*oczami Marco*
Całą noc przesiedziałem na szpitalnym korytarzu. Parę godzin jakimś cudem przespałem, leżąc na twardej ławce, która stała w korytarzu. Jedna z pielęgniarek, widząc, że nie mam zamiaru opuścić mojego nieprzytomnego przyjaciela, zlitowała się nade mną i dała mi małą poduszkę.
Byłem wykończony, i fizycznie, i psychicznie. Tak bym chciał, żeby Mario już otworzył oczy. Jednak gdy o siódmej nad ranem spojrzałem na niego, i gdy zobaczyłem go dalej nieprzytomnego, ogromna gorycz przepełniła mnie na nowo.
Nawet nie mogłem usiąść przy jego łóżku, jak dotąd, nikt nie pozwolił mi wejść na salę.
Może dziś będzie to możliwe, zobaczymy...
Podszedłem do automatu stojącego na korytarzu i kupiłem sobie mocną kawę. Ta noc była koszmarna, pełna stresu i strachu. Kolejna może być wcale nie lepsza.
Żyję w okropnym strachu. Że już nigdy nie zobaczę Mario. Boję się momentu, w którym któryś z lekarzy mi powie "Mario nie żyje" .
Jeśli on umrze, to i ja niechybnie umrę. Bez niego moje życie już nie będzie takie same. Nikt nie byłby w stanie zastąpić mi Mario, tego jestem pewien.
Dziś naturalnie nie wybiorę się na trening. Na pewno trener zadzwoni i będzie miał pretensje. Ale zapewne i on doskonale wie o próbie samobójczej Mario, podobnie jak całe Niemcy, nawet cała Europa.
Zerknąłem na zegarek w mojej komórce, już było parę minut po ósmej rano. Nagle obok mnie pielęgniarka weszła na salę Mario. Postanowiłem jej podpytać, gdy wyjdzie, o stan zdrowia Mario. Chciałbym się dowiedzieć czegoś pozytywnego, odzyskać nadzieję, i mieć nieco lepszy nastrój...
Ale nie zaznam stuprocentowego spokoju ducha, dopóki Mario się nie wybudzi.
Nagle z sali wyszła pielęgniarka.
- Przepraszam - zaczepiłem ją - wiadomo już coś więcej na temat zdrowia Mario? Siedziałem tu całą noc i spać nie mogłem.
- Nie wiadomo jeszcze. Póki co, oddycha za niego respirator - odparła pielęgniarka. - Nie ukrywam, iż sytuacja jest ciężka.
- Musicie go uratować - powiedziałem łamiącym się głosem. - On musi żyć!
- Zrobimy, co w naszej mocy - odparła moja rozmówczyni. - Proszę być dobrej myśli.
- Żeby to było takie łatwe - mruknąłem.
- Dobrze, że pan tu jest - odparła młoda kobieta. - Jeżeli przeżyje, będzie potrzebował wsparcia. I terapii.
- On musi żyć! - powtórzyłem. - A na moje wsparcie Mario zawsze może liczyć.
- Bardzo dobrze - powiedziała pielęgniarka i poszła do pokoju pielęgniarek, a ja przysiadłem znów na ławce.
O ile dobrze pamiętam, dziś trening miał zacząć się o dziewiątej.
O tak, jeżeli tylko Mario przeżyje i nic nie będzie zagrażało jego życiu, może liczyć na moje wsparcie i pomoc. Żebym ja tylko wiedział, co mu jest. Przecież on może mi powiedzieć absolutnie o wszystkim. Nigdy bym go nie wyśmiał czy oceniał.
Ciekawe, jak czuje się Lidia. Może potem się do niej odezwę... Żeby tak ona tu była! Byłaby olbrzymim wsparciem dla mnie. Ona wie, ile znaczy dla mnie Mario. Ten niewysoki, niezbyt śmiały, sympatyczny facet, którego znam od lat.
Ciekawi mnie również, czy jego rodzina się dowiedziała. Czy ktoś tu z jego krewnych przyjedzie zobaczyć, w jakim jest stanie?
Siedziałem sobie pogrążony w myślach, gdy nagle z zadumy wyrwał mnie dźwięk dzwoniącej komórki. Na pewno trener.
Nie myliłem się. Uśmiechnąłem się smutno do ekranu telefonu i odebrałem.
- Halo?
- Halo? Czy rozmawiam z Marco?
- Tak, przy telefonie - odparłem.
- Witaj, Marco, mam pytanie, jakiego zapewne się domyślasz - powiedział szkoleniowiec.
- No pewnie. Dlaczego nie ma mnie na treningu - odparłem ponurym tonem. - Nie ma mnie, gdyż jestem w Monachium. Całą noc spędziłem na szpitalnym korytarzu. Trenerze, na pewno słyszałeś o...
- Słyszałem! Domyślam się, jak się czujesz - odparł Klopp. - Z jednej strony, nie mam serca Cię męczyć treningiem, kiedy Ty chcesz być przy łóżku Mario. Ale z drugiej strony, czekają nas ważne mecze!
- Co tam mecze! Mój przyjaciel może nie przeżyć - powiedziałem łamiącym się głosem. - Nie ruszę się stąd, póki nie będzie wiadomo, co z nim.
- Ale nie wiadomo, kiedy się to wyjaśni - odparł trener.
- Zobaczymy - odparłem. - Trenerze, proszę, nie poganiaj mnie. Wiesz, kim jest dla mnie Mario. Na pewno znajdziesz kogoś na moje miejsce.
- Na pewno znajdę. Ale Ty też nie możesz zbyt długo zwlekać z powrotem - odparł trener. - Cóż, ja też jestem człowiekiem, rozumiem, że martwisz się o przyjaciela. Ja Ciebie podziwiam, że jesteś mu taki oddany. Bądź przy nim, ale mam nadzieję, że wrócisz szybko!
- Dziękuję, trenerze. Zobaczymy, jak się sprawy potoczą - odparłem.
- Oby wszystko skończyło się dobrze. Całym sercem życzę Mario, aby wydobrzał - powiedział trener. - Ciekawi mnie jedynie, dlaczego on próbował się zabić?! Nie masz pojęcia, jak mnie to zaskoczyło.
- Żebym ja sam wiedział - westchnąłem - jak wrócę, to porozmawiamy.
- Dobrze - odparł trener. - Muszę kończyć. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia - odparłem i rozłączyłem się.
Klopp to równy gość. Wyrozumiały i bardzo sympatyczny facet. On doskonale wie, że Mario to mój najlepszy przyjaciel.
Tak bym chciał, żeby Mario już dziś otworzył oczy.
Zerknąłem na zegarek w mojej komórce, już było parę minut po ósmej rano. Nagle obok mnie pielęgniarka weszła na salę Mario. Postanowiłem jej podpytać, gdy wyjdzie, o stan zdrowia Mario. Chciałbym się dowiedzieć czegoś pozytywnego, odzyskać nadzieję, i mieć nieco lepszy nastrój...
Ale nie zaznam stuprocentowego spokoju ducha, dopóki Mario się nie wybudzi.
Nagle z sali wyszła pielęgniarka.
- Przepraszam - zaczepiłem ją - wiadomo już coś więcej na temat zdrowia Mario? Siedziałem tu całą noc i spać nie mogłem.
- Nie wiadomo jeszcze. Póki co, oddycha za niego respirator - odparła pielęgniarka. - Nie ukrywam, iż sytuacja jest ciężka.
- Musicie go uratować - powiedziałem łamiącym się głosem. - On musi żyć!
- Zrobimy, co w naszej mocy - odparła moja rozmówczyni. - Proszę być dobrej myśli.
- Żeby to było takie łatwe - mruknąłem.
- Dobrze, że pan tu jest - odparła młoda kobieta. - Jeżeli przeżyje, będzie potrzebował wsparcia. I terapii.
- On musi żyć! - powtórzyłem. - A na moje wsparcie Mario zawsze może liczyć.
- Bardzo dobrze - powiedziała pielęgniarka i poszła do pokoju pielęgniarek, a ja przysiadłem znów na ławce.
O ile dobrze pamiętam, dziś trening miał zacząć się o dziewiątej.
O tak, jeżeli tylko Mario przeżyje i nic nie będzie zagrażało jego życiu, może liczyć na moje wsparcie i pomoc. Żebym ja tylko wiedział, co mu jest. Przecież on może mi powiedzieć absolutnie o wszystkim. Nigdy bym go nie wyśmiał czy oceniał.
Ciekawe, jak czuje się Lidia. Może potem się do niej odezwę... Żeby tak ona tu była! Byłaby olbrzymim wsparciem dla mnie. Ona wie, ile znaczy dla mnie Mario. Ten niewysoki, niezbyt śmiały, sympatyczny facet, którego znam od lat.
Ciekawi mnie również, czy jego rodzina się dowiedziała. Czy ktoś tu z jego krewnych przyjedzie zobaczyć, w jakim jest stanie?
Siedziałem sobie pogrążony w myślach, gdy nagle z zadumy wyrwał mnie dźwięk dzwoniącej komórki. Na pewno trener.
Nie myliłem się. Uśmiechnąłem się smutno do ekranu telefonu i odebrałem.
- Halo?
- Halo? Czy rozmawiam z Marco?
- Tak, przy telefonie - odparłem.
- Witaj, Marco, mam pytanie, jakiego zapewne się domyślasz - powiedział szkoleniowiec.
- No pewnie. Dlaczego nie ma mnie na treningu - odparłem ponurym tonem. - Nie ma mnie, gdyż jestem w Monachium. Całą noc spędziłem na szpitalnym korytarzu. Trenerze, na pewno słyszałeś o...
- Słyszałem! Domyślam się, jak się czujesz - odparł Klopp. - Z jednej strony, nie mam serca Cię męczyć treningiem, kiedy Ty chcesz być przy łóżku Mario. Ale z drugiej strony, czekają nas ważne mecze!
- Co tam mecze! Mój przyjaciel może nie przeżyć - powiedziałem łamiącym się głosem. - Nie ruszę się stąd, póki nie będzie wiadomo, co z nim.
- Ale nie wiadomo, kiedy się to wyjaśni - odparł trener.
- Zobaczymy - odparłem. - Trenerze, proszę, nie poganiaj mnie. Wiesz, kim jest dla mnie Mario. Na pewno znajdziesz kogoś na moje miejsce.
- Na pewno znajdę. Ale Ty też nie możesz zbyt długo zwlekać z powrotem - odparł trener. - Cóż, ja też jestem człowiekiem, rozumiem, że martwisz się o przyjaciela. Ja Ciebie podziwiam, że jesteś mu taki oddany. Bądź przy nim, ale mam nadzieję, że wrócisz szybko!
- Dziękuję, trenerze. Zobaczymy, jak się sprawy potoczą - odparłem.
- Oby wszystko skończyło się dobrze. Całym sercem życzę Mario, aby wydobrzał - powiedział trener. - Ciekawi mnie jedynie, dlaczego on próbował się zabić?! Nie masz pojęcia, jak mnie to zaskoczyło.
- Żebym ja sam wiedział - westchnąłem - jak wrócę, to porozmawiamy.
- Dobrze - odparł trener. - Muszę kończyć. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia - odparłem i rozłączyłem się.
Klopp to równy gość. Wyrozumiały i bardzo sympatyczny facet. On doskonale wie, że Mario to mój najlepszy przyjaciel.
Tak bym chciał, żeby Mario już dziś otworzył oczy.
***
- No to dziś zobaczymy - powiedziałam do Ewki, gdy ogarniałyśmy kuchnię po śniadaniu. Łukasz wyszedł już na trening, Sara została zawieziona do przedszkola. - Zobaczymy, czy uda mi się zdobyć tę kartę!
- Uczyłaś się, na pewno dasz radę - powiedziała Ewa, pakując naczynia do zmywarki.
- Ale martwi mnie, co z Marco. On to tak bardzo przeżywa - powiedziałam. - Chciałabym go teraz jakoś wesprzeć. On tak długi czas wspierał mnie, teraz to on potrzebuje pomocy i bliskości drugiej osoby.
- Rozumiem, kochana - powiedziała Ewa. - Wierzę, że wszystko skończy się dobrze. Mario z pewnością jest silnym facetem i przeżyje. Trzeba myśleć pozytywnie.
- No niby tak - przyznałam - nie jest to jednak takie proste.
- O jedenastej masz ten test, prawda? - zapytała Ewa. - Już wpół do dziesiątej, więc niedługo będziesz musiała się zbierać.
- Wiem - odparłam. - Pewnie dzisiaj spotkam Alice - dodałam smutno.
- Trzymaj się z dala od tej szajki - powiedziała Ewa. - Masz mnie, Łukasza, Marco. My Ciebie nigdy nie zawiedziemy, zawsze będziemy przy Tobie.
- Cieszę się bardzo - powiedziałam. - Nie chcę znać tych idiotek. A ta Alice okazała się straszliwie obłudna.
- Ludzie niestety już tacy są w tych czasach - westchnęła Ewa. - I takie dziewczyny kibicują Borussii, drużynie, której podstawowymi wartościami są miłość, szacunek, przyjaźń?
- Też mnie to zadziwia - pokiwałam głową. - A zresztą, niech robią, co chcą. Nie moja to sprawa! Okej, idę się już powoli szykować. Przypomnę sobie coś niecoś.
Wczoraj wprawdzie się uczyłam, ale mizernie mi to szło. Informacja o próbie samobójczej najlepszego przyjaciela Marco zwaliła mnie z nóg.
Ubrałam się, włosy spięłam w kok, i zajęłam się powtarzaniem wiadomości. Próbowałam się nie stresować, wierzyć, że ten test dobrze mi pójdzie.
Wczoraj nici były z mojej nauki praktycznej. Nie dość, że lało, to jeszcze ta sytuacja z Mario...
Niebawem w końcu musiałam wyjść z domu, jechać do ośrodka. Ewa na odchodnym mi powiedziała, że będzie trzymać za mnie kciuki.
- Wierzę w Ciebie - powiedziała - będzie dobrze!
- Mam nadzieję - odparłam. - Do zobaczenia później!
- Pa - uśmiechnęła się ciepło Ewa.
Wyszłam. Do ośrodka podjechałam miejskim autobusem.
Gdy szłam w jego kierunku, z przerażeniem stwierdziłam, że przed wejściem kręci się Alice.
- O cholera - pomyślałam. - Niech mnie nie zaczepia! Nie chcę z nią gadać!
Zostało dziesięć minut. Gdy zmierzałam ku wejściu, Alice nagle do mnie podeszła...
- Słuchaj, Lidia, chciałabym z Tobą porozmawiać...
- Nie mamy o czym - powiedziałam chłodnym głosem.
- Ja nie miałam pojęcia, że Louise i Emilie są zdolne do czegoś takiego. Nie wiedziałam, że one...
- Tak, tak, nic nie wiedziałaś, jesteś niewinna - powiedziałam ironicznie. - Wystarczy, że trzymasz się z takimi fałszywymi żmijkami. Teraz nikomu nie można ufać - dodałam.
- Lidia, ja naprawdę...
- Idę na test - skończyłam rozmowę i szybko weszłam do budynku. Tam pokierowano mnie na salę, w której miałam pisać.
Jeszcze było oprócz mnie kilka osób, przyszła również Alice. Starannie ją omijałam wzrokiem.
Na szczęście, pytania nie były zbytnio trudne. Napisałam wszystko. Może nie wszystko będzie dobrze, ale chyba powinnam zaliczyć. Ponoć trzeba być dobrej myśli...
O wyniku testu miałam być powiadomiona telefonicznie.
Nie miałam co robić na mieście. Wracając do domu zatłoczonym miejskim autobusem, rozmyślałam, co się dzieje w Monachium. Dziś Marco się do mnie nie odzywał.
Zaniepokoiło mnie jedno zdanie, które mi napisał w jednym ze wczorajszych SMS-ów.
"Jeśli Mario umrze, to i ja umrę."
On musi przeżyć! Nie jest mi go tak bardzo żal tylko dlatego, że jest najlepszym przyjacielem Marco, ale po prostu żal mi człowieka, którego znałam, z którym rozmawiałam i żartowałam. Nie potrafię sobie wyobrazić jego śmierci, jest jeszcze taki młody.
Poza tym... jeśli odpukać Mario by odszedł... Marco mógłby zmienić się nie do poznania. Mógłby traumy nigdy nie wyleczyć.
Nie! Nie! Nie! O czym ja myślę?! Mario przeżyje i wszystko będzie z nim dobrze!
- Myśl pozytywnie, myśl pozytywnie... - powtarzałam sobie w myślach, wychodząc z autobusu i kierując się w stronę domu.
Dotarłam wkrótce do domu, Ewa akurat odkurzała w salonie. Na mój widok wyłączyła sprzęt.
- No i jak, kochana, Ci poszło? - zapytała.
- Mogę się pochwalić, iż całkiem nieźle - powiedziałam.
- No widzisz! Na pewno zaliczysz - powiedziała Ewa. - Zdolna z Ciebie dziewczyna.
- Taa... - odparłam.
Postanowiłam pomóc Ewie w sprzątaniu. Po skończonej pracy zamknęłam się w swoim pokoju, znów zaczęłam intensywnie rozmyślać, co się dzieje w stolicy Bawarii...
- Wierzę w Ciebie - powiedziała - będzie dobrze!
- Mam nadzieję - odparłam. - Do zobaczenia później!
- Pa - uśmiechnęła się ciepło Ewa.
Wyszłam. Do ośrodka podjechałam miejskim autobusem.
Gdy szłam w jego kierunku, z przerażeniem stwierdziłam, że przed wejściem kręci się Alice.
- O cholera - pomyślałam. - Niech mnie nie zaczepia! Nie chcę z nią gadać!
Zostało dziesięć minut. Gdy zmierzałam ku wejściu, Alice nagle do mnie podeszła...
- Słuchaj, Lidia, chciałabym z Tobą porozmawiać...
- Nie mamy o czym - powiedziałam chłodnym głosem.
- Ja nie miałam pojęcia, że Louise i Emilie są zdolne do czegoś takiego. Nie wiedziałam, że one...
- Tak, tak, nic nie wiedziałaś, jesteś niewinna - powiedziałam ironicznie. - Wystarczy, że trzymasz się z takimi fałszywymi żmijkami. Teraz nikomu nie można ufać - dodałam.
- Lidia, ja naprawdę...
- Idę na test - skończyłam rozmowę i szybko weszłam do budynku. Tam pokierowano mnie na salę, w której miałam pisać.
Jeszcze było oprócz mnie kilka osób, przyszła również Alice. Starannie ją omijałam wzrokiem.
Na szczęście, pytania nie były zbytnio trudne. Napisałam wszystko. Może nie wszystko będzie dobrze, ale chyba powinnam zaliczyć. Ponoć trzeba być dobrej myśli...
O wyniku testu miałam być powiadomiona telefonicznie.
Nie miałam co robić na mieście. Wracając do domu zatłoczonym miejskim autobusem, rozmyślałam, co się dzieje w Monachium. Dziś Marco się do mnie nie odzywał.
Zaniepokoiło mnie jedno zdanie, które mi napisał w jednym ze wczorajszych SMS-ów.
"Jeśli Mario umrze, to i ja umrę."
On musi przeżyć! Nie jest mi go tak bardzo żal tylko dlatego, że jest najlepszym przyjacielem Marco, ale po prostu żal mi człowieka, którego znałam, z którym rozmawiałam i żartowałam. Nie potrafię sobie wyobrazić jego śmierci, jest jeszcze taki młody.
Poza tym... jeśli odpukać Mario by odszedł... Marco mógłby zmienić się nie do poznania. Mógłby traumy nigdy nie wyleczyć.
Nie! Nie! Nie! O czym ja myślę?! Mario przeżyje i wszystko będzie z nim dobrze!
- Myśl pozytywnie, myśl pozytywnie... - powtarzałam sobie w myślach, wychodząc z autobusu i kierując się w stronę domu.
Dotarłam wkrótce do domu, Ewa akurat odkurzała w salonie. Na mój widok wyłączyła sprzęt.
- No i jak, kochana, Ci poszło? - zapytała.
- Mogę się pochwalić, iż całkiem nieźle - powiedziałam.
- No widzisz! Na pewno zaliczysz - powiedziała Ewa. - Zdolna z Ciebie dziewczyna.
- Taa... - odparłam.
Postanowiłam pomóc Ewie w sprzątaniu. Po skończonej pracy zamknęłam się w swoim pokoju, znów zaczęłam intensywnie rozmyślać, co się dzieje w stolicy Bawarii...
***
*oczami Marco*
Mija czas, jednak żadnych zmian. Pozwolono mi jednak w końcu wejść na salę. Mario leży taki osłabiony, blady, gdyby nie respirator, już dawno poszedłby w zaświaty...
Nie płaczę, już nie jestem w stanie, siedzę tylko jak kamień przy jego łóżku, wpatrując się w nieprzytomnego przyjaciela oczami przepełnionymi żalem.
I tak sobie pomyślałem, że nawet jakbym teraz stracił moje miliony, które mam na koncie, niezbyt mnie by to zmartwiło.
Bo nie pieniądze są najważniejsze w życiu. Przynajmniej dla mnie. Bardzo, bardzo potrzebuję miłości i przyjaźni. Może nie mówię o tym głośno, ale jeśli już ktoś by mnie zapytał, co najbardziej się dla mnie liczy, odpowiedziałbym szczerze.
Oddałbym wszystko za najbliższe mi osoby. Najbliżsi mi są właśnie Mario i moja ukochana Lidia.
Jednak nie tylko dla mnie miłość czy przyjaźń są najważniejszymi wartościami. Dla mojego klubu, dla Borussii, te wartości również są najważniejsze. Nie bez powodu naszym hasłem jest "Echte Liebe".
- Mario, obudź się. Otwórz oczy - pomyślałem. - Zrób to dla mnie...
Siedziałem zdruzgotany, gdy nagle na salę, ku mojemu zdziwieniu, wszedł... trener bawarskiej drużyny, czyli Pep Guardiola, a z nim kilku piłkarzy Bayernu. Przyszedł Toni, Philipp, Bastian, Dante, oraz... Arjen. Ten, który najbardziej dawał się we znaki dla Mario.
- Dzień dobry - zwróciłem się do Guardioli.
- Dzień dobry - powiedział Guardiola.
- Oj, kiepsko, kiepsko, trenerze... - powiedział Dante. - Biedny Mario.
- Dlaczego on próbował się zabić?! Ja tego nie rozumiem - powiedział szkoleniowiec Bayernu.
- Żebyś Ty człowieku wiedział - pomyślałem. - Jakim prawem oni teraz tu przychodzą?! Najpierw się wyśmiewają z niego, wystawiają poza nawias drużyny, teraz śmią tu przychodzić i udawać zrozpaczonych?!
O wszystkich ich mi chodzi, oprócz Toniego. On jeden z nich jest mądry.
Guardiola nie wiedział, jak zachowują się jego podopieczni w stosunku do Mario.
Wpadł mi do głowy pomysł, żeby poprosić Arjena na osobność. Wtedy mógłbym mu wszystko wygarnąć, powiedzieć mu, co myślę o jego zachowaniu.
Tylko gdzie? Przed szpitalem stoją zapewne dziennikarze. Kiepsko...
Poszedłem do toalety. Gdy już myłem ręce, do łazienki wszedł także... Arjen. Ależ mi się trafiła okazja.
- Arjen, poczekaj - powiedziałem - chciałbym z Tobą porozmawiać o czymś.
- Słucham, o co chodzi? - powiedział Arjen.
- Nie będę owijał w bawełnę. Nawet nie będę udawał miłego dla Ciebie - sam widok tego okropnego człowieka mnie denerwował. - To Twoja i Twoich koleżków wina, że Mario próbował się zabić. Tak go szykanowaliście, że aż chłopak nie wytrzymał. W czym on wam zawinił?! - starałem się nie krzyczeć, ale było mi tak ciężko powstrzymać emocje. - Teraz przez Twoją i reszty głupotę Mario może nie przeżyć! Jak nie przeżyje, to...
- Nic mu nie robiliśmy! - burknął Arjen. - Co Ci, człowieku, do łba przyszło?!
___________________________________
Taki krótki i zupełnie o niczym ten rozdział. Masakra...
Postaram się, aby następny był lepszy. Bo ten powyższy to dno i dziesięć metrów mułu.
Ten tydzień jeszcze w miarę luźny, co lekcję omawianie PZO. Ale potem się zacznie ostrzejsza jazda...
Ciężko będzie z pisaniem.
Kto przeczytał, niech zostawi komentarz. Będę bardzo wdzięczna. Umilcie mi trochę to moje szare życie...
Z góry dziękuję.
Buziaki! :***
Jednak nie tylko dla mnie miłość czy przyjaźń są najważniejszymi wartościami. Dla mojego klubu, dla Borussii, te wartości również są najważniejsze. Nie bez powodu naszym hasłem jest "Echte Liebe".
- Mario, obudź się. Otwórz oczy - pomyślałem. - Zrób to dla mnie...
Siedziałem zdruzgotany, gdy nagle na salę, ku mojemu zdziwieniu, wszedł... trener bawarskiej drużyny, czyli Pep Guardiola, a z nim kilku piłkarzy Bayernu. Przyszedł Toni, Philipp, Bastian, Dante, oraz... Arjen. Ten, który najbardziej dawał się we znaki dla Mario.
- Dzień dobry - zwróciłem się do Guardioli.
- Dzień dobry - powiedział Guardiola.
- Oj, kiepsko, kiepsko, trenerze... - powiedział Dante. - Biedny Mario.
- Dlaczego on próbował się zabić?! Ja tego nie rozumiem - powiedział szkoleniowiec Bayernu.
- Żebyś Ty człowieku wiedział - pomyślałem. - Jakim prawem oni teraz tu przychodzą?! Najpierw się wyśmiewają z niego, wystawiają poza nawias drużyny, teraz śmią tu przychodzić i udawać zrozpaczonych?!
O wszystkich ich mi chodzi, oprócz Toniego. On jeden z nich jest mądry.
Guardiola nie wiedział, jak zachowują się jego podopieczni w stosunku do Mario.
Wpadł mi do głowy pomysł, żeby poprosić Arjena na osobność. Wtedy mógłbym mu wszystko wygarnąć, powiedzieć mu, co myślę o jego zachowaniu.
Tylko gdzie? Przed szpitalem stoją zapewne dziennikarze. Kiepsko...
Poszedłem do toalety. Gdy już myłem ręce, do łazienki wszedł także... Arjen. Ależ mi się trafiła okazja.
- Arjen, poczekaj - powiedziałem - chciałbym z Tobą porozmawiać o czymś.
- Słucham, o co chodzi? - powiedział Arjen.
- Nie będę owijał w bawełnę. Nawet nie będę udawał miłego dla Ciebie - sam widok tego okropnego człowieka mnie denerwował. - To Twoja i Twoich koleżków wina, że Mario próbował się zabić. Tak go szykanowaliście, że aż chłopak nie wytrzymał. W czym on wam zawinił?! - starałem się nie krzyczeć, ale było mi tak ciężko powstrzymać emocje. - Teraz przez Twoją i reszty głupotę Mario może nie przeżyć! Jak nie przeżyje, to...
- Nic mu nie robiliśmy! - burknął Arjen. - Co Ci, człowieku, do łba przyszło?!
___________________________________
Taki krótki i zupełnie o niczym ten rozdział. Masakra...
Postaram się, aby następny był lepszy. Bo ten powyższy to dno i dziesięć metrów mułu.
Ten tydzień jeszcze w miarę luźny, co lekcję omawianie PZO. Ale potem się zacznie ostrzejsza jazda...
Ciężko będzie z pisaniem.
Kto przeczytał, niech zostawi komentarz. Będę bardzo wdzięczna. Umilcie mi trochę to moje szare życie...
Z góry dziękuję.
Buziaki! :***
Ejjj no co ty gadasz suuuper, ja dzisiaj w końcu nadrobiłam i uważam że świetnie to rozkręciłaś , podoba mi się to , czekam na kolejny z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńgłupoty pleciesz! Ten rozdział jest świetny. Ogromnie trzymasz w napięciu z tym Mario. Mam nadzieję, że przeżyje. To ostatnie zdanie wywołało u mnie natłok myśli, bo przecież on może kłamać, ale może mówić też prawdę. Skoro Marco czuł, że Mario nie mówi mu wszystkiego to może w jego życiu działo się coś zupełnie innego? Cóż, mam nadzieję, ze jak najszybciej uzyskam odpowiedź na to pytanie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Patrycja :*
Świetny rozdział mam nadzieje że Lidia zda ten test a Mario wyjdzie z tego cało
OdpowiedzUsuńRozdział super i nie gadaj głupot!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Mario przeżyje. W ogromnym napięciu trzymasz tą całą sprawę. Bardzo zaciekawiło mnie ostatnie zdanie. Czy Mario kłamał? Może tak naprawdę chodzi o coś innego? Mam nadzieję, że wkrótce się dowiemy :)
Pozdrawiam ;*
Ale się porobiło! Wszystko na to wskazuje, że to nie Arjen doprowadził do próby samobójstwa Mario! Na dodatek nie wiadomo czy przeżyje, ale jestem dobrej myśli. Liczę, że Lidia.zaliczy test.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;**
Fantastyczny rozdział ! A nie żadne dno, nie znasz się ;d
OdpowiedzUsuńMam pewne obawy co do Mario, co jeśli ten cały Arjen mówi prawdę? Może w życiu Mario dzieje się coś naprawdę niedobrego, a żeby ukryć prawdziwy powód tych problemów innym mówi, że to wina drużyny? Mam nadzieję, że nie, ale ta końcówka, no cóż ja bym temu typowi niby nie wierzyła, ale pewne jest, że Mario jednak coś jeszcze ukrywa.
Ajj dziewczyno trzymasz w napięciu, nie mogę doczekać się co będzie dalej. Wierzę, że Mario się wybudzi i będzie w porządku, a cała ta sytuacja się wyjaśni.
To tak strasznie wciąga, że nie wytrzymam do następnego rozdziału !
Czekam więc niecierpliwie ;)
Wierzę w Ciebie, dasz radę, też męczę technikum ale jakoś przez to przebrniemy ;)
Życzę powodzenia w szkole i dużo weny ;*
Pozdrawiam, Nika.
Jest, jest, jest! :* Czekałam na niego! To nic, że krótki. Ważne, że dodałaś. Już dziś piątek! To nic, że trafiła mi się zawalista klasa. Jestem już zmęczona tymi dojazdami do szkoły :(
OdpowiedzUsuńU mnie już się zaczęło pytanie :( Jestem na rozszerzonej historii więc nic dziwnego :*
To żadne dno! Fantastyczny jest! :* Pisz następny kochana!
Zatłukę tego Arjena gołymi rękami! Co za frajer! Szykanować kogoś takiego jak Mario? Pewnie sam ma problem z akceptacją i próbuje uprzykrzyć życie innym żeby to jego przyjęli do grupy. Tak zazwyczaj jest :*
No nic. Czekam na kolejny :* Życzę weny i wierzę, że świetnie dasz sb radę w technikum :**
Powodzenia i pozdrawiam :**
Cudny rozdział <3.
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej mnie ciekawi o co chodzi ;x
Czekam na nn z niecierpliwością <3
Pozdrawiam ;*
Wspaniały <3 Szkoda mi Marco i Mario... Głupi Arjen. Teraz to takie niewiniątko! Grrr... Niech mu Marco przemówi do rozumu!
OdpowiedzUsuńSzkoła... u mnie też w kółko to samo -.-
Pisz następny! Czekamy ;3
Buziaki ;*
Hola, hola!! Jak to rozdział o niczym?! Kochana, nie mów tak!! Mi się bardzo podoba! Jest taki rzeczywisty, jak w normalnym życiu!! Mam nadzieję, że Mario przeżyje... Że znów ściągną go do Dortmundu, bo tak naprawdę to tam jest jego miejsce. Tam ma rodzinę, bo cała drużyna to jedna wielka rodzina... A przecież nie ma nic silniejszego od więzi rodzinnej! Dlatego jeśli on się wybudzi to liczę, że powróci do swoje domu... Och, mam nadzieje, że wszystko się ułoży! Musi!! Buziaki kochana ;* !
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, mam nadzieję, że Mario wyjdzie z tego ;/
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział z niecierpliwością :)
Pozdrawiam- Karu ;>
Co ty kobieto wygadujesz?! :D Jaka masakra ja się pytam? Rozdział jest GENIALNY!!! <3 Cudo ;* Zaskoczyłaś mnie końcówką. Czyżby to nie problemy z kolegami z drużyny doprowadziły Mario do takiego stanu? Jestem bardzo ciekawa prawdziwych problemów chłopaka... Oby szybko wylizał się i wrócił do Dortmundu :) Monachium to nie miejsce dla niego ;p
OdpowiedzUsuńJeszcze raz powiem - rozdział genialny ;3
Czekam z niecierpliwością na następny!
Buziaki :**
O matko !
OdpowiedzUsuńAle mnie zaskoczyłaś tą końcówką.
Ciekawe czy Robben kłamie.
Rozdział świetny ! :D
Pozdrawiam - Nikola :*
Rozdział jest cudowny jak każdy i nie gadaj bzdur! :) Jestem ciekawa jaka naprawdę jest Alice, może ona nie jest taka jak jej wredne koleżaneczki. Mam nadzieję, że Lidia chociaż z nią będzie dalej się przyjaźnić. To jednak Mario nie miał problemów z drużyną? Ciekawe co było prawdziwą przyczyną jego próby samobójczej. Z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, a nie masakra! :3 Nie znasz się xd
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czemu Mario to zrobił, jak nie przez drużynę to przez co?
Już nie mogę się doczekać kolejnego! :D
Zżera mnie ciekawość dlaczego Mario tak postąpił:)
OdpowiedzUsuńPisz szybko!
Pozdrawiam:**
http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/
Przepraszam, że tak zalegam z komentowaniem po prostu nie mogę znaleźć czasu na pisanie, a tym bardziej komentowanie. :>
OdpowiedzUsuńMario w szpitalu? Toś mnie przeraziła! Ciekawe, czemu chłopak chciał się zabić. Wiadomo, że podjął złą decyzję do Bayernu, ale nie wiedziałam, że odda za to tak wysoką cenę..
Buziaki ;*
http://claire-mario-story.blogspot.com/
(Rozdział na dniach)
Genialny rozdział tak jak każdy <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z Mario będzie wszytko ok ;-)
Skoro to nie Arjen i spółka to co skłoniło Mario do zabójstwa??
Z niecierpliwością czekam na nexta :)
Zapraszam do mnie na nowy 23. :)
Pozdrawiam :*
Rozdział jest świetny jak zawsze. Kocham to opowiadanie
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Mario z tego wyjdzie.
Ciekawe co skłoniło Mario do popełnienia samobójstwa .?
Lidia na pewno zdała na kartę.
czekam na kolejny z niecierpliwością.
czytam bloga od początku, choć nie komentuję nigdy. przy tym opowiadaniu płakałam chyba milion razy i milion razy się śmiałam. masz talent do pisania,uwierz. może kiedyś zostaniesz pisarką? co do opowiadania. wydaje mi się,że to może być powiązane z rodziną Mario, ale jak jest naprawdę wiesz tylko Ty. chciałam Ci życzyć dobrego roku szkolnego i powodzenia w dalszych rozdziałach. bo ten jak i poprzednie jest cudowny.buziaczki:*/kolorowasara
OdpowiedzUsuńJej świetniy rozdział. Coś czuje, że z Mario to jeszcze nie koniec zagadki :D I strasznie Ci dziękuję za strój Lidzi ^^ Miłego tygodnia.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzuję że będzie nie koniec zagadkowego życia Mario ?!
Zapraszam do mnie http://wakacjemogazmienic.blogspot.com/
Pozdrawiam ciepło ;**