piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 39.

*oczami Marco* 



Faktycznie, Mats dobrze postąpił, decydując się na wcześniejszy wyjazd. Cały Dortmund był zakorkowany. 
Jak się okazało, podobnie jak my, wiele osób zmierzało na pogrzeb Roberta. 
- Mogłem wziąć tabletkę na uspokojenie - pomyślałem - aż mnie rozrywa od środka z bólu! 
To, co czułem, było nie do opisania. Gorączkowo się zastanawiałem, kto był sprawcą śmierci Roberta. 
- Żebym tak dorwał tego osobnika, to bym wyrwał mu łeb z płucami - pomyślałem zdołowany. 
I nagle przyszedł mi do głowy ten cały Nathan. Ilekroć go widywałem, zachowywał się jak wariat. Kto wie, czy to nie on za tym stoi? Policja wprawdzie miała szukać sprawcy, ale jak dotąd, nikt z komisariatu się do mnie nie odezwał. 
- Hej, Marco - Mats wyrwał mnie z ponurego zamyślenia. - Już jesteśmy na miejscu! 
- Ach, no tak - mój kumpel zaparkował już pod kościołem, wysiadłem na miękkich nogach z auta. Mnóstwo ludzi się pojawiło. Wiele z nich miało zaczerwienione, zapłakane oczy. Poczułem, że zaraz i ja będę takie miał. 
Zauważyłem rodzinę mojego zastrzelonego przyjaciela, jego matkę, siostrę, i jeszcze kilka osób. Tata Roberta nie żył, zmarł, gdy Robert miał szesnaście lat. 
Robert mi wielokrotnie mówił, że bardzo go mu brakuje. 
Nie zabrakło również wszystkich moich kolegów z drużyny, pojawił się także trener oraz członkowie zarządu Borussii. 
Oczy mi zaszły łzami. Mats, widząc to, przytulił mnie mocno, poklepał po plecach. 
Niebawem przyjechał samochód z zakładu pogrzebowego. Wyjęto z niego trumnę, w której leżał Robert. Poniesiono ją do kościoła, na ten widok jeszcze bardziej łzy cisnęły mi się do oczu. 
Poszliśmy wszyscy do świątyni, która wnet calutka się zapełniła. Na szczęście, udało mi się załapać na miejsce siedzące. Usiadłem pomiędzy Matsem a Kevinem. 
Wkrótce zaczęła się msza. Kapłanowi również łamał się głos. Widziałem, jak mama Roberta cicho płacze w swojej ławce. Dostrzegłem również Ewę i Łukasza, siedzących przed panią Iwoną. A przed nimi siedziała Ania. 
- Jeśli to Nathan zabił Roberta, to Ania jest temu współwinna - pomyślałem - bo po co się wdawała w ten pieprzony romans?! Gdyby nie to, wszystko mogłoby być zupełnie inaczej... 
Jednak teraz za późno na takie gdybanie. Czasu nie da się cofnąć... 
Wczoraj zostałem poproszony o przygotowanie i odczytanie mowy pogrzebowej na cmentarzu. 
Na szczęście nie zapomniałem jej. Próbowałem wczoraj przed lustrem ćwiczyć tę przemowę, jednak za każdym razem gorycz dławiła mój głos. 
Msza dość szybko (jak dla mnie) zleciała, po czym wzięto trumnę, za którą wszyscy ruszyliśmy na pobliski cmentarz. 
- Masz tę kartkę? - zapytał Kevin.
- Mam - powiedziałem, klepiąc się po kieszeni. 
- A teczkę wziąłeś? - zapytał Mats - bo to nieładnie będzie wyglądać, gdy będziesz czytać z pogniecionej kartki.
- W samochodzie zostawiłem - jęknąłem.
- Okej - westchnął Mats - to ja szybko po nią pójdę. 
Mats popędził do auta, a ja i Kevin szliśmy obok siebie powolnym krokiem, w tłumie zrozpaczonych ludzi. 
Niebawem środkowy obrońca Borussii wrócił. Szedłem ze spuszczoną głową, coraz gorzej się czułem. Nie mogłem uwierzyć, że to pogrzeb Roberta. 
- To chyba jakiś koszmar - pomyślałem. 
Zauważyłem, że kilka kroków przed nami idzie Ania, którą wspierała Cathy. Ania straszliwie głośno szlochała, aż biło od niej smutkiem i żalem. Może ona faktycznie kochała Roberta, a ten jej romans... był zwykłym błędem? 
Nie miałem siły ani chęci o tym rozmyślać. 










*** 










Dotarliśmy niebawem na cmentarz. Otoczyliśmy wszyscy trumnę Roberta. Miałem ochotę wrzeszczeć, krzyczeć wniebogłosy, ból psychiczny był nie do wytrzymania. 
Podszedłem bliżej, wiedziałem, że zaraz będzie czas na mowę pogrzebową. Wyciągnąłem kartkę z tekstem, położyłem ją na teczce. Prześledziłem jeszcze raz ten tekst, który sam napisałem. Wszystkie te słowa płynęły z mojego serca. 
- Teraz zostanie odczytana mowa pogrzebowa - powiedział kapłan, podał mi przenośny mikrofon. 
Poczułem, jak szloch mnie dławi, jakimś cudem go opanowałem i zacząłem czytać. 

Zebraliśmy się wszyscy tutaj, żeby towarzyszyć w ostatniej drodze ś.p. Robertowi Lewandowskiemu. 
Odszedł od nas, po otrzymaniu śmiertelnego strzału w głowę. Wiemy, że już nigdy do nas nie powróci. Zostaną nam tylko i wyłącznie wspomnienia po tym wspaniałym człowieku. 
Przyszedłem do Borussii zaledwie rok temu, wtedy go poznałem. Ale od razu wiedziałem, że zostanie moim przyjacielem. Biła od niego sympatia, radość życia, czułem, że połączy nas wspaniała przyjaźń. Tak też się wkrótce stało.
Połączyła nas również gra w jednej drużynie. Robert dzięki ambicjom i wytrwałości był fenomenalnym, znakomitym piłkarzem, dumą Borussii, jednak nigdy nie uderzyła mu do głowy woda sodowa, pozostawał sobą. Pozostawał sobą, czyli był ciepłą osobą, zawsze chętną do pomocy, nigdy nie odmawiał wsparcia. Zawsze wyciągał pomocną dłoń. Dobro swojej rodziny i przyjaciół stawiał ponad swoje. Jeśli czegoś mu brakowało, to na pewno nie życzliwości, dobrego serca i przyjacielskości. Nie mogę uwierzyć, że już go z nami nie ma... 


Musiałem na chwilę przerwać swoją przemowę, gdyż zalałem się gorzkimi łzami. Nie ja jeden. Wszyscy zebrani zaczęli płakać, i młodzi, i starzy. Nikt nie powstrzymywał swoich smutnych emocji. 
Ktoś podał mi butelkę wody. Wziąłem szybko łyka i z trudem zacząłem czytać dalej. 


Nigdy o nim nie zapomnę, nie będzie dnia, żebym go nie wspomniał. Dziękuję rodzinie, fanom, wszystkim tu zebranym, że jesteście tutaj i towarzyszycie Robertowi w jego ostatniej drodze. 
Kochany Robercie! Nigdy Cię nie zapomnę, i naszej wspaniałej przyjaźni. Bywało między nami różnie, ale dałeś mi wiele od siebie. Zawsze Ci będę za to wdzięczny. Byłeś dla mnie jak rodzony brat! Mam nadzieję, że będziesz czuwał nade mną i po śmierci. 


Skończyłem czytanie. Rozszlochałem się na dobre. Czytając ostatnie zdania, spoglądałem na trumnę mojego przyjaciela, gdyż te zdania były skierowane bezpośrednio do niego. 
Płakali wszyscy. Podszedłem do Matsa, który mnie objął i podał mi chusteczki. 
- Z prochu powstałeś, i w proch się obrócisz - powiedział kapłan po kilku swoich zdaniach, rzucił na trumnę garść ziemi. 
Mama Roberta podeszła do trumny, uklękła przy niej, płakała jak bóbr. Patrzyłem na tę scenę z ogromnym bólem, żalem, goryczą. 
Grabarze już się zbierali do tego, aby umieścić trumnę w wykopanym wcześniej dole, a ja nagle nie wytrzymałem i rzuciłem się na trumnę. 
- Robert, ja nie wierzę, że Ty leżysz w tej trumnie - jęknąłem żałośnie. 
Po momencie poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Należała do Łukasza. Pomógł mi wstać, przytulił mnie mocno, a grabarze zaczęli spuszczać trumnę w dół. 
Ten widok rozdzierał moje serce. Ktoś mógłby pomyśleć, że tylko rok znałem się z Robertem... ale między nami wytworzyła się silna więź. Bardzo silna. Świetnie się rozumieliśmy, nadawaliśmy na tych samych falach. Teraz zostały mi tylko wspomnienia! 
W końcu grabarze zaczęli zakopywać dół. Wszystkim zgromadzonym jeszcze bardziej posmutniały miny. Wszystkie dziewczyny i żony moich kolegów z drużyny zanosiły się płaczem, atmosfera była totalnie przepełniona cierpieniem i niezmiernym żalem, smutkiem. 
Koledzy z drużyny nie odstawali od swoich ukochanych. Trener pocieszał Svena, Neven i Sebastian próbowali się wzajemnie podnieść na duchu, płakali w swoich ramionach. 
Zaczęto składać kwiaty na świeżym grobie Roberta. Tyle ich przyniesiono, aż się nie mieściło. 
Mats złożył żółto-czarną, sztuczną wiązankę kwiatów. Kevin miał dwie, wręczył mi jedną. Poprosiłem go wczoraj, aby kupił za mnie - ja nie miałem sił wychodzić na miasto. 
Złożyłem kwiaty, ludzie zaczęli również zapalać znicze. Myśl o tym, że Robert leży pod tym wszystkim martwy... znów wywołała u mnie strumień łez. 
Mats i Kevin próbowali mnie pocieszać jak tylko się da, choć sami nie byli w lepszych nastrojach.
Poczułem, że chcę zostać na chwilę sam przy grobie Roberta. Jednak ludzie nie zaczęli się prędko rozchodzić. 
Podeszła do mnie siostra Roberta, Milena. 
- Wspaniała przemowa - powiedziała - naprawdę cudownymi słowami pożegnałeś mojego brata.
- Nie mogę uwierzyć, że już go nie ma - powiedziałem. Milena naprawdę świetnie mówiła po niemiecku! 
- Ja też - powiedziała, drżąc. 
- Naprawdę współczuję Tobie i twojej rodzinie - powiedziałem. 
- My Tobie również. Widać po Tobie, że byłeś jego prawdziwym przyjacielem - powiedziała Milena. - Słowa tej przemowy musiały płynąć z Twojego serca.
- Prawda - powiedziałem - sam ją układałem. 
Milena pokiwała głową. Zawołała ją zaraz matka, pożegnała się i poszła. 
Wszyscy powoli zaczęli się rozchodzić. Kucnąłem nad grobem Roberta, nie mogłem się nijak uspokoić. Cały drżałem, czułem, że cała moja twarz jest mokra od łez. 
- Marco! - usłyszałem Matsa - idziesz? 
- Idźcie, idźcie - powiedziałem - chcę zostać tu na chwilkę sam.
Kevin i Mats pokiwali głowami, i poszli. 
W końcu zostałem sam. Niebo zrobiło się pochmurne. Zaczął wiać wiatr, który pochylał smukłe drzewa rosnące na cmentarzu. 
- Nie wierzę... po prostu nie wierzę... - szeptałem sam do siebie łamiącym się głosem. 
Nagle usłyszałem czyjeś szybkie kroki... 










*** 










Ktoś poklepał mnie po ramieniu. Odwróciłem się.
- Mario?! - zdziwiłem się. - Nie widziałem Cię wcześniej... 
- Przyjechałem z lekkim poślizgiem - powiedział. 
Mario też płakał. Jego oczy były wyraźnie zaczerwienione, twarz mokra od łez. 
Podniosłem się, spojrzałem w te jego zapłakane oczy. Mario nic już nie mówił, tylko... zwyczajnie mnie przytulił, jakby nie było żadnej kłótni między nami.
Wprawdzie miałem żal do niego o to, jak mnie potraktował w poniedziałek, ale teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo mi go brakuje. Wiedziałem, że nie mogę, i że nie chcę zrywać naszej przyjaźni przez jedno głupie zachowanie Mario. 
- Przepraszam - powiedział cicho Mario - przepraszam Cię za wszystko. Do końca życia będę się wstydził, że...
- Cicho - powiedziałem cicho - nie wypominajmy sobie nad grobem Roberta. Wiem, o co Ci chodzi, ja Ci wybaczam. Tylko błagam Cię, nigdy nie rób mi tego więcej! 
- Obiecuję - szepnął Mario. 
- Dziękuję, że przyjechałeś - powiedziałem szeptem. 
Gdy Mario mnie wspierał, czułem się najlepiej, nie obrażając Matsa czy Kevina, którzy również potrafili pocieszyć człowieka. 
- Jak mógłbym nie przyjechać? - zapytał cicho Mario - Robert był też moim przyjacielem. Nie masz pojęcia, jak się czułem, gdy się dowiedziałem o jego śmierci. Ta informacja kompletnie mną wstrząsnęła. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. 
Mario pewnie próbował się do mnie dodzwonić, ale ja miałem cały czas wyłączony telefon. Leżałem cały czas w swojej sypialni, odizolowałem się od ludzi, gapiłem się tylko tępo w sufit. 
- Nie wierzę, że już go z nami nie ma - powiedziałem - mam wrażenie, że to jakiś zły sen! 
Niestety, to jednak feralna rzeczywistość. Nie ma już Roberta. 
- Mam nadzieję, że policja dorwie tego zabójcę - powiedział Mario. 
Zaczęło grzmieć na horyzoncie. No tak, po tylu upałach musiała w końcu nadejść burza. 
- Chyba burza nadchodzi - powiedziałem. 
- Słyszę - westchnął Mario. - Będę mógł pomieszkać u Ciebie? Chciałbym dopiero w niedzielę wrócić do Monachium. I tak nie ma nic tam teraz do roboty. Treningi dopiero od poniedziałku. 
- Tutaj też - powiedziałem. - Nie ma problemu, Mario. Moje drzwi są zawsze otwarte dla Ciebie. 
Obaj spojrzeliśmy jeszcze raz na grób Roberta. Przepełnieni ogromnym smutkiem, wyszliśmy ze cmentarza objęci ramionami. 
Do mojego domu przyjechaliśmy taksówką. 
- Marco... - odezwał się Mario.
- Tak? 
- Co tam u Lidii? - zapytał.
- Mario - jęknąłem - Lidia jest w szpitalu! Leży w śpiączce! - powiedziałem tonem przepełnionym bólem. 
- Jak to? - zapytał Mario, zrobił wielkie oczy. - Co jej się stało? 
- Jakieś dwie dziewczyny ją pobiły - powiedziałem smutno. - Nie mam pojęcia, kim były te gnidy. 
- O matko... - Mario pokręcił głową. - Mam nadzieję, że szybko się wybudzi!
- Ja też - powiedziałem - tak bardzo mi jej brakuje. Dobrze, że Ty przyjechałeś... 
- Już nigdy, przenigdy się na mnie nie zawiedziesz, jak kilka dni temu - powiedział Mario. - Obiecuję Ci to. 
- Mam nadzieję - pokiwałem głową. 
- Zależy mi na naszej przyjaźni - powiedział Mario - w poniedziałek byłem podpity, nie zdawałem sobie z niczego sprawy... 
- Rozumiem - przerwałem mu. - Już się nie obwiniaj ani nie dołuj. Wybaczam Ci. 
Przytuliłem go mocno. Siedzieliśmy tak do wieczora, opłakując śmierć Roberta. 
- Jutro rano odwiedzę Lidię - pomyślałem. 
Zbliżała się już dwudziesta trzecia. Za oknem lało jak z cebra, słychać było grzmoty, co chwila na niebie ukazywały się błyskawice. 
Przesiadywaliśmy w ciemnym salonie, wolałem nie używać teraz prądu. 
- Ale pada - westchnąłem cicho. Jednak nie usłyszałem żadnej odpowiedzi ani przytaknięcia. Zorientowałem się, że Mario usnął na siedząco, wtulał się we mnie. 
Sam nijak nie mogłem zasnąć. Jednak w końcu oczy same mi się zamknęły... 






_______________________ 





Kolejny smutny rozdział. Grr... ta mowa pogrzebowa nie wyszła mi za bardzo. 
A zresztą, same oceńcie. 

Ech... nie wiem jak Wy, ale coś nie mogę pogodzić się z tym, że Mario jest teraz zawodnikiem Bayernu. -.- Gdy go widzę w koszulce Bawarczyków, ech... smutno mi się robi. Brakuje mi go wśród pszczółek -.- 

Bardzo Was proszę o komentarze! 


Buziaki! :* 


+ jak myślicie, czy to sam Marco to śpiewa? 







35 komentarzy:

  1. Rozdział świetny.Popłakalam się z tego wszystkiego :(

    OdpowiedzUsuń
  2. poryczałam się. Niesamowite... jeszcze mam łzy na policzku. Jestem ciekawa jak dalej to się potoczy bez Roberta :'( i ciekawe kto to zrobił myślę że to ten Nathan .... Grr :(((

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko jedyna to jest fantastyczne :'((( tak realne, że czuje się jak na pogrzebie. Płacze i kocham to co tworzysz. Co do Mario cieszę się że wrócił do Marvo i sir pogodzili. Reus teraz Go bardzo potrzebuje. Powodzenia i czekam na kolejny :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zgadzam się nie widzę Mario w Bayernie nie ładnie mu w monachijskiej czerwieni. A film barfzo fajny i zabawny jeżeli głos Marco to jest super. Jeszcze raz pozdrawiam Dagrasia ;-)

      Usuń
  4. Nie wiem nawet co napisać z tej rozpaczy
    Ja już tak mam że chodź wiem że to nie dzieje się naprawde czuje jakbym była częścią tego opowiadanie jakbym stała obok i na to wszystko patrzyła a więc teraz płacze i płacze...
    Czekam na kolejny rozdział i to szybko:(

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozkleiłam się ;<
    Cieszę się przynajmniej z tego, że Marco i Mario się pogodzili ;)
    Przemowa wyszła, wyszła, jak się ją czyta, to można się rozryczeć ;/
    Pozdrawiam i czekam na nexta ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG! Strasznie smutny ten rozdział. Lidia w śpiączce i pogrzeb Roberta. Ciekawe jak to się dalej potoczy .
    Co do Mario to boli to. Cholernie boli ta czerwień. Piosenka fajna ale nie sądzę by to był Marco ;3
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Łezka się w oku kręci. Strasznie smutny ale za to strasznie cudowny <3
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  8. Boze...zrob jakos zeby Robert zyl proszee...uwielbiam twoje wszystkie rozdzialy,opowiadania/stala czytelniczka :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeju.. aż się poryczałam , nie mogę się przyzwyczaić , że nie ma już Lewego.. ehhh szkoda
    A co do Mario masz racje, też mi jest tak dziwnie jak na to patrze. Chce żeby wrócił do Borussi, bo tam jego miejsce...
    Jeżeli to śpiewa faktycznie Reus to ma śmieszny głos :D
    Czekam na kolejny ;*****
    Pozdrawiam ;*************

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominowałam Cię do Liebster Award. Pytania na marco-and-zuza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Płaczę. Przy tej przemowie kompletnie się rozkleiłam. Nie wiem jak mogłaś zabić Roberta. :'(Genialny rozdział. Jak wszystkie pozostałe. Zgadzam się z tobą jeśli chodzi o Mario. On nie pasuje do Bayernu.
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  12. Wspaniałe :* Aż się popłakałyśmy :c
    Z niecierpliwością czekamy na kolejny rozdział :))
    Zapraszamy do nas:
    http://karolina-marco-and-patrycja-mario.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Mario nie pasują kolory Bayernu, jemu pasują kolory pszczółek :) Super rozdział, z resztą jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jaki smutny rozdział :C Przy mowie pogrzebowej poleciała mi łezka.
    Przez Mario nie włożę już nigdy czerwonej rzeczy xD Mario, zdejmuj to ty nasz jesteś!
    Buziaki ;*
    http://marcoreusstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. świetny rozdział !
    troszkę smutny, to prawda, ale bardzo ciekawy! :)
    nie mogę się doczekać kolejnego :)
    pozdrawiam
    ps. u mnie nowy

    OdpowiedzUsuń
  16. Popłakałam się, naprawdę! :(
    Genialny rozdział, zresztą jak zawsze. :)
    Mario nie pasuje do Bayernu! ;/
    Czekam na następny!
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział przecudowny!
    Płakałam ;c.
    Jak widzę zdjęcia Mario teraz to do oczu od razu łzy mi napływają ;c.
    Czekam z niecierpliwością na następny!
    Buziaki i pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  18. Smutno :'( Aż się sama popłakałam. Ciekawe jak im się teraz powiedzie bez Roberta :c
    Zgadzam się. Mario ładniej wyglądał w żółtym, czerwony mu nie pasuje ;c
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  19. Rozdział jest cudny, ale za razem smutny.
    Popłakałam się gdy to czytałam.
    Gdy widzę Mario w czerwonej koszulce to od razu serce mi ściska.
    Biedny Mario teraz musi zapłacić 10 tysięcy euro za to ze nosi koszulkę Nice, a nie Adidas. Dla mnie to jest śmieszne.
    czekam na kolejny rozdział.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. oj smutno, smutno ale mimo to to mi się podobał :d
    hahahah i wątpię że tą piosenkę spiewa sam Reus ;p
    zapraszam do siebie :D

    OdpowiedzUsuń
  21. jak zwykle zajebiste <3 się popłakałam jak czytałam o tym pogrzebie i jak Marco płakał ;( myślę, że on tego nie śpiewa ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  22. Super rozdział. Czytając to popłakałam się :( Biedny Marco... Dobrze, ze ma wsparcie u Mario..
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  23. Popłakałam się .
    :(

    Nominowałam się do Liebster Award

    Pytania u mnie

    OdpowiedzUsuń
  24. Płaczę i nie mogę przestać :(
    Rozdział jest cudny ♥ Strasznie szkoda mi Marco, ale przynajmniej Mario przyjechał ;)
    Nie wiem czemu, ale jakoś mi się wydaje, że On to śpiewa, al jeśli nie to pewnie to mówił, a oni przerobili w piosenkę ;D ♥

    OdpowiedzUsuń
  25. Rozdział smutny, ale fenomenalny.
    Również nie mogę się pogodzić z tym, że Mario gra teraz dla Bayernu.
    Jeszcze jak powiedział, że jest w najlepszej drużynie na świecie zrobiło mi się strasznie smutno

    OdpowiedzUsuń
  26. Rozdział jest tak cudny ze nie da sie tego opisać *_*
    Nominowałam cie do Liebster Award pytania znajdziesz tu :
    http://aleksandraimarcostory.blogspot.com/p/libster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  27. Rozdział super, smutno ;c Dobrze, że się pogodzili. Mam nadzieję, że Lidia szybko się wybudzi. Przepraszam, że tak rzadko komentuje, ale często wpadam czytam i wychodzę xD Ja również nie umiem zaakceptować odejścia Mario. Myślę, że wróci, jak zobaczy, że Srajern to gówno, chyba, że pieniądze do końca przeżarły mu mózg, bo prawda jest taka, że Monachium już nawet po wojnie było znienawidzone przez to ze ludziom zle sie zylo a oni mieli pieniadze... TAK fcb monachium MA TYLKO KASE I NIC WIĘCEJ ;/ Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie na nowy, 27 rozdział:

    OdpowiedzUsuń
  28. To chyba nie Marco śpiewa:D
    Co do rozdziału to świetny, smutny ale świetny<33
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  29. Jeju prawie płakałam ;c
    Tak szkoda mi Roberta, ale i też Marco i Mario :/
    Dziwnie teraz będzie :(
    Ciekawe kto stoi za śmiercią Roberta.. Tak myślę jak Marco, że to Nathan :/
    Nienawidzę go ;c
    Smutny, ale świetnie napisany rozdział :)
    Nie mogę się doczekać nexta ;3
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  30. Rozdział cudowny:D
    Popłakałam się...
    Świetnie piszesz.;d
    czekam na naexta:3
    zapraszam do mnie mario-alicja-story.blogspot.com mile widziany kom:D
    Pozdrawiam;**

    OdpowiedzUsuń
  31. Rany.. Ta mowa pogrzebowa.. :( Genialna wręcz! :> Nie mogę się doczekać rozwiązania zagadki, kto zabił Roberta.. :D Czekam na kolejny! :)
    + to na 99,9% jest Marco, gdyż czytałam gdzieś że to on sam się do tego przyznał. ^^ I Mario jako Bawarczyk też mi nie pasuje. Kibicuję Bayernowi, ale sama stwierdziłam że nie nadaje się do nich. Jeszcze co on wyprawia z tymi Nike.. ;p

    OdpowiedzUsuń
  32. tajemnicza zagadka kto zabił Roberta...
    mowa pogrzebowa... przeszłaś chyba samą siebie
    zapraszam do mnie bvbtomojezycie.blogspot.com
    ...♥...:)...♥

    OdpowiedzUsuń
  33. Płaczę jak głupia. Rozdział wywołał we mnie emocje nie do opisania.
    Opisujesz to wszystko tak prawdziwie. Kocham twoje opowiadanie.
    Jesteś niesamowita!

    OdpowiedzUsuń