poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 29.

Siedziałam wciąż na kanapie, przygryzając z nerwów wargi, aż niedługo wróciła Ewa z Łukaszem. Ewa była zapłakana, Łukasz też nie wyglądał najlepiej. Spojrzeli na mnie smutnym wzrokiem. 
- To wszystko moja wina - szlochała Ewa - gdybym... 
- To niczyja wina - próbował pocieszyć ją Łukasz - nie obwiniaj się, błagam! 
- Co się stało?! - zapytałam, serce zaczęło mi mocniej bić. - O co chodzi?!
- Chodzi o Sarę - powiedział Łukasz - dziś rano... ktoś... 
- Porwali ją! - krzyknęła Ewa - porwali moje dziecko! To moja wina! Żebym ją tak wczoraj wieczorem odebrała! Boże... - Ewa zaczęła płakać jeszcze mocniej. 
Struchlałam. Ktoś porwał Sarę?! Nie mogłam w to uwierzyć. Przeraziłam się na maksa. Myśl, że już możemy nie zobaczyć naszej słodkiej, kochanej, wesołej Sary, przepełniła mnie grozą. 
- Opiekunka mówiła, że stało się to około godziny dziesiątej - mówiła dalej zrozpaczona Ewa - a ja wtedy spałam! Mało tego, miałam jeszcze wyciszony telefon, a jak się okazało, ona dzwoniła do mnie z dziesięć razy! 
- Do mnie też próbowała dzwonić, ale ja miałem wyłączony telefon, bo bateria się w drodze kompletnie wyczerpała, a po przyjeździe nie podłączyłem komórki do ładowania - wyznał Łukasz. - Tragedia! Co teraz?! 
- Wy... wy musicie iść z tym na policję - zdołałam jedynie wydukać. 
- Byliśmy już! - powiedziała Ewa - ale nie wiadomo, czy to coś da! A jak już nie zobaczę nigdy mojej córki?! 
Łukasz objął Ewę ramieniem, a ja poszłam do kuchni i zaparzyłam nam wszystkim herbatę. Ewa wyciągnęła z szafki tabletki na uspokojenie, i zażyła dwie sztuki. Była cała czerwona na twarzy, która była mokra od łez. 
- A co z Oliwią? - zapytałam drżącym głosem.
- Oliwię Agata odebrała wczoraj wieczorem - powiedział Łukasz. 
- Dobrze zrobiła - powiedziała Ewa - jestem wściekła na siebie! Chociaż, Łukasz, tą komórkę to jednak mogłeś do ładowarki podłączyć! Może wtedy...
- Faktycznie - przyznał Łukasz - ale proszę, nie obwiniajmy się! To wina tych porywaczy! 
- Ja nie wiem, jak ja przeżyję dzisiejszą noc - jęknęła Ewa. - Boże, dlaczego to nas musiało spotkać?! 
Dla mnie również zeszkliły się oczy. 
- Biedna Sara - pomyślałam - co teraz się z nią dzieje?! Gdzie ona może być?! 
Łukasz przytulił mocno Ewę, która nie przestawała płakać, ja natomiast skierowałam swoje kroki do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, wtuliłam twarz w poduszkę. Chociaż w takiej upiornej chwili wolałabym wtulić się w mojego lubego. Również bałam się o Sarę, nie chciałam, żeby ktoś jej zrobił krzywdę.
Godziny mijały. Zero jakichkolwiek nowin ze strony policji. Łukasz i Ewa, tacy zawsze roześmiani, pogodni, teraz byli w fatalnym nastroju, na nic nie mieli ochoty, po prostu byli załamani. Nie dziwiłam się im. 

Niedługo nastał wieczór, nikt z policji dalej się nie odezwał. Siedziałam w salonie w towarzystwie Ewy, Łukasz wyszedł na spacer nieco ochłonąć. Ewa wpatrywała się w ścianę pustym wzrokiem. Nagle z tego ponurego zamyślenia wyrwała ją dzwoniąca komórka. 
- To opiekunka - powiedziała Ewa. Odebrała, po chwili rozmowy pobladła na twarzy. Zapytałam ją naturalnie, o co chodzi.
- Dostała jakiś anonim od porywaczy. Prosiła, abyśmy z Łukaszem przyjechali jak najszybciej - powiedziała. 
Już chciała zadzwonić do niego, gdy ten wrócił ze spaceru. Ewa powiedziała mu o anonimie, i szybko pojechali do pani Aumann, tak miała na nazwisko ta opiekunka. 
Kiedy wrócili, wyglądali na jeszcze bardziej załamanych. Ewa położyła ręce na moich ramionach i zaczęła smętnym tonem wyjaśniać, o co chodzi.
- Porywacze zażądali w tym anonimie 1000 euro - powiedziała Ewa - i w środę o 6 rano te pieniądze mają być złożone, w anonimie podany jest adres, miejsce - wyjaśniła Ewa. - A jeżeli nie będzie tych pieniędzy, to Sara zginie - gdy to powiedziała, rozpłakała się. - I... że jeżeli zgłosimy sprawę na policję, to już po naszej córce!
- Ale Wy już to zgłosiliście! Masz ten anonim przy sobie? - zapytałam przerażona. Ewa skinęła głową, wyciągnęła pogniecioną kartkę z torebki i mi ją podała. List był oczywiście wydrukowany. 
- Mam nadzieję, że policja ich dorwie do środy - powiedziałam drżącym głosem. 
- Oby - powiedział Łukasz - ale na szczęście, 1000 euro jeszcze można... 
- Nieważne - powiedziała Ewa - ja tylko chcę odzyskać moją Sarę! 
- Ciekawe, czy ci porywacze wiedzą... - westchnęłam.
- O czym? - zapytał Łukasz.
- Że już zgłosiliście porwanie - powiedziałam.
- Oby nie - powiedziała Ewa. - Boże, nie wiem, co zrobię, jak już nigdy nie zobaczę Sary! 












*** 













Nastał wtorek. Ewa i Łukasz byli coraz bardziej zrozpaczeni, podobnie jak ja. Jutro o poranku Łukasz miał iść do parku, i złożyć pieniądze, zgodnie z życzeniem porywaczy. Policja dalej się nie odzywała, widocznie dalej nie odnaleźli Sary. A pani Aumann dostała jeszcze jeden anonim - że Sara zostanie przyprowadzona do parku przed południem, jeżeli pieniądze zostaną złożone. 
Marco dowiedział się o wszystkim, podobnie jak reszta znajomych. Agata przychodziła pocieszać załamaną Ewę. 
Siedziałam w pokoju, gapiąc się tępo w monitor laptopa, przeglądając jakieś stare zdjęcia, gdy do pokoju ktoś zapukał. To Marco przyszedł. 
- O, Marco - odezwałam się - wchodź! 
- Hej, kochanie - powiedział cicho, wszedł do pokoju i pochylił się, żeby mnie pocałować. - Jak się czujesz?
- Niezbyt dobrze - przyznałam - martwię się o Sarę. 
- Rozumiem - powiedział. - Właśnie spotkałem się z chłopakami, razem z Mario u Roberta byliśmy. Teraz będę z Tobą... 
- I teraz już nigdzie nie odchodź. Bądź przy mnie - poprosiłam - wczoraj tylko chwilę się widzieliśmy... 
Wczoraj cały dzień Marco i Mario spędzili poza miastem. Dopiero wieczorem Marco mnie odwiedził. I dopiero wtedy się dowiedział o porwaniu Sary. 
Nie miałam mu za złe, że zamiast siedzieć calutki czas ze mną, spotyka się z Mario, no i dzisiaj z Robertem. W końcu Mario już jutro odlatuje do Monachium. Spędzałam dużo czasu z Ewą i Łukaszem, starałam się ich wspierać. 
- Oczywiście - powiedział cicho. - Będę przy tobie, bo cię kocham jak nikogo innego. 
Odstawiłam laptop, i przytuliłam się do blondyna. Położyliśmy się na moim łóżku i leżeliśmy wtuleni w siebie, niewiele rozmawiając. Wystarczyło, że jesteśmy blisko siebie. 
Nagle usłyszałam jakieś radosne krzyki na dole. Poderwałam się i pobiegłam na dół, a Marco za mną. Ewa promieniała, trzymała komórkę w ręku...
- Znaleźli Sarę - wołała radośnie - znaleźli ją! Już niedługo ją zobaczę!
- Ewa, nie wariuj - zaśmiał się Łukasz - Lidia, jedziemy po naszą córkę, niedługo wrócimy! Znaleziona jest!
- Nie macie pojęcia, jak się cieszę - powiedziałam poruszona. W moich oczach stanęły łzy szczęścia. - Może pojedziemy z Wami? 
- Jak chcecie - powiedziała Ewa. Spojrzałam na Marco, pokiwał głową. Zatem wszyscy poszliśmy do auta i pojechaliśmy, Ewa zawiozła nas do jakiegoś opuszczonego budynku. 
Przed tym budynkiem stał radiowóz policyjny, kilku facetów w mundurach skuło w kajdanki jakichś łysych typów. Obok stała Sara, wystraszona, przerażona wszystkim, współczułam tej małej dziewczynce tak bardzo. 
Ewa wybiegła z samochodu i od razu pobiegła do Sary. Chwyciła ją w ramiona.
- Moja mała córeczka! - zawołała - już wszystko dobrze! 
- Mamuś - usłyszałam Sarę - dlaczego oni mnie porwali?! 
- Bo to źli ludzie - odezwał się Łukasz. - Córeczko, jak dobrze, że już jesteś z nami! 
Ewa od razu wyciągnęła anonim od porywaczy z torby i pokazała go mundurowym, co wzbudziło wściekłość aresztowanych. Zaczęli krzyczeć, co drugie słowo to był wulgaryzm. Policjanci zapakowali ich do wozu i zwrócili się do szczęśliwych rodziców Sary. 
- Musicie państwo jeszcze z nami podjechać na komisariat - powiedział policjant - podpisać oświadczenie, że dziecko się znalazło.
- Oczywiście - powiedział Łukasz. Wziął córkę na ręce, i we trójkę skierowali się do auta. 
- Dajmy im się nacieszyć córką - szepnął do mnie Marco - chodźmy na miasto! 
- W sumie... dobry pomysł - odszepnęłam mu. - Ej, Łukasz, my nie jedziemy z wami, idziemy swoją drogą.
- Potem Lidię odprowadzę - uśmiechnął się Marco.
- Jak chcecie - powiedział. - Do zobaczenia! - powiedział rozpromieniony, i pojechał za policyjnym wozem. 
Kamień mi spadł z serca, poczułam ogromną ulgę, że ta mała, wesoła, cudowna dziewczynka się odnalazła. 
- To gdzie idziemy? - zapytałam. 
- A gdzie chcesz, kochanie? - zapytał. 
- Ty znasz Dortmund, ty stąd pochodzisz, więc...
- No dobrze - zaśmiał się - chodźmy na lody! 
- Okej - odparłam.
Poszliśmy do lodziarni, Marco postanowił zaszaleć i wziął duży pucharek lodowy, który mieliśmy oboje zjeść. Usiedliśmy przy ustronnym stoliku.
- Czy my damy radę zjeść tyle lodów? - zapytałam.
- Jestem o to spokojny - zaśmiał się mój blondyn. Uwielbiałam jego śmiech, on był wtedy taki uroczy. 
Jedliśmy lody, nawet szybciej nam poszło niż się spodziewaliśmy. Po wszystkim postanowiliśmy jeszcze nieco się przejść. 
- A może pójdziemy do mnie... - powiedział cicho Marco. 
- Chodźmy - zgodziłam się. 
- A co byś powiedziała na jakieś dobre wino? - zapytał. 
- Pijaku Ty... - zaśmiałam się. Nagle zauważyłam, że dziennikarze robią nam zdjęcia. Zdenerwowało mnie to, ale cóż było robić. Uśmiechnęliśmy się do kamer, po czym Marco zgodnie ze swoim pomysłem poszedł do marketu na rogu w celu kupna wina, ja usiadłam sobie na ławeczce. Dziennikarze już znikli na szczęście. 
Siedziałam sobie wyluzowana, gdy nagle zauważyłam... Mitchella. Szedł, trzymając jakąś dziewczynę za rękę. Również mnie zauważył. Zaczął coś szeptać do swojej towarzyszki...
- A Ty co? Siedzisz i żebrzesz na wino? - zwróciła się do mnie ta jego lalunia. Zapewne Mitchell jej podszepnął, kim jestem. 
Ta dziewczyna od razu wydała mi się pustakiem. 
- Znamy się? - warknęłam nieuprzejmie. Ale czy ona zachowała się lepiej? 
- Nie i lepiej niech tak pozostanie - zaśmiała się głośno, a Mitchell razem z nią. 
- Nie pyskuj, bo Ci tapeta spadnie - odparłam. 
Mitchell po tych moich słowach podszedł do mnie, chwycił mnie za brodę...
- Co Ty sobie wyobrażasz?! Przeproś ją albo...
- Mitchell?! Co Ty tu robisz?! - usłyszałam nagle Marco, który właśnie wyszedł.
- Zostaw ją w tej chwili! Słyszysz?! - Marco odepchnął ode mnie Mitchella. 
- Znalazł się rycerz - zakpił sobie Mitchell. Odwrócił się na pięcie i razem ze swoją blondynką poszli w swoją stronę.
- Nic Ci nie zrobił? - zapytał troskliwie Marco. 
- Nie - odparłam - chociaż, kto wie, gdyby nie Ty... 
- Zamordowałbym go chyba - powiedział cicho. - Nie pozwolę nikomu zrobić Ci krzywdy, nawet najmniejszej. 
- Marco... Ty jesteś taki... taki... - tu się zacięłam. 
- Po prostu Cię kocham i chcę dbać o Ciebie - powiedział. - Chodźmy już, dobrze? 
Zmierzyliśmy do jego domu. Czułam, że bardzo miło spędzimy razem czas. Tylko we dwoje... 













*** 











Marco zaproponował, żebyśmy poszli sobie do jacuzzi. Zgodziłam się. Poszliśmy zatem do pokoju relaksacyjnego, jak on nazywał te pomieszczenie, i napuścił gorącej wody do owego jacuzzi. Rozebraliśmy się i weszliśmy do wody. Woda przyjemnie bulgotała, jak to w jacuzzi. 
Atmosfera robiła się coraz gorętsza. Marco mnie całą obsypywał pocałunkami, ja to odwzajemniałam. Gładził całe moje ciało swoimi subtelnymi dłońmi. Nasze oddechy były coraz szybsze...
- Pragnę Cię... - szepnął.
- Ja Ciebie też pragnę, Marco... - odszepnęłam. 
Daliśmy upust naszej miłości, po prostu to był totalny odlot. Po prostu coś bajecznego. 
Po wszystkim leżeliśmy i pieściliśmy się delikatnie, gdy nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. 
- O matko... - jęknął Marco - akurat w takiej chwili! 
Ubrał się szybko i pobiegł otworzyć, ja również nałożyłam swoje ubrania. Okazało się, że to Mario przyszedł. Miał coś ważnego do powiedzenia.
- Marco - powiedział - dziś o 20 wylatuję! Jutrzejszy lot został odwołany, a najbliższy byłby dopiero w piątek, no i jeszcze dzisiaj jest! Muszę lecieć dzisiaj - powiedział - mam nadzieję, że mnie odprowadzisz na lotnisko. 
- Już dzisiaj?! - zasmucił się Marco. - Boże... 
- Proszę... - Mario spojrzał błagalnie na przyjaciela. Objął go ramieniem, poklepał po plecach. 
Mario został jeszcze na kawie, później poszedł wziąć swoją walizkę i pożegnać się z Robertem i kilkoma innymi kolegami. Robert zapewne również pojechałby na lotnisko, ale z złamaną nogą nie mógł za często wychodzić. Musiał się oszczędzać. Chciał jak najszybciej wyzdrowieć i wrócić do optymalnej formy.
Gdy Mario poszedł, Marco wziął mnie za biodra i usadził na swoich kolanach. Chwycił mnie za dłonie... Jego twarz nie miała zbyt wesołego wyrazu.

- Pójdziesz ze mną go odprowadzić, dobrze? - zapytał. 
- No pewnie - powiedziałam. 
- Miał lecieć jutro, o 18 - powiedział Marco - ale okazało się, że już dzisiaj... 
- Współczuję Ci, Marco - powiedziałam cicho - domyślam się, jak się musisz teraz czuć.
- Źle - przyznał - ale dobrze, że jesteś tu ze mną. 
Gdy już zaczęła się zbliżać godzina odlotu Mario, ten zadzwonił i poprosił Marco, żeby ten podjechał po niego i go zawiózł. Marco oczywiście spełnił prośbę przyjaciela, i wsiedliśmy do auta. 
Marco niewiele się odzywał, miał smutny wyraz twarzy. Nawet gdy podjechaliśmy po Mario i ten wsiadł, dalej nic się nie odzywał. Mario zwrócił na to uwagę.
- Marco, czemu nic nie mówisz? - zapytał.
Marco westchnął ciężko.
- Mario, Ty wiesz, że ja... 
- Nie załamuj się - prosił Mario - mi też jest trudno! Ale będzie dobrze!
- Już nic nie będzie takie samo - mruknął Marco.
Mario wtopił wzrok w swoje trampki. Dojechaliśmy w końcu na lotnisko, do odlotu Mario zostało dziesięć minut. 
Poszliśmy we trójkę w kierunku miejsca odlotów, nadszedł najsmutniejszy moment, czyli chwila pożegnania. Sprawdziłam, czy mam chusteczki w torbie, pomyślałam, że może Marco będzie ich potrzebował.
- Okej, Lidia, najpierw z Tobą się pożegnam - Mario uśmiechnął się lekko, i mnie przyjaźnie objął. Poklepałam go po plecach. 
- Bądź przy Marco, nie daj mu się załamać - szepnął do mnie. 
- Obiecuję - odszepnęłam. 
Potem Mario przytulił mocno mojego ukochanego, któremu zeszkliły się oczy. 
- Będę bardzo tęsknił - powiedział łamiącym się głosem Marco.
- Ja też - powiedział Mario. - Nawet nie wiesz, jak bardzo. 
Chłopaki coś jeszcze po cichu do siebie mówili, mojemu ukochanemu aż łzy zaczęły spływać po policzkach. Mario od niego nie odstawał, on również dał upust łzom. Wyglądało to tak smutno. Patrzyłam na nich poruszona, nikt by teraz nie zaprzeczył, że to prawdziwa przyjaźń. 
Gdy już Mario musiał iść do samolotu, dali sobie jeszcze po buziaczku w policzek i poszłam z Marco do samochodu. 
Marco nie od razu ruszył, dalej płakał. A ja podawałam mu chusteczki, próbowałam podnieść na duchu. 








_____________________________ 






Taki trochę nieogarnięty i niedopracowany ten rozdział, ale nieco w pośpiechu napisany.
Następny dopiero w sobotę lub niedzielę! Mam napięty nieco grafik - jutro i pojutrze będę na wycieczce, w Krakowie i Oświęcimiu, w piątek bal gimnazjalny... Same wiecie :> 

Sprawa z porwaniem Sary dość szybko się rozwiązała, ale już mam inne (i drastyczniejsze!)  pomysły, więc jeszcze trochę namieszam ;>  
Co do mojego drugiego bloga - następny również dopiero w sobotę lub niedzielę, jutro po drodze będę myślała, co tam nabazgrać, aby Wam przypadło do gustu ;) 


Buziaczki ;* 



Haha! <3 Urzekł mnie ten gif. 


Kto przeczytał, komentuje! 
Dzięki. <3 






28 komentarzy:

  1. cudowny <3 słodki, smutny :3
    czekam na nexta :)
    i zapraszam do mnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle zajebisty!
    Szkoda, że Mario odchodzi ;(
    Pozdrawiam i życzę wen ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże... Sara...o jeju...chwile grozy ;)
    Rozdział prze cudowny!
    Uwielbiam to centralnie!
    Masz talent, którego wiele ludzi na pewno Ci zazdrości! (W tym ja :D )
    Czekam na kolejny rozdział ! <3


    Ach, ten gifff <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślałam że z Sarą się już coś stanie. Ale na szczęście wszystko dobrze. A co do rozdziału do świetny <3 Czekam na kolejny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. O Matko.. Jak ja się bałam o Sarę.. :P
    Przewspaniały rozdział! :D Czekam na kolejny! :)
    Dzisiaj szukałam awatara i natrafiłam na tego gifa.. Chciałam go wrzucić, ale inny mi się spodobał :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu w nocy nie mogłam spać, No i trochę magii się porobiło w tym jacuzzi, Rozdział cudny :3 jeszcze nie wiem kiedy napiszę bo chodzę z ciocią do pracy no i opiekuję się niemieckimi dziećmi ;D Zapraszam na mojego bloga reusinmylife.blogspot.com
    Pozdrawiam buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest świetny. Myślałam że umrę jak przeczytałam że Sarę porwali. Ale na szczęśćcie policja ją znalazła:) Pod sam koniec rozdziału popłakałam się czytając jak Marco z Mario się żegnali. Kocham tego bloga, i czekam na kolejny .:***Buziale.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem prze szczęśliwa, że Sara jest cała i zdrowa i nic jej nie jest. Cieszę się, że tak to zakończyłaś :) Tak szkoda mi Marco. Aż mi łzy poleciały, gdy mieli się już pożegnać. Świetnie wszystko opisujesz! Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Płaczę, piękny rozdział końcówka świetna

    OdpowiedzUsuń
  10. Płaczę , piękny rozdział .
    Myślałam , że Sara już się nie odnajdzie . Na szczęście wszystko się ułożyło . Scena w jacuzzi mmm ... To ich pożegnanie , samowolnie zaczęły mi płynąć łzy .
    Kocham tego bloga , jest zajebisty <3
    Czekam z niecierpliwością na nexta ;3
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze że wszystko się ułożyło z Sarą
    Smutno trochę z tym pożegnaniem Mario
    Rozdział cudowny i czekam na kolejny***

    OdpowiedzUsuń
  12. ja znowu nie potrafiłam wtopíć się w atmosferę pierwszej części, nie urzekła mnie historia o porwaniu natomiast kolejne party świetne ;) marco jaki rycerz, zmienił się w trakcie opowiadania, na miejscu Lidki, w chwili kiedy Mitchel kazał jej "odszczekać" to powiedziała, chyba bym go opluła. pajac. strasznie smutne pożegnanie, nie lubie pożegnan :(
    Pozdrawiam, M

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobrze, że Sara się odnalazła i już wszystko jest ok :)

    Uwielbiam Marco- superbohatera ♥ a Mitchowi to bym strzeliła normalnie.
    Scena w jacuzzi to po prostu... ach, szkoda, że MArio wszystko przerwał :<

    Czekam na następny i zapraszam do siebie ♥ http://never-limit-yourself.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobrze,że wszystko wporządku z sarą:)
    Czekam na kolejny...

    OdpowiedzUsuń
  15. Extra!! Jeju miałam takiego stracha jak porwali biedną Sarę !! Ważne ,że sie wyjaśniło ;) Czekam na nexta:)!
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  16. dobrze że Sara się znalazła,rozdział świetny,pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny, czekam do soboty lub niedzieli z niecierpliwością. Powodzenia na balu gimnazialnym,
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Co tutaj dużo pisać, rozdział jest genialny.
    Informuj mnie o następnych rozdziałach na tym blogu - http://marzeniasiespelniaja123.blogspot.com/ mozesz też zostawić komentarz :*

    OdpowiedzUsuń
  19. fantastyczny jak zawsze ! kocham <333
    czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  20. zajebisty! <3
    popłakałam się przy pożegnaniu Marco z Mario ;)
    pozdrawiam i dziękuje, że u mnie komentujesz :*

    OdpowiedzUsuń
  21. Zaje ! <3 aż łzy miałam w oczach gdy to czytałam ... Czekam na następny ;) !

    OdpowiedzUsuń
  22. Zajekurwabisty rozdział <3
    Zapraszam do mnie http://tonieplakaty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. Jeżeli szykujesz coś bardziej drastycznego niż porwanie Sary, to... ja się już boję!!
    W sumie, to dobrze, że nie przeciągałaś tego porwania, bo ja bym tu nerwowo nie wytrzymała :P Wiesz, jak mi ulżyło, kiedy już była bezpieczna w ramionach Ewy?
    Mario wyjechał? Poważnie? Już?! :( To była jedna z najsmutniejszych scen opowiadania, aż mi się przykro zrobiło. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że chłopaki jakoś się pozbierają. Marco ma Lidię, a Mario... cóż, to był jego wybór. Będzie mi strasznie brakować ich wspólnych wygłupów. Nic nie zastąpi dogryzań Mario, Marco i Matsa. Chyba, że planujesz wspólne wieczorki na skype :D
    Wiem, że niechronologicznie komentuję, ale to chciałam sobie zostawić na koniec: W końcu skorzystali z jacuzzi, pisałam Ci to już wcześniej, że urzekł mnie dom Reusa, a szczególnie jego pokój relaksacyjny.
    O Boże, wpadło mi właśnie coś do głowy, a propos drastycznych rzeczy. (Czy Lidia będzie w ciąży po ich relaksie w jacuzzi?? :O).
    A ten gif jest uroczy! Reus faktycznie ma niesamowity uśmiech :D Nie dziwię się Lidce, że się w nim zakochała (mam na myśli uśmiech :D).

    Buziaki ;**
    Angelika JJ

    __
    http://when-you-fall-get-up.blogspot.com/

    PS: O, no to masz super! :) W Oświęcimiu byłam, bardzo ciekawe przeżycie. W Krk jestem bardzo często, więc wycieczki tam są już dla mnie nie tak emocjonujące (nie to, co np. w góry^^). A bal gimnazjalny (komers?) - też miałam na zakończenie gimnazjum! Miło wspominam :)
    A właśnie, miałam się zapytać, bo jakoś mi to umknęło: już miałaś bierzmowanie, prawda? Jakie imię wybrałaś? ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Kocham *.* Twoje opowiadanie jest takie wyjątkowe <3 Kiedy je czytam potrafię sobie wszystko wyobrazić ;) Pozdrawiam ;3 Zapraszam do siebie :D http://forevermarcoreus.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Rozdział jest genialny.KOcham twpje opowiadania bo są wyjątkowe i magiczne.Z porwaniem sary trafiłaś w 10.Pożegnanie Marco z Mario było najsmutniejszy.Płakałam bardzo.Przepraszam cię poraz trzeci że rzadko komentuje ale uwierz że nie mam czasu na dodawanie rozdziałów do bloga i komentowanie różnych blogów.Zapraszam do mnie : http://aleksandraimarcostory.blogspot.com/2013/06/rozdzia-28.html
    mile widziany komentarz

    OdpowiedzUsuń
  26. Dobrze, że Sara odnalazła się cała i zdrowa ! :) Już się boję co drastyczniejszego wymyślisz.. Czekam na następny !:D

    Też mam bal gimnazjalny w ten piątek xD

    OdpowiedzUsuń
  27. Cudoo:) Świetny rozdział:) Zapraszam do mnie: http://bvb-my-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń