mój Boże... - powiedział zaniepokojony Robert. - Próbowałeś to Lidii wyjaśnić? 
- Tak - powiedziałem - ale Lidia nie chce mnie widzieć. 
- Musisz poczekać, aż ochłonie - powiedział Robert. - Nie masz pojęcia, jak Ci współczuję! Mam nadzieję, że ułoży się między wami, przecież kochasz Lidię tak bardzo - powiedział Robert. 
- Kocham ją jak nikogo innego - powiedziałem cicho. 
- Chcesz się teraz spotkać? - zapytał Robert. - Bo rozmowa telefoniczna to jednak nie to samo. 
- Nie ma mnie w Dortmundzie - powiedziałem.
- To gdzie Ty się podziewasz, stary? - zdziwił się Robert.
- W Monachium - powiedziałem. - Robert, ja przyjechałem do Mario, liczyłem na jego wsparcie, a on akurat miał imprezę w domu i... zwyczajnie mnie olał. 
- Co?! - krzyknął Robert. - Mario tak postąpił wobec Ciebie? Nie wierzę! 
- Naprawdę - powiedziałem. 
- Kiedy wrócisz do Dortmundu? - zapytał Robert. - Nie spodziewałbym się tego po Mario! Zawsze był Ci taki oddany, a teraz... 
- Nie wiem, co w niego wstąpiło - powiedziałem łamiącym się głosem. - Jutro wrócę. 
- Gdy wrócisz, spotkamy się - powiedział Robert. 
- Nie ma problemu - powiedziałem.
- Ja też nie najlepiej się czuję - powiedział Robert - ciągle siedzę sam jak kołek w domu. Straciłem bezpowrotnie Anię... 
- Żebym ja wiedział, nie jechałbym do Monachium - powiedziałem. 
- A kto by przewidział, że Mario się tak zachowa? - zapytał Robert.
Porozmawialiśmy jeszcze przez pewien czas. Minimalnie poczułem się lepiej dzięki Robertowi. On wiedział, jak wesprzeć człowieka.
Nie mam pojęcia, co dalej z Mario, czy nasza przyjaźń przetrwa. 
Położyłem się na łóżku, jednak nieco czasu minęło, zanim zdołałem zasnąć i odrobinę wypocząć przed powrotem do Dortmundu. 










***











Ledwo wybudziłam się ze snu we wtorkowy ranek, a znów poczułam smutek i rozpacz. 
Z jednej strony, czułam niewyobrażalną złość na Marco, ale z drugiej strony... strasznie mi go brakowało. Tęskniłam za nim, tak bardzo chciałam go przytulić, pocałować. Ale nie brakowało również we mnie wściekłości na niego. 
Nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Zwlokłam się z łóżka, wyciągnęłam z szafy szare dresy i rozciągniętą koszulkę z Myszką Miki. Podreptałam do łazienki zrobić z sobą porządek. 
Prawie całą noc przepłakałam. Teraz czułam się, jakby mnie dopiero co z krzyża zdjęli, byłam kompletnie niewyspana. 
Podreptałam na dół. W kuchni była tylko Ewa, Łukasza i Sary nigdzie nie było widać.
- Gdzie Łukasz i Sara? - zapytałam, robiąc sobie kawę. 
- Na poranny spacerek poszli - powiedziała Ewa - kochana, nie powinnaś pić kawy w ciąży.
- Ale ja prawie całą noc nie spałam - powiedziałam.
- Mój Boże... - westchnęła Ewa. - To wypij, ale żeby to nie było Twoim codziennym rytuałem, pamiętaj!
- Wiem, wiem - powiedziałam - kofeina jest szkodliwa. 
- Mam nadzieję, że już troszkę ochłonęłaś - powiedziała Ewa. - Powinnaś jeszcze porozmawiać z Marco. Przecież Wy będziecie mieli dziecko!
- Ewa, ja już się pogubiłam w tym wszystkim. Z jednej strony jestem na niego wściekła, ale z drugiej strony strasznie za nim tęsknię - powiedziałam smutno. 
- Rozumiem - powiedziała Ewa. - Jeżeli dziś przyszłoby mu do głowy tu przyjść, to postaraj się z nim pogadać. 
- To nie byłoby takie proste, Ewcia - powiedziałam. 
- Wiem, kochanie, wiem - westchnęła Ewa. - Ale nie było jeszcze na świecie takiego związku miłosnego, w którym by kłótni czy spięć nie było. 
- Jakoś nie widzę, żebyś kłóciła się z Łukaszem - powiedziałam.
- Bywały i między nami kłótnie, i to niemałe - powiedziała Ewa. - Mnóstwo razy płakałam przez niego. 
- Ciężko mi sobie wyobrazić wasze kłótnie - stwierdziłam.
Ewa tylko pokiwała głową. Posłodziłam swoją kawę i zaczęłam ją pić. Siedziałyśmy obydwie w milczeniu. Ewa zaczęła czytać gazetę, ja popijałam kawę i patrzyłam przez okno. 
Niebawem wrócił Łukasz z Sarą. Pogoda była prześliczna, aż chciało się wyrwać z domu. 
- Jak się czujesz, Lidia? - zapytał Łukasz. 
- A jak mam się czuć? - westchnęłam. - Tak samo, jak wczoraj.
- Musisz jeszcze porozmawiać z Marco - powiedział Łukasz. - Może jeszcze się wszystko ułoży! Przecież Ty go dalej kochasz, widać to po Tobie!
- To prawda - powiedziałam - jestem wściekła na niego, ale jednocześnie tęsknię za nim i to bardzo. To wszystko jest takie pogmatwane... 
Ewa i Łukasz byli bardzo troskliwi, chcieli mnie wspierać. Bardzo to doceniałam. 
Ale poczułam chęć pobycia w samotności. W związku z tym, postanowiłam wybrać się na krótki spacer. 
- Pójdę na przechadzkę - powiedziałam. - Może dobrze mi to zrobi.
- Na pewno - powiedział Łukasz. - Tylko nie odchodź zbyt daleko.
- Masz komórkę naładowaną? - zapytała Ewa - żeby w razie czego...
- Tak, są wszystkie trzy kreski - powiedziałam, spoglądając na wyświetlacz mojego telefonu. 
- To dobrze - powiedziała Ewa. - Miłego spacerku. 
Uśmiechnęłam się do małżeństwa, nałożyłam trampki i wyszłam. 
Nie wyglądałam szałowo. Moje włosy były w  nieładzie, do tego te dresy... Ale akurat wygląd najmniej mnie wtedy obchodził. 
Zerknęłam na zegarek w mojej komórce, wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści. 
Szłam akurat mniej uczęszczaną uliczką, gdy usłyszałam głośny śmiech. 
- No proszę, kogo my tu mamy - ten głos zabrzmiał znajomo. Odwróciłam się i zobaczyłam... Sophie, tę za przeproszeniem sukę, która tak bardzo chciała odebrać mi Marco. 
Towarzyszyła jej jakaś koleżanka. Obie spoglądały na mnie z wyższością i się głośno śmiały. 
- I co, panno kudłata? Marco jest mój - zawołała ze śmiechem. 
- Tak Ci się tylko wydaje - powiedziałam. - On Ciebie w ogóle nie kocha, to Ty się do niego przyczepiłaś.
- Jemu się wydaje, że Cię kocha, szybko Cię i tak zostawi, bo jesteś nudna i brzydka - powiedziała Sophie.
- Niby Ty taka piękna, zadbana jesteś, a jesteś zwykłą szmatą pozbawioną skrupułów! Nie widzisz, że Marco jest zajęty?! - krzyknęłam. 
- Ty suko - syknęła Sophie. Nagle poczułam, jak moje ciało wita się z ziemią. Chciałam się szybko podnieść, ale nie zdążyłam, gdyż... ta idiotka zaczęła mnie kopać. Zapiszczałam z bólu. Nie mogłam wstać. 
- I co? Opłacało się zadzierać? - zachichotała koleżanka Sophie.
Zaczęłam krzyczeć i wołać o pomoc. 
- Zamknij się - syknęła Sophie. - Zrobię wszystko, żeby Marco był mój, rozumiesz? - wycedziła mi do ucha. 
Poczułam nagle stopę Sophie uderzającą moją głowę... Teraz to całe moje ciało przeszywał niewyobrażalny ból...
- Hej, Wy tam! Zostawcie ją! - usłyszałam damski głos. 
- Spadamy! - jęknęła koleżanka Sophie. 
Usłyszałam, jak odbiegają, po chwili ktoś nade mną się pochylił. Po chwili rozpoznałam w tej osobie... Anię!
- Ania... co Ty... - chciałam ją zapytać, co ona tu robi, i o parę innych rzeczy, ale nie byłam w stanie nic powiedzieć.
- Lidia, spokojnie - powiedziała i wyciągnęła telefon. - Zaraz wezwę karetkę.
Coraz gorzej wszystko widziałam, aż w końcu czarne płatki zaćmiły moje oczy... 










*** 




*oczami Marco* 







Wyruszyłem w drogę powrotną skoro świt, jechałem szybko, więc po kilku godzinach znalazłem się w moim rodzinnym mieście. 
- Uff! Nareszcie - pomyślałem zmęczony, gdy zaparkowałem przed domem. 
Wszedłem do domu, zrobiłem sobie mocną kawę, gdyż w nocy słabo spałem, nie czułem się wypoczęty. 
Wysłałem SMS Robertowi, że już wróciłem. On mi niemalże natychmiast odpisał, żebym go odwiedził.
Współczułem mu tak bardzo. Żeby tak chociaż mógł trenować, ale złamana noga mu na to nie pozwalała. 
Całymi dniami siedział sam w domu. Każdy na jego miejscu czułby się samotny i nieszczęśliwy. 
Kiedy jeszcze był w związku z Anią, wszystko wyglądało inaczej... 
Przebrałem się i wyszedłem z domu. 
- Wieczorem odwiedzę Lidię - pomyślałem - łatwo się nie poddam! 
Kocham Lidię całym sercem, pragnę być przy niej, chronić ją, nigdy nie pozwoliłbym komuś zrobić jej krzywdy. A jeżeli ktoś by ją skrzywdził, miałby od razu ze mną do czynienia. 
Byłem już kilka metrów od domu Roberta, gdy nagle na mojej drodze pojawił się facet, który mi kogoś przypominał. Wpatrywał się we mnie uporczywie. Ja również przyjrzałem się mu i stwierdziłem, że to... ten Nathan, z którym Ania zdradziła mojego przyjaciela.
- Nie widziałeś może Anny? - zapytał. 
- Nie - odparłem. - Czego od niej chcesz? 
- Ja całej jej pragnę - powiedział z szelmowskim uśmiechem. - Szukam jej od rana! 
Przewróciłem tylko oczami i poszedłem dalej. Ten facet wyglądał na wariata... ale to tylko moje odczucie. 
Zadzwoniłem do drzwi domu Roberta. Po kilku minutach otworzył mi je.
- Cześć, Marco - uśmiechnął się.
- Witaj, przyjacielu - powiedziałem i go objąłem. 
- Wejdź - powiedział. 
Poszliśmy do kuchni, Robert zaparzył nam herbatę. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i zaczęliśmy rozmawiać. 
- Pewnie jesteś zmęczony po takiej długiej jeździe - powiedział Robert.
- Trochę - westchnąłem. - Nie dość, że Mario mnie olał, to dalej jesteśmy nie pogodzeni z Lidią. Dziś wieczorem mam zamiar iść do niej, ona musi mnie wysłuchać! Po prostu musi - powiedziałem cicho. 
- Przecież Ty nie zrobiłeś nic złego - powiedział Robert. - No, poza tym, żeś dał się pocałować tej całej Sophie. 
- Nie masz pojęcia, jak tego żałuję. Do końca życia będę się tego wstydził - powiedziałem. 
- Wierzę - powiedział Robert. - Wiesz co, stary? Nie mogę zapomnieć o Ani. Jestem wściekły na nią, że wdała się w ten romans i mnie okłamywała... ale ja dalej ją kocham. Co ja mam teraz zrobić? 
- Zastanów się... czy nie dać jej drugiej szansy - powiedziałem.
- Nie wiem - westchnął Robert - nie mam pojęcia, czy to najlepszy pomysł.
- Tak w ogóle, spotkałem dziś tego jej kochanka - powiedziałem - pytał mnie, czy wiem, gdzie jest Ania!
- Co za bezczelny typ - zezłościł się Robert.
- Prawda - pokiwałem głową. 
- I podobno krąży już od rana po mieście i jej szuka - powiedziałem.
- Może to jakiś psychol? Kto wie - powiedział Robert.
- Tacy też żyją na tym świecie - przyznałem. 
Nagle ktoś zaczął nieustępliwie dzwonić do drzwi. 
- Kto to się dobija? - syknął Robert. Poszedł otworzyć. 
- Ania? Co ty tu robisz? - usłyszałem zdziwiony głos mojego przyjaciela.
- Robert, sprawa jest poważna - mówiła przejętym, nerwowym głosem. - Musisz mi dać numer do... o, Marco, jak dobrze że tu jesteś! - powiedziała, gdy wpadła do kuchni i mnie zobaczyła.
- O co chodzi? - zapytałem. 
- Marco, Lidia jest w szpitalu - powiedziała Ania. - Jakieś dwie dziewczyny ją pobiły na ulicy, do nieprzytomności! Powiadomiłabym telefonicznie, ale wszystkie numery mi się usunęły w komórce! 
- Co?! - krzyknąłem. - Co to były za dziewczyny? 
- Nie mam pojęcia - powiedziała Ania - szybko uciekły. 
- Musimy tam jechać! - powiedziałem - mój Boże, oby tylko wszystko było z nią dobrze! 
- Jestem tu na piechotę - powiedziała Ania - ten szpital jest niedaleko. 
- To idziemy - powiedziałem zdenerwowany. - Ania, Łukasz i Ewa wiedzą? 
- Mówiłam, że wszystkie numery mi się usunęły - powiedziała Ania. - Akurat miałam blisko do Roberta, chciałam wziąć numer do Ciebie. Dobrze, że Cię akurat zastałam!
- Ania, nie gadaj już tyle, idziemy - powiedział Robert i wziął swoje kule.
- Lepiej może zostań, nie będziesz tyle szedł o kulach - powiedziałem, nakładając buty. 
- Nie zostawię Cię samego w takim stanie - powiedział Robert. - Przecież Ty cały się trzęsiesz!
Faktycznie, trząsłem się z nerwów i strachu o Lidię... i dziecko! A co, jeżeli ten atak tych dwóch lasek je zabije?! 
Wyszliśmy z domu. Strasznie się martwiłem o Lidię. Zacząłem także myśleć, kto mógł ją tak pobić. 
Nagle przyszła mi do głowy... Sophie. Ta dziewczyna nie była nigdy aniołkiem. 
Kto wie, czy to nie ona?!
- Jeżeli to ona, to uduszę ją gołymi rękoma - pomyślałem. 
- Cholera! Domu nie zamknąłem - powiedział Robert. 
- Mówię Ci, lepiej zostań, później przyjdę - powiedziałem. 
- No dobrze - westchnął Robert. - Trzymaj się!
Robert poszedł z powrotem do domu, a my z Anią popędziliśmy do szpitala jak najprędzej. 
- Mam nadzieję, że z Lidią będzie wszystko w porządku - powiedziała Ania. 
- Ja też - powiedziałem. - Nie masz pojęcia, jak się denerwuję!
- Rozumiem - pokiwała głową.
Weszliśmy do szpitala. Recepcjonistka powiedziała nam, w której sali jest Lidia. Ania o wszystko pytała, bo ja nie byłem w stanie. 
Jednakże zobaczyliśmy przez szklane drzwi, że lekarze coś robią przy mojej ukochanej. Zaczepiła nas pielęgniarka.
- Nie można tam póki co wchodzić - powiedziała. 
- Czy pani wie, co z nią się dzieje? Czy to coś poważnego? - zapytałem drżącym głosem. 
- Jeszcze nie - powiedziała pielęgniarka - najlepiej, jakby pan przyszedł jutro. 
- Nie wytrzymam do jutra - powiedziałem cicho.
- Albo wieczorem niech pan przyjdzie, może już coś niecoś będzie wiadomo - powiedziała pielęgniarka. - Proszę jednak być dobrej myśli! 
- Chodźmy, Marco - powiedziała Ania. 
Spojrzałem jeszcze raz przez szklane drzwi. Łzy mi się cisnęły do oczu na widok nieprzytomnej Lidii. 
Cudem opanowałem się i wyszliśmy ze szpitala. Niczego się nie dowiedzieliśmy. Mogłem tylko zobaczyć Lidię przez szybę i nic więcej... 
- Idę do Roberta - powiedziałem. 
- Dobrze - powiedziała Ania. - Ja wracam do swojego domu. Trzymaj się. 
Podała mi rękę, pożegnaliśmy się i każde z nas ruszyło swoją drogą. 
Jak dobrze, że jest Robert, że mogę liczyć na jego wsparcie. Inaczej bym niechybnie zwariował... 






_________________ 





Oj, namieszałam  z tą Lidią. 

A to jeszcze nie koniec! Zanim zaczniecie czytać kolejny rozdział, zaopatrzcie się w chusteczki. 
Mam nadzieję, że powyższy się Wam podoba. 

Bardzo Was proszę o komentarze i szczere opinie! Nie macie pojęcia, jaką radość mi one sprawiają i jaką motywację dają. 

Buziaki! ;* 


+ zapraszam na moje pozostałe blogi 



Czytajcie, obserwujcie i komentujcie! ;) 






31 komentarzy:

  1. jak zwykle mi się podoba <3 i to jak! oby dziecku nic się nie stało... głupia Sophie! -,- sama bym jej tak dokopała! oby znów byli razem ;3 czekam na nexta ;3
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, stop !
    Lidia nie może poronić przecież Marco by się załamał całkiem !
    Ten Mario, ten pocałunek znienacka od Sophie zbyt wiele przechodzi.
    Przecież on się tak cieszył z tego dziecka i się tak troszczył o Lidie i ich przyszłe dziecko! Nie rób tak smutnego bo będę tak załamana tak jak podczas oglądania Titanica, czekam na następny !

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech dzieciątku nic się nie stanie! Kocham to opowiadanie ;* CZekam na następny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde , no błagam Cię ... Dlaczego im to robisz ? Mieli być szczęśliwi !
    Marco tyle przeszedł w ostatnich dniach . A o Lidii to już nie wspomnę .
    Błagam Cię nie rób kolejnego Titanica , bo będę musiała cały sklep wykupić , żeby mieć dużo chusteczek .
    Czekam na następny z wielką niecierpliwością !
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Lidia i jej dziecko muszą wyjść cało z tego!
    biedny Marco, najpierw ten pocałunek z Sophie, później Mario a teraz to ;/
    rozdział cudowny! <3 czekam na następny
    pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Nienawidzę tej Sophie! Mam nadzieję, że z Lidią i dzieckiem będzie wszystko dobrze :)
    Pozdrawiam i życzę wen ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Oni musza miec dziecko a ta Sophie niech sie wali.A Mario myslalam ze jest najlepszym przyjacielem Marco.Mylilam sie i Marco tez.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niech wszystko się ułoży bo ja już mam łzy w oczach
    Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  9. No rzeczywiście namieszałaś ;)
    mam nadzieję że lidii ani dziecku nic sié nie stanie...
    ale przypomniało mi sié ze mówiłam że związek ani i roberta zakończy sié jakoś drastycznie... CZEKAM NA NEXTA <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialny super rozdział . Mam nadzieje ze wszytko bedzie w porzadku i że sie pogodzą

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam dziwne przeczucie ,że chcesz uśmiercić Lidię :/

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział jest świetny.
    Ooo..matko.! Mam nadzieję ze z Lidką będzie wszystko dobrze, i że dziecku nic nie będzie.
    Mam nadzieje ze Ania i Robert też się pogodzą i będą szczęśliwi.:**
    Czekam na kolejne działo.:***

    OdpowiedzUsuń
  13. Żeby tylko nie poroniła! Okropnie, że się tak się wszystko potoczyło. Mam nadzieję, że wsadza Sophie i jej koleżankę do więzienia i będzie Happy End.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. o matko ! jakie to jest genialne ! kocham <33
    liczę że z Lidką będzie wszystko dobrze !
    czekam na kolejny !!
    pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  15. mam nadzieje, że się wszystko ułoży pomiędzy Marco i Lidką, i że wyjdzie z tego oraz sophie się od nich odczepi i będzie wszystko dobrze. a tak wogóle czekam z niecierpliwością na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  16. Oby tylko ułożyło się pomiędzy Lidią i Marco i by z dzieckiem wszystko w porządku było! Dodaj jak najszybciej nowy, bo chyba nie wytrzymam :0

    OdpowiedzUsuń
  17. Denerwuje mnie Sophie.. ;/ Żeby dziecku nic się nie stało i Lidce też ;D Czekam na kolejny! :) Uwielbiam Cię! Masz talent! ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. O Jezu, ta cała pieprzona Sophi musiała się wpieprzyć w ich życie i wszystko zepsuć! I jeszcze to pobicie! No dziewczyna ewidentnie nie ma skrupułów! Może myśli, że po tym incydencie Marco poleci do niej i będą razem, żyjąc długo i szczęśliwie...? Jezu, brakuje mi słów na tą dziewczynę. Mam nadzieje, że wszystko się ułoży. Buziaki kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  19. Jakie chusteczki ?? Czy ty chcesz... Może lepiej nie zapeszać . Zapraszam do mnie zaparechwil.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. no namieszałaś, namieszałaś ..
    i jakie chusteczki, weź tylko nikogo nie uśmiercaj !
    czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  21. Ale żeś namieszała! Nie wiem, jak to się wszystko poukłada. Wszystko w Twoich rękach! Ale świnia z tej Sophie, żeby o niej gorzej nie powiedzieć, i to całe pobicie!
    Buziaki ;*
    http://marcoreusstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Mam nadzieje że wszystko będzie dobrze :))

    OdpowiedzUsuń
  23. jeej biedna Lidia.. Wiecznie pod górkę
    Mam nadzieje, jednak, ze wszystko sie wyjaśni a Sophie dostanie za swoje.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. Omg biedna Lidia jak ta Sophie mogła coś takiego zrobić

    OdpowiedzUsuń
  25. Sophie ty suk* ! -.- masakraaaa ;/ Nic nie zrób dziecku !

    OdpowiedzUsuń
  26. Świetny! Mam nadzieję że Lidii i dziecku nic nie będzie a Sophie i ta jej przyjaciółeczka dostąną kare. Czekam z niecierpliwością na kolejny
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  27. Wiedziałam, ze Spohie to idiotka, ale że aż tak? Jak ona mogła? Teraz.. dziecko może nie przeżyć :( Biedna Lidia.. Mam nadzieję, ze jednak dziecku nic nie będzie. Czekam na kolejny :**

    OdpowiedzUsuń
  28. Oby nic się nie stało Lidii i oczywiście dziecku też.
    Świetny rozdział <3
    Czekam na kolejny :-)
    Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  29. Oż choleraaaa!! Tą całą Sophie udusiła bym gołymi rękami!!
    Ale oby Lidii i dziecku nic się nie stało;)
    Rozdział genialnyyyy!!
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  30. Zostałaś nominowana do Liebster Arwards. Szczegóły tutaj :) ---> http://magdaczylija.blogspot.com/2013/07/rozdzia-13.html <3

    OdpowiedzUsuń
  31. Fantastyczny <3
    Może Ania i Robert znów będą razem? ;)
    Czekam z niecierpliwością na następny :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń