sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 28.

Czas zleciał bardzo szybko. Jutrzejszy dzień to będzie dzień powrotu do Niemiec. 
Wszystko byłoby idealnie, gdyby tylko Robert nie złamał nogi trzy dni temu. Gdy wychodził ze sklepu, powinęła mu się nóżka i niefortunnie się przewrócił na schodach. 
Teraz biedak ma nogę w gipsie, musi chodzić o kulach.
Był ciepły, słoneczny, piątkowy wieczór. Siedzieliśmy sobie wszyscy w kręgu, Robert nie miał zbyt szczęśliwej miny. Wiadomo - teraz będzie musiał długi czas pauzować, nie będzie mógł jechać z drużyną żółto-czarnych do Szwajcarii, na przygotowania do kolejnego sezonu Bundesligi. A mieli jechać w przyszłym tygodniu, w piątek. Natomiast Mario miał jechać z drużyną Bayernu do Chin, tyle że w niedzielę. 

- A co Wy na to - odezwał się Łukasz - żeby zrobić ognisko, tak na zakończenie tych wspaniałych wakacji? 
- Świetny pomysł - poparła męża Ewa. 
- Czemu nie - powiedział Kuba. - Ale ktoś musi po zaopatrzenie pojechać, bo...
- A ten tylko o jednym - westchnęła Agata. 
- Nie miałem na myśli napojów procentowych - zaśmiał się Kuba.
- Akurat - odparła Agata - mi tego nie wmawiaj!
- Nie ma problemu, ja mogę pojechać - powiedział Łukasz - ktoś się dołączy? 
- To ja mogę - powiedział Mario.
- Ja też - powiedział Mats.
- To chodźcie - powiedział Łukasz, skierowali swoje kroki do minibusu, który został już naprawiony i odebrany, i pojechali do marketu. 
- Wreszcie trochę spokoju - powiedział Marco. - Mario mi dziś cały dzień żyć nie daje. 
Faktycznie, dziś dla Mario kompletnie odwalało. 
- Z Mario jest źle, ale bez niego będzie jeszcze gorzej - stwierdziłam.
- Oj tak... - westchnął Marco.
Mario już miał załatwione mieszkanie w stolicy Bawarii, firma do przeprowadzek miała spakować i zawieźć tam wszystkie jego meble i rzeczy. Na prośbę Mario, jego rodzice mieli czuwać nad tym. A sam beztrosko wypoczywał z nami na Mazurach. W środę miał zarezerwowany lot do Monachium. 
- Nie mówmy o transferze Mario - wtrącił się Robert - wszystko będzie dobrze, zobaczysz, Marco! Zawsze można w wolnej chwili wskoczyć w samochód i...
- Wiem, wiem - uśmiechnął się Marco - mam nadzieję!
- Ale ta moja złamana noga mnie denerwuje - powiedział Robert, ponuro spoglądając na gips. - Wieki miną, zanim do formy wrócę!
- Będzie dobrze - próbowała go pocieszyć Ania. - Nie możesz się załamywać.
- Staram się jak mogę - odparł Robert. 
Robert nie przedłużył kontraktu z Borussią, ostatecznie ustalono, że odejdzie po sezonie, za darmo. 
Niebawem nadjechali Łukasz, Mats i Mario. Mats i Mario nieśli skrzynkę piwa. Łukasz dwie siatki z jedzeniem. 
- Na powrotną drogę wziąłem co nieco - powiedział Łukasz. - To znaczy, jedzenie, nie piwo! 
- No ja myślę - powiedziała Ewa. 
- To rozpalcie te ognisko - powiedział Robert. 
- Ognia dajcie - powiedział Łukasz. 
Mario pogrzebał w kieszeni swoich spodenek i podał Łukaszowi zapalniczkę.
- Mario, Ty palaczu - skomentowałam.
- Oj tam, od razu palaczu... - machnął ręką Mario. 
Parę dni temu, przyłapałam niemiecką trójcę na paleniu papierosów. Całą paczkę razem spalili. Nawet mnie jednym poczęstowali. Ale też powiedzieli, że więcej nie będą palić. 
- Zaczyna się od jednej paczki - powiedział Robert. 
- U nas zaczęło się i skończyło na jednej - powiedział Mats. 
- Mam nadzieję - powiedział Łukasz, rozpalając ognisko. 
Wnet wielki ogień buchnął w górę. Siedziałam na kolanach Marco, który nie przestawał mnie obejmować. 
- Ej, zakochańce, łapcie się za browary - powiedział Mario. 
Marco ochoczo wziął piwo. Wszyscy już mieli otwarte butelki. Postanowiłam, że nie będę odstawać od reszty. 
Powoli zaczynało się ściemniać. Ale to nam nie przeszkadzało, siedzieliśmy i rozmawialiśmy, popijając złotą oranżadę. 
Niestety, jak to w letnie wieczory bywa, zleciało się mnóstwo komarów, które zaczęły nam dokuczać.
- Ale się doczepiły ścierwa - syknęłam, zabijając komara, który wylądował na mojej łydce - sio! 
- Prawda - powiedział Mats - żyć nie dają! 
- Macie słodką krew - powiedział Mario - a mnie jakoś w ogóle nie ruszają! 
- Ciebie to i diabeł by nie ruszył - powiedział Mats. 
Roześmiałam się, nieźle mnie rozśmieszył ten tekst, podobnie jak mojego ukochanego blondyna. 
- Pijany i teraz bredzi - wzruszył ramionami Mario.
- Oj tam, od razu pijany - ziewnął Mats - co najwyżej, lekko podchmielony!
- Właśnie widzimy - stwierdził Marco - oczka aż ci się świecą! Ale nie, Ty nie piłeś, Ty jesteś wieczny abstynent! 
Ostatnie zdanie było naturalnie ironiczne. Te wzajemne przekomarzanie się niemieckiej trójcy było niesamowite. 
Wieczór upływał w sympatycznej, przyjacielskiej atmosferze, aż w końcu zerknęłam na zegarek, dochodziła dwunasta w nocy. Ognisko już powoli gasło, trzeba było iść spać, wypoczywać przed powrotem. 
Weszłam do namiotu, zaraz za mną Marco. Bez słowa oboje się położyliśmy na karimacie, nakryliśmy się kocem. Od razu zamknęłam oczy, byłam już dosyć śpiąca, i chciałam jak najszybciej usnąć. Nagle poczułam, jak Marco mnie bierze w swoje ramiona. Nie protestowałam, chętnie się do niego przytuliłam. 
- Dobranoc - wyszeptał. 
- Dobranoc - odpowiedziałam. 














*** 











Łukasz nie dał zbyt długo pospać, o szóstej rano pobudził wszystkich. Wszyscy grzecznie szybko się ogarnęli, zapakowali wszystko do minibusu, namioty  zostały oddane do wypożyczalni. Wszystko wskazywało na to, że możemy już jechać. 
- No to teraz sobie posiedzimy - powiedziałam do Marco, który siedział obok mnie. 
- Może odleżyn nóg nie dostaniemy - zachichotał.
- Spokojnie, przewiduję postoje - zaśmiał się Łukasz, który prowadził pojazd. 
Łukasz i Kuba najmniej wczoraj wypili, ze względu na to, że będą dziś kierowcami.
Niektórzy usnęli na siedząco. Robert spał z głową opartą o szybę, Ania słuchała muzyki przez swoje ogromne słuchawki, Agata i Ewa czytały jakieś gazetki, Mario usnął na ramieniu Matsa. Kuba siedział obok Łukasza i popijał napój energetyczny. 
Marco co chwilę ziewał, w końcu oparł głowę o moje ramię i próbował usnąć. Przytuliłam go do siebie, żeby było mu wygodnie.
Podczas tej drogi powrotnej nic fascynującego się nie wydarzyło. Co jakiś czas robiliśmy postój, aż w końcu dojechaliśmy do Dortmundu. 
- Nareszcie w Dortmundzie - obwieścił tryumfalnie Łukasz. 
- Widzimy - ziewnęła Ewa. 
Kuba, który na przedmieściach Frankfurtu zamienił się z Łukaszem, odwoził wszystkich kolejno do domu. Najpierw odwiózł Roberta i Anię, potem Matsa, na którego ponoć czekała już Cathy, potem Mario i Marco. Potem pojechaliśmy pod dom Kuby i Agaty, którzy również się z nami pożegnali, i wtedy ja, Ewa i Łukasz zmierzyliśmy w stronę naszego domu. 
- Ale szybko zleciało - skomentowała Ewa. 
- Prawda - powiedział Łukasz. - Ewka, pójdziesz po Sarę? 
- Już późno, na pewno już śpi - powiedziała Ewa - więc jutro rano. 
- Dobrze - odparł Łukasz. 
Przyjechaliśmy prędko do domu, wzięliśmy bagaże i od razu poszłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam piżamę, poszłam pod prysznic, po czym od razu poszłam spać. 
Gdy już zasypiałam, ktoś wysłał mi SMS. 
- Kto to mnie namierza? - pomyślałam i przeczytałam tego SMSa. Był od Marco. 

Słodkich snów, kochanie! Mam nadzieję, że Ci się przyśnię! 
P.S. Jutro chciałbym się z Tobą spotkać i pokazać Ci mój dom! Jeszcze chyba nigdy w nim nie byłaś. Całuję mocno! 

Uśmiechnęłam się i odpisałam mu. 


Bardzo chętnie! Tylko że popołudniu, bo jutro nie wstanę za prędko, sam rozumiesz. 
Również Ci życzę miłych snów! Buziaczki! 

Odłożyłam komórkę. Zadowolona zamknęłam oczy, powoli zasypiając. 












*** 











Gdy się obudziłam, zegarek wskazywał już godzinę dwunastą. Ale już nie czułam takiego zmęczenia. No i dziś miałam zobaczyć dom Marco! Wstałam z łóżka, zaścieliłam je, z szafy wyciągnęłam koszulę i białe dżinsy i skierowałam swoje kroki do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Gdy już to zrobiłam, zeszłam na dół, jeszcze nikogo nie było. Dziwne. Ewa miała odebrać rano Sarę, ale widocznie sen ją kompletnie pochłonął, podobnie jak Łukasza. Zajrzałam po cichutku do ich sypialni, drzwi były otwarte - faktycznie, smacznie sobie spali. 
- Trudno, najwyżej ta opiekunka dłużej będzie miała Sarę na głowie - pomyślałam i zaczęłam przyrządzać sobie śniadanie. Zjadłam dwie kanapki z masłem orzechowym oraz wypiłam herbatę. 
Nie było zbytnio co robić, włączyłam laptop, zauważyłam, że Marco jest dostępny na Skype. Niemal od razu do mnie zadzwonił.
- Już wyspana? - przywitał mnie takimi słowami.
- Tak jakby - uśmiechnęłam się. 
- Ja to już tylko czekam na nasze spotkanie - powiedział uśmiechnięty. 
- Może nie będziesz musiał zbyt długo czekać... - powiedziałam tajemniczo.
- To już mogę wpaść po Ciebie? - zapytał podekscytowany.
- Pewnie - odparłam. 
- Fajnie - powiedział - trochę z Tobą spędzę czasu, a później z Mario jestem umówiony.
- Żyć bez siebie chyba nie możecie - zaśmiałam się. 
- W środę wyjeżdża - przypomniał mi Marco.
- Wiem - odparłam. - To do zobaczenia!
- Pa! - odparł, ja wyłączyłam laptop i zostawiłam karteczkę na stole w kuchni z informacją, gdzie jestem. Zresztą, Ewa i Łukasz powinni niedługo się obudzić. 

Hej! Jestem u Marco. Wrócę niedługo. Lidia 

Nałożyłam buty i wyszłam z domu, kręciłam się po drodze biegnącej wzdłuż naszego domu, gdy w końcu nadszedł Marco. 
- Cześć, skarbie - powiedział i przytulił mnie. 
- No witam, witam - uśmiechnęłam się. 
- To co, idziemy do mnie? - zapytał. 
- Pewnie - odparłam, i ruszyliśmy. Nie było to zbyt daleko. 
Dom Marco był faktycznie bardzo ładny. Oprowadził mnie po wszystkich pomieszczeniach, od przedsionka, przez salonkuchniępokój relaksacyjny (z jacuzzi!), łazienkępokój gościnnypokój rozrywkowy, aż po sypialnię
- Nie za duży ten dom, jak dla jednej osoby? - zapytałam. 
- Mieszkałem z Caroline - wyjaśnił. - Ale to już przeszłość, dawno zamknięty rozdział w moim życiu - dodał prędko. 
- Rozumiem - odparłam - naprawdę tu ładnie. 
- Chodź, jeszcze pokażę Ci ogród - powiedział i ujął mnie za rękę. 
Poszliśmy. Aż prawie padłam z wrażenia. Ogród był po prostu wspaniały. Najbardziej mnie urzekła stojąca na środku fontanna. 
- I jak? - zapytał Marco.
- Bajecznie - powiedziałam - a kto dba o te wszystkie kwiaty? Masz zatrudnionego ogrodnika? 
- Raz na jakiś czas przychodzi - przyznał - ale ja staram się jak najwięcej sam dbać o te rośliny, bo tak się składa, że bardzo lubię to zajęcie. 
- Rozumiem - odparłam. 
- Mario czasami wpadał do mnie i mi pomagał, miło wspominam, jak razem przycinaliśmy krzewy albo wyrywaliśmy chwasty - powiedział Marco. 
- A co, jak jakiegoś ślimaka czasem znaleźliście? - zapytałam, przypomniało mi się, jak to Mats, jeszcze na wakacjach w Polsce, straszył Mario ślimakiem. 
- Czasem się zdarzyło - powiedział Marco - daj spokój, lepiej nic nie mówić... ma fobię chłopak i tyle w temacie.
Usiedliśmy oboje na skraju fontanny, upajałam się widokiem tego fenomenalnego ogrodu. 
- Mówiłeś, że potem z Mario masz zamiar się spotkać - przełamałam ciszę. 
- Tak... - powiedział Marco, bełtając ręką w wodzie - może pogramy w Fifę albo w bilarda. 
- Papużki nierozłączki - zachichotałam.
- No i co w tym złego? - wzruszył ramionami mój ukochany. 
- Nic, nic - powiedziałam. 
Siedzieliśmy chwilkę w milczeniu, Marco raz po raz na mnie spoglądał. W końcu położył swoją dłoń na mojej, a drugą ręką ujął mnie za twarz. Przybliżył swoją buźkę do mojej i po chwili poczułam, jak nasze usta się stykają. Objęłam go i nie ustawaliśmy w tej przyjemnej czynności, aż nagle poczułam... jak lecę do tyłu! Marco cały czas mnie tulił, nagle stracił równowagę i wpadł do wody, a ja z nim. 
Marco zaczął się śmiać z całej sytuacji, wygramolił się z fontanny i pomógł też mnie z niej wyleźć. Byliśmy oboje całkowicie mokrzy. 
- To ciekawe, jak teraz do domu wrócę - zaśmiałam się. - Będą na mnie wołać na ulicy "Zmokła kura!" 
- Dam Ci coś na przebranie - zaśmiał się Marco. - Jakoś się doczłapiesz. 
- Zimno mi! - jęknęłam. 
Poszliśmy z Marco do domu, dał mi na przebranie koszulkędżinsy, sam również się przebrał. Miał naprawdę mnóstwo ubrań. 
Później siedzieliśmy w salonie i popijaliśmy mrożoną herbatę, aż w końcu uznałam, że pora wracać. Marco powiedział, że mnie odprowadzi. Zatem wyszliśmy z jego pięknej posesji, trzymając się cały czas za ręce. 
Gdy dotarliśmy na miejsce, uściskałam Marco na pożegnanie i chciałam wejść do domu, ale drzwi były zamknięte. Zaczęłam szukać moich kluczy w torebce, na szczęście miałam je ze sobą. 
- Może pojechali na jakieś zakupy, czy po Sarę - pomyślałam - spokojna głowa. 
Usiadłam przed TV i oglądałam jakieś programy, Łukasz i Ewa dalej nie wrócili, a minęło już nieco czasu. Postanowiłam zadzwonić do Ewy. 
Udało mi się dopiero za drugim razem się dodzwonić.
- Halo, Ewka? Tu Lidia! Słuchaj, chciałam spytać, gdzie... 
- Lidia? - odezwała się Ewa. Ale jej głos mnie przeraził. Ona z całą pewnością płakała. - Wszystko Ci opowiem, jak wrócimy do domu! - głos jej się całkowicie łamał... - Niedługo wrócimy! 
- Ale co się stało? Ewka... - i tu się rozłączyła. 
Przestraszyłam się. Dlaczego ona tak żałośnie płakała? Co mogło się wydarzyć? Usiadłam przerażona na sofie. Nie miałam pojęcia, co myśleć... 









_______________________ 





No i zaczyna się mieszanie, a to dopiero początek ;>  
Wiem, że uwielbiacie, gdy przerywam w takich momentach! 
Rozdział pozostawiam Waszej ocenie. Dla mnie nawet może być. :) 

Liczę na Wasze komentarze! :> Jest to naprawdę dla mnie olbrzymia motywacja. Powtarzam się, ale cóż, taka prawda :> 

Pozdrawiam ciepło, Sylwia ;* 


+ zapraszam na mojego drugiego bloga Long, terrible dream. tam również komentarze mile widziane. 













30 komentarzy:

  1. Jestem strasznie ciekawe co się stało, czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział genialny! bardzo jestem ciekawa co sie wydarzyło ;)
    zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział GENIALNY ! Czekam z niecierpliwością na kolejny o którym możesz mnie powiadomić ! Dodaj szybko !
    Przy okazji zapraszam do mnie ;)
    http://wzyciupieknesatylkochwile1.blogspot.com/2013/06/rozdzia-25.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział genialny!
    Dlaczego akurat w takim momencie!
    Pozdrawiam i życzę wen ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. No oczywiście że uwielbiamy jak przerywasz w takim momencie..
    Ale cóż by to było za opowiadanie bez takich oto momentów.
    Niesamowite <33

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebiście <3 Wiadomo czekam na następny :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Pisz szybko kolejny jestem ciekawa co się stało...

    OdpowiedzUsuń
  8. ;O Ciekawe co się stało. A rozdział świetny ;3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział Genialny naprawde genialny.ale się Lewemu porobiło noga złamana :/ .przepraszam że tak zadko komentuje ale nie mam czasu.Zapraszam na mój nowy blog o Kubie Błaszczykowskim : http://receptana-szczescie.blogspot.com/2013/06/prolog.html . Mile widziany komentarz . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział jest zajebisty :)
    Jestem ciekawa co się stało . ;cc
    Jak mogłaś akurat w takim momencie ? ;O
    Czekam na nexta ;3
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział jest genialny .Ciekawe co się stało. Czekam na kolejny:**

    OdpowiedzUsuń
  12. cudowny jak zawsze! <3
    ciekawe co się stało
    pozdrawiam i dziękuje, że komentujesz u mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Grr, jeszcze raz przerwij w takim momencie, to... będę z jeszcze większą niecierpliwością czekać na kolejny rozdział! :D
    "- Czemu nie - powiedział Kuba. - Ale ktoś musi po zaopatrzenie pojechać, bo...
    - A ten tylko o jednym - westchnęła Agata. " - haha, Kuba jak zwykle myśli o "zaopatrzeniu"...
    Świetny rozdział. Bardzo mi się podoba, naprawdę.
    Tylko nie wydaje mi się, żeby możliwe było złamanie nogi przy schodzeniu ze schodów. Mógł ją skręcić, zwichnąć, ale złamać, to raczej nie :P Biedny Robert, wsadziłaś go w gips!!
    Piszesz rozdziały szybko jak rakieta i do tego są takie długie i ciekawe. Masz ich napisanych kilka w przód, prawda? Bo nie wyobrażam sobie, żebyś wstawiała je na bieżąco :D
    Już miałam nadzieję, że pójdą do pokoju rozrywkowego! Robi wrażenie. W ogóle, jak cała chata. Ale nie lepiej by było ją opisać? Choćby po to, żeby poćwiczyć opis miejsca? :) Byłoby bardziej profesjonalnie.
    I pytanie za 100 punktów: Co w szafie u Marco robią damskie rzeczy, które idealnie pasują na Lidkę?! Chyba nie dał jej rzeczy po byłej? :P Chyba nie trzyma rzeczy swojej byłej w szafie? Myślałam, że da jej swoją bluzę, a tu nie :[
    I ta końcówka!! Myślę, że coś z Sarą :(( Mam nadzieję, że nic groźnego...

    Pozdrawiam!
    Angelika JJ

    http://when-you-fall-get-up.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Genialny rozdział !
    Kurczę, myślę,że to coś z Sarą ...jeny..;c
    Mówiłam ,że to kocham? :D KOCHAM!
    Super!
    Czekam na następny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kolejny boski rozdział!! <3 Dziękuję, że piszesz, miło się to czyta:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwielbiam jak tak urywasz, teraz będę ciągle myśleć co dalej. Bardzo mi się podoba rozdział, a najbardziej to jak wpadli do fontanny. Musiałoby to bardzo zabawnie na żywo wyglądać. Już snuje czarne scenariusze co do tego zakończenia. Mam nadzieję że nic poważnego się nie stało. Oj, zaczynasz mieszać xd ale przynajmniej będzie ciekawie. Czekam z niecierpliowością na kolejny. Pozdrawiam. Paulina ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Boski rozdział!
    Ciekawe co się stało. Podejrzewam, że to coś związane z Łukaszem. P{isz szybko i dodaj następny!
    Zapraszam na mojego nowego bloga:
    http://i-need-your-love-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. co mogę powiedzieć,rozdział cudny

    OdpowiedzUsuń
  19. Cudo *_* a przy okazji nominuję Cię do Liebster Award :) Gratuluję :* Więcej informacji u mnie :D

    http://quiet-another-bvb-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Genialny rozdział <3
    Już nie mogę doczekać się następnego :-)

    OdpowiedzUsuń
  21. przepraszam na początek że nie komentowałam ostatnio u Ciebie ale brak czasu u mnie, mam nadzieję że rozumiesz. a wracając do rozdziału to genilany jest ! ja już po prostu nie wiem co mogę napisać ;P piszesz wspaniale ale to już wiesz, masz talent- to też juz wiesz :)
    czekam na kolejny ! pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie lubię urywania, ale ty to tak dobrze robisz :D Genialnie piszesz i czekam na kolejne ;3

    OdpowiedzUsuń
  23. Fajna ta akcja z fontanną.Czekam na kolejny rozdział.:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Bajeczny rozdział!! :* Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Och, jak Marco z Lidką wpadli do fontanny, to z pewnością moja ulubiona scenka! Przepełniona romantyzmem ♥ Mam nadzieje, że nic strasznego się nie stało, choć z byle powodu Ewka pewnie by nie płakała. Jestem strasznie ciekawa co się stało. Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  26. Zawsze wzbudzasz we mnie ciekawość. :D
    Pisz szybko. *o*

    OdpowiedzUsuń
  27. Zajebisty!!! Super ,że kończysz w taki sposób bo warto do tego opowiadania wracać;) Czekam na nexta ;***

    OdpowiedzUsuń
  28. Szkoda mi Roberta :(
    Ciekawe co się stało, że Ewa była załamana. Oby nic strasznego. A co do Marco i Lidii to cudna z nich para <3
    zapraszam:
    http://wieczna-milosc-w-dortmundzie.blogspot.com/
    http://nowe-zycie-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń