Obudziłam się jakieś piętnaście minut temu.
- O, już ósma - pomyślałam, zerkając na zegarek w mojej komórce, którą dostarczył mi Marco.
Może jutro otrzymam wypis. Chcę jak najszybciej wrócić do domu, zamknąć się w pokoju, gdzie będę bezpieczna. Teraz boję się ludzi. Nigdy do ludzi mnie nie ciągnęło, ale po tym niewyobrażalnie koszmarnym zdarzeniu to się nasiliło.
Nerwowy, przykry nastrój mnie nie opuszcza. Obawiam się, że nawet Marco, który zawsze jest wyrozumiały, cierpliwy i troskliwy w stosunku do mnie, wkurzy się i będzie miał mnie dość. Prawie cały czas ciekną mi łzy albo stoją w oczach, ilekroć wspomnę to feralne zdarzenie.
Mam nadzieję, że nie będzie zbytnio rozmyślał o tej sytuacji podczas dzisiejszego meczu i skupi się na grze.
Jutro do Dortmundu ma przyjechać Mario, w odwiedziny do mojego ukochanego. Jestem pod wrażeniem - dzieli ich sześćset kilometrów, ale oni dalej są sobie bliscy jak bracia...
Spojrzałam na swój posiniaczony, lekko pomarszczony brzuch, w którym nosiłam dziecko. Ale ja... już nie mam dziecka... straciłam je bezpowrotnie, straciłam tę kruszynkę, której tak bardzo chciał Marco. Widziałam, jak bardzo go to boli. Ja nie mniej przez to cierpię - chciałam założyć z Marco rodzinę. Szczęśliwą rodzinę. Chciałam zaznać szczęścia, którego nie odczułam w dzieciństwie.
Ale koszmar się powtórzył, tyle że to inna sytuacja. Jednak równie bolesna... a może nawet bardziej?
Gdy tak sobie pomyślałam o utraconym dziecku, znów poczułam, że mam ochotę wrzeszczeć, ile sił w płucach.
Muszę się opanować - za pół godziny obchód... Znów będą z uśmiechami na twarzach pytać, jak się czuję...
Może jutro otrzymam wypis. Chcę jak najszybciej wrócić do domu, zamknąć się w pokoju, gdzie będę bezpieczna. Teraz boję się ludzi. Nigdy do ludzi mnie nie ciągnęło, ale po tym niewyobrażalnie koszmarnym zdarzeniu to się nasiliło.
Nerwowy, przykry nastrój mnie nie opuszcza. Obawiam się, że nawet Marco, który zawsze jest wyrozumiały, cierpliwy i troskliwy w stosunku do mnie, wkurzy się i będzie miał mnie dość. Prawie cały czas ciekną mi łzy albo stoją w oczach, ilekroć wspomnę to feralne zdarzenie.
Mam nadzieję, że nie będzie zbytnio rozmyślał o tej sytuacji podczas dzisiejszego meczu i skupi się na grze.
Jutro do Dortmundu ma przyjechać Mario, w odwiedziny do mojego ukochanego. Jestem pod wrażeniem - dzieli ich sześćset kilometrów, ale oni dalej są sobie bliscy jak bracia...
Spojrzałam na swój posiniaczony, lekko pomarszczony brzuch, w którym nosiłam dziecko. Ale ja... już nie mam dziecka... straciłam je bezpowrotnie, straciłam tę kruszynkę, której tak bardzo chciał Marco. Widziałam, jak bardzo go to boli. Ja nie mniej przez to cierpię - chciałam założyć z Marco rodzinę. Szczęśliwą rodzinę. Chciałam zaznać szczęścia, którego nie odczułam w dzieciństwie.
Ale koszmar się powtórzył, tyle że to inna sytuacja. Jednak równie bolesna... a może nawet bardziej?
Gdy tak sobie pomyślałam o utraconym dziecku, znów poczułam, że mam ochotę wrzeszczeć, ile sił w płucach.
Muszę się opanować - za pół godziny obchód... Znów będą z uśmiechami na twarzach pytać, jak się czuję...
***
*oczami Marco*
Obudziłem się kilka minut po siódmej. Nie mogłem dłużej spać...
Myśl o Lidii nie dawała mi spokoju. Nawet w nocy śniła mi się Lidia. Jednak ten sen był kompletnie oderwany od rzeczywistości...
Byliśmy tylko we dwoje na kwiecistej łące. Świeciło słońce. Byliśmy oboje roześmiani, szczęśliwi i beztroscy. Lidia zrywała polne kwiaty, z których splotła wianek i nosiła go na głowie. Była beztroska jak mała dziewczynka. Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Nie wiem, jak mogło mi się to przyśnić! Jednak, gdy się obudziłem, niezmiernie pożałowałem, że to tylko sen...
Mario wczoraj zadzwonił do mnie po południu, kiedy miał wolną chwilę. Jestem niesamowicie wdzięczny losowi, że mam kogoś takiego jak on, nawet jeżeli on mieszka pół Niemiec ode mnie.
Ubrałem się w klubowy dres, wrzuciłem kilka niezbędnych rzeczy do plecaka i zszedłem na dół. Ze względu na zdrowy rozsądek, zjadłem pożywne śniadanie i wyszedłem z domu. Postanowiłem odwiedzić grób Roberta, zanim pójdę do klubu.
Na cmentarz podjechałem tramwajem.
Gdy podszedłem do mogiły mojego tragicznie zmarłego przyjaciela, poczułem się jeszcze bardziej dobity. Gdyby żył, na pewno by mnie wspierał.
Przykucnąłem przy jego grobie, przejęty niewymowną goryczą. Wprawdzie od jego tragicznej śmierci minęło już nieco czasu, ale dalej to tkwi we mnie jak drzazga.
- Robert... - wyszeptałem - tak bym chciał, abyś teraz był tu przy mnie.
Jakby mnie ktoś zobaczył mówiącego do grobu, mógłby się ze mnie nabijać lub wziąć za wariata. Może to i głupie, ale ja się nieco wyżaliłem Robertowi. Wierzę, że on gdzieś tam jest, że z góry na mnie patrzy.
- Przyjacielu - wyszeptałem cichutko - nie mogę uwierzyć, że to wszystko prawda.
Poczułem chłodny wiatr na moich plecach. Pożegnałem spojrzeniem mogiłę Roberta i opuściłem cmentarz, skierowałem się natomiast do klubu.
Nic nowego się nie wydarzyło tego dnia. Ewa cały czas była przy mnie, później przyszedł Łukasz. Lekarze nakazali mu wciąż pauzować.
Łukasz wziął ze sobą tablet, aby śledzić relację z meczu.
Nieźle szło żółto-czarnym - w piętnastej minucie wyszli na prowadzenie po golu Kevina.
Mojego ukochanego nie zabrakło w pierwszym składzie. Widać, że jest bardzo potrzebny Borussii.
Mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 3:1 dla drużyny z Dortmundu. Marco również wpisał się na listę strzelców.
Gdyby nie to wszystko... teraz zapewne byłabym razem z Ewą na stadionie w Augsburgu, wspólnie byśmy się cieszyły z sukcesu chłopaków.
- Dali radę - powiedział Łukasz, wyłączając tablet. - Trzy punkty jadą do Dortmundu.
- Nie potrafię się tym cieszyć - westchnęłam ponuro.
- My to rozumiemy, kochana - powiedziała Ewa współczującym tonem.
- To dobrze - odparłam. - Wdzięczna wam jestem, za to że siedzicie tu ze mną niemal cały dzień.
- Jesteś dla nas jak rodzina, musimy i pragniemy Cię wspierać - powiedział Łukasz.
- Dokładnie - dodała Ewa. - Kochana, posiedzimy jeszcze trochę i będę musiała iść po Sarę.
- Nie ma problemu - powiedziałam.
Jak powiedziała Ewa, tak uczyniła, niebawem razem z Łukaszem pożegnała się ze mną. Obiecali, że przyjdą jutro.
Zostałam sama. Nie liczyłam na odwiedziny Marco, na pewno będzie zmęczony i późno wróci.
Leżałam na wznak, wpatrując się niewesołym, tępym wzrokiem w sufit, gdy nagle moja komórka zadzwoniła. To Marco!
- Halo?
- Hej, kochanie - powiedział Marco. - Jak tam?
- Bez zmian - jęknęłam. - A co tam u Ciebie?
- Właśnie mamy przymusowy postój, bo opona się przedziurawiła - westchnął Marco. - Niestety, raczej już nie zdążę dziś Cię odwiedzić.
- Nie ma problemu - powiedziałam - akurat trochę ode mnie odetchniesz.
- Chyba sobie żarty stroisz - powiedział Marco.
- W takim nastroju, ja i żarty?
- Kochanie, ponoć jutro masz dostać wypis, tak?
- Prawdopodobnie tak - powiedziałam. - Ale jutro przecież Mario do Ciebie przyjeżdża...
- To nie kłopot - powiedział Marco.
- Gadamy tylko cały czas o moim samopoczuciu, a jak Ty się czujesz? Bardzo jesteś zmęczony? - zapytałam.
- Twoje samopoczucie jest ważniejsze od mojego - lekko się zaśmiał. - Odczuwam średnie zmęczenie, ale nie jest najgorzej!
- Ach, rozumiem - powiedziałam.
- To co, kruszynko, widzimy się jutro?
- Pewnie - odparłam.
- Muszę kończyć, jutro sobie dłużej porozmawiamy - powiedział Marco. - Do jutra, skarbie.
- Do zobaczenia, Marco - powiedziałam i rozłączyłam się.
Troska Marco oczywiście daje mi satysfakcję... ale jednak dalej czuję potworny ból, czuję się brudna... tak cholernie mnie to uwiera, nie pozwala żyć, jak dawniej.
Odłożyłam telefon, i znów zaczęłam wpatrywać się w sufit, analizować w myślach wszystko po kolei... i tak do późnego wieczora...
- Przyjacielu - wyszeptałem cichutko - nie mogę uwierzyć, że to wszystko prawda.
Poczułem chłodny wiatr na moich plecach. Pożegnałem spojrzeniem mogiłę Roberta i opuściłem cmentarz, skierowałem się natomiast do klubu.
***
- Nie wiem, jak wytrzymam tu do jutra - pomyślałam - chcę do domu!
Okropnie się czuję w tym szpitalu. Wizyta lekarzy jeszcze bardziej popsuła mi humor. Nie chcę z nikim obcym rozmawiać o gwałcie czy utracie dziecka.
Już niedługo Ewa powinna wylądować w Dortmundzie. Marco już wyjechał do Augsburga.
Nagle otrzymałam SMS. Od Marco!
Hej, kochanie. Mam nadzieję, że jakoś się trzymasz. Cały czas myślę o Tobie i nie potrafię przestać.
Uśmiechnęłam się smutno i mu odpisałam.
Marco, Ty jesteś taki kochany. Bardzo mnie cieszy Twoja troska. Ale teraz musisz się skupić na piłce. Trzymam kciuki za Ciebie. :*
Po pięciu minutach otrzymałam odpowiedź.
Zrobię, co w mojej mocy, kruszynko. A Ty trzymaj się, bądź dzielna. Do zobaczenia! Kocham Cię :*
Ja Ciebie też :* odpisałam szybko i odłożyłam komórkę.
Nagle drzwi się otworzyły i do sali... przyszła Ewa. Była zapłakana. Od razu do mnie podbiegła i mnie mocno przytuliła...
- Lidia, wszystko już wiem - powiedziała łamiącym się głosem. - Łukasz mi powiedział.
- Ewa... dobrze, że jesteś - wydukałam tylko. - Tak bardzo mi Ciebie brakowało!
- Już nigdzie nie pojadę. Teraz będę przy Tobie, kochana - powiedziała moja przyjaciółka.
Niby tylko parę dni nie widziałam Ewy, ale czułam się, jakbym kilka lat jej nie widziała.
- Nie mogę uwierzyć, że coś takiego Cię spotkało... - powiedziała cicho Ewa.
- To samo Łukasz i Marco mówili - powiedziałam.
- Jak dobrze, że Marco cały czas był przy Tobie - powiedziała Ewa.
- Jestem mu wdzięczna za to - mruknęłam. - Co robią Łukasz i Sara?
- Sarę zaprowadziłam do koleżanki z przedszkola, Łukasz jest umówiony na badania, niedługo pójdzie - powiedziała Ewa.
- Rozumiem.
Ewa próbowała mnie pocieszać, wesprzeć, okazywała współczucie, ale nie do końca mi to pomagało.
- Lidia, wszystko już wiem - powiedziała łamiącym się głosem. - Łukasz mi powiedział.
- Ewa... dobrze, że jesteś - wydukałam tylko. - Tak bardzo mi Ciebie brakowało!
- Już nigdzie nie pojadę. Teraz będę przy Tobie, kochana - powiedziała moja przyjaciółka.
Niby tylko parę dni nie widziałam Ewy, ale czułam się, jakbym kilka lat jej nie widziała.
- Nie mogę uwierzyć, że coś takiego Cię spotkało... - powiedziała cicho Ewa.
- To samo Łukasz i Marco mówili - powiedziałam.
- Jak dobrze, że Marco cały czas był przy Tobie - powiedziała Ewa.
- Jestem mu wdzięczna za to - mruknęłam. - Co robią Łukasz i Sara?
- Sarę zaprowadziłam do koleżanki z przedszkola, Łukasz jest umówiony na badania, niedługo pójdzie - powiedziała Ewa.
- Rozumiem.
Ewa próbowała mnie pocieszać, wesprzeć, okazywała współczucie, ale nie do końca mi to pomagało.
Jednakże to dobrze, że ktoś był przy mnie...
***
Nic nowego się nie wydarzyło tego dnia. Ewa cały czas była przy mnie, później przyszedł Łukasz. Lekarze nakazali mu wciąż pauzować.
Łukasz wziął ze sobą tablet, aby śledzić relację z meczu.
Nieźle szło żółto-czarnym - w piętnastej minucie wyszli na prowadzenie po golu Kevina.
Mojego ukochanego nie zabrakło w pierwszym składzie. Widać, że jest bardzo potrzebny Borussii.
Mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 3:1 dla drużyny z Dortmundu. Marco również wpisał się na listę strzelców.
Gdyby nie to wszystko... teraz zapewne byłabym razem z Ewą na stadionie w Augsburgu, wspólnie byśmy się cieszyły z sukcesu chłopaków.
- Dali radę - powiedział Łukasz, wyłączając tablet. - Trzy punkty jadą do Dortmundu.
- Nie potrafię się tym cieszyć - westchnęłam ponuro.
- My to rozumiemy, kochana - powiedziała Ewa współczującym tonem.
- To dobrze - odparłam. - Wdzięczna wam jestem, za to że siedzicie tu ze mną niemal cały dzień.
- Jesteś dla nas jak rodzina, musimy i pragniemy Cię wspierać - powiedział Łukasz.
- Dokładnie - dodała Ewa. - Kochana, posiedzimy jeszcze trochę i będę musiała iść po Sarę.
- Nie ma problemu - powiedziałam.
Jak powiedziała Ewa, tak uczyniła, niebawem razem z Łukaszem pożegnała się ze mną. Obiecali, że przyjdą jutro.
Zostałam sama. Nie liczyłam na odwiedziny Marco, na pewno będzie zmęczony i późno wróci.
Leżałam na wznak, wpatrując się niewesołym, tępym wzrokiem w sufit, gdy nagle moja komórka zadzwoniła. To Marco!
- Halo?
- Hej, kochanie - powiedział Marco. - Jak tam?
- Bez zmian - jęknęłam. - A co tam u Ciebie?
- Właśnie mamy przymusowy postój, bo opona się przedziurawiła - westchnął Marco. - Niestety, raczej już nie zdążę dziś Cię odwiedzić.
- Nie ma problemu - powiedziałam - akurat trochę ode mnie odetchniesz.
- Chyba sobie żarty stroisz - powiedział Marco.
- W takim nastroju, ja i żarty?
- Kochanie, ponoć jutro masz dostać wypis, tak?
- Prawdopodobnie tak - powiedziałam. - Ale jutro przecież Mario do Ciebie przyjeżdża...
- To nie kłopot - powiedział Marco.
- Gadamy tylko cały czas o moim samopoczuciu, a jak Ty się czujesz? Bardzo jesteś zmęczony? - zapytałam.
- Twoje samopoczucie jest ważniejsze od mojego - lekko się zaśmiał. - Odczuwam średnie zmęczenie, ale nie jest najgorzej!
- Ach, rozumiem - powiedziałam.
- To co, kruszynko, widzimy się jutro?
- Pewnie - odparłam.
- Muszę kończyć, jutro sobie dłużej porozmawiamy - powiedział Marco. - Do jutra, skarbie.
- Do zobaczenia, Marco - powiedziałam i rozłączyłam się.
Troska Marco oczywiście daje mi satysfakcję... ale jednak dalej czuję potworny ból, czuję się brudna... tak cholernie mnie to uwiera, nie pozwala żyć, jak dawniej.
Odłożyłam telefon, i znów zaczęłam wpatrywać się w sufit, analizować w myślach wszystko po kolei... i tak do późnego wieczora...
***
Gdy się obudziłam w niedzielny poranek... zauważyłam, że obok mojego łóżka siedzi Marco!
- Marco? Co Ty tu robisz tak wcześnie? - zdziwiłam się.
- Spać nie mogłem - powiedział. - Siedzę tu już od piętnastu minut.
- A która jest godzina?
- Dziesięć po ósmej.
- To za pół godziny obchód. I bardzo możliwe, że wtedy otrzymam wypis - powiedziałam.
- Świetnie - powiedział Marco. - Przyniosłem Twoją torbę.
- To dobrze - powiedziałam - trzeba się przebrać.
Poszłam do łazienki, umyłam się, ubrałam i uczesałam, jednak wcale nie wyglądałam lepiej. Smutku w oczach prędko się nie pozbędę...
Wróciłam do Marco, który wpatrywał się w swoją komórkę.
- O której przypuszczalnie przyjedzie Mario? - spytałam.
- Już jest w drodze - powiedział Marco - już jest blisko. Za jakąś godzinę powinien już być w Dortmundzie.
- Marco... mam do Ciebie ważne pytanie. Czy Ty mu mówiłeś, co mi się przydarzyło?
Marco niespodziewanie zbladł, spojrzał na mnie z lekkim przestrachem...
- Nie będę kłamał, nie potrafię Cię okłamywać - zaczął - ja...
- Powiedziałeś mu! Dlaczego?! Marco, coś Ty narobił?! Ja nie chcę, żeby teraz wszyscy o tym gadali! Marco, jak Ty...
- Skarbie, on nikomu tego nie powie. Znam go od lat, on nigdy nie zrobił mi świństwa - powiedział błagalnie Marco. - Musiałem się komuś wyżalić, ja się czuję winny temu, co się stało. Zrozum też mnie. Kochanie, uwierz, jemu można ufać w stu procentach!
- Dobra, dobra - mruknęłam - zobaczymy, co to będzie. Jeżeli wszyscy zaczną o tym plotkować, to inaczej pogadamy.
- Daję sobie rękę obciąć, że Mario dotrzyma tajemnicy - powiedział z mocą Marco.
- Zobaczymy - wymamrotałam.
- Kochanie, błagam, nie gniewaj się - powiedział Marco, usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Nie gniewam się, ale Ty nie możesz o tym rozpowiadać na prawo i lewo - powiedziałam.
- Nikt więcej się nie dowie, przyrzekam Ci - powiedział Marco.
- Trzymam Cię za słowo.
Niebawem przyszli lekarze, zamieniłam z nimi kilka słów i faktycznie, otrzymałam wypis. Wreszcie mogę opuścić mury tego szpitala, wrócić do ukochanego domu!
Wysłałam Ewie SMS, że wypisali mnie do domu i że pójdę do Marco. Mój ukochany namówił mnie do tego, chciał spędzić trochę czasu tylko ze mną.
Przystałam na to i pojechaliśmy do jego domu. Od razu poszliśmy do ogrodu, nie miałam nawet ochoty patrzeć na pomieszczenia, w których ten zwyrodnialec Albert robił mi krzywdę... Przynajmniej nie teraz.
Usiedliśmy na ławeczce stojącej wśród krzewów pięknych róż.
- Jak się czujesz, kochanie? - zapytał Marco.
- Wcale nie lepiej - westchnęłam. - Uwierz, że jeszcze mnóstwo czasu będę nieszczęśliwa.
- Może faktycznie powinnaś kiedy iść na terapię?
- Nie! - krzyknęłam - nic mi nie mów o tym! Nie wyobrażam sobie rozmowy o tym podłym zdarzeniu z jakimiś obcymi!
- Dobrze, dobrze - powiedział Marco - ale nie denerwuj się tak, kruszynko!
- Wybacz. Uniosłam się - powiedziałam i przytuliłam się do blondyna.
Siedzieliśmy tak wśród kwiatów, Marco cały czas trzymał mnie w ramionach. Pocieszał mnie, jak się tylko da...
Nagle dało się słyszeć dzwonek do drzwi.
- To na pewno Mario - powiedział Marco i pobiegł do drzwi frontowych, ja podreptałam za nim.
Otworzył drzwi, nie mylił się.
- Cześć, Marco - powiedział przybysz, czyli Mario, podał rękę blondynowi, po czym przytulili się na przywitanie. - Wreszcie dotarłem!
- Cześć, stary, jak dawno Cię nie widziałem - powiedział Marco. - Wejdź.
Postanowiłam, że nie będę chłopakom przeszkadzać. Marco i Mario na pewno chcą porozmawiać w cztery oczy.
- To wy porozmawiajcie sobie, a ja pójdę do domu - powiedziałam.
- Ale potem jeszcze się spotkamy, okej? - zapytał Marco.
- Okej, okej - powiedziałam i dałam mu całusa w policzek na pożegnanie. - Cześć Wam!
Wzięłam torbę, nałożyłam buty i wyszłam.
- To dobrze - powiedziałam - trzeba się przebrać.
Poszłam do łazienki, umyłam się, ubrałam i uczesałam, jednak wcale nie wyglądałam lepiej. Smutku w oczach prędko się nie pozbędę...
Wróciłam do Marco, który wpatrywał się w swoją komórkę.
- O której przypuszczalnie przyjedzie Mario? - spytałam.
- Już jest w drodze - powiedział Marco - już jest blisko. Za jakąś godzinę powinien już być w Dortmundzie.
- Marco... mam do Ciebie ważne pytanie. Czy Ty mu mówiłeś, co mi się przydarzyło?
Marco niespodziewanie zbladł, spojrzał na mnie z lekkim przestrachem...
- Nie będę kłamał, nie potrafię Cię okłamywać - zaczął - ja...
- Powiedziałeś mu! Dlaczego?! Marco, coś Ty narobił?! Ja nie chcę, żeby teraz wszyscy o tym gadali! Marco, jak Ty...
- Skarbie, on nikomu tego nie powie. Znam go od lat, on nigdy nie zrobił mi świństwa - powiedział błagalnie Marco. - Musiałem się komuś wyżalić, ja się czuję winny temu, co się stało. Zrozum też mnie. Kochanie, uwierz, jemu można ufać w stu procentach!
- Dobra, dobra - mruknęłam - zobaczymy, co to będzie. Jeżeli wszyscy zaczną o tym plotkować, to inaczej pogadamy.
- Daję sobie rękę obciąć, że Mario dotrzyma tajemnicy - powiedział z mocą Marco.
- Zobaczymy - wymamrotałam.
- Kochanie, błagam, nie gniewaj się - powiedział Marco, usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Nie gniewam się, ale Ty nie możesz o tym rozpowiadać na prawo i lewo - powiedziałam.
- Nikt więcej się nie dowie, przyrzekam Ci - powiedział Marco.
- Trzymam Cię za słowo.
Niebawem przyszli lekarze, zamieniłam z nimi kilka słów i faktycznie, otrzymałam wypis. Wreszcie mogę opuścić mury tego szpitala, wrócić do ukochanego domu!
Wysłałam Ewie SMS, że wypisali mnie do domu i że pójdę do Marco. Mój ukochany namówił mnie do tego, chciał spędzić trochę czasu tylko ze mną.
Przystałam na to i pojechaliśmy do jego domu. Od razu poszliśmy do ogrodu, nie miałam nawet ochoty patrzeć na pomieszczenia, w których ten zwyrodnialec Albert robił mi krzywdę... Przynajmniej nie teraz.
Usiedliśmy na ławeczce stojącej wśród krzewów pięknych róż.
- Jak się czujesz, kochanie? - zapytał Marco.
- Wcale nie lepiej - westchnęłam. - Uwierz, że jeszcze mnóstwo czasu będę nieszczęśliwa.
- Może faktycznie powinnaś kiedy iść na terapię?
- Nie! - krzyknęłam - nic mi nie mów o tym! Nie wyobrażam sobie rozmowy o tym podłym zdarzeniu z jakimiś obcymi!
- Dobrze, dobrze - powiedział Marco - ale nie denerwuj się tak, kruszynko!
- Wybacz. Uniosłam się - powiedziałam i przytuliłam się do blondyna.
Siedzieliśmy tak wśród kwiatów, Marco cały czas trzymał mnie w ramionach. Pocieszał mnie, jak się tylko da...
Nagle dało się słyszeć dzwonek do drzwi.
- To na pewno Mario - powiedział Marco i pobiegł do drzwi frontowych, ja podreptałam za nim.
Otworzył drzwi, nie mylił się.
- Cześć, Marco - powiedział przybysz, czyli Mario, podał rękę blondynowi, po czym przytulili się na przywitanie. - Wreszcie dotarłem!
- Cześć, stary, jak dawno Cię nie widziałem - powiedział Marco. - Wejdź.
Postanowiłam, że nie będę chłopakom przeszkadzać. Marco i Mario na pewno chcą porozmawiać w cztery oczy.
- To wy porozmawiajcie sobie, a ja pójdę do domu - powiedziałam.
- Ale potem jeszcze się spotkamy, okej? - zapytał Marco.
- Okej, okej - powiedziałam i dałam mu całusa w policzek na pożegnanie. - Cześć Wam!
Wzięłam torbę, nałożyłam buty i wyszłam.
***
Pojawienie się Mario dziwnie mnie speszyło. Niby nie był obcą mi osobą, ale jednak się speszyłam.
Mam ochotę o wszystkim zapomnieć... albo żeby to okazało się tylko koszmarnym snem. Żeby ktoś mnie teraz obudził i powiedział, że to wszystko tylko było snem.
Akurat przechodziłam obok sklepu monopolowego... zajrzałam do torby, miałam w niej portfel, a w portfelu karta płatnicza. Miałam na swoim koncie jakieś oszczędności.
- Jestem dorosła - pomyślałam - poza tym, faceci zawsze, jak mają jakieś poważniejsze problemy, topią swoje smutki. Czemu ja mam tak nie zrobić?
Nie mam już dziecka... nie mam o kogo dbać...
Weszłam do sklepu, wybrałam sobie dwie butelki czystej wódki. Do tego butelka coca-coli, a także dwie paczki miętowych papierosów. Zapłaciłam kartą i wyszłam.
- Wreszcie sobie trochę ulżę - pomyślałam.
Już miałam do czynienia z papierosami w trakcie jakichś problemów. Dawały mi ulgę. Czemu teraz miałoby być inaczej?
Schowałam wszystko w torbie i poszłam do domu. Już na szczęście znam dobrze tę drogę.
___________________________________
Mam nadzieję że Wam się podoba :)
Teraz Lidia Was trochę podenerwuje.
Dzięki za komentarze pod poprzednim rozdziałem i nominacje do Versatile Blogger. :)
I znów napływ upałów... bosz -.- tragedia.
Liczę na motywujące komentarze. Z góry dziękuję!
Buziaki! :*
WildChild
Super rozdział :-D Dobrze ze Ewa wróciła zapraszam na nowy blog kiedys-tak-bedzie.blogspot.com :-D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super! Dobrze, że Ewa wróciła. Dobrze, że Mario przyjechał :) Mam nadzieję, że Lidia szybko dojdzie do siebie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next ;*
Rozdział jest boski.
OdpowiedzUsuńDobrze ze Ewa już wróciła.
Ojj..Lidia teraz będzie pić i palić. Masakra
czekam na kolejny. :*
Boże, jak mi szkoda Lidii.. ale dobrze, że Ewa wróciła, kolejna pocieszycielka. Ale boję się, czy Lidia przypadkiem nie wpadnie w gorszy nałóg niż papierosy i alkohol..
OdpowiedzUsuńhttp://claire-mario-story.blogspot.com/
Fantastyczny rozdział <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jakoś wszystko się ułoży :)
Dobrze, że Ewa wróciła. Wesprze swoimi siłami Lidię ;)
Ojoj .. papierosy i wódka?!?
Czekam na następny.
Pozdrawiam i życzę weny :**
PS: U mnie zapowiadają gwałtowne burze ;///
genialny ♥
OdpowiedzUsuńMarco słodziak ;3
żeby tylko Lidia w jakieś nałogi nie wpadła!
czekam na nn ;*
Współczuję Lenie i mam nadzieję, że z tym alkoholem i papierosami to tylko przejściowe. Oby tylko nie wpadła w nałóg. Biedna tyle w życiu przeszła, myślała, że w końcu będzie szczęśliwa, a ojciec Marco wszystko popsuł. Na szczęście ma jeszcze wsparcie i może kiedyś znowu będzie jak dawniej Cudowny rozdział. Z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńOj, może być źle z Lidią ... ;/
OdpowiedzUsuńBoję się, że uzależni się od alkocholu i papierosów. Dobrze, że wróciła Ewa ;))
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
Cudowny rozdział! Oby Lidia szybko z tym skończyła. Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
PS. Przepraszam za nieobecność
Marioooo <3 Ewkaaaaaa - fajnie, że są;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przez alkochol i papierosy nic się Lidii nie stanie.
Rozdział lepszy niż cudo ;) Czyli przecudowny xdd
Czekam na nexta ;3
Pozdrawiam! <3
Kocham to, co piszesz <3
OdpowiedzUsuńTy chyba nie chcesz z Lidii alkoholiczki zrobić?!
Ewa... Najlepsza przyjaciółka, jaką można sobie wymarzyć :)
Ile oni się nacierpieli z tej miłości...
Wzruszający jest moment "rozmowy" Marco z Robertem :(
Mogłabym godzinami pisać, jakie to wspaniałe ale będzie jeszcze okazja ;)
Czekam na następny :)
Pozdrawiam, Wiktoria :*
Wspaniały rozdział!
OdpowiedzUsuńWzruszający, naprawdę to opowiadanie porusza serce!
Masz wielki talent, którego Ci zazdroszczę. Inni mogą zazdrościć komuś cudownej urody,majątku...a ja zazdroszczę Tobie fenomenalnej zdolności pisarskiej. To naprawdę wspaniałe,bo możesz posługiwać się epitetami,metaforami i to wszystko będzie takie wspaniałe! Nawet nie wiesz jak Cię podziwiam. :)
Czekam na kolejny, fantastyczny rozdział! :)
Pozdrawiam, Izaa
Ach, tak...te upały. ;c
Cudowny rozdział! Tak współczuję Lidii, tyle musiała wycierpieć przez całe życie. Dobrze, że ma Marco i wspaniałych przyjaciół, którzy jej pomogą! Mam nadzieję, że ten alkohol i papierosy to jednorazowy wybryk :) Żeby tylko nie popadła w nałogi. Czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńBuziaki :**
Cudny,zajebisty,wspaniały.. Nie wiem co jeszcze powiedzieć. ;p Ten Marco to jednak jest czuły i troskliwy w stosunku do Lidii. Awwww to takie słodki *.* Czekam juz na nastepny i pozdrawiam Marta : **
OdpowiedzUsuńJestem fanką twojego opowiadania! :D Zapraszam do mnie. przygoda-reusa-bvb.blogspot.com :)
Nowy u mnie :) Zapraszam serdeczne Miaa : * przygoda-reusa-bvb.blogspot.com
UsuńRozdział po prostu nie do opisania, on jest taki słodki *o*
OdpowiedzUsuńDawaj szybko nn bo jestem niecierpliwa :3
Jeśli chodzi o upały, to zagranicą jest gorzej, bo jest 41 stopni w cieniu -.-
Pozdrawiam :**
Zeby tylko Lida nie popadła w jakieś nałogi.Rozdział świetny
OdpowiedzUsuńKocham tego Marco z Twojego opowiadania tak samo jak tego prawdziwego :* On jest taki...opiekuńczy, troskliwy i wyrozumiały. Inny facet na jego miejscu być może zwiałby gdzie się da.
OdpowiedzUsuńMówiłam Ci już, że kocham to opowiadanie? Głównie dlatego, że Ty je piszesz. Dziewczyno! Masz wspaniały talent. Za kilka lat kto wie, może będę mogła przeczytać jakieś twoje wspaniałe dzieło w postaci książki :*
Rozdział fantastyczny. A Lidka musi odreagować. Byle tylko nie przesadziła. Jestem pewna, że ona i Marco stworzą wspaniałą rodzinkę :*
Czekam na kolejny z niecierpliwością :*
Pozdrawiam.
P.S. Co do upałów... MASAKRA. Ja się topię! Ale zimy też nie chcę :P :*
Swietny rozdział.
OdpowiedzUsuńMiałam trochę zaległości ale już na szczęście wszystko nadrobiłam.
Zapraszam na nowe rozdziały do mnie
Pozdrawiam
Biedna Lidia:((
OdpowiedzUsuńOby tylko w nałóg nie wpadła:(
Pozdrawiam:)
dobrze, ze Ewa wróciła.
OdpowiedzUsuńŻeby tylko sobie nie zaszkodziła tym alkoholem :(
Buziaki:**
Biedna Lidka
OdpowiedzUsuńDobrze że Ewka wróciła
Rozdział genialny jak zawsze.
Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział
Alkohol nie jest dobrym wyjściem z kłopotów. Zapomni o nich, tylko na chwile. Mam nadzieje, że z nim nie przesadzi. Mogła by się zgodzić i iść do psychologa, może to by jej pomogło.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Ewa wróciła. Dzięki temu, może chociaż trochę jej pomoże.
Szkoda mi Lidii, że chce topić smutki w alkoholu... Mam nadzieję, że szybko się wszystko ułoży. Czekam z niecierpliwością na kolejny :*
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział :) Tak bardzo szkoda mi i Lidki i Marco :c Nadal nie mogę uwierzyć, w to co się stało.. :// Myślałam, że stworzą tę szczęśliwą, kochającą się rodzinę, a tu takie zaskoczenie! :O
OdpowiedzUsuńDobrze, że Ewcia wróciła. Przynajmniej teraz Lidka ma kolejną falę wsparcia. Mam nadzieję, że polepszy się jej! Chociaż trochę. Szczerze to nie podoba mi się jej pomysł topienia smutków w alkoholu. To nic, a nic nie da. Chwilowe odciążenie swojego stanu psychicznego, a potem jeszcze większy ból, kiedy sobie wszystko przypomni -.- Tylko dlaczego ona nie chce iść do tego psychologa? Rozumiem, ból jest świeży, ale przecież psycholog to nie psychiatra! On zapewne jej by pomógł. Tylko, żeby Lidzia nie była zbytnio uparta :c
Z niecierpliwością czekam na nexta :3
Tymczasem prawdopodobnie dziś u mnie na nowym blogu pojawi się 2 rozdział :) Jakby co to sprawdź, czy będzie ;D
http://nierealne-marzenia-z-nami.blogspot.com/
Buziaki i życzę weny ;**
Cudowny jak zawsze <3.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Ewa już jest w Dortmundzie.
Przepraszam, że nie komentowałam poprzednich, ale miałam problemy z internetem. Oczywiście nadrobiłam i są świetne <3
Czekam na nn.
Buziaki ;**
Rozumiem, ze Lidii jest ciężko, ale może powinna pójść porozmawiać z psychologiem? To powinno jej pomóc. Wiem, ze rozmawianie z obcymi ludźmi o swoich problemach jest trudne, ale to pomaga.
OdpowiedzUsuńTopienie swoich smutków w alkoholu nie jest rozwiązaniem :(
Rozdział oczywiście cudowny :**
Biedna ;cc Nie powinna pić. Alkohol nawet w najmniejszym stopniu nie jest rozwiązaniem. Szkoda mi Lidki ;cc
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nexta ;33
Buźki ;*
Świetny rozdział !! ;*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Lidia dojdzie szybko do siebie i znowu zajdzie w ciążę z Marco i stworzą szczęśliwą i kochającą się rodzinę . <3