wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 33.

- Lidia! Lidia! Żyjesz?! 
Otworzyłam oczy, czułam się, jakbym wróciła z zaświatów. Ewa potrząsała mnie za ramiona. 
- Dojechałyśmy do szpitala - powiedziała - dasz radę wstać i podejść kilka kroków? 
- Pomóż mi - powiedziałam słabiutkim głosem. Ewa pomogła mi wyjść z auta, poprowadziła mnie do szpitala. Kręciło mi się w głowie, brzuch nie przestawał boleć. 
- Lidzia, co Ci? - pytała przerażona Sara.
- Spokojnie kochanie - uspokajała ją jej matka - nic poważnego! Mam nadzieję - dodała cicho. 
- Ja też... - pomyślałam zlękniona. 
Weszłyśmy do szpitala, recepcjonistka, gdy zobaczyła w jakim jestem stanie, natychmiast zawołała pielęgniarki, które przyprowadziły łóżko na kółkach i mnie powiozły na salę. 
- Nie wytrzymam - jęknęłam - aż mnie rozrywa od środka... 
- Spokojnie - uspokajała mnie młoda pielęgniarka - będzie dobrze!
Przyszła pani doktor, zaczęła rozmawiać z Ewą. Ewa nie miała zielonego pojęcia, co mogło mi się stać. 
- Może to jakieś zatrucie, albo wirus, ja już sama nie wiem - mówiła strwożona Ewa. 
- Niech się pani nie denerwuje - powiedziała pani doktor - niedługo wszystko powinno być jasne. 
Tak, wszystko niedługo będzie jasne - wszyscy się dowiedzą, co takiego zrobiłam. Może trzeba im po prostu powiedzieć w tej chwili? 
Poczułam, że tracę przytomność. Zaczynało mi się robić czarno przed oczami. Ale zanim kompletnie odpłynęłam, zdołałam wydukać :
- Zatrułam się... tabletkami poronnymi...
- Co?! - zawołała Ewa. Zdążyłam tylko zobaczyć jej zszokowaną minę, po chwili nie widziałam już nic... 












*** 











- Ma szczęście - usłyszałam czyjś głos.
- Katastrofa była blisko... 
- Na litość boską, wiadomo już coś? - usłyszałam głos Ewy. 
Otworzyłam oczy, światło zaczęło drażnić moje spojówki. Zamrugałam kilka razy intensywnie. 
- Widzę, że już jesteś z nami - powiedziała pielęgniarka stojąca obok mojego łóżka. 
Ewa stała w progu sali, trzymając Sarę na rękach. Zerknęłam na zegarek wiszący nad drzwiami, minęło ładnych kilka godzin. Przez te kilka godzin pozostawałam nieprzytomna. 
- Nie masz pojęcia, ile się działo, gdy Ty byłaś nieprzytomna - powiedziała Ewa, podeszła do mnie. Zauważyłam, że miała łzy w oczach. 
- Płukanie żołądka, prześwietlenie... - powiedziała pani doktor. - I inne wymagane czynności.
- Naprawdę? - Ewa westchnęła ciężko. - Lidia, ja parę godzin siedziałam na korytarzu z Sarą, martwiłyśmy się, co z Tobą.
- Już wszystko jasne - powiedziała pani doktor. 
- Lidia, nim zemdlałaś, wspominałaś coś o tabletkach poronnych - powiedziała Ewa. 
- Tak, te boleści były spowodowane tabletkami.... ale nie poronnymi, to nie były poronne tabletki.  - powiedziała pani doktor - bo z dzieckiem jest wszystko dobrze, nic mu nie jest. 
- Jakim dzieckiem?! - zawołała Ewa. 
- Lidia jest w ciąży - powiedziała pielęgniarka. 
Ewa złapała się za głowę. Wiedziałam, że ta wiadomość nią wstrząśnie. 
- Niech panie sobie na spokojnie porozmawiają, my przyjdziemy później podać leki - powiedziała jedna z pielęgniarek. W końcu wszystkie opuściły salę, jedna z nich wzięła Sarę za rękę i powiedziała, że zrobi jej herbatę i da kawałek ciasta. Dziewczynka chętnie z nią poszła. Może to i dobrze? Sara była jeszcze za mała, by cokolwiek zrozumieć z zaistniałej, przykrej sytuacji. 
Ewa usiadła na krzesełku stojącym przy moim łóżku, ujęła mnie za rękę. Łzy zaczęły jej spływać po policzkach.
- O co chodzi, Lidia? - zapytała - czy Ty próbowałaś... pozbyć się tej ciąży?! 
- Tak - powiedziałam cicho. 
- Na litość boską, dlaczego?! - zapytała cichym, smutnym głosem. - Lidia, czemu nie powiedziałaś mi o tym? 
- Nie chciałam nikomu problemu sprawiać - powiedziałam, cicho płacząc. 
- Ale jaki to byłby problem?! Przecież Ty mogłaś umrzeć, jakby pomoc nie przyszła w porę - powiedziała Ewa.
- Ewa, proszę Cię, wysłuchaj mnie - odezwałam się. W końcu musiałam jej wszystko powiedzieć, co mi leżało na sercu, co mną kierowało, gdy nabywałam i spożywałam te tabletki. 
- To tak niespodziewanie się stało - zaczęłam. - Te wszystkie moje nudności, bóle brzucha, to były objawy ciąży. W końcu wykonałam test i okazało się, że faktycznie jestem w ciąży. - powiedziałam drżącym, łamiącym się głosem. - To był dla mnie niemały szok. Ewka, ja nie czuję się gotowa na to, by być matką, a Marco także zapewne jeszcze nie dorósł do roli ojca - powiedziałam. -to po prostu stało się za prędko! Jedna beztroska chwila i... - głos mi się załamał.
- Ja Cię rozumiem - powiedziała Ewa - ale nie powinnaś była próbować pozbyć się tego maleństwa! Mówisz, że nie czujesz się gotowa na macierzyństwo - rozumiem. Wiesz, że bym Ci pomogła, mam już pewne doświadczenie w tej kwestii, wiem, jak...
- Kolejna, brzydko mówiąc, gęba do wykarmienia - powiedziałam - ciekawe, co Łukasz powie!
- Przestań - powiedziała Ewa - to nie pieniądze są najważniejsze, na litość boską! Zaręczam, że Łukasz nie będzie zły, wręcz będzie się cieszył. 
- Może i Łukasz zrozumie - westchnęłam. - Ale jak ja to powiem Marco? Jest taki młody, na pewno chciałby jeszcze się trochę wyszumieć, korzystać z młodości... 
- Będzie dobrze - pocieszała mnie Ewa - Marco na pewno Cię samej z tym nie zostawi, jestem o tym przekonana. Stało się, to się stało, czasu nikt nie cofnie. 
- To moja wina... - mruknęłam pod nosem.
- Lidka - powiedziała poważnie Ewa - obwinianie siebie lub kogokolwiek innego nie ma sensu. To i tak już niczego nie zmieni, kochanie.
- Wiem - westchnęłam. 
Nagle na salę weszła pielęgniarka, niosąc jakieś leki. 
- Proszę wypić ten syrop - powiedziała i podała mi małą miarkę z lekiem. Zażyłam go, po czym napiłam się wody. 
Na salę weszła też pani doktor.
- Mam jeszcze jedno pytanie - zwróciła się do mnie. - Kochana, skąd miałaś te tabletki? 
- Kupiłam u takiej jednej kobiety, nawet nie znam jej nazwiska - powiedziałam. - Szukałam w Internecie tych tabletek poronnych, i natrafiłam na jej ofertę. 
- Dziecko, przecież ona Ci mogła jakąś truciznę nawet sprzedać! - zawołała przerażona Ewa. 
- Pamiętasz nazwę tych środków? - zapytała pani doktor.
- Nie - powiedziałam - tylko pamiętam, że miały owalny kształt, były dość spore i miały niebieski kolor. Ponoć sprowadzone z Włoch.
- Ta kobieta Cię perfidnie oszukała - powiedziała pani doktor. - Nie powinno się spożywać leków nieznanego pochodzenia, zapamiętaj to sobie! Mogło być naprawdę groźnie, zarówno z Tobą, jak i z dzieckiem, które na szczęście przetrwało. Gdybyś połknęła więcej tych tabletek, mogłaby być katastrofa. 
Teraz to zrozumiałam. 
- Jeśli ktoś naprawdę nie chce dziecka, powinien je oddać do adopcji po urodzeniu, a nie próbować usuwać - stwierdziła pielęgniarka. - Kochana, to naprawdę nie było rozsądne wyjście!
- Teraz to rozumiem... - powiedziałam cicho.
- To dobrze - powiedziała pani doktor, uśmiechnęła się do mnie. - Wypoczywaj, i niczym się nie denerwuj. Już najgorsze za Tobą.
Najgorsze za mną?! Teraz będę musiała całą historię opowiedzieć Marco! Najgorsze dopiero przede mną... 











*** 










Ewa siedziała przy mnie cały czas, próbowała mnie pocieszać i wspierać.
- Wszystko będzie dobrze - mówiła - będziesz dobrą matką, a ja i Łukasz będziemy Cię wspierać, jak tylko się da. No i oczywiście Marco, Lidia, nie wierzę, żeby zostawił Cię na lodzie. 
- Sama już nie wiem, co myśleć... Ewka, to nie jest takie proste - westchnęłam.
- Wiem, jesteś jeszcze taka młoda... - powiedziała Ewa - ale stało się, to się stało, nie ma sensu gdybać czy drążyć tematu. 
- Pewnie masz rację - westchnęłam cicho.
Zaczął dzwonić telefon Ewy.
- To Łukasz, pewnie już wrócili - powiedziała i odebrała. Zaczęła rozmawiać ze swoim małżonkiem, a ja struchlałam. Pewnie Łukasz się zaraz wszystkiego dowie, a jak Łukasz się dowie, to zaraz też mój ukochany. 
Racja, Ewa napomknęła, że leżę w szpitalu, i że mu wyjaśni wszystko, gdy pojedzie po niego na lotnisko. 
Gdy się rozłączyła, zwróciła się do mnie.
- Lidzia, muszę jechać po Łukasza - powiedziała - później wpadniemy do Ciebie! 
- Nie mów nic Marco - powiedziałam szybko - sama mu muszę powiedzieć. 
- Dobrze - powiedziała Ewa - masz moje słowo. 
Ewa poszła jeszcze po Sarę, która rysowała sobie w pokoju obok, i pojechały po Łukasza. Zostałam sama, leżałam i gapiłam się tępo w sufit. 
- Mój Boże, co za dzień - pomyślałam. - Ewa pewnie się zawiodła na mnie, choć nic takiego nie mówi. 
Na pewno. Teraz zaczęło docierać do mnie, że mogłam dwóm osobom na raz zrobić poważną krzywdę, i sobie, i temu dziecku. 
Ale Ewa nie robiła mi żadnych wyrzutów, wręcz powtarzała cały czas, że będzie mnie wspierać. 
I jednak... zaczęłam się cieszyć, że dziecku nic się nie stało. Jeszcze pozostawała jednak jedna kwestia - powiedzieć Marco o tym, że zostanie ojcem. 
- A ciekawe, jaka będzie płeć tego dziecka - pomyślałam. 
Leżałam tak i analizowałam wszystko, co się stało, aż na salę nagle przyszła Ewa, towarzyszył jej Łukasz, który trzymał Sarę na rękach. 
- Marco przyszedł do Ciebie - powiedział Łukasz. 
- Niech wejdzie - powiedziałam.
- Lidka, my już musimy uciekać, jutro do Ciebie zajrzę, dobrze? - powiedziała Ewa. - Przywiozłam Ci kilka gazet i dwie wody mineralne. 
- Dzięki - powiedziałam.
- Trzymaj się - powiedział Łukasz, i cała trójka wyszła z sali. Wszedł do niej za to mój ukochany, nie miał zbyt wesołej miny, był cały blady. Bez słowa usiadł przy moim łóżku i ujął mnie delikatnie za rękę.
- Lidia, skarbie, co się stało? - zapytał. - Myślałem, że zawału dostanę, jak Ewa powiedziała... 
- Marco, ja nie wiem, jak Ci to powiedzieć... 
Zadrżałam. Musiałam mu opowiedzieć wszystko od początku. Wzięłam głęboki oddech i powoli zaczęłam mu opowiadać, co się wydarzyło. 
- Widzisz, ja... 
- Proszę, tylko mi nie mów, że to jakaś poważna choroba - powiedział drżącym głosem.
- Nie - powiedziałam. - Nie będę owijać w bawełnę, Marco. Bo ja... zaszłam w ciążę z Tobą, a że nie czułam się gotowa na to... otrułam się tabletkami poronnymi...
Musiałam przerwać na chwilę opowieść. Marco się wyraźnie zdenerwował, gdy usłyszał to, co powiedziałam.
- Wzięłaś tabletki poronne?! - zawołał wkurzony - co Ci do głowy strzeliło?! Lidia, jak mogłaś być tak nieodpowiedzialna? 
- Marco, ja... - nie zdążyłam dokończyć swojej wypowiedzi, bo Marco poderwał się szybko z siedzenia i wyszedł z sali. Konkretnie się zdenerwował. 
Nawet nie zdążyłam mu powiedzieć, co mną kierowało, no i najważniejszego, czyli tego, że z dzieckiem jest wszystko dobrze! 
Jednak miał trochę racji, zażycie tych tabletek było nieodpowiedzialne z mojej strony. 
Nasze spotkanie nawet dziesięciu minut nie potrwało, a ja tak bardzo za nim tęskniłam. 
Wtuliłam twarz w poduszkę i zalałam się gorzkimi łzami. 




__________________________ 






Jaka niedobra ta Sylwia, no nie? :> Miało być szczęśliwe zakończenie, a tu... 
Ale tak na serio, między Lidią a Marco było zbyt cukierkowo, a nie chcę, żebyście rzygały tęczą. 
Zresztą, rozdział zostawiam Waszej ocenie, mam nadzieję, że mimo wszystko się podoba. 
Bardzo proszę o komentarze! :) 

Buziaki, Sylwia ;*


+ polecam zajebiście zaczynającego się bloga http://rozne-swiaty-ona-i-on.blogspot.com/ 
Zajrzyjcie, bo serio warto! 




24 komentarze:

  1. Boże.
    Jak mogła ta kobieta wyciąć Lidii taki numer? Nie rozumiem ludzi! Ludzie to potwory! Bez uczuć! Sama znieczulica...
    Na całe szczęście dziecko i Lidka żyją!
    Marco słusznie się wkurzył! Jednak mam nadzieje ,że się pogodzą.
    Rozdział fenomenalny! To opowiadanie jest jak narkotyk! Uwielbiam !
    Masz ogromny talent!
    Czekam na następny ;*

    DZIĘKUJE ZA POLECENIE MOJEGO BLOGA <3 ;* DZIĘKUJE!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :) myślałam, że inaczej zareaguje... Że bd ją wspierał. A on poprostu wyszedł. Może i słusznie postąpił. Kiedy następny? Cała się trzęsę. Jak oni sb poradzą. Szybko daj nexta . Pleaseee <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, dobrze że to tak się skończyło, że dziecku i Lidii nic nie jest. Myślałam że Marco zachowa się trochę inaczej, ale rozumiem go. Rozdział jest świetny, czekam na kolejny, mam nadzieję że szybko przyjdzie ten rozdział.:** Buziaki :* < 3

    OdpowiedzUsuń
  4. Lidia postąpiła nieodpowiedzialnie, a Marco... słusznie się zdenerwował.
    Rozdział zajebisty! Czekam na kolejny!
    Pozdrawiam! :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję że Marco wybaczy Lidii i wszystko im się ułoży :)
    Rozdział świetny<3 Czekam na kolejny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj Marco... Zdenerwował się biedaczek ;) Myślę, że wszyscu zrozumieją Lidię. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że nic się dziecku nie stało, czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  8. Och ty diable wcielony :D
    Rozdział jest genialny, wiadomo nie zawsze się musi dobrze kończyć.
    Dobrze że się dziecku nic nie stało :3
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze,że wszystko w porządku z dzieckiem. Super zrobiłaś to,że nie jest tak cudownie między nimi,sama jestem zwolenniczką pisania o problemach w związku więc masz mój głos na plus.
    Przesłodzone byłoby pisanie jak to między nimi jest dobrze i jak oni się kochają a tak to coś się dzieje;)
    Czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie szczęście , ze z dzieckiem wszystko ok..
    Rozdział fantastyczny;)
    Czekam na kolejny ;)
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  11. Ohohoh! Wiedziałam, że Marco się wkurzy kiedy dowie się o tym postępku Lidki! No, no. Żeby tylko nie pomyślał, że tej ciąży już nie ma. No i mam oczywiście wielkie nadzieje, że Marco wybaczy Lidii! Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Zajebisty czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobrze, że Lidka zrozumiała swój błąd i dziecko przeżyło. Cóż... Nie dziwię się trochę Marco, ponieważ kocha Lidkę nad życie. Mam nadzieję, że będzie happy end :3 Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  14. super <3
    mam nadzieję, że między nimi będzie dobrze ;)!
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam nadzieję że Marco wybaczy Lidii ten postępek .
    Masz talent , tak świetnie piszesz te rozdziały ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. dobrze że wszystko w porządku :)
    bardzo mi się podoba rozdziął
    czekam na kolejny !!
    pozdrawiam

    ps. nowy na You'll be always in my life...

    OdpowiedzUsuń
  17. Mówiłam Ci już, że kocham Twoją wyobraźnię i pomysły jak nie to Kocham Cię za to :********
    Ogólnie to Matko jak ja się cieszę, że Lidia i dziecko żyją i dobrze się mają. Nie dziwie się nawet Marco pewnie sama bym nie lepiej zareagowała, ale mam nadzieję, że to przemyśli i się pogodzą. :))
    Z wytrwałością czekam na kolejny :****

    OdpowiedzUsuń
  18. Boooooooooooski !!! :* Czekam z niecierpliwością na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Cudny mam nadzieje ze Marco jej wybaczy

    OdpowiedzUsuń
  20. Cudownie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Oja cię. ;o
    Kurcze dobrze, że z dzieckiem wszystko ok. :)
    Mam nadzieję, że między Lidią i Marco będzie ok. :))

    OdpowiedzUsuń
  22. Super że Lidka i dziecko są zdrowe.. Kamień z serca :D
    Oby sobie wszystko wyjaśnili i wrócili do siebie! :) Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń