- Spokojnie - odszepnął.
- Zostaw mnie w spokoju - krzyknęła Ania - nie chcę więcej z Tobą mieć do czynienia!
- Jak to?! - krzyknął facet - my jesteśmy sobie pisani!
- Już mówiłam, że niezmiernie żałuję naszego romansu! - powiedziała Ania.
- Nasz seks był wspaniały. Poza tym, jesteś taką cudowną kobietą - powiedział koleś - nie możesz mnie ot tak zostawić!
Pomyślałam, że ten typ naprawdę jest wariatem. Ale tacy też żyją na tym świecie, niestety.
- Chodź tu do mnie - usłyszałam tego faceta.
- Puść mnie! - krzyknęła Ania.
- Zostaw ją! - mój ukochany nagle się poderwał, ja uczyniłam to samo. Podszedł do faceta i próbował pomóc Ani.
- A Ty gdzie?! Ona jest moja - wrzasnął koleś.
- Pomóżcie mi! - jęknęła Ania. - Nathan, puść mnie!
- Zostaw ją, bo wezwiemy policję - odezwałam się.
Moje słowa poskutkowały, bo Nathan puścił brunetkę. Minę miał jednak groźną.
- Jeszcze się spotkamy - rzucił na odchodne. - Albo będziesz ze mną, albo z nikim, zapamiętaj to sobie!
I odszedł. Ania odetchnęła z ulgą, wyglądała na naprawdę przerażoną.
- Dziękuję - powiedziała cicho.
- Coś Ty najlepszego narobiła? - zapytał Marco. - Masz pojęcie, jak Robert się teraz czuje?
- Wiem - powiedziała Ania - nie masz pojęcia, jak żałuję tego mojego romansu. Oddałabym wszystko, żeby cofnąć czas. Chcę być tylko z Robertem, zrobię wszystko, żeby mi wybaczył.
- Szczerze? Wątpię, żeby Ci wybaczył - odparł Marco - dla niego zdrada jest rzeczą niewybaczalną, sam mi to mówił.
- Ale ja go kocham! - jęknęła Ania - pragnę być z nim! Boże, jaka ja byłam głupia!
- Mądry Polak po szkodzie - pomyślałam.
- Muszę z nim pogadać jeszcze raz - powiedziała Ania - mam nadzieję, że mnie wysłucha!
I prędko poszła, nie oglądając się na mnie i Marco. Spojrzałam na blondyna. Nie wyglądał zbyt wesoło.
I prędko poszła, nie oglądając się na mnie i Marco. Spojrzałam na blondyna. Nie wyglądał zbyt wesoło.
- Nie ma opcji, żeby Robert jej wybaczył - powiedział.
- Ale on pewnie też ją dalej kocha - powiedziałam cicho.
- To prawda - powiedział Marco - ale ta zdrada przekreśliła ich związek.
- Dobrze, że między nami się układa... - powiedziałam cicho.
- Oj tak - zgodził się ze mną Marco i wziął mnie za rękę. Widziałam, że Ania żałuje tego romansu, ale też uważałam, że powinna była pomyśleć, zanim coś zrobi (czyli zdradzi Roberta).
Współczułam Robertowi. Nie dość, że był uziemiony przez złamaną nogę, to jeszcze rozpadł się jego związek z Anią.
Spacerowaliśmy dalej, przechodziliśmy akurat obok sklepu z zabawkami. Zauważyłam na wystawie uroczą, wielką maskotkę Hello Kitty.
- Spodobałaby się Sarze - pomyślałam. - No tak, ona ma jutro urodziny!
- Na co tak patrzysz? O, niezła maskotka - powiedział Marco. - Chciałabyś taką? - zachichotał.
- Ja nie - odparłam - ale Sara na pewno tak. Kupiłabym jej, ma jutro urodziny, ale pieniędzy nie wzięłam.
- Ja też - westchnął Marco. - Chociaż, czekaj... mam kartę płatniczą - odparł, klepiąc się po kieszeniach.
- Przestań - odparłam - nie będę naciągała.
- To będzie prezent od nas - powiedział Marco. - Niech się dzieciak cieszy. Ja gdy byłem w jej wieku, uwielbiałem Spider-Mana.
- Pewnie ta maskotka droga - stwierdziłam. - Nie moglibyśmy się chociaż złożyć?
- Nie - rzucił od razu Marco.
- Uparciuch - zaśmiałam się.
Weszliśmy do sklepu, maskotka kosztowała 40 euro.
- To bierzemy? - zapytał Marco.
- Jak tak bardzo nalegasz - odparłam.
Poszliśmy do kasy, Marco zapłacił za maskotkę i wyszliśmy.
- Na pewno się ucieszy - powiedział Marco.
- Bez wątpienia - powiedziałam - ona uwielbia Hello Kitty.
- A ja uwielbiam Ciebie, wiesz? - zaśmiał się Marco.
- Tylko? - wzruszyłam ramionami.
- Kocham - poprawił się Marco. - Lepiej?
- Lepiej - zaśmiałam się i chwyciłam go za rękę. - Mój Ty blondasie, tylko jak tę maskotkę mam przemycić? Żeby przypadkiem Sara jej nie zobaczyła przed jutrem!
- Zostawimy u mnie - powiedział Marco. - Chodź, spędzimy trochę razem czasu w moim domu... Pobędziemy sami... - tu mrugnął do mnie. Jego oczy zabłyszczały.
- A ten tylko o jednym - skwitowałam.
- Wcale nie - Marco zrobił minę zbitego psiaka.
- No dobrze, już dobrze - pogładziłam włosy mojego ukochanego blondyna. Poszliśmy do jego domu.
Marco schował prezent dla Sary do szafki, po czym podszedł do mnie. Chwycił mnie za ręce...
- Chodźmy do ogrodu - szepnął i pociągnął mnie do swojego kwiecistego ogrodu. Wokół nie było nikogo widać. Panowała cisza.
Marco zaciągnął mnie między krzaki róż, tuląc i całując namiętnie. Już się domyśliłam, czego mój boski partner pragnie. Pozwoliłam mu się powoli rozebrać, sama również pozbawiłam go odzieży.
Gdy już oboje byliśmy nadzy, gładziliśmy wzajemnie swoje coraz gorętsze ciała. Oczy mojego ukochanego błyszczały jak słońce odbite w porannej rosie.
W końcu oboje przeszliśmy "do rzeczy". Te danie upustu naszej miłości wśród krzewów róż okazało się czymś rozkosznym, po prostu wspaniałym.
Kochaliśmy się w najlepsze, gdy nagle błogi moment został przerwany... zostaliśmy przyłapani!
- Ups! Przepraszam! - wymamrotał jakiś nieznany mi facet i się oddalił.
Zniknął tak szybko, jak się pojawił.
- Na litość boską, Marco, kto to był? - zapytałam zawstydzona tym, że jakiś obcy koleś zobaczył mnie w negliżu.
- To był mój ogrodnik - powiedział podobnie jak ja zażenowany Marco.
- Jak to?
- Zapewne przykucnięty pielił gdzieś dalej kwiaty i go nie zauważyliśmy - stwierdził blondyn. - A ja kompletnie zapomniałem, że zawsze przychodzi w soboty. Wiesz, skarbie, on ma klucze do furtki ogrodowej, i...
- Rozumiem, rozumiem - przerwałam mu. - Mój Boże, jaki wstyd!
Ubraliśmy się czym prędzej, i poszliśmy do domu. Nie było zbytnio co robić.
Siedzieliśmy tylko przytuleni na kanapie, oglądając jakieś niemieckie programy, i tak prawie cała sobota nam zleciała...
- Na pewno się ucieszy - powiedział Marco.
- Bez wątpienia - powiedziałam - ona uwielbia Hello Kitty.
- A ja uwielbiam Ciebie, wiesz? - zaśmiał się Marco.
- Tylko? - wzruszyłam ramionami.
- Kocham - poprawił się Marco. - Lepiej?
- Lepiej - zaśmiałam się i chwyciłam go za rękę. - Mój Ty blondasie, tylko jak tę maskotkę mam przemycić? Żeby przypadkiem Sara jej nie zobaczyła przed jutrem!
- Zostawimy u mnie - powiedział Marco. - Chodź, spędzimy trochę razem czasu w moim domu... Pobędziemy sami... - tu mrugnął do mnie. Jego oczy zabłyszczały.
- A ten tylko o jednym - skwitowałam.
- Wcale nie - Marco zrobił minę zbitego psiaka.
- No dobrze, już dobrze - pogładziłam włosy mojego ukochanego blondyna. Poszliśmy do jego domu.
Marco schował prezent dla Sary do szafki, po czym podszedł do mnie. Chwycił mnie za ręce...
- Chodźmy do ogrodu - szepnął i pociągnął mnie do swojego kwiecistego ogrodu. Wokół nie było nikogo widać. Panowała cisza.
Marco zaciągnął mnie między krzaki róż, tuląc i całując namiętnie. Już się domyśliłam, czego mój boski partner pragnie. Pozwoliłam mu się powoli rozebrać, sama również pozbawiłam go odzieży.
Gdy już oboje byliśmy nadzy, gładziliśmy wzajemnie swoje coraz gorętsze ciała. Oczy mojego ukochanego błyszczały jak słońce odbite w porannej rosie.
W końcu oboje przeszliśmy "do rzeczy". Te danie upustu naszej miłości wśród krzewów róż okazało się czymś rozkosznym, po prostu wspaniałym.
Kochaliśmy się w najlepsze, gdy nagle błogi moment został przerwany... zostaliśmy przyłapani!
- Ups! Przepraszam! - wymamrotał jakiś nieznany mi facet i się oddalił.
Zniknął tak szybko, jak się pojawił.
- Na litość boską, Marco, kto to był? - zapytałam zawstydzona tym, że jakiś obcy koleś zobaczył mnie w negliżu.
- To był mój ogrodnik - powiedział podobnie jak ja zażenowany Marco.
- Jak to?
- Zapewne przykucnięty pielił gdzieś dalej kwiaty i go nie zauważyliśmy - stwierdził blondyn. - A ja kompletnie zapomniałem, że zawsze przychodzi w soboty. Wiesz, skarbie, on ma klucze do furtki ogrodowej, i...
- Rozumiem, rozumiem - przerwałam mu. - Mój Boże, jaki wstyd!
Ubraliśmy się czym prędzej, i poszliśmy do domu. Nie było zbytnio co robić.
Siedzieliśmy tylko przytuleni na kanapie, oglądając jakieś niemieckie programy, i tak prawie cała sobota nam zleciała...
***
- Marco? Odprowadziłbyś mnie? - zapytałam. - Już późno się robi.
- A po co? - zapytał z błyskiem w oku. - Zostań u mnie na noc.
Moje serce szybciej zabiło. Jeszcze nigdy nie nocowałam w domu blondyna.
- Proszę - nalegał Marco. - Będzie fajnie, zobaczysz! Dokończymy pewną sprawę... - mój luby puścił do mnie oczko.
- A ten tylko o jednym - skomentowałam.
- Faceci tak mają - zaśmiał się Marco.
- Zaczną się treningi, to odechce Ci się - stwierdziłam.
- Teraz to dwa, trzy razy w tygodniu będą, dopiero w tym tygodniu, kiedy będzie się zaczynał nowy sezon Bundesligi, będą praktycznie codziennie - powiedział Marco. - Więc jeszcze będę miał trochę wolnego, myszko.
- A jak tam Mario? Orientujesz się, jak to w Bayernie będzie z tymi treningami? - zapytałam.
- Dopiero w czwartek będzie miał trening - powiedział Marco. - Jutro dopiero ma wrócić z obozu przygotowawczego. Znając życie, będą w Monachium dopiero wieczorem...
- Ach, rozumiem - powiedziałam.
- Ale jak się zacznie Liga Mistrzów, to dopiero będzie wycisk - powiedział Marco.
- W to nie wątpię - zaśmiałam się.
- To jak, kochanie? Przenocujesz u mnie? - drążył temat Marco.
- Niech Ci będzie. Skoro tak nalegasz - uśmiechnęłam się.
- Cieszę się - powiedział Marco i cmoknął mnie w policzek.
Wysłałam SMS Ewie, że przenocuję u Marco. Ona odpisała, że dobrze, i żebym wpadła jutro razem z Marco na mini-przyjęcie urodzinowe Sary.
- Chodź do kuchni, zjemy kolację - powiedział Marco.
- Okej - odparłam.
Marco zaczął grzebać w lodówce, ja usiadłam przy stole i zauważyłam, że leżą na nim chipsy. Moje ulubione, o smaku cebuli i sera. Zaczęłam je sobie ze smakiem chrupać.
Marco odwrócił się do mnie, gdy zobaczył, jak jem te chipsy, nie zrobił szczęśliwej miny...
- Lidia, na litość boską! - syknął i zabrał mi je.
- Marco, co Ty, paru chipsów mi żałujesz? - zdziwiłam się.
- Jesteś w ciąży, nie możesz niezdrowo się odżywiać - powiedział. - Zaraz Ci przygotuję coś należytego do jedzenia.
- Nie przesadzaj - powiedziałam. - Nie zjadłam ich dużo.
- Zapamiętaj sobie, że nie możesz jeść teraz takich rzeczy, musisz dbać o siebie i dziecko - powiedział Marco stanowczo.
- Nie przesadzaj - powtórzyłam.
- Nie przesadzam, tylko mówię prawdę - powiedział blondyn.
Zrzedła mi mina. Uwielbiałam chipsy, jednak zawsze się pilnowałam, żeby nie utyć lub nie dostać krost na cerze. Mimo to wychodziłam z założenia, że od czasu do czasu można sobie sprawić taką przekąskę bez wyrzutów sumienia.
Nie słyszałam też, żeby kobiety w ciąży CAŁKOWICIE musiały rezygnować z chipsów i słodyczy. Muszę zapytać Ewę, jak ona się odżywiała, kiedy była w ciąży.
- Usmażę jajecznicę ze szpinakiem - powiedział Marco. - Sam ją bardzo lubię.
- Może być - stwierdziłam. - A sam to tak starasz się zdrowo jeść?
- No pewnie - powiedział Marco. - Czasami robię odstępstwa, zdarza się, ale generalnie przestrzegam zasad zdrowego odżywiania.
Marco zabrał się za przygotowywanie naszej kolacji.
- Możesz pokroić szpinak, kochanie? - zapytał.
- Jasne - powiedziałam, i spełniłam prośbę Marco.
Niebawem jajecznica została usmażona, gdy już ją skonsumowaliśmy, wypiliśmy jeszcze po szklance owocowej herbaty, i poszliśmy na górę.
- Nie mam żadnej piżamy - powiedziałam.
- I tak nie byłaby Ci potrzebna - powiedział, mrugając do mnie.
- Chciałabym się teraz umyć, panie niewyżyty - zaśmiałam się. - A potem zobaczymy...
- Nikt Ci nie zabrania - zaśmiał się. - Higiena, ważna rzecz.
Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, owinęłam się w ręcznik i wróciłam do sypialni. Marco w niej nie było, zapewne kąpał się w łazience, która była na dole.
Nie myliłam się, niebawem przyszedł, miał na sobie tylko niebieskie bokserki.
Rzucił się na łóżko, porwał mnie w ramiona...
- Teraz jesteś moja - wyszeptał podniecony. Wpił się w moje usta, zaczął całować. Jego dłonie masowały całe moje ciało. Zauważyłam, jak mu testosteron rozsadza bokserki.
- Teraz nikt nam nie przeszkodzi... - uśmiechnął się zawadiacko Marco.
Poczułam drżenie w nogach. Poczułam po chwili, jak się wsuwa we mnie. Coraz głębiej i głębiej...
Aż poczułam lekki ból. Pchnięcia blondyna były mocne jak nigdy. Ból mieszał się z rozkoszą...
Marco tylko cały czas łobuzersko się uśmiechał. Cały czas trzymał mnie za ręce.
W końcu z moich ust wyrwał się głośny krzyk ekstazy. Marco po chwili również doszedł i położył się obok mnie, wyraźnie słyszałam jego przyśpieszony oddech.
- Jesteś cudowna - wysapał.
- A Ty brutalny - zaśmiałam się.
- Chciałem spróbować czegoś nowego - powiedział.
- No to spróbowałeś - powiedziałam.
- A Tobie jak się podobało? - zapytał cicho.
- Źle nie było - stwierdziłam. - Kocham Cię, Ty brutalu.
- Ja Ciebie też, cudaku - zaśmiał się i mnie pocałował w usta. - Dobranoc - szepnął.
- Dobranoc - odpowiedziałam.
Marco wziął mnie w ramiona, wtulona w jego tors powoli zasnęłam.
***
Gdy się obudziłam, nie było obok mnie Marco.
- Pewnie poszedł do łazienki - pomyślałam i ziewnęłam.
Poleżałam jeszcze z pięć minut. Do sypialni zajrzał Marco.
- O, już się obudziłaś - powiedział z uśmiechem. - Śniadanie już czeka.
- Specjalnie wstałeś wcześniej, żeby zrobić śniadanie? - zapytałam zaskoczona.
- No pewnie - powiedział. - Chcę dbać o Ciebie i nasze dziecko.
- Ty lepiej daj mi teraz jakieś świeże ciuchy - zaśmiałam się.
- Oczywiście - Marco zasalutował.
Wyciągnął z szafy zwykły, zielony t-shirt, oraz krótkie, czarne spodenki. Ubrałam się w to i zeszliśmy oboje na dół. Na stole czekała już zaparzona miętowa herbata, oraz kanapki z sałatą i szynką.
- Smacznego - powiedział Marco.
- Wzajemnie - powiedziałam.
Po śniadaniu, pomogłam Marco zapakować naczynia do zmywarki. Zerknęłam na zegarek, wskazywał godzinę dziesiątą.
Usiedliśmy z Marco przed TV, oglądaliśmy wiadomości. Najwięcej to było mowy o polityce. Nudy!
Otrzymałam SMS od Ewy, żebyśmy przyszli na trzynastą.
Jednakże około dwunastej Marco otrzymał telefon od prezesa Borussii, by ten stawił się w klubie, jednak powodu spotkania nie zdradził.
- W niedzielę głowę zawracają - westchnął Marco. - Jednak pójdę. Odwiozę Cię najpierw do domu.
- Mogę iść na piechotę, myślę, że trafię - powiedziałam.
- Nie! Nie będziesz się przemęczać, będąc w ciąży - powiedział Marco.
Dalej nie protestowałam, Marco odwiózł mnie do domu.
- Złóż Sarze życzenia ode mnie - powiedział, gdy wysiadałam.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się. - Trzymaj się!
Poszłam do domu. Sara była wystrojona w różową sukienkę, na twarzy miała radosny uśmiech.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie - uśmiechnęłam się do niej, przytuliłam ją. - Marco również Ci tego samego życzy. A to prezent od nas - powiedziałam, i podałam jej ozdobną torebkę, w której znajdowała się maskotka.
- Dziękuję! - ucieszyła się Sara. - A czemu nie przyjechał?
- Musiał pojechać na pewne pilne spotkanie - powiedziałam.
Sara wyciągnęła maskotkę z torebki, wyraźnie jej się spodobała.
- Jaka piękna! Dziękuję, Lidzia - krzyknęła i rzuciła mi się na szyję.
- Ależ nie ma za co - powiedziałam.
- Faktycznie, świetna - powiedziała Ewa. - A co to za spotkanie, Lidia?
- Prezes Borussii prosił go, żeby przyjechał do klubu - powiedziałam. - A dlaczego, to nie wiem. Później się dowiem.
- W niedzielę głowę zawracają - westchnęła Ewa.
- No cóż - powiedziałam.
- Kuba i Agata mają przyjść - powiedziała Ewa.
- A Oliwia? - zapytała Sara.
- Też na pewno będzie. Będziesz miała wesoło - uśmiechnęła się Ewa.
Łukasz w salonie oglądał telewizję. Stół był już ładnie nakryty.
- Szkoda, że Marco nie będzie - powiedziała Ewa.
- Oj tak - powiedziałam. - Myślałam, że razem przyjedziemy o trzynastej, a tu klops.
- Tak to w życiu już bywa - powiedziała Ewa - chcesz zobaczyć tort?
- Chętnie - powiedziałam.
Ewa pokazała mi tort, był bajeczny.
- Aż szkoda kroić - stwierdziłam.
Przysiadłyśmy sobie przy kuchennym stole, zapytałam Ewę, jak się odżywiała, gdy była w ciąży. Powiedziała, że starała się przestrzegać zdrowej diety, ale bez przesady. Opowiedziałam jej o wczorajszym incydencie z chipsami.
- To teraz uważaj, kochanie - zachichotała Ewa.
- Niby na co?
- Żeby Cię jeszcze kontrolować nie zaczął, czy coś. Pamiętam, że gdy byłam w ciąży, zdarzyło mi się wypić lekkie piwo, i urodziłam zdrowe dziecko. Nie ma co popadać w paranoję - powiedziała Ewa.
- Ale chyba wódki nie piłaś, co? - zapytałam ze śmiechem.
- Nie - powiedziała Ewa - to już zbyt mocny byłby trunek.
Niedługo przyszła rodzina Błaszczykowskich, Sara otrzymała od nich książkę z bajkami, konika Pony i słodycze.
Zasiedliśmy wszyscy do stołu, Ewa przyniosła tort. Zapaliła na nim sześć świeczek.
Zaśpiewaliśmy jej "Zum Geburtstag viel Glück" , niemiecką piosenkę urodzinową. Sara nie znała polskiego, była od dziecka uczona mówić po niemiecku. Jednak znała kilka polskich słów, to naprawdę pojętna i mądra dziewczynka.
- Pomyśl sobie życzenie - uśmiechnęła się Agata.
Sara pokiwała główką i zdmuchnęła świeczki. Zaczęliśmy bić brawo.
- Mamuś, trochę szkoda kroić - powiedziała Sara.
- No właśnie - wtrąciła się Oliwia.
- Niestety, Oliwia, musimy - Sara powiedziała to takim dojrzałym głosem. Była naprawdę dojrzała, jak na swój wiek.
Ewa pokroiła tort, wszyscy dostali po kawałku. Był przepyszny. A Marco to na pewno prosiłby o dokładkę.
Gdy już wszyscy zjedli urodzinowe ciasto, Sara i Oliwia pobiegły się bawić, wiadomo jak to dzieci - nie usiedzą za długo przy stole z dorosłymi.
Pomogłam Ewie przynieść potrawy, jakie przyrządziła. A były to : sałatka grecka, kurczak w panierce, krewetki w sosie śmietanowym, koreczki, oraz na deser sernik.
Czas sympatycznie upływał. Łukasz poszedł na chwilę do kuchni i przyniósł browary.
- Ludziska, łapcie się za browary - powiedział wesoło.
- Ja nie chcę - powiedziała Ewa.
- Agata, Kuba, może Wy? - zapytał Łukasz.
- Czemu nie - powiedział Kuba.
- On nigdy nie odmawia - zaśmiała się Agata.
- No proszę, i kto to mówi - powiedział Kuba.
- Mi się zdarzyło odmówić, więc nie gadaj - powiedziała Agata. - No dobrze, Łukasz, ale tylko na jedno mogę się zgodzić.
- A Ty, Lidia? - zapytał Łukasz.
- Nie, ja nie - powiedziałam - przecież w ciąży jestem...
Ups! Wymsknęło mi się przy Agacie i Kubie. Nie miałam zamiaru tego mówić. Że też nie ugryzłam się w język.
- Co?! - zdziwiła się Agata.
- W ciąży? Jak to? - zdziwił się Kuba.
- No... tak wyszło - powiedziałam. Lekko się zarumieniłam.
- Gratuluję - powiedział Kuba.
- Jak Marco to przyjął? - zapytała Agata.
- Powiedział, że się cieszy - powiedziałam.
- Trochę wcześnie się to stało - powiedział Kuba - ale teraz nie ma sensu gdybać, prawda? Będzie dobrze, na pewno!
- Kuba ma rację - powiedziała Agata. - Ewa na pewno będzie Cię wspierała, prawda?
- Oczywiście - powiedziała Ewa.
- Dla Ciebie przewidziałem naprawdę leciutkie piwo - powiedział Łukasz i postawił przede mną piwo o zawartości 0,5 % alkoholu. O cytrynowym smaku.
- No dobrze - powiedziałam. - Ewa mówiła, że jej też się zdarzało coś wypić w trakcie ciąży.
- Oj, to prawda - zaśmiał się Łukasz. - A jak widać, z naszą Sarą jest wszystko w porządku.
Powolnymi łykami popijałam piwo, gdy skończyłam je pić, w ogóle nie szumiało mi w głowie.
- Wiesz, Lidia - powiedziała Agata - nawet jeśli jesteś w ciąży, powinnaś uprawiać sporty. Na przykład, powinnaś jeździć rowerem, mój lekarz mówił, że jest to wskazane.
- Nie mam roweru - powiedziałam.
- Ale ja mam - powiedziała Ewa.
- Ma żółto-czarne barwy - dodał Łukasz.
- Więc musi być uroczy - stwierdziłam.
- Ewa, mogłabyś pożyczyć czasem Lidii roweru - zasugerowała Agata. - Tylko zawsze zabieraj ze sobą butelkę wody na przejażdżkę, i nie szalej po jakichś wertepach.
- Pomyśl sobie życzenie - uśmiechnęła się Agata.
Sara pokiwała główką i zdmuchnęła świeczki. Zaczęliśmy bić brawo.
- Mamuś, trochę szkoda kroić - powiedziała Sara.
- No właśnie - wtrąciła się Oliwia.
- Niestety, Oliwia, musimy - Sara powiedziała to takim dojrzałym głosem. Była naprawdę dojrzała, jak na swój wiek.
Ewa pokroiła tort, wszyscy dostali po kawałku. Był przepyszny. A Marco to na pewno prosiłby o dokładkę.
Gdy już wszyscy zjedli urodzinowe ciasto, Sara i Oliwia pobiegły się bawić, wiadomo jak to dzieci - nie usiedzą za długo przy stole z dorosłymi.
Pomogłam Ewie przynieść potrawy, jakie przyrządziła. A były to : sałatka grecka, kurczak w panierce, krewetki w sosie śmietanowym, koreczki, oraz na deser sernik.
Czas sympatycznie upływał. Łukasz poszedł na chwilę do kuchni i przyniósł browary.
- Ludziska, łapcie się za browary - powiedział wesoło.
- Ja nie chcę - powiedziała Ewa.
- Agata, Kuba, może Wy? - zapytał Łukasz.
- Czemu nie - powiedział Kuba.
- On nigdy nie odmawia - zaśmiała się Agata.
- No proszę, i kto to mówi - powiedział Kuba.
- Mi się zdarzyło odmówić, więc nie gadaj - powiedziała Agata. - No dobrze, Łukasz, ale tylko na jedno mogę się zgodzić.
- A Ty, Lidia? - zapytał Łukasz.
- Nie, ja nie - powiedziałam - przecież w ciąży jestem...
Ups! Wymsknęło mi się przy Agacie i Kubie. Nie miałam zamiaru tego mówić. Że też nie ugryzłam się w język.
- Co?! - zdziwiła się Agata.
- W ciąży? Jak to? - zdziwił się Kuba.
- No... tak wyszło - powiedziałam. Lekko się zarumieniłam.
- Gratuluję - powiedział Kuba.
- Jak Marco to przyjął? - zapytała Agata.
- Powiedział, że się cieszy - powiedziałam.
- Trochę wcześnie się to stało - powiedział Kuba - ale teraz nie ma sensu gdybać, prawda? Będzie dobrze, na pewno!
- Kuba ma rację - powiedziała Agata. - Ewa na pewno będzie Cię wspierała, prawda?
- Oczywiście - powiedziała Ewa.
- Dla Ciebie przewidziałem naprawdę leciutkie piwo - powiedział Łukasz i postawił przede mną piwo o zawartości 0,5 % alkoholu. O cytrynowym smaku.
- No dobrze - powiedziałam. - Ewa mówiła, że jej też się zdarzało coś wypić w trakcie ciąży.
- Oj, to prawda - zaśmiał się Łukasz. - A jak widać, z naszą Sarą jest wszystko w porządku.
Powolnymi łykami popijałam piwo, gdy skończyłam je pić, w ogóle nie szumiało mi w głowie.
- Wiesz, Lidia - powiedziała Agata - nawet jeśli jesteś w ciąży, powinnaś uprawiać sporty. Na przykład, powinnaś jeździć rowerem, mój lekarz mówił, że jest to wskazane.
- Nie mam roweru - powiedziałam.
- Ale ja mam - powiedziała Ewa.
- Ma żółto-czarne barwy - dodał Łukasz.
- Więc musi być uroczy - stwierdziłam.
- Ewa, mogłabyś pożyczyć czasem Lidii roweru - zasugerowała Agata. - Tylko zawsze zabieraj ze sobą butelkę wody na przejażdżkę, i nie szalej po jakichś wertepach.
- A chętnie - powiedziała Ewa.
- Nawet teraz bym mogła się wybrać - stwierdziłam, patrząc przez okno. - Jest ładna pogoda.
- Chodźmy do garażu, pokażę Ci ten sprzęt - zaśmiała się Ewa.
Dziękuję za te 40 komentarzy pod poprzednim rozdziałem, za Wasze wsparcie. Kocham Was!
KTO PRZECZYTAŁ, KOMENTUJE!
- Nawet teraz bym mogła się wybrać - stwierdziłam, patrząc przez okno. - Jest ładna pogoda.
- Chodźmy do garażu, pokażę Ci ten sprzęt - zaśmiała się Ewa.
***
Rower od razu mi się spodobał. Ewa przyniosła mi jeszcze butelkę wody mineralnej.
- Uważaj na siebie - powiedziała - w razie czego, dzwoń. Nie jedź zbyt prędko. I uważaj na samochody...
- Dobrze, dobrze - zaśmiałam się - ja to wszystko wiem, kochana.
- No to miłej przejażdżki - zaśmiała się Ewa. - Nie jedź za daleko!
To też wiedziałam. Nie zamierzałam się zbyt daleko zapuszczać, żeby potem nie błądzić. Komórkę na szczęście miałam dobrze naładowaną.
Pojechałam przed siebie, uczucie wiatru we włosach było bardzo przyjemne.
Na chwilę się zatrzymałam, żeby napić się wody. Gdy już trochę się nawodniłam, ruszyłam dalej. Dojechałam aż do parku.
- Zrobię rundkę po parku i wracam - pomyślałam.
Wjechałam do parku, sporo osób po nim spacerowało lub również wybrało się na przejażdżki rowerowe. Pojechałam alejką, na której nikogo nie było. Nagle jednak zauważyłam jakiegoś kolesia. Po chwili jednak stwierdziłam... że to Marco! Biegł przed siebie wolnym truchtem.
- Nastraszę go - pomyślałam rozbawiona.
Jednak nie zdążyłam, bo gdy podjechałam nieco bliżej, ten się odwrócił.
- Hej, kochanie - uśmiechnęłam się.
- Lidia, czyś Ty oszalała?! - krzyknął.
- Ale o co Ci chodzi, Marco? - zapytałam zdumiona.
- Po pierwsze, jeździsz rowerem i się przemęczasz będąc w ciąży, po drugie, jeździsz bez kasku, a co, jakbyś się nie daj Boże gdzieś wywróciła z tym rowerem?! - denerwował się blondyn.
- Nie przemęczam się, nie jadę zbyt szybko, i jestem ostrożna - broniłam się.
- Tobie nie wolno teraz takich wysiłków fizycznych podejmować! - krzyknął. - A w ogóle... czuję od Ciebie piwo!
- Wypiłam jedno, które miało 0,5 % alkoholu - powiedziałam - Ewa i Łukasz powiedzieli, że...
- W ciąży nie możesz pić żadnego alkoholu, rozumiesz, żadnego?! - pieklił się Marco - chcesz, żeby coś się stało naszemu dziecku?!
- Nie, nie chcę - powiedziałam. - Po co się w ogóle tak denerwujesz? Nie poznaję Cię, Marco!
Zdenerwowałam się. Marco zaczynał robić się jakiś dziwny. Przesadnie się teraz o mnie i o dziecko troszczył...
- Schodź z tego roweru - rozkazał mi...
_______________________
No no. Rozpisałam się i to nieźle. Mam nadzieję, że jakoś przez to przebrnęłyście. :>
I oczywiście mam nadzieję, że Wam się podoba!
Zapraszam na bloga, który prowadzę razem z Andżeliką16
Obserwacja i komentarze mile tam widziane!
Dziękuję za te 40 komentarzy pod poprzednim rozdziałem, za Wasze wsparcie. Kocham Was!
UWAGA!
Weszłam dziś w ustawienia, i zobaczyłam, że komentarze mogą dodawać tylko zarejestrowani, a myślałam, że anonimowi też mogą. Szybko zaznaczyłam, że KAŻDY może zostawić komentarz.
Są tu jacyś anonimowi, którzy czytają tego bloga? Jeśli są tacy, mogą teraz swobodnie komentować :)
Buziaki, Sylwia ;*
KTO PRZECZYTAŁ, KOMENTUJE!
Świetny, ciekawe o co chodzi Marco.
OdpowiedzUsuńZapraszam
tylko-jeden-blad.blogspot.com
Świetny. Pisz jak lekko, tak fajnie, że nie mogę. Matko, nawet nie wiesz jak się cieszę, że stworzyłaś coś takiego niesamowitego. MASZ WIELKI TALENT, kochana. Nie zmarnuj go. Nie wiem czy bym wytrzymała bez twojego / twoich opowiadań. Pozdrawiam i całuje twoja wielka fanka Andżelika :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie jest zajebiście! ^.^
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta ;3
O mój Boże...Marco tatuś będzie niesamowity! :D
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały! Podziwiam Cię...*-*
Ogólnie super!
Czekam na następny i pozdrawiam ;**
Genialny <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :-)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie http://marco-i-ola.blogspot.com/?m=1
Fantastyczny.
OdpowiedzUsuńMarco - (przesadnie) opiekuńczy brutal ;D
Fantastyczny i czekam na cd!
Ahh.. :D Marco genialny tatuś ^_^
OdpowiedzUsuńNieziemski rozdział! :)
Czekam na następny! ;*
cudowne! :) Marco nie da Lidii chwili spokoju ;p
OdpowiedzUsuńczekam na następny :)
pozdrawiam :*
No no! Rozdział jeden z moich ulubionych! Marco i Lidka są mega romantyczni i świetnie razem wyglądają! Aczkolwiek mam nadzieje, że Marco trochę wyluzuje, choć ja pewnie też bym się tak denerwowała. No nie wiem... Buziaki ;*
OdpowiedzUsuńAch ten Marco, jak on się o nią martwi. Pewnie trochę przesadza, ale wiadomo, że tatusiem będzie wspaniałym ! <3
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny ! Jesteś genialna ;)
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam :*
Podziwiam *-* Kocham takie rozdziały <3 Marco, jaki opiekuńczy, przesadnie troskliwy brutal xD Sara ma śliczną sukienkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Gosia <3
http://marcoreusstory.blogspot.com/
Rozdział jest wspaniały. Marco jaki troskliwy się zrobił. Na pewno będzie świetnym tatusiem.:P Ale Marco I Lidka są romantyczni.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z niecierpliwością :* < 3
Super rozdział, zakochałam się normalnie w Marco *.*
OdpowiedzUsuńBędzie fajnym tatą, ale trochę przesadza ;)
Pozdrawiam :** i czekam na nn
Super rozdział ale Marco troche przesadza
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://nowezyciezpilka.blogspot.com/
Świetny rozdział! Tylko Marco trochę za bardzo troszczy się o Lidie. Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zajebisty <3 czekam na następny , ja mogę mieć cały czas takie długie rozdziały <3
OdpowiedzUsuńSUPER , SUPER , SUPER <3
OdpowiedzUsuńHeheh fajny rozdział :*
OdpowiedzUsuńPrzyłapani przez ogrodnika xd :D
Czekam na następny ;* Pozdrawiam ;)
Kocham Twoje opowiadania ! Czytam wszystkie, które piszesz i napisałaś ♥ Rozdział jak każdy inny jest za*****ty ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta ;* ♥
O ja cie, super rozdział. Ciekawe dlaczego Marco tak bardzo się wkurza na Lidię. Mam nadzieję, że niedługo się to wszystko wyjaśni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. <3
Kocham , kocham ;*
OdpowiedzUsuńświetny :D
OdpowiedzUsuńJak zwykle super!
OdpowiedzUsuńMarco przesadza z tą ostrożnością
Pozdrawiam ;*
ŚWIETNY JAK ZAWSZE <3
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO <3
Marco już przesadza!
Pozdrawiam ;*
Fajnie, ze teraz moga komentowac rowniez anonimowi.Twoj blog jest taki cudowny.Piszesz z taka lekkoscia,az milo sie to czyta.Marco jaki troskliwy ;*
OdpowiedzUsuńCzasami przesadza,ale dobrze ze dba o Lidie.Czekam na nastepny <3
Marco trochę przesadza ale i tak ich kocham <3 czekam na następny
OdpowiedzUsuńChciałam jeszcze tobie podziękować za odblokowanie anonimów , nie mam konta i właśnie nie miałam jak napisać <3
OdpowiedzUsuńcudowny!
OdpowiedzUsuńgłupi Nathan.. dobrze że Ani nic nie zrobił.
:)zapraszam do siebie
Świetny rozdział !:D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że niedługo Marco przestanie być taki nadopiekuńczy i zrozumie, że może Lidii pozwolić na więcej .
Dzięki za komentarz :3.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny <3.
Dobrze, że Ani nic nie zrobił.
Czekam na następny.
Buziaki i Pozdrawiam ;*
Próbowałam komentować wcześniej i właśnie to był problem więc dziękuję za odblokowanie <3 No i fajnie się zaczyna ta historia z tym gościem od Ani !
OdpowiedzUsuńCudowne ;3
OdpowiedzUsuńMarco trochę zbyt opiekuńczy . Dobrze , że ten Nathan nie zrobił nic Anii .
Czekam na następny <3
Pozdrawiam ;*
ukazalo sie ze dodalas 36 rozdział a jego nie ma :(
OdpowiedzUsuńMiałam dopiero napisany pierwszy fragment 36 rozdziału i niechcący to opublikowałam.
UsuńNiedługo dodam 36, spokojnie :)
Pozdrawiam ;*
podziwiam Cię, że dajesz rady prowadzić tyle blogów na raz i na takim świetnym poziomie, rozdział jak zawsze superrr!!
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie bvbtomojezycie.blogspot.com
bardzo mi zależy na twojej opinii :)
Extraaa!! Bombaaa! Marco lekko przesadza moim zdaniem ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :P
Pozdrawiam ;********
Oj ten opiekuńczy Marco haha xD rozdział świetny
OdpowiedzUsuńSuuper :D
OdpowiedzUsuńMarco nadopiekuńczy partner- nie znałam go z takiej strony. xD
Nie mogę się doczekać nexta ;3
Buziaki ;*
Marco staje się trochę nadopiekuńczy.. Moim zdaniem lekko przesadza.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;**
Woow świetny rozdział :) Wogóle twój blog jest super :3
OdpowiedzUsuń