*oczami Marco*
- Że co?! – wyrwało mi
się.
- Co się dzieje? – z kuchni
przybiegła Ewa. Za nią przybiegli Łukasz i Mario.
- Lidia nie żyje! –
krzyknęła wyraźnie przerażona Sara.
- Dziecko, co Ty
opowiadasz?! – przeraziła się Ewa.
Wszyscy pobiegliśmy na
górę, a tam… w łazience leżała nieprzytomna Lidia. Serce zaczęło mi mocniej bić
na ten widok. Co, jeśli Sara mówiła prawdę?!
Uklęknąłem przy niej, sprawdziłem
puls i oddech mojej ukochanej. Ale od razu także pojąłem, dlaczego leży tu
nieprzytomna – wyczułem papierosy i… wódkę. Ona musiała się zwyczajnie upić.
- Ona żyje – powiedziałem –
ona się zwyczajnie upiła i padła.
- Dziecko, ależ nam
strachu narobiłaś – powiedziała Ewa do córki.
- Przepraszam –
powiedziała skruszona Sara.
- Nie szkodzi! Ona miała
prawo tak pomyśleć – powiedział Łukasz. – Jak to, upiła się?! To niemożliwe!
Łukasz pochylił się nad
nieprzytomną Lidią, również wyczuł od niej używki.
- Marco mówi prawdę –
powiedział. – Pewnie chciała skorzystać z toalety, zapewne już była nieźle podpita
i straciła tu przytomność.
- Ale dlaczego ona to
zrobiła?! – Ewa złapała się za serce.
Przyszedł nam wszystkim do
głów tylko jeden powód. Lidia zapewne chciała utopić smutek w alkoholu.
Poczułem jeszcze większą
wściekłość na Alberta… dlaczego ja wtedy go nie zabiłem?! Och, gdybym teraz go
zobaczył, nie wahałbym się ani chwili!
- Moje biedactwo –
rozczuliła się Ewa – może my powinniśmy jechać z nią na pogotowie?! Co, jeśli
to zatrucie alkoholowe?! Kto wie, czy ona nie przesadziła?
- Oddech ma równy –
powiedział Łukasz. – Puls również wydaje się być prawidłowy.
- Może zanieśmy ją do jej
pokoju – powiedziałem drżącym głosem.
- Racja – pokiwała głową
Ewa.
Wziąłem moją dziewczynę na
ręce, i zaniosłem ją do jej pokoju. Położyłem ją delikatnie na łóżku.
Na parapecie dostrzegłem
butelkę wódki oraz papierosy. Doznałem szoku. Ona w taki sposób leczyła gorycz
i smutek, który nią zawładnął!
Do pokoju zajrzała Ewa.
- Marco, ja po prostu się
o nią boję – powiedziała roztrzęsiona. – To taka wrażliwa dziewczyna, ona to
tak strasznie przeżywa. Ale żeby smutek topić w alkoholu?! Ona zniszczy swój
organizm, a ten okrutnik który jej wyrządził tę krzywdę, nie jest tego wart!
- Dobrze mówisz, Ewa –
powiedziałem – ona potrzebuje fachowej pomocy. Ale nie zmusimy jej do terapii.
Ona musi tego chcieć. Jednak nie możemy pozwalać jej się doprowadzać do takiego
stanu, jak teraz…
- Dokładnie – pokiwała głową
Ewa. – Trzeba będzie z nią porozmawiać, gdy się obudzi. Boże, jak przykro mi
widzieć ją w takim stanie… - Ewie aż łzy cisnęły się do oczu. Nie dziwiłem się
jej.
Zeszliśmy na dół, gdzie
byli już Łukasz i Mario.
- Musimy jakoś pomóc Lidii
się wykaraskać z tego koszmaru – powiedział Łukasz.
- Właśnie! Ona nie może
niszczyć się alkoholem i papierosami – przyznałem mu rację. – Niech ona się jak
najszybciej obudzi!
- Jeśli chcesz, możesz iść
do jej pokoju i tam poczekać. Nie wyganiamy Cię – powiedział Łukasz. - Sam
również mam nadzieję, że ona się szybko obudzi.
- Dobrze – odparłem. –
Mario, chodź ze mną, dobrze?
Mario pokiwał głową i
poszliśmy do pokoju Lidii.
Przysiedliśmy na małej
sofie, jaką miała w pokoju moja ukochana. Serce mi się krajało.
- Wszystko przeze mnie,
Mario – wyszeptałem tonem pełnym bólu. – Przeze mnie Lidia cierpi.
- Przestań! Wcale nie
przez Ciebie – Mario próbował mnie pocieszyć. – Nie możesz się o to obwiniać!
- Koszmar znów do niej
wrócił. W dzieciństwie cierpiała przez ojca i śmierć matki, teraz, w
dorosłości, znów cierpi. I to przeze mnie! A tak bym chciał dać jej szczęście –
żaliłem się.
- Powtórzę się, i będę
powtarzał do skutku, że to nie jest Twoja wina – powiedział łagodnie Mario. Jego
anielska cierpliwość była czymś niesamowitym. Zawsze u niego podziwiałem tę
cechę. – Ona Cię kocha, Marco. Ty po prostu bądź przy niej i wszystko będzie
dobrze...
- Obyś miał rację - powiedziałem cicho. Mario mnie przytulił, tak jak zawsze. Jego towarzystwo dawało mi siłę, wiarę, chęć do walki. Dlatego zawsze, we wszystkich krytycznych sytuacjach, tak bardzo pragnąłem jego wsparcia - bo ono zawsze dawało mi najwięcej.
Siedzieliśmy tak, czas mijał, Lidia dalej spała.
- Marco, muszę Cię zmartwić, ale już muszę się zbierać - powiedział smutno Mario. - Już późne popołudnie. Chociaż w takiej krytycznej sytuacji najchętniej zostałbym tutaj, z Tobą.
- Rozumiem Cię, Mario - powiedziałem. - W ogóle, to dziękuję, że przyjechałeś chociaż na te kilka godzin. Wiele mi to dało.
- Nie dziękuj - Mario znów mnie objął. - Mam nadzieję, że niebawem znów się spotkamy i to na dłużej.
- Ja również mam taką nadzieję - odparłem. - Gdybyś mnie dziś nie wspierał, mógłbym się totalnie załamać...
- Marco, pamiętaj, jakby coś, to dzwoń, moja komórka jest zawsze włączona - powiedział Mario. - Odprowadzisz mnie do auta?
Pokiwałem głową i zeszliśmy na dół.
- Gdzie idziecie? - zapytała Ewa, która akurat zamiatała w hallu.
- Muszę wracać do Monachium - westchnął Mario.
- Ach, rozumiem - powiedziała Ewa.
- Co? Mario, już jedziesz? - w hallu nagle pojawił się Łukasz.
- Tak.
- Szkoda, że nie możesz zostać na dłużej! Ale zapewne jutro trening, co?
- Właśnie - pokiwał głową Mario.
Wyszliśmy wszyscy na zewnątrz, nadszedł czas pożegnania.
- Szerokiej drogi - powiedział Łukasz. Uścisnęli sobie ręce, po czym Mario rzucił mi się w objęcia.
- Marco, proszę Cię, trzymaj się dzielnie, wierzę, że Ty i Lidia dacie radę - powiedział. - Będę duchem z Wami.
- Zrobię, co w mojej mocy - powiedziałem. - Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
- Nie ma sprawy - powiedział Mario. - I pamiętaj, zawsze możesz do mnie zadzwonić!
- Pamiętam - powiedziałem.
Uścisnąłem go jeszcze raz, rozstanie przychodziło mi z trudem. W końcu Mario zasiadł za kierownicą swojego auta i odjechał.
Odprowadziłem wzrokiem odjeżdżający samochód.
Łukasz poklepał mnie po ramieniu.
- Podziwiam Was - powiedział - siła Waszej przyjaźni jest niesamowita.
- To prawda - pokiwała głową Ewa.
- I nie macie pojęcia, jak bardzo się z tego cieszę - powiedziałem.
- Chodźmy wypić herbatę - powiedziała Ewa.
Poszliśmy zatem z powrotem do domu.
Siedzieliśmy tak, czas mijał, Lidia dalej spała.
- Marco, muszę Cię zmartwić, ale już muszę się zbierać - powiedział smutno Mario. - Już późne popołudnie. Chociaż w takiej krytycznej sytuacji najchętniej zostałbym tutaj, z Tobą.
- Rozumiem Cię, Mario - powiedziałem. - W ogóle, to dziękuję, że przyjechałeś chociaż na te kilka godzin. Wiele mi to dało.
- Nie dziękuj - Mario znów mnie objął. - Mam nadzieję, że niebawem znów się spotkamy i to na dłużej.
- Ja również mam taką nadzieję - odparłem. - Gdybyś mnie dziś nie wspierał, mógłbym się totalnie załamać...
- Marco, pamiętaj, jakby coś, to dzwoń, moja komórka jest zawsze włączona - powiedział Mario. - Odprowadzisz mnie do auta?
Pokiwałem głową i zeszliśmy na dół.
- Gdzie idziecie? - zapytała Ewa, która akurat zamiatała w hallu.
- Muszę wracać do Monachium - westchnął Mario.
- Ach, rozumiem - powiedziała Ewa.
- Co? Mario, już jedziesz? - w hallu nagle pojawił się Łukasz.
- Tak.
- Szkoda, że nie możesz zostać na dłużej! Ale zapewne jutro trening, co?
- Właśnie - pokiwał głową Mario.
Wyszliśmy wszyscy na zewnątrz, nadszedł czas pożegnania.
- Szerokiej drogi - powiedział Łukasz. Uścisnęli sobie ręce, po czym Mario rzucił mi się w objęcia.
- Marco, proszę Cię, trzymaj się dzielnie, wierzę, że Ty i Lidia dacie radę - powiedział. - Będę duchem z Wami.
- Zrobię, co w mojej mocy - powiedziałem. - Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
- Nie ma sprawy - powiedział Mario. - I pamiętaj, zawsze możesz do mnie zadzwonić!
- Pamiętam - powiedziałem.
Uścisnąłem go jeszcze raz, rozstanie przychodziło mi z trudem. W końcu Mario zasiadł za kierownicą swojego auta i odjechał.
Odprowadziłem wzrokiem odjeżdżający samochód.
Łukasz poklepał mnie po ramieniu.
- Podziwiam Was - powiedział - siła Waszej przyjaźni jest niesamowita.
- To prawda - pokiwała głową Ewa.
- I nie macie pojęcia, jak bardzo się z tego cieszę - powiedziałem.
- Chodźmy wypić herbatę - powiedziała Ewa.
Poszliśmy zatem z powrotem do domu.
***
- O cholera... - to była moja pierwsza myśl po przebudzeniu. - Moja biedna głowa!
Uniosłam moją bolącą głowę, zauważyłam, że jestem u siebie w pokoju. Jak ja się tu znalazłam?
Pamiętam, że poszłam do łazienki, a potem... film mi się urwał. Ktoś musiał mnie zauważyć nieprzytomną i tu przynieść. Tylko kto?!
Pewnie Łukasz i Ewa. Na pewno już są w domu.
Zwlokłam się z łóżka, wyciągnęłam z szuflady tabletki przeciwbólowe. Zażyłam dwie sztuki, gdyż moja głowa aż pękała od bólu.
Uświadomiłam sobie, iż naprawdę zaszalałam z tym alkoholem. Upiłam się aż do nieprzytomności. Nie chciałam tego, jednak tak niefortunnie wyszło. Stan upojenia alkoholowego jednak coś dał - chociaż na pewien czas zapomniałam o tym okropnym, koszmarnym, przerażającym zdarzeniu...
Teraz znów wspomnienia wróciły. Łzy stanęły w oczach na samą myśl.
Podreptałam do łazienki, uczesałam włosy, przemyłam twarz, doprowadziłam się do względnego porządku.
Postanowiłam zejść na dół. Wiedziałam, że Łukasz i Ewa nie będą zachwyceni tym, co zrobiłam.
Oby tylko Marco się nie dowiedział...
Poszłam do salonu, jednak Łukasz i Ewa nie byli sami! Towarzyszył im... właśnie Marco, który zapewne wiedział już o wszystkim.
- Mój Boże! Lidia, dziewczyno, coś Ty z sobą zrobiła?! - takimi słowami przywitała mnie Ewa. W jej głosie było słychać roztrzęsienie i żal.
- Nie tak to miało wyglądać. Nie chciałam upić się do nieprzytomności. To po prostu tak wyszło - powiedziałam cicho.
- Mogłaś się zatruć tym alkoholem - powiedział Łukasz.
- Lidia, czy Ty wiesz, ile strachu przysporzyłaś? - odezwał się mój ukochany. - Myślałem, że zawału dostanę. Łukasz dobrze powiedział, mogłaś się otruć tym alkoholem! Mogłaś zwyczajnie umrzeć!
- No i co? Nie byłaby to wielka strata - chyba diabeł podpowiedział mi te słowa, które spotkały się z ostrą reakcją...
- Ty chyba oszalałaś - krzyknął Marco - jak możesz tak mówić? Lidia, nie poznaję Cię! Ty...
- Marco! Nie krzycz na nią - zwróciła mu uwagę Ewa i spojrzała na niego mocnym wzrokiem.
- Przepraszam - powiedział Marco. - Niepotrzebnie się uniosłem.
- Was nic nie obchodzi to, jak się czuję, co przeżywam - krzyknęłam. - Chciałam sobie trochę ulżyć, czy Wy nie pojmujecie?! Dlaczego mam cały czas myśleć o tym, co mnie spotkało?!
- Ale kochana, to nie tędy droga! - powiedział Łukasz. - Alkohol nie jest dobrym rozwiązaniem! Papierosy również. To tylko chwilowa odskocznia. Nie masz pojęcia, jak łatwo uzależnić się od tych używek. Zniszczysz tylko swój organizm. Naprawdę, nie warto!
- Chyba nie sądzisz, że będę alkoholiczką?! W końcu ból przestanie być świeży, minie trochę czasu - wypaliłam.
- Tak Ci się tylko wydaje, że będziesz to wszystko kontrolować - powiedział Marco. - To niemożliwe. Wielu ludziom wydaje się, że panują nad piciem, ale jednak oszukują samych siebie. Lidia, nie chcemy, żeby to spotkało Ciebie! Niech to będzie pierwszy i ostatni raz! Powinnaś się zapisać na terapię, która naprawdę by Ci pomogła. Wiesz, że...
- Coś Ci mówiłam na ten temat! - krzyknęłam - nie denerwuj mnie! Nie rozumiesz, że ja wstydziłabym się obcym o tym opowiadać?! Tylko bardziej by mnie to dobiło, niż mi pomogło!
Miałam straszną ochotę wrzeszczeć, wszyscy, i wszystko mnie denerwowało. Może to przez bolącą głowę?
- Szkoda, że się obudziłam - wycedziłam - gdy spałam, było po prostu wspaniale.
- Lidia, nie wierzę w to co mówisz - powiedział łamiącym się głosem Marco.
- To uwierz - mruknęłam i wyszłam z salonu. Jednak przystanęłam i zaczaiłam się pod drzwiami, gdyż usłyszałam, że zaczynają o mnie rozmawiać...
- Nie poznaję jej po prostu. Co się dzieje z moją kochaną Lidią? - pytał załamany Marco.
- Jest dalej w szoku po tym, co ją spotkało. I na pewno okropnie boli ją głowa - powiedziała Ewa. - Poza tym, do tego dochodzi jej wrażliwość i to, jak ciężko przeżywa tę sytuację. Nie bierz na serio tego, co mówiła.
- Nie mam zamiaru - powiedział Marco. - Nie możemy jej pozwolić na kolejny taki alkoholowy wybryk. Ona mogła dziś przypłacić życiem to alkoholowe upojenie!
- Dokładnie - powiedział Łukasz. - Wiesz co? Idź do niej, porozmawiajcie w cztery oczy.
- Racja - powiedział Marco. - Łatwo się nie poddam...
- Nigdy się nie poddawaj - powiedział Łukasz.
Pobiegłam szybciutko na górę. Marco chwilę później przyszedł. Ja zwinęłam się w kłębek na łóżku...
- Kochanie, porozmawiajmy - usłyszałam Marco. Po chwili poczułam jego dłoń na moim ramieniu.
- Masz zamiar prawić mi kazania?
- Nie - powiedział Marco. - Skarbie, ja po prostu martwię się o ciebie. Pragnę tylko twojego dobra. Proszę cię, nie doprowadzaj się więcej do takiego stanu!
- Marco, ja wiem, że postąpiłam niesłusznie - powiedziałam - ale dzięki temu choć na chwilę zapomniałam o wszystkim. Tobie na pewno też wiele razy zdarzało się zapijać smutki!
- Nie było to właściwym rozwiązaniem - powiedział Marco.
- Nie masz pojęcia, jak ja się czuję - powiedziałam. Prawie zaczynałam płakać, już łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. - Nie zdajesz sobie sprawy, co przeżywam! Wy wszyscy myślicie, że jakiś psycholog od razu pomoże mi dojść do siebie?!
- Może nie tak od razu, ale powoli na pewno dochodziłabyś do siebie - powiedział Marco.
- Daj spokój - machnęłam ręką.
- Błagam Cię, nie upijaj się tak więcej - powiedział Marco. - Nie rób mi tego. Jeśli poczujesz, że dopada Cię podły nastrój, po prostu porozmawiaj z kimś. Wiesz, że ja zawsze znajdę czas dla Ciebie. Jeśli akurat będę na treningu, zawsze Ewa jest dla Ciebie dostępna. Ale tak poza tym, zrezygnowałbym z każdej imprezy czy spotkania, żeby tylko z Tobą się spotkać!
Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc tylko spuściłam głowę, po moich policzkach stoczyły się dwie wielkie, słone łzy.
- Chodź do mnie - Marco przysunął się do mnie i przytulił mnie mocno. Wczepiłam się w niego najmocniej, jak się da. Tak bardzo go kochałam i nie chciałam go stracić.
Ale czy jego uczucie przetrwa tę próbę? Czułam to, wiedziałam to, że nie podniosę się tak szybko. Minie wiele dni, a może i miesięcy, zanim dojdę do siebie.
A on... czy on będzie chciał wiecznie trwać przy takiej zasmuconej, znerwicowanej i niewesołej dziewczynie?
Może myślę słusznie, albo po prostu wyobrażam sobie Bóg wie co. Pogubiłam się w tym natłoku myśli...
- Masz zamiar prawić mi kazania?
- Nie - powiedział Marco. - Skarbie, ja po prostu martwię się o ciebie. Pragnę tylko twojego dobra. Proszę cię, nie doprowadzaj się więcej do takiego stanu!
- Marco, ja wiem, że postąpiłam niesłusznie - powiedziałam - ale dzięki temu choć na chwilę zapomniałam o wszystkim. Tobie na pewno też wiele razy zdarzało się zapijać smutki!
- Nie było to właściwym rozwiązaniem - powiedział Marco.
- Nie masz pojęcia, jak ja się czuję - powiedziałam. Prawie zaczynałam płakać, już łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. - Nie zdajesz sobie sprawy, co przeżywam! Wy wszyscy myślicie, że jakiś psycholog od razu pomoże mi dojść do siebie?!
- Może nie tak od razu, ale powoli na pewno dochodziłabyś do siebie - powiedział Marco.
- Daj spokój - machnęłam ręką.
- Błagam Cię, nie upijaj się tak więcej - powiedział Marco. - Nie rób mi tego. Jeśli poczujesz, że dopada Cię podły nastrój, po prostu porozmawiaj z kimś. Wiesz, że ja zawsze znajdę czas dla Ciebie. Jeśli akurat będę na treningu, zawsze Ewa jest dla Ciebie dostępna. Ale tak poza tym, zrezygnowałbym z każdej imprezy czy spotkania, żeby tylko z Tobą się spotkać!
Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc tylko spuściłam głowę, po moich policzkach stoczyły się dwie wielkie, słone łzy.
- Chodź do mnie - Marco przysunął się do mnie i przytulił mnie mocno. Wczepiłam się w niego najmocniej, jak się da. Tak bardzo go kochałam i nie chciałam go stracić.
Ale czy jego uczucie przetrwa tę próbę? Czułam to, wiedziałam to, że nie podniosę się tak szybko. Minie wiele dni, a może i miesięcy, zanim dojdę do siebie.
A on... czy on będzie chciał wiecznie trwać przy takiej zasmuconej, znerwicowanej i niewesołej dziewczynie?
Może myślę słusznie, albo po prostu wyobrażam sobie Bóg wie co. Pogubiłam się w tym natłoku myśli...
***
Około dwudziestej Marco uznał, że musi wracać do domu. Jutro czeka go znów trening, musi nieco odpocząć.
- Jutro znów do Ciebie zajrzę - powiedział. - Trzymaj się, kotku.
- O której macie trening? - spytałam.
- O dziewiątej zaczynamy - powiedział Marco. - Pewnie około piętnastej lub szesnastej koniec.
- Rozumiem - odparłam.
- Ale to rekwiruję - powiedział Marco, i zabrał leżące na parapecie papierosy oraz wódkę.
- Ej no! - pisnęłam. - Zostaw chociaż fajki...
- Mowy nie ma - powiedział stanowczo Marco. - W tej kwestii będę nieubłagany. Nie pozwolę Ci się tak upijać, jak dzisiaj!
- Zabierzesz mi, i co? Sam się upijesz - powiedziałam.
- Wcale nie - Marco schował szlugi do kieszeni, i poszedł z butelką alkoholu do łazienki. Wylał jej zawartość do umywalki!
- Wariacie, ja kupiłam to ze swoich oszczędności, a ty co? - wkurzyłam się.
- Wynagrodzę ci to w potrójny sposób! - powiedział Marco. - Obiecuję.
- Oj, Marco, Marco - westchnęłam.
Nie miałam siły ani chęci na kłótnie. Na szczęście, miałam jeszcze jedną paczkę papierosów i butelkę wódki, ukryte na wszelki wypadek.
Postanowiłam odprowadzić Marco do drzwi. Ewa i Łukasz, a także Sara, przebywali w salonie.
- Ja już się zmywam - powiedział Marco do nich.
- W takim razie do zobaczenia na treningu - powiedział Łukasz.
- Do zobaczenia - powiedziała Ewa.
- Na razie! - zawołała też mała Sara.
- Cześć Wam - powiedział Marco.
Marco założył swoje buty, ja nałożyłam klapki Ewy i poszłam z Marco do furtki. Zaczerpnęłam nieco świeżego powietrza.
- To co? Do zobaczenia jutro, kochanie - powiedział Marco i przytulił mnie. Złożył delikatny pocałunek na moim policzku. - I proszę Cię, błagam Cię, nie rób głupstw!
Widocznie całus w policzek mu nie wystarczył, gdyż zaczął muskać moje usta, aż w końcu się w nie wpił. Nie protestowałam, podjęłam pocałunek. Po chwili Marco oderwał się od moich ust i spojrzał mi w oczy.
- Widzimy się jutro. Pamiętaj, że Cię bardzo kocham - powiedział.
- Ja Ciebie też - powiedziałam.
Marco wypuścił mnie z ramion i odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem...
Za moment poszłam do domu, od razu pomknęłam do swojego pokoju. Nie czułam się specjalnie pocieszona. Dalej miałam chęć jakoś ulżyć swojemu cierpieniu.
Zajrzałam do szuflady. Na jej dnie leżał mały scyzoryk. Wzięłam go.
Przyłożyłam go do swojej lewej ręki. Nie zastanawiając się długo, wykonałam nim dwie krótkie rysy na niej...
Moim oczom ukazała się krew. Jednak ja nie czułam bólu... tylko ulgę.
____________________________
Jeszcze Was trochę Lidia podenerwuje :3
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. :)
Już jutro mecz! Wy też czekacie z utęsknieniem? *.*
Czekam na komentarze! :)
Buziaki!
WildChild
Te zdjęcie miażdży system :3
Ach ten nasz Marco ;>
Masz rację.. ;/ Lidia mnie strasznie denerwuję, ale cóż poradzić ;) Mam nadzieję że im się to wszystko jakoś ułoży.
OdpowiedzUsuńOj już chyba nie wytrzymam do tego meczu! *_*
Rozdział genialny i cóż można życzyć! Weny! :)
Pozdrawiam! ;*
ps. Jaka ty spostrzegawcza jesteś, ja musiałam się dłużej przyjżeć :D
Rozdział cudowny <3
OdpowiedzUsuńOj ta Lidia to powinna wybrać się do psychologa!
Dobrze, że ma kochających przyjaciół i chłopaka :)
Nie no jeszcze będzie się cięła?!? Grr...
Meczyk :*
Czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam :*
PS. Marco gdzie ta ręka? ^_^
Nie dziwię jej się,psychika po takich przejściach nie wytrzymuje. ; c
OdpowiedzUsuńAle mam nadzieje że szybko sb z tym poradzi :)
Świetny rozdział,świetne opowiadanie ;]
Pozdrawiam i czekam nn :))
świetny jak zawsze !
OdpowiedzUsuńfaktycznie Lidia troszkę mnie denerwuje ale cóż...
czekam na kolejny rozdział.
pozdrawiam.
boski rozdział ♥ co ta Lidia ze sobą robi?! dobrze, że ma Marco, Łukasza i Ewę ;)
OdpowiedzUsuńchyba się nie doczekam do meczu! *.* a dzisiaj oglądam Frayern i Gladbach. chcę zobaczyć ile przegrają xD oczywiście będę za Borussią ;3
+ Marco, nie za nisko ta ręka? ;D :3
Oj Lidzia...tak bardzo mi jej żal.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ją jako bohaterkę i doskonale rozumiem jej załamanie. Sama pewnie zachowywałabym się podobnie po czymś takim.
Kocham to opowiadanie! Rozdział jest oczywiście genialny!!! <3
Czekam na następny i serdecznie pozdrawiam! ;**
Oj MarcuŚ <3 *-*
Rozdział jak zwykle super!
OdpowiedzUsuńOch ta Lidia... Jeszcze teraz będzie się ciąć. Nieeee
I meczyk *_* Już nie mogę się doczekać :)
Pozdrawiam ;*
Rozdział jak zawsze boski.
OdpowiedzUsuńOjj..Lidia Lidia. teraz będzie się ciąć.Masakra.
Marco tak strasznie sie o nią martwi i troszczy.
czekam na kolejny
Rozdział niesamowity! ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem Lidię, lecz z tym katowaniem się alkoholem i papierosami lekko przesadza. Może się jej stać wielka krzywda, a teraz jeszcze te cięcie. Mam wielką nadzieję, że niedługo przejrzy na oczy, i skończy z używkami oraz samookaleczaniem. Bardzo mi się podobają sceny Gotzeusa w tym rozdziale. To świetnie że są teraz razem. Bardzo pomagają Lidii i oczywiście Piszczkowie także. Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, Paulina ;*
Rozumie,m, ze Lidia nie czuje się zbyt dobrze, ale scyzoryk nic nie pomoże :( Jeszcze bardziej jej zaszkodzi. Szkoda, ze nie istnieje jakieś lekarstwo na wszystkie bóle :( Rozdział jest super <33 uwielbiam Twojego bloga. Piszesz tak wspaniale :)
OdpowiedzUsuńKiedy zobaczyłam na tym zdjęciu Mario i Marco razem w strojach Borussi łzy stanęły mi w oczach :( A kiedy zobaczyłam co robi Marco humor mi się poprawił :P
Czekam na kolejny i pozdrawiam :**
świetny rozdział :> czekam na nastepny :)
OdpowiedzUsuńBiedna Lidia, ona powinna pójść do psychologa zanim zrobić coś głupiego!
OdpowiedzUsuńDobrze, że ma przyjaciół i Marco, którzy o nią walczą :)
Cudowny, genialny rozdział <3 Czekam na następny i pozdrawiam :*
Oj Marco, Marco ;3
Och ta Lidia! Mam nadzieję, że w końcu pojmie, że alkohol
OdpowiedzUsuńto nie jest dobre rozwiązanie. Z tym scyzorykiem to już
przesadziła. Marco się stara, ale to nic nie pomaga, Lidia
sama musi się otrząsnąć. Wierzę, że wreszcie uświadomi sobie, że tak naprawdę jeszcze bardziej się niszczy. Wspaniały rozdział. Już jutro mecz, nie mogę się doczekać. Z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam :*
Cudne <3 Marco wspaniały <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nn. ;3
Pozdrawiam ;*
Nie dziwię się Lidii, że chce jakoś zabić ten ból, ale używki jej w tym nie pomogą, wydaje jej się, że choć trochę zapomniała a tak naprawdę jest coraz gorzej :/ A tym bardziej scyzoryk.. no cóż, ale mam nadzieję, że wyjdzie z tego cało..
OdpowiedzUsuńBuziaki ;**
Hahahaa :* Zdjęcie mnie powaliło :P stare dobre czasy mi się przypomniały :*
OdpowiedzUsuńOj Lidia, Lidia. Ostrzegałaś, że będzie denerwująca. Mnie już mocno zirytowała! Ten scyzoryk...Boże drogi... ONA MUSI SIĘ WZIĄĆ W GARŚĆ!!! :* To, że Marco się tak stara pomaga, ale tylko na chwilę. Później ona zostaje sama i wiadomo jak to się kończy...
Pięknie pokazałaś przyjaźń tych dwóch moich "wariatów". Uświadomiłaś mi jak bardzo tęsknię za Mario :* Ale wierzę, że wróci do BVB :*
dziękuję i pozdrawiam :* Pisz pisz! Do następnego :*
P.S. Meeeeeeeeeczyk :* :D
Usuńmoże mi ktoś powiedzieć o której będzie grała Borussia? proszę. ps. rozdział piękny, już chcę następny <3
OdpowiedzUsuńNie no, co ta dziewczyna ze sobą robi... - tragedia ;d
OdpowiedzUsuńRozumiem, że jest jej ciężko, ale zawsze jest inny sposób, niż takie cięcia, czy alkohol ;p
Ogólnie świetny rozdział ;)
Te zdjęcie po prostu wymiata! ;D Ach ten Marco xDD
Czekam na nexta;33
Pozdrawiam :**
Świetny rozdział...
OdpowiedzUsuńOj Lidia Lidia
Czekam na nexta
Marco ta ręka troszke za nisko chyba...
Oby Lidii nic się nie stało przez cięcie. Co do rozdziału to świetny.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
Pozdrawiam
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńMnie Lidia też trochę denerwuje ale nie ma co jej się dziwić. Została zgwałcona i straciła dziecko, bardzo mi jej szkoda. Czekam na jutrzejszy mecz i kolejny rozdział z wielką niecierpliwością.
Gorąco pozdrawiam
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńOby już Lidia nie robiła żadnych głupstw ;)
Zdjęcie mnie rozwaliło hahahah ;dd
Pozdrawiam - Nikola :*
BieDna Lidia.
OdpowiedzUsuńAle najważniejsze że żyje.
Czekam na nn:)
I zapraszam do siebie:)
O boże. ;//
OdpowiedzUsuńOna znowu wpada w jakieś uzależnienie i nie chce się podać terapii...
Marco powinien ją tam siłą zaciągnąć.:)
Buziak ;*
nie no proszę!
OdpowiedzUsuńniech nie robi sobie wielkiej krzywdy!
już mnie trochę denerwuje....
mam nadzieję, że niedługo zgodzi się na terapie i wszystko bd dobrze ;)
Pozdrawiam :*
Ah Lidia biedna ;(
OdpowiedzUsuńUff, na szczęście Lidka żyje! No ale... Chwilka, co ona robi? Serio tnie się? Wiem, że jej ciężko ale ona musi żyć dla Marco. Dla Ewci i Łukasza, którzy kochają ją jak siostrę.I mam nadzieje, że już się Lida tak nie zapije i w ogóle. Niech idzie na tę terapię i powróci do normalności! Buziaki kochana ;*
OdpowiedzUsuńAh z tą Lidią, denerwuje mnie... Mam nadzieję, że się w końcu ogarnie : D I już było tak fajnie, tak słodko i bam, znowu Lidia musiała coś wywinąć. Ciekawa jestem jak zareaguje na to Marco : D Czekam na kolejny rozdział :) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, ale wkurza Lidia i to strasznie, niech się w końcu to będzie dla jej dobra ;D
OdpowiedzUsuńŻeby tylko się więcej tak nie upijała, bo to nie jest dla niej dobra
Czekam na kolejny.! :3
Oj ten Marco XD