*oczami Marco*
Przygnębiony, dowlokłem się do domu Roberta. Liczyłem na jego wsparcie. Mój przyjaciel siedział przed domem i czytał gazetę.
- O, już jesteś - powiedział, gdy mnie zobaczył. - Chodźmy do domu, napijemy się czegoś, porozmawiamy...
Zatem poszliśmy do kuchni, Robert zaparzył nam herbatę i naturalnie zapytał mnie, co z Lidią.
- Jeszcze nic nie wiadomo - powiedziałem. - Może wieczorem czegoś się dowiem, zobaczymy.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego - powiedział Robert.
- Nie masz pojęcia, jak się teraz czuję - powiedziałem. - Jeżeli ona... nie przeżyje...
Głos mi się załamał. W mojej głowie aż roiło się od czarnych myśli.
- Przeżyje! - powiedział Robert pewnym tonem.
Pokiwałem tylko głową i przytuliłem się do niego. Robert starał się mnie pocieszyć i wesprzeć, jak tylko mógł. Byłem mu za to niezmiernie wdzięczny.
- Wszystko będzie dobrze - mówił poruszony Robert, klepiąc mnie po plecach.
- Nie byłbym taki pewny - westchnąłem ponuro.
- Kochany, grunt to pozytywne nastawienie. Pomyśl, że wszystko będzie w porządku, a od razu zrobi Ci się lepiej - powiedział Robert.
- Łatwo Tobie mówić - odparłem. - Z tych nerwów aż rozrywa mnie od środka.
- Chcesz jeszcze jedną herbatę? - zapytał Robert.
- Dlaczego nie - odparłem.
Popijaliśmy herbatę, rozmawialiśmy, czas bardzo szybko zlatywał. W końcu zerknąłem na zegar wiszący nad drzwiami kuchennymi i stwierdziłem, że już godzina osiemnasta.
- Ja już chyba będę się zbierał - powiedziałem. - Muszę iść do Lidii.
- Rozumiem - pokiwał głową Robert.
- Hej, co to za krzyki?
Sprzed domu mojego przyjaciela było słychać podniesione głosy, ktoś się zawzięcie kłócił.
Poszliśmy szybko to sprawdzić i zobaczyliśmy Anię kłócącą się z tym całym Nathanem.
- Zostaw mnie w spokoju! Odczep się ode mnie raz na zawsze! - wrzeszczała Ania.
- Ani mi to w głowie - uśmiechał się szelmowsko Nathan. - Należysz tylko do mnie, złociutka!
- Chyba w Twoich chorych snach - powiedziała Ania. Nathan próbował ją objąć, ale Ania mu się sprytnie wyrwała. No tak, Ania to karateczka, jest bardzo wysportowana.
- Robert, Marco, pomóżcie - jęknęła - Robert, ja przyszłam do Ciebie porozmawiać, a ten całą drogę za mną szedł i mnie maltretował.
- Zapomnij o niej - Nathan zwrócił się do Roberta - Ania jest tylko i wyłącznie moja, rozumiesz?
- Wynoś się stąd - krzyknął Robert. - W tej chwili!
- Bo zaraz wezwiemy policję, jak natychmiast nie znikniesz - powiedziałem.
- Mówcie co chcecie! Ania, i tak jesteś moja, nie uciekniesz ode mnie - krzyknął Nathan na odchodne i poszedł.
- Co za czubek - powiedziała nieco roztrzęsiona Ania. - Robert, chcę z Tobą o czymś porozmawiać, masz chwilkę?
- Jak tak bardzo prosisz - westchnął Robert. - Więc chodźmy do domu.
- Więc ja już pójdę swoją drogą - powiedziałem. Przytuliłem Roberta na pożegnanie.
- Do jutra - powiedział Robert.
- Trzymaj się, Marco - powiedziała Ania.
- Do zobaczenia - powiedziałem do nich i poszedłem w kierunku szpitala.
Ciekawe, o czym Ania chce porozmawiać z Robertem. Czyżby kolejny raz chciała go przekonać, aby znów byli parą?
Wszystko możliwe.
Szedłem szybkim krokiem, niebawem znalazłem się w szpitalu. Szedłem korytarzem, szukając sali Lidii, gdy zaczepiła mnie pani doktor.
- Kogo pan szuka? - zapytała - może mogłabym w czymś pomóc?
- Szukam Lidii Miller - powiedziałem. - Chciałbym się dowiedzieć, co...
- Chwileczkę - przerwała mi pani doktor - czy jest pan z nią spokrewniony?
- Jestem jej chłopakiem - powiedziałem. - Ona tu nie ma żadnej rodziny. Proszę, niech mi pani powie, co jej dolega.
- Nie ma tu żadnej jej rodziny? - zdziwiła się pani doktor.
- Cała jej rodzina mieszka w Polsce - powiedziałem. - I nie interesuje się Lidią ani trochę - pomyślałem smutno.
- No cóż, w takim razie zapraszam do gabinetu - powiedziała medyczka.
W gabinecie pani doktor zaczęła przeglądać jakieś papiery, w końcu zwróciła się do mnie.
- Pani Lidia Miller żyje, pobicie nie było śmiertelne - powiedziała. - Ale na wskutek uderzenia w głowę doznała lekkiego wstrząsu mózgu.
- Czy jest teraz przytomna? - zapytałem.
- Niestety - medyczka pokręciła głową. - Zapadła w śpiączkę, która powinna ustąpić po kilku dniach.
- Śpiączka?! - prawie krzyknąłem. - Jak to?
- Takie sytuacje się zdarzają, na skutek pobić - powiedziała pani doktor - ale niech się pan nie martwi, po kilku dniach pani Lidia powinna się obudzić! Poza tą śpiączką i tym lekkim wstrząsem mózgu, wszystko jest z nią w porządku.
- Jeszcze mam jedno pytanie - powiedziałem. - Lidia jest w ciąży. Czy z dzieckiem jest wszystko dobrze?
- Na to pytanie jeszcze nie mogę panu odpowiedzieć - powiedziała pani doktor. - Jeśli chodzi o tę kwestię, jeszcze niczego nie stwierdzono. Ale proszę się nie denerwować, wierzę, że i z dzieckiem będzie wszystko dobrze.
- Łatwo pani mówić - odparłem.
- Najlepiej, jakby pan przyszedł jutro po południu, może już będzie wiadomo, co z maleństwem - powiedziała pani doktor. - Proszę być dobrej myśli! Grunt to pozytywne nastawienie!
- Już to dzisiaj słyszałem - westchnąłem. - A mógłbym choć na chwilkę pójść na salę, w której jest Lidia?
- Przecież ona jest nieprzytomna - powiedziała pani doktor.
- Chcę ją tylko zobaczyć - powiedziałem błagalnym tonem.
- Zgoda, ale tylko na moment pana wpuszczę - powiedziała medyczka i zaprowadziła mnie na salę mojej ukochanej. Zostawiła mnie samego z Lidią...
Usiadłem przy jej łóżku, ująłem delikatnie Lidię za dłoń.
- Lidia, skarbie, nie masz pojęcia, jak mi Ciebie brakuje... obudź się jak najszybciej - wyszeptałem, choć wiedziałem, że ona tego nie usłyszy...
Oddychała spokojnie i równo. Jej ciemne włosy rozsypały się na poduszce.
Twarz miała bladą. Dla mnie i tak pozostawała pięknością...
Złożyłem subtelny pocałunek na jej kredowym policzku i opuściłem pomieszczenie.
Zasmucony, przybity i zgnębiony wróciłem do domu. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
Poszedłem do ogrodu. Przysiadłem na ławeczce stojącej wśród tulipanów.
Wyciągnąłem komórkę. Ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłem kilka nieodebranych połączeń od Mario. No tak, telefon miałem wyciszony.
Oprócz tych nieodebranych połączeń zauważyłem SMSa od niego.
Marco, proszę Cię bardzo, odbierz ten telefon! Wiem, że jesteś na mnie wściekły po tym, jak Cię potraktowałem, ale nie masz pojęcia, jak bardzo żałuję mojego zachowania!
Po krótkim namyśle postanowiłem mu nie odpisywać ani nie oddzwaniać. Przynajmniej nie teraz. Uznałem, że przyda mu się jeszcze trochę czasu na przemyślenia.
- Niech teraz sam tu przyjedzie, ma do końca tygodnia wolne - pomyślałem.
Schowałem komórkę do kieszeni, wtopiłem wzrok w krzewy białych i żółtych róż.
Jednak widok tych bajecznych kwiatów niespecjalnie poprawiał mi humor. Powlokłem się do domu, wziąłem kilka tabletek nasennych, i położyłem się na kanapie. Chciałem jak najszybciej zakończyć ten dzień, próbowałem się sam przekonać, że jutro będzie lepiej.
***
Zaczęło mnie męczyć przekonanie, że z Lidią dzieje się coś złego. I nijak nie mogłem się tego wrażenia pozbyć, więc nałożyłem szybko buty i poszedłem do szpitala.
W korytarzu przed salą, w której leży moja ukochana, smutek i przykre wyrazy twarzy pielęgniarek. Na ten widok najczarniejsze myśli przyszły mi do głowy.
Nie bacząc na nie, wszedłem do sali.
Moja ukochana leżała... cała nakryta białym prześcieradłem. Gdy to zobaczyłem, zamarłem, struchlałem, poczułem się, jakby ktoś wbił mi nóż w pierś.
Bo w szpitalach nakrywają prześcieradłami tych... co zmarli.
- Lidia! - zawołałem... podbiegłem do łóżka, zerwałem z niej to prześcieradło... moja ukochana leżała sztywna, blada, dotknąłem jej policzka - był zimny.
- Mój Boże! Dlaczego? - przestałem panować nad sobą, z moich oczu popłynął strumień gorzkich łez.
Lidia zmarła. Przeczucia jednak nie kłamią. Przytuliłem się do jej ramienia, dałem upust łzom...
- Bardzo nam przykro - usłyszałem.
- Dlaczego jej nie ratowaliście? Jak ona mogła umrzeć? - krzyknąłem.
- Ale proszę nie krzyczeć, to jest szpital - powiedziała pielęgniarka.
- I co z tego? - warknąłem i znów zalałem się łzami. Tuliłem się do mojej zmarłej dziewczyny, moja gorycz nie miała granic.
- Lidia, dlaczego? - szeptałem - jak mogłaś umrzeć?!
Rozszlochałem się jak dziecko, nie mogłem się nijak uspokoić...
I nagle... otworzyłem oczy, zobaczyłem, że jestem we własnym domu, a nie w szpitalu... Poderwałem się jak oparzony, zlazłem z kanapy, ciężko oddychając.
- Mój Boże - wysapałem - to był tylko zły sen! Już dobrze, już dobrze... - próbowałem się sam uspokoić.
Zerknąłem na zegar, była za pięć dziewiąta rano. Przysiadłem na kanapie, próbując się wyciszyć. Ten sen był taki... rzeczywisty...
Wziąłem prysznic, założyłem świeże ubrania, doprowadziłem fryzurę do porządku, po czym zaparzyłem sobie melisę. Popijałem powolnymi łykami, przy tym intensywnie rozmyślając.
- Po południu przejdę się do Lidii - postanowiłem.
Jutro mnie czekał trening. Zastanawiałem się, jak ja będę mógł skupić się na piłce, kiedy moja ukochana leży w śpiączce. Ale wiedziałem, że trzeba iść i przygotowywać się na nowy sezon, który już niedługo się rozpocznie.
Ale to dopiero jutro, w czwartek. Póki co, trzeba przeżyć dzisiejszy dzień, który dopiero się zaczął.
Włączyłem TV i zacząłem oglądać poranne wiadomości. Właśnie mówili o jakimś wypadku autobusowym w Berlinie, gdy zadzwoniła moja komórka.
- Ania? - zdziwiłem się. Odebrałem.
- Halo, Marco? - gdy usłyszałem jej głos, aż struchlałem. - Przyjedź natychmiast do domu Roberta! - ona wręcz krzyczała, a jej krzyk mieszał się z płaczem.
- Co się stało? - zapytałem przerażony.
- To nie jest rozmowa na telefon - przez jej szloch ledwo zrozumiałem, co powiedziała. Rozłączyła się.
Przeraziłem się nie na żarty. Natychmiast nałożyłem buty, chwyciłem kluczyki do auta i pojechałem prędko do domu mojego przyjaciela.
Ale jakże wielka była moja groza, gdy już z dala zobaczyłem karetkę, która właśnie parkowała przed domem Roberta.
Ania wyszła przed drzwi, gdy ją zobaczyłem, mało co nie padłem. Cała się trzęsła, płakała jak bóbr...
- Ania, o co chodzi? - zapytałem - co z Robertem?
- Robert nie żyje! - krzyknęła - ktoś go zastrzelił!
- Co?! - krzyknąłem. Wparowałem do mieszkania... i zobaczyłem mojego przyjaciela leżącego na podłodze. Z jego głowy sączyła się niewyobrażalna ilość krwi.
- Proszę się tu nie kręcić - powiedział jeden z ratowników.
Przysiadłem na sofie, Ania usiadła obok mnie, zalewając się łzami. Nie mogłem uwierzyć w ten makabryczny widok! Chwilę siedziałem nieruchomo... ale w końcu uderzyłem w płacz, gdyż już nie mogłem dłużej wytrzymać.
- Bardzo nam przykro - powiedział ratownik - ale stwierdziliśmy właśnie zgon. Otrzymał strzał centralnie w skroń, nie miał najmniejszych szans.
- Jak to?! - krzyknąłem. - Nie wierzę! Po prostu nie wierzę!
- Naprawdę, bardzo nam przykro - powiedział drugi ratownik. - Zaraz przyjedzie tu policja badać miejsce zbrodni.
Zapakowali Roberta na nosze, zabrali go do karetki i odjechali z piskiem opon.
- Nie wierzę - krzyknąłem - jak to się mogło stać?! Kto to mógł zrobić?!
- Spędziłam noc u Roberta - powiedziała roztrzęsiona Ania - rano wyszłam do sklepu, on wiedział o tym. Nie było mnie raptem dwadzieścia minut. Gdy wróciłam... - tu Ania się rozszlochała.
Niebawem przyjechała policja. Zaczęli badać miejsce zbrodni, przesłuchali też mnie i Anię.
W końcu byliśmy wolni. Ania pojechała do Cathy, dziewczyny Matsa, ja natomiast... nie miałem gdzie pojechać.
Nagle przyszło mi do głowy, pojechać do Ewy i Łukasza.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Ledwo jednak prowadziłem te auto. Ręce mi się trzęsły, oczy zaślepione łzami.
Otworzyła mi Ewa. Zauważyłem od razu u niej łzy w oczach.
- Wiemy już wszystko - powiedziała drżącym głosem, wpuściła mnie do środka - w lokalnym radiu właśnie powiedzieli!
Fakt, przed domem Roberta było mnóstwo fotoreporterów i dziennikarzy, którzy działali mi na nerwy.
- Nie wierzę, po prostu nie wierzę - usłyszałem Łukasza. - Mój Boże, kto to mógł zrobić?
- Do tego Lidia w szpitalu - powiedziałem. - Straciłem bezpowrotnie przyjaciela, kto mógł go tak...
Łukasz podszedł do mnie i mnie przytulił, starając się pocieszyć.
- Wczoraj byliśmy u Lidii - powiedziała Ewa - jest w śpiączce.
- Wiem, wiem - wymamrotałem.
Więcej było łez niż rozmowy. Ewa poiła nas wszystkich melisą, wszyscy byliśmy pogrążeni w ogromnym smutku. Nie dość, że nasza kochana Lidia leżała w śpiączce... to jeszcze jakiś drań zastrzelił Roberta. Tego już było stanowczo za wiele.
- Jakbym tak dorwał tego zabójcę... - pomyślałem.
Godziny mijały, w końcu cały Dortmund, a potem całe Niemcy się dowiedziały i aż huczało od plotek.
Nie mogłem po prostu uwierzyć, jeszcze wczoraj rozmawiałem z Robertem, a dziś leży martwy...
Zerknąłem na zegar, była za pięć dziewiąta rano. Przysiadłem na kanapie, próbując się wyciszyć. Ten sen był taki... rzeczywisty...
Wziąłem prysznic, założyłem świeże ubrania, doprowadziłem fryzurę do porządku, po czym zaparzyłem sobie melisę. Popijałem powolnymi łykami, przy tym intensywnie rozmyślając.
- Po południu przejdę się do Lidii - postanowiłem.
Jutro mnie czekał trening. Zastanawiałem się, jak ja będę mógł skupić się na piłce, kiedy moja ukochana leży w śpiączce. Ale wiedziałem, że trzeba iść i przygotowywać się na nowy sezon, który już niedługo się rozpocznie.
Ale to dopiero jutro, w czwartek. Póki co, trzeba przeżyć dzisiejszy dzień, który dopiero się zaczął.
Włączyłem TV i zacząłem oglądać poranne wiadomości. Właśnie mówili o jakimś wypadku autobusowym w Berlinie, gdy zadzwoniła moja komórka.
- Ania? - zdziwiłem się. Odebrałem.
- Halo, Marco? - gdy usłyszałem jej głos, aż struchlałem. - Przyjedź natychmiast do domu Roberta! - ona wręcz krzyczała, a jej krzyk mieszał się z płaczem.
- Co się stało? - zapytałem przerażony.
- To nie jest rozmowa na telefon - przez jej szloch ledwo zrozumiałem, co powiedziała. Rozłączyła się.
Przeraziłem się nie na żarty. Natychmiast nałożyłem buty, chwyciłem kluczyki do auta i pojechałem prędko do domu mojego przyjaciela.
Ale jakże wielka była moja groza, gdy już z dala zobaczyłem karetkę, która właśnie parkowała przed domem Roberta.
Ania wyszła przed drzwi, gdy ją zobaczyłem, mało co nie padłem. Cała się trzęsła, płakała jak bóbr...
- Ania, o co chodzi? - zapytałem - co z Robertem?
- Robert nie żyje! - krzyknęła - ktoś go zastrzelił!
- Co?! - krzyknąłem. Wparowałem do mieszkania... i zobaczyłem mojego przyjaciela leżącego na podłodze. Z jego głowy sączyła się niewyobrażalna ilość krwi.
- Proszę się tu nie kręcić - powiedział jeden z ratowników.
Przysiadłem na sofie, Ania usiadła obok mnie, zalewając się łzami. Nie mogłem uwierzyć w ten makabryczny widok! Chwilę siedziałem nieruchomo... ale w końcu uderzyłem w płacz, gdyż już nie mogłem dłużej wytrzymać.
- Bardzo nam przykro - powiedział ratownik - ale stwierdziliśmy właśnie zgon. Otrzymał strzał centralnie w skroń, nie miał najmniejszych szans.
- Jak to?! - krzyknąłem. - Nie wierzę! Po prostu nie wierzę!
- Naprawdę, bardzo nam przykro - powiedział drugi ratownik. - Zaraz przyjedzie tu policja badać miejsce zbrodni.
Zapakowali Roberta na nosze, zabrali go do karetki i odjechali z piskiem opon.
- Nie wierzę - krzyknąłem - jak to się mogło stać?! Kto to mógł zrobić?!
- Spędziłam noc u Roberta - powiedziała roztrzęsiona Ania - rano wyszłam do sklepu, on wiedział o tym. Nie było mnie raptem dwadzieścia minut. Gdy wróciłam... - tu Ania się rozszlochała.
Niebawem przyjechała policja. Zaczęli badać miejsce zbrodni, przesłuchali też mnie i Anię.
W końcu byliśmy wolni. Ania pojechała do Cathy, dziewczyny Matsa, ja natomiast... nie miałem gdzie pojechać.
Nagle przyszło mi do głowy, pojechać do Ewy i Łukasza.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Ledwo jednak prowadziłem te auto. Ręce mi się trzęsły, oczy zaślepione łzami.
Otworzyła mi Ewa. Zauważyłem od razu u niej łzy w oczach.
- Wiemy już wszystko - powiedziała drżącym głosem, wpuściła mnie do środka - w lokalnym radiu właśnie powiedzieli!
Fakt, przed domem Roberta było mnóstwo fotoreporterów i dziennikarzy, którzy działali mi na nerwy.
- Nie wierzę, po prostu nie wierzę - usłyszałem Łukasza. - Mój Boże, kto to mógł zrobić?
- Do tego Lidia w szpitalu - powiedziałem. - Straciłem bezpowrotnie przyjaciela, kto mógł go tak...
Łukasz podszedł do mnie i mnie przytulił, starając się pocieszyć.
- Wczoraj byliśmy u Lidii - powiedziała Ewa - jest w śpiączce.
- Wiem, wiem - wymamrotałem.
Więcej było łez niż rozmowy. Ewa poiła nas wszystkich melisą, wszyscy byliśmy pogrążeni w ogromnym smutku. Nie dość, że nasza kochana Lidia leżała w śpiączce... to jeszcze jakiś drań zastrzelił Roberta. Tego już było stanowczo za wiele.
- Jakbym tak dorwał tego zabójcę... - pomyślałem.
Godziny mijały, w końcu cały Dortmund, a potem całe Niemcy się dowiedziały i aż huczało od plotek.
Nie mogłem po prostu uwierzyć, jeszcze wczoraj rozmawiałem z Robertem, a dziś leży martwy...
***
Nadszedł piątek. Ostatnie dwa dni wydawały się najgorszymi w całym moim życiu.
Jedyna rzecz, która poprawiła mi humor, to była wieść, że nasze dziecko żyje, że go nie straciliśmy. Jednak Lidia dalej pozostaje w śpiączce.
Wczoraj wprawdzie wszyscy pokazali się na treningu, ale po półgodzinie trener wysłał wszystkich do domów. Nikt nie był w stanie trenować. Trener powiedział, że nam daruje ze względu na zaistniałą, straszliwą sytuację, ale od następnego tygodnia bierzemy się ostro do roboty.
Pogrzeb został zaplanowany na ten piątek, na godzinę piętnastą.
Miałem cały czas telefon wyłączony. Nie miałem ochoty na żadne rozmowy, siedziałem cały czas sam w domu. Leżałem i tępo wpatrywałem się w sufit w mojej sypialni. Docierało bowiem do mnie powoli, że już nie ma Roberta...
Wprawdzie raz wpadli Mats i Kevin, starali się mnie jakoś wesprzeć, ale nie na wiele się to zdało.
Leżałem i się gapiłem tępo w ścianę, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
- Cholera! Kogo tu przyniosło - pomyślałem rozdrażniony i poszedłem otworzyć. W drzwiach stał Mats.
- Cześć, Marco - powiedział i mnie objął na przywitanie. - Już czternasta, zbieraj się!
- Ach, no tak - powiedziałem smutno. - Za godzinę pogrzeb.
Poszedłem się szybko umyć, założyłem garnitur i już byłem gotowy.
- Chodźmy - Mats objął mnie ramieniem. - Zanim dojedziemy na miejsce, to minie trochę czasu.
- Dobrze - powiedziałem. Zamknąłem drzwi na klucz i pojechaliśmy z Matsem do kościoła.
_____________________
Grrr! Nie wyszło to tak, jak chciałam. Niezbyt dopracowany i trochę nieogarnięty ten rozdział. Nie podoba mi się zbytnio -.-
Postaram się, żeby kolejny był lepszy.
Kto przeczytał, niech zostawi komentarz, bardzo o to proszę! Zmotywujcie mnie, aby 39 rozdział był lepszy!
Buziaki, Sylwia :*
+ mam nadzieję, że nie rozszarpiecie mnie na strzępy za to, co się stało z Robertem.
Nie! Biedny Robert, pewnie to ten cały Natham.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Lidia chociaż żyję.
Czekam na kolejny
Rozdział świetny mam nadzieję że wszystko bedzie okej :)
OdpowiedzUsuńpogrzeb?? namieszałaś i to bardzo :(
OdpowiedzUsuńproszę szybko dodawaj kolejna część
pozdrawiam Ania
A mówiłaś, że będą potrzebne chusteczki. Już się bałam, że Lidia nie przeżyje. Powiem Ci, że ja się uśmiałam na tym rozdziale *czekam na hejty*
OdpowiedzUsuńCo !!! Robert nie żyje ?? Choć za nim nie przepadam to chciałabym bym by to był tylko sen ... Cudo , cudo , cudo pozdrawiam:-) PS jutro u mnie nowy rozdział. :-D
OdpowiedzUsuńJa już myślałam , że ten sen Marco to .........
OdpowiedzUsuńJak to Robert nie żyje !?!?!?!?!?!
Szkoda mi wszystkich, każdy z osobna przeżywa to co się stało. Mam nadzieję, że więcej takich sytuacji nie będzie.
Pozdrawiam :*
Już miałam łzy w oczach gdy Marco miał sen ale gdy okazało się że Robert nie żyje wylały się strumienie
OdpowiedzUsuńSzkoda że umarł ale dobrze że z dzieckiem jest dobrze
Czekam na kolejny rozdział:(
Aż się popłakałam jak okazało się, że Robert nie żyje. Rozdział dobry, ale bardzo przygnębiający. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak to ?! Robert nie żyje ?! Powiedz że to sen , że to tylko głupi sen !
OdpowiedzUsuńDobrze że Lidia żyje <3
Pozdrawiam :**
o mało na zawał nie padłam- myślałam, że naprawdę Lidka nie żyje
OdpowiedzUsuńSzkoda Roberta...
Czekam na nexta:)
Rozszarpiemy :-P Nie no żart XD
OdpowiedzUsuńBiedny Robert :'(
Genialny rozdział <3
Czekam na kolejny :-)
Pozdrawiam :-*
Czemu uśmierciłaś Roberta? Na strzępy to cię nie rozerwę, ale smutno mi jest. Założę się, że za tym stoi Nathan. Co do Marco. Tak mu współczuję! Śmierć przyjaciela, śpiączka Lidii i odrzucenie przez Mario. Pisz szybko. Życzę dużo weny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;**
Jak to ? Co ? Jak ? Robert musi zyc. :( niech to bedzie jakis sen lub cos . A rozdzial swietny jak zwykle , ale robert musi byyc. :(
OdpowiedzUsuńJak mogłaś go zabić. No jak? I dlaczego ja wiem, że to był Nathan.. ;/ Przykro mi, ponieważ w życiu Marco dzieją się same smutne rzeczy. Jedynym pocieszeniem jest t, że dziecko żyje :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ale bardzo smutny.. Czekam na kolejny :**
[*] ...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie żyje. Przynajmniej dobrze, że Lidia tak ;)
Pozdrawiam. ;*
Jeny dziewczyno nigdy mnie tak nie strasz !! Jak przeczytałam że Lidia nie żyje to normalnie serce mi stanęło !!! JEJ :O
OdpowiedzUsuńufff ... + czemu akurat Robert ? biedak :(
PS. mam pytanie gdzie zakupiłaś swoją koszulkę BVB ?
będę wdzięczna za odp.
:D
Świetny ! :*
OdpowiedzUsuńPłakałam ... ;'(
Czekam na następny ;)
Zostałaś nominowana do Liebster Award, tu są pytania: http://fajnymezczyznadobrzezepilkarz.blogspot.com/2013/07/liebster-award.html
Pozdrawiam :)
Przerażasz xD Przeczytałam to o Robercie, już światełko w głowie mi się zapaliło, że to ten psychol Nathan! Nie wytrzymam! Z takimi to tylko do psychiatryka, albo od razu do izolatki. Biedny Robert, biedna Lidia, i biedny Marco, bo on najwięcej przeżywa :C
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
http://marcoreusstory.blogspot.com/
Genialny! Popłakałam się :( Biedny Robert :( Mam chociaż nadzieję, że z Lidią będzie wszystko dobrze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wen ;*
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńSzkoda Roberta... ;c
Ogólnie wspaniałe!
Czekam na następny i pozdrawiam ;*
Rozdział jest cudowny.
OdpowiedzUsuńTo na pewno ten psychol zabił Roberta. Ale nastraszyłaś jak przeczytałam że Lidka nie żyje to aż serce mi stanęło, ale mam nadzieję że Lidka szybko się wybudzi z tej śpiączki.Biedny Marco.
Kocham to opowiadanie. Czekam na kolejny z niecierpliwością .< 3
Robert nie żyje !!!! KURDE Weź tego nie rób napisz ,że to sen i on żyje PROSZĘ CIĘ KURDEEE ! czekam na nexta
OdpowiedzUsuńO nieee, Robert :ccc
OdpowiedzUsuńDlaczego tak musiało się stać? :/
O mój Boże niczego takiego się nie spodziewałam :((
Żeby to tylko był sen.. Ale nie ;c
Zapewne zabił go ten głupi Nathan... Ughh, nienawidzę go -.-
Boziu kobieto nigdy więcej takiego czegoś nie rób, że Lidia nie żyje.. :o
Prawie zawału dostałam :c
Kocham to <3
Ten powyższy rozdział jest meega ekscytujący i emocjonujący *.*
Świetnie piszesz :)
Z niecierpliwością czekam na nexta ;3
Buziaczki ;**
OMG!! Robert!;( no takiej akcji się nie spodziewałam ...
OdpowiedzUsuńAle genialny rozdział <3 ,uwielbiam ;***
Czekam na kolejny;**
Pozdrawiam ;*********
Nie wiem co zrobisz i jak ale Robert ma żyć!!!!!!!!!!!!Uwielbiam twoje wszystkie opowiadania ;) /stała czytelniczka
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałam... szok.
OdpowiedzUsuńSzkoda Roberta ;(
Rozdział cudowny <3 jak zawsze ;)
Czekam na następny
Pozdrawiam :**
Boże biedny Robert.... :( Popłakałam się :'(
OdpowiedzUsuńEjj wiem co, żebyśmy Cię nie rozszarpali możesz wskrzesić Roberta, wtedy każdy będzie zadowolony ;)Na przykład, że to jakiś sobowtór Roberta została zastrzelony, a prawdziwego gdzieś porwali xD
Czekam cierpliwie na następny ♥ Kocham twoje opowiadania i Ciebie ♥ !
Nie mogę uwierzył w śmierć Roberta. Pewnie ozyje w następnym rozdziale;-) Bardzo smutny ten rozdział ale super się czyta. Świetnie piszesz i z chęcią czytam każdy kolejny rozdział:)
OdpowiedzUsuńDlaczego Robert.?!?!?! ;__;
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że się Lidia obudzi :3
Na razie mam przerwę od pisania rozdziałów, ponieważ klawiatura mi się w systemie przestawila i nie których liter mi nie chce pisać :c
Rozdzial jest rewelacyjny, czekam na następny c:
Pozdrawiam ^^
AAAAAAAAAAAA ! COŚ TY ZROBIŁA Z ROBERTEM ;________; :c smutne :cccc eh , ale rozdział jak zwykle świetny ;)
OdpowiedzUsuń+ zapraszam do mnie, nowy blog ! Jest już kilka rozdziałów, mam nadzieję, że się spodoba ! :3 http://reusowa.blogspot.com/
Jakie smutne ;/
OdpowiedzUsuńMasakra, okropnie smutny. ;'c
OdpowiedzUsuńAle jest super.. :333
Dalej pisz, nie mogę się doczekać następnego. :33
Przed chwilą trafiłam, przeczytałam ten rozdział i stwierdzam, że zostaję :) W wolnej chwili zabieram się za nadrobienie zaległości. Bardzo mnie zaintrygował :) Smutne, że tak zakończyłam żywot Roberta :c Mimo, że smutna to bardzo ładnie opisana scena. Ogólnie nie mam się do czego przyczepić. Życzę ci dużo weny i wspaniałych wakacji.
OdpowiedzUsuńLots of love, Sognante <3
Smutny :(
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Robert nie żyje
ale rozdział jak zwykle świetny :*
ZAPRASZAMY DO NAS:
http://karolina-marco-and-patrycja-mario.blogspot.com/
Nominowałam cię do Liebster Award wiecej u mnie http://meinlebenistscheibe.blogspot.com/p/liebster.html
OdpowiedzUsuńŚwietny ;* Nominowałam Cie do Liebster Awards ;) Pytania u mnie na blogu.
OdpowiedzUsuńJak napisałaś , że Lidia nie żyję , aż mi serce stanęło ..
OdpowiedzUsuńAle jak doczytałam dalej , to był tylko sen Marco .. Na szczęście tylko sen ;)
Dlaczego uśmierciłaś Roberta ? ;cc
Czuję , że to na pewno zrobił Nathan ..
Szkoda mi Marco jak cholera .. Lidia , teraz śmierć Roberta i zachowanie Mario ;/ Biedny ;/
Czekam na kolejny z niecierpliwością . ;3
Pozdrawiam ;*
Matko jak przeczytałam, że Lidia nie żyje zaczęłam płakać jak nie normalna. Kiedy okazało się, że to sen zaczęłam śmiać się sama z siebie. Ale jak doszłam do tego jak Ania dzwoniła byłam pewna, że coś się stało przez ten wypadek busu w Berlinie, a tu co??!! ŚMIERĆ LEWEGO przez strzał w skroń. Czytając dalej błagałam by to tez był sen czy coś modliłam się myślach, że to nie może być prawda. Matko Ja Cię znajdę normalnie i uduszę. Teraz siedzę, a moja twarz zalewa się łzami. Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny. Kocham Cię za to co piszesz. Życzę weny i powodzenia przy następnym rozdziale :***
OdpowiedzUsuńJezu, na początku płakałam jak opisany był ten sen Marco... Myślałam, że Lidia naprawdę umarła i nigdy już jej nie będzie, ale na szczęście okazało się to być tylko jednym wielkim koszmarem. A potem... Boże tak strasznie beczę, że Robert nie żyje! Nie mogę sobie tego wyobrazić... Tak bardzo szkoda mi Marco, bo to on jest najbardziej poszkodowany. Mario setki kilometrów od niego i teraz śmierć Roberta... I jeszcze Lidka w szpitalu... Jezu, biedny chłopak! Buziaki ;*
OdpowiedzUsuńRoo..bert... Ale jak to..? -,- Same nieszczęścia spadają na tego biednego Marco. ;( Płaczę..
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! :> Jestem 40 ^.^ Jeszcze nigdy nie byłam 40 :D Hahaha ;> Czekam na kolejny i nie waż się załamywać ;) Kocham! <3
Niesamowite opowiadanie. Uzależniłam się od niego już na samym początku. Bardzo, bardzo szkoda Roberta. Tak się popłakałam :(
OdpowiedzUsuńZazdroszczę ci wielkiego talentu jaki masz. :)
Pozdrawiam.
Fajny rozdział,ale ża duzo jakby to powiedzieć Smutku. Najpierw Sen Marco ze Lidia nie zyje,pózniej Śmierć Roberta,Mysle ze mogłaś rozdzieliś to na 2 rozdziały ale podoba mi sie :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienka ;*