*oczami Marco*
Toni miał taki nerwowy, zaniepokojony głos. Chodzi o Mario?! Co się porobiło?!
- Co z nim? - zapytałem zlękniony - o co chodzi?!
- Nie wiem, jak Ci to powiedzieć - powiedział Toni - on... się powiesił. - powiedział trzęsącym się tonem.
- Co?! - krzyknąłem. Przysiadłem na schodku. Poczułem, jak robi mi się gorąco z nerwów. Co ten Toni opowiada?! - Niemożliwe! To przecież...
- Marco, posłuchaj - przerwał mi Toni. - Dziś przyszedłem go z rana odwiedzić i zobaczyć, jak się czuje. Pukałem, ale nikt nie otwierał, drzwi frontowe na szczęście były otwarte. Wszedłem do sypialni, a tam... wisiał Mario. Szybko go zdjąłem i wezwałem karetkę. Zabrali go do szpitala i położyli pod respirator. Nie wiadomo, czy uda się go odratować!
- Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! - krzyknąłem - ja... muszę tam zaraz pojechać! Dlaczego on to zrobił?!
- Jest jeszcze jedno. Leżała na łóżku koperta zaadresowana do Ciebie - powiedział Toni. - Mam ją. Jak przyjedziesz, to Ci ją oczywiście przekażę. Poza tym, on wczoraj po meczu był taki przybity, taki smutny, bardzo mi go żal było. Ale nie chciał ze mną rozmawiać, z nikim nie chciał rozmawiać.
- Pogadamy, jak przyjadę, okej? - przerwałem mu - do zobaczenia!
- Okej. Do zobaczenia - powiedział Toni i się rozłączył.
Nie mogłem w to uwierzyć. Mario chciał... popełnić samobójstwo?!
Dlaczego? To przez to, że Robben i reszta znęcali się nad nim? Właśnie przez to? Po prostu nie mogę uwierzyć...
- Oni muszą go odratować! - pomyślałem przepełniony grozą - po prostu muszą!
Zacząłem czuć, że Mario coś ukrywał przede mną. Coś, co go mocno dręczyło, lub może coś, czego się wstydził?! Teraz tysiące myśli krzyżuje mi się w głowie.
Zebrałem prędko manatki, jeszcze tylko pojadę do Lidii, powiedzieć jej, iż jadę do Monachium...
Wskoczyłem do auta i odjechałem.
***
- Ha! Wygrałam - powiedziałam zadowolona.
- Lidia, chyba Cię Marco uczył, co? - zapytała Ewa.
- Właśnie nie - odparłam.
Po niedzielnym śniadaniu zaczęliśmy grać w Fifę. Stoczyłam przed chwilą bój z Łukaszem. On grał Manchesterem United, a ja oczywiście Borussią. Przedtem zagrałam z Ewą, ona grała Realem Madryt, a ja Legią Warszawa. Nasza potyczka zakończyła się bezbramkowym remisem.
- Tato, co tak słabo? - zaśmiała się Sara.
- Lidia widocznie była lepsza - odparł Łukasz. - Ewka, zagrasz ze mną?
- Chętnie - odparła Ewa. - Ja gram znów Realem!
- Ależ nie ma problemu - odparł Łukasz. Znów wybrał Manchester i zaczęli swój mecz.
Przyglądałam się ich potyczce, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
- To pewnie Marco - powiedziałam i poszłam otworzyć.
Faktycznie, to przyjechał mój ukochany. Ale gdy zobaczyłam, w jakim jest stanie, przeraziłam się.
- Marco, coś Ty taki blady?! - zapytałam. - Co to za mina? Coś się stało?!
- Lidia, ja muszę jechać do Monachium - powiedział Marco łamiącym się głosem. W ogóle, wyglądał na roztrzęsionego.
- Dlaczego?! - zapytałam zaskoczona.
- Mario chciał się zabić - gdy mój ukochany to powiedział, to pomyślałam, że zaraz padnę trupem. Jak to?! Mario chciał popełnić samobójstwo?!
- Powiesił się, ale Toni go znalazł i odwieźli go do szpitala. Nie jest pewne, że go odratują - powiedział Marco.
- Co?! Kto się powiesił?! - do hallu wszedł Łukasz, zaraz za nim przyszła Ewa.
- Mario! - odparł Marco - on chciał samobójstwo popełnić! Muszę tam zaraz jechać!
- Że co?! - krzyknęła Ewa. - Niemożliwe! Nie wierzę...
- Toni do mnie zadzwonił i mi powiedział - powiedział Marco. Wyraźnie był silnie zdenerwowany...
- Nie wierzę... po prostu nie wierzę... - wydukałam zszokowana.
- Wybaczcie, ale muszę pędzić. Do zobaczenia - powiedział Marco, cmoknął mnie w policzek i wyszedł.
Odwróciłam się do Ewy i Łukasza. Oni również wyglądali na przerażonych.
- Ale dlaczego on chciał to zrobić?! - jęknęła Ewa.
- Nic z tego nie rozumiem - powiedział Łukasz.
- Z tego co mi Marco opowiadał, Mario miał problemy z chłopakami z Bayernu, zwłaszcza z Arjenem. Oni cały czas mu dogryzali i wyrzucali poza nawias. Tylko z Tonim jako tako się dogadywał.
- I to jest przyczyna? - zapytał Łukasz.
- Nie mam pojęcia. Ale możliwe - powiedziałam. - Oby tylko przeżył, oby go odratowali... przecież Marco się załamie, jeśli Mario nie... - tu głos mi się złamał.
- Spokojnie, Lidia - Ewa objęła mnie ramieniem. - Mario przeżyje.
- Widzieliście, jaki Marco był roztrzęsiony?! Oby nie miał jakiegoś wypadku na trasie - powiedziałam.
- Spokojnie, nie martw się na zapas - powiedział Łukasz. - Na pewno się jakoś opanuje i szczęśliwie dojedzie.
- Oby - odparłam.
Pobiegłam do swojego pokoju, rzuciłam się na łóżko. Czułam, że to początek jakichś poważnych kłopotów... Podobno kobieca intuicja nie kłamie...
***
*oczami Marco*
Szybko wyjechałem z Dortmundu, czułem się coraz gorzej. Zaczęło do mnie coraz bardziej docierać, co się stało. Mój przyjaciel chciał popełnić samobójstwo... kto wie, czy mu się nie udało?! I że może już nigdy nie zobaczę go żywego?!
Muszą go odratować, choćby się miasto paliło.
Zaczął mnie boleć brzuch ze stresu, i nagle poczułem, jak robi mi się słabo. Jednak w porę zdążyłem zjechać na bok, poczekać, aż nieco ochłonę.
- Spokojnie - pomyślałem - tylko spokojnie... Marco, bądź silny - powtarzałem sobie w myślach.
Wziąłem kilka łyków mineralnej wody. Odczekałem z parę minut, i znów ruszyłem.
Starałem się opanować, nie myśleć czarno, ufać, że wszystko skończy się pomyślnie i Mario będzie żył...
Chciałem jak najprędzej dojechać do stolicy Bawarii. Jechałem cały czas ponad sto kilometrów na godzinę.
Prawie w ogóle nie robiłem sobie przerw. Starałem się skupić na jeździe, ale cały czas miałem przed oczami Mario...
- Mario, co z Tobą?! Ty musisz żyć - pomyślałem przepełniony ogromną trwogą.
Po sześciu godzinach, około piętnastej, dojechałem wreszcie do Monachium. Od razu wybrałem numer do Toniego.
- Halo? Toni?
- Przy telefonie - odparł Toni. - Marco, jak tam? Dojechałeś?
- Tak - odparłem - jestem już w Monachium. W którym szpitalu jest Mario? Toni podał mi adres, ulicę, na której jest szpital. Zanotowałem ten adres, podziękowałem i ruszyłem. Toni powiedział mi także, że niebawem również tam przyjdzie i da mi kopertę zaadresowaną do mnie... jak zacząłem przypuszczać, pewnie Mario chciał się pożegnać...
Nie! Nie! Nie! On musi przeżyć! Ja nie wiem, co zrobię bez takiego przyjaciela. Jesteśmy zżyci jak mało kto. Przyjaźnimy się od tak dawna. Wyprowadzka Mario na drugi koniec Niemiec nie zmieniła tego.
Kocham go jak brata. On musi żyć. Cały czas nie przestawało nurtować mnie pytanie : dlaczego on chciał odebrać sobie życie?!
Udało mi się dojechać do szpitala w miarę szybko, dzięki temu, że mam GPS w komórce.
Przed wejściem kręcił się już Toni.
- Cześć, Marco - powiedział, gdy mnie zobaczył.
- Cześć, Toni - odparłem i podałem mu rękę na przywitanie.
- Trzymaj - piłkarz Bayernu podał mi kopertę. Usiadłem na ławeczce stojącej przed szpitalem, otworzyłem kopertę. Był w niej list...
Kochany Marco!
Nie mam ochoty dłużej żyć. Życie dało mi ostatnimi czasy w kość. Zmarnowałem sobie życie tym transferem. Żebyś Ty tu mieszkał i widział, co się ze mną dzieje!
Rodziny żadnej tu nie mam, ani przyjaciół. Odechciało mi się gry w piłkę.
A klubowi "koledzy" w ogóle nie umilali mi życia. Zwłaszcza Robben.
Co Ty byś zrobił, jakby Ciebie tak ciągle opluwali, wyśmiewali i dogryzali przez najrozmaitsze sposoby?! Nigdy nie przechodź do Bayernu. Nie popełnij mojego błędu. Mam nadzieję, że zostaniesz w Borussii na zawsze.
Może uznasz mnie za mięczaka - no ale jak w pojedynkę radzić sobie z tyloma nieprzyjaciółmi?!
Dziękuję, że zawsze mnie wspierałeś. Zawsze byłeś najcudowniejszym przyjacielem, jakiego mogłem mieć. Byłeś przy mnie w najgorszych chwilach. Prawie nigdy się nie kłóciliśmy, przez co widać, jak bardzo byliśmy sobie bliscy.
Nie próbuj się obwiniać o moją śmierć. Masz swoje życie, nie mógłbyś rzucić wszystkiego, aby przyjechać do mnie, do Monachium. To moja wina, ten transfer to mój błąd, który teraz przypłacę życiem...
Rzadko się to zdarza u facetów, zazwyczaj wszyscy są twardzi, a ja jestem cienki.
Jeszcze raz - dziękuję Ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Za te wszystkie lata naszej wspaniałej przyjaźni.
Mam nadzieję, że zaprzyjaźnisz się teraz z kimś innym... ale jednak zawsze będziesz pamiętał o mnie.
Żyj dalej dla Lidii, dla której jesteś całym światem.
Kocham Cię, przyjacielu.
Mario G.
Po przeczytaniu tego listu nie mogłem się opanować... łzy stanęły mi w oczach. Więc Mario próbował targnąć się na swoje życie przez szykany Robbena i całej reszty?!
Schowałem twarz w dłoniach, poczułem, jak robi mi się gorąco z nerwów. Doszło do mnie dziwne wrażenie, że Mario coś może ukrywać przede mną... coś o wiele gorszego, co mogło mieć miejsce w jego ostatnio smutnym życiu. Ale to tylko moje wrażenie. Chociaż może być słuszne. W końcu Mario to moja bratnia dusza.
Poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Należała do Toniego.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Chodźmy do Mario - powiedziałem i poderwałem się z ławki.
- Może już coś wiadomo - powiedział Toni. - Oby przeżył!
- Jak dobrze, że go znalazłeś. A co, jakby... - tu głos mi się złamał. Nawet nie chciałem myśleć, co mogłoby się zdarzyć, jakby Toni wtedy nie wpadł na pomysł odwiedzenia mojego przyjaciela!
Uprosiłem recepcjonistkę, aby pozwoliła mnie i Toniemu pójść na korytarz, na którym znajdowała się sala, w której umieszczono Mario.
Cóż, nie jest tajemnicą, że przyjaźnimy się z Mario. Akurat to chyba całe Niemcy wiedzą.
Sala Mario miała numer jedenaście. Oby ta liczba okazała się szczęśliwa dla niego!
Niestety, pielęgniarka, na którą się natknęliśmy, obwieściła, że nie wolno teraz wchodzić na tę salę. Mogliśmy sobie co najwyżej popatrzeć przez szybę na nieprzytomnego Mario.
Łzy cisnęły mi się do oczu na widok Mario, który leżał pod respiratorem. Wokół niego kręcili się lekarze, robili coś przy nim.
- Proszę, ocalcie mu życie - pomyślałem - on musi żyć! Jeśli tylko przeżyje, będę cały czas przy nim!
Jeżeli Mario przeżyje, na pewno nikt mu nie będzie kazał trenować. Zapewne zostanie zawieszony na jakiś czas. Wtedy będzie miał zapewne nakaz terapii. Ale to jeszcze nie jest powiedziane... nie jest to pewne na sto procent, iż on będzie żył...
Gdy tak sobie pomyślałem, nie wytrzymałem, łzy zaczęły cieknąć mi po policzkach.
Przysiadłem na krześle, ukryłem twarz w dłoniach. Nagle dostałem SMS. Od Lidii.
Marco, wybacz, że Ci głowę zawracam, ale proszę, napisz, czy już coś wiadomo? Martwię się o Ciebie i niego.
Lidia doskonale wiedziała, że Mario jest dla mnie jak brat, jak mocno jestem z nim zżyty. Rozumiałem zatem, że ona się również martwi. To taka wrażliwa, delikatna dziewczyna...
Skarbie, już jestem w Monachium. Siedzę właśnie w szpitalu razem z Tonim. Mario obecnie leży pod respiratorem, dalej nic nie wiadomo. Lekarze robią coś przy nim. Muszą go uratować! Jeśli on umrze, to ja też umrę.
Lidia mi za chwilę odpisała.
Marco, nie rób niczego głupiego! Proszę! Mario musi przeżyć! Ja doskonale wiem, jak Ci na nim zależy. Wierzę, iż wszystko będzie dobrze. Kochanie, trzymaj się tam! Kocham Cię.
Łza spadła na ekran mojego telefonu. Jak dobrze, że mam Lidię. Ta dziewczyna jest jak słońce, które wyłania się zza zachmurzonego nieba.
Sam również staram się w to wierzyć. Postaram się jakoś trzymać. Dla Ciebie, kochanie... i dla Mario. Ja też Cię kocham, nie masz pojęcia jak mocno. Do zobaczenia.
Schowałem telefon i jeszcze raz spojrzałem na Mario. Był taki blady, wyraźnie osłabiony.
Tak bardzo chciałbym z nim porozmawiać, pomóc mu. Może ukrył przede mną i innymi jakiś o wiele gorszy, może bardziej wstydliwy problem? Mario napisał w swoim liście, że jest cienki, ale to jednak nieprawda. On tak bez konkretnego powodu przecież nie podjąłby tej próby samobójczej! Coś musiało się po prostu wydarzyć!
A szykany mogły dodać oliwy do ognia.
Będę żył teraz przez najbliższy czas w niewiedzy i okropnej niepewności. I jedno jest pewne - nie ruszę się stąd, dopóki nie będzie wiadomo, co z Mario. Niech się trener wścieka. Są ważniejsze rzeczy od treningów i piłki.
Uparcie siedziałem przy wejściu do sali Mario, Toni spędził trochę czasu ze mną. Jednakże później zadzwoniła jego żona, która w czymś potrzebowała pilnej pomocy i Toni pożegnał się ze mną.
Ja zostałem w szpitalu, starałem się uwierzyć, że wszystko skończy się dobrze, że lekarze odratują Mario.
Wpatrywałem się cały czas tępym wzrokiem w podłogę, godzina mijała za godziną...
______________________________
I oto macie 61 rozdział.
Wciąż żyję, jakoś przetrwałam to rozpoczęcie roku. Grr...
Wy też macie taki beznadziejny plan lekcji? -.-
Nie mam ochoty na powrót do szkoły i nauki. A tłum ludzi w mojej szkole stanowczo za duży -.- czuję, że będę żyć od weekendu do weekendu.
Okej, nie żalę się więcej.
Nie wiem, kiedy kolejny rozdział. Zobaczymy, jak to będzie z nauką (i weną!). Mam nadzieję, że nie będą nam nawalali zbyt dużo nauki i prac domowych na weekendy.
Jednak to I klasa technikum, więc nic nie wiadomo. ;p
Bardzo proszę o komentarze i opinie. Będę Wam niezmiernie wdzięczna. :*
Buziaki! Sylwia
Prawie w ogóle nie robiłem sobie przerw. Starałem się skupić na jeździe, ale cały czas miałem przed oczami Mario...
- Mario, co z Tobą?! Ty musisz żyć - pomyślałem przepełniony ogromną trwogą.
Po sześciu godzinach, około piętnastej, dojechałem wreszcie do Monachium. Od razu wybrałem numer do Toniego.
- Halo? Toni?
- Przy telefonie - odparł Toni. - Marco, jak tam? Dojechałeś?
- Tak - odparłem - jestem już w Monachium. W którym szpitalu jest Mario? Toni podał mi adres, ulicę, na której jest szpital. Zanotowałem ten adres, podziękowałem i ruszyłem. Toni powiedział mi także, że niebawem również tam przyjdzie i da mi kopertę zaadresowaną do mnie... jak zacząłem przypuszczać, pewnie Mario chciał się pożegnać...
Nie! Nie! Nie! On musi przeżyć! Ja nie wiem, co zrobię bez takiego przyjaciela. Jesteśmy zżyci jak mało kto. Przyjaźnimy się od tak dawna. Wyprowadzka Mario na drugi koniec Niemiec nie zmieniła tego.
Kocham go jak brata. On musi żyć. Cały czas nie przestawało nurtować mnie pytanie : dlaczego on chciał odebrać sobie życie?!
Udało mi się dojechać do szpitala w miarę szybko, dzięki temu, że mam GPS w komórce.
Przed wejściem kręcił się już Toni.
- Cześć, Marco - powiedział, gdy mnie zobaczył.
- Cześć, Toni - odparłem i podałem mu rękę na przywitanie.
- Trzymaj - piłkarz Bayernu podał mi kopertę. Usiadłem na ławeczce stojącej przed szpitalem, otworzyłem kopertę. Był w niej list...
Kochany Marco!
Nie mam ochoty dłużej żyć. Życie dało mi ostatnimi czasy w kość. Zmarnowałem sobie życie tym transferem. Żebyś Ty tu mieszkał i widział, co się ze mną dzieje!
Rodziny żadnej tu nie mam, ani przyjaciół. Odechciało mi się gry w piłkę.
A klubowi "koledzy" w ogóle nie umilali mi życia. Zwłaszcza Robben.
Co Ty byś zrobił, jakby Ciebie tak ciągle opluwali, wyśmiewali i dogryzali przez najrozmaitsze sposoby?! Nigdy nie przechodź do Bayernu. Nie popełnij mojego błędu. Mam nadzieję, że zostaniesz w Borussii na zawsze.
Może uznasz mnie za mięczaka - no ale jak w pojedynkę radzić sobie z tyloma nieprzyjaciółmi?!
Dziękuję, że zawsze mnie wspierałeś. Zawsze byłeś najcudowniejszym przyjacielem, jakiego mogłem mieć. Byłeś przy mnie w najgorszych chwilach. Prawie nigdy się nie kłóciliśmy, przez co widać, jak bardzo byliśmy sobie bliscy.
Nie próbuj się obwiniać o moją śmierć. Masz swoje życie, nie mógłbyś rzucić wszystkiego, aby przyjechać do mnie, do Monachium. To moja wina, ten transfer to mój błąd, który teraz przypłacę życiem...
Rzadko się to zdarza u facetów, zazwyczaj wszyscy są twardzi, a ja jestem cienki.
Jeszcze raz - dziękuję Ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Za te wszystkie lata naszej wspaniałej przyjaźni.
Mam nadzieję, że zaprzyjaźnisz się teraz z kimś innym... ale jednak zawsze będziesz pamiętał o mnie.
Żyj dalej dla Lidii, dla której jesteś całym światem.
Kocham Cię, przyjacielu.
Mario G.
Po przeczytaniu tego listu nie mogłem się opanować... łzy stanęły mi w oczach. Więc Mario próbował targnąć się na swoje życie przez szykany Robbena i całej reszty?!
Schowałem twarz w dłoniach, poczułem, jak robi mi się gorąco z nerwów. Doszło do mnie dziwne wrażenie, że Mario coś może ukrywać przede mną... coś o wiele gorszego, co mogło mieć miejsce w jego ostatnio smutnym życiu. Ale to tylko moje wrażenie. Chociaż może być słuszne. W końcu Mario to moja bratnia dusza.
Poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Należała do Toniego.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Chodźmy do Mario - powiedziałem i poderwałem się z ławki.
- Może już coś wiadomo - powiedział Toni. - Oby przeżył!
- Jak dobrze, że go znalazłeś. A co, jakby... - tu głos mi się złamał. Nawet nie chciałem myśleć, co mogłoby się zdarzyć, jakby Toni wtedy nie wpadł na pomysł odwiedzenia mojego przyjaciela!
Uprosiłem recepcjonistkę, aby pozwoliła mnie i Toniemu pójść na korytarz, na którym znajdowała się sala, w której umieszczono Mario.
Cóż, nie jest tajemnicą, że przyjaźnimy się z Mario. Akurat to chyba całe Niemcy wiedzą.
Sala Mario miała numer jedenaście. Oby ta liczba okazała się szczęśliwa dla niego!
Niestety, pielęgniarka, na którą się natknęliśmy, obwieściła, że nie wolno teraz wchodzić na tę salę. Mogliśmy sobie co najwyżej popatrzeć przez szybę na nieprzytomnego Mario.
Łzy cisnęły mi się do oczu na widok Mario, który leżał pod respiratorem. Wokół niego kręcili się lekarze, robili coś przy nim.
- Proszę, ocalcie mu życie - pomyślałem - on musi żyć! Jeśli tylko przeżyje, będę cały czas przy nim!
Jeżeli Mario przeżyje, na pewno nikt mu nie będzie kazał trenować. Zapewne zostanie zawieszony na jakiś czas. Wtedy będzie miał zapewne nakaz terapii. Ale to jeszcze nie jest powiedziane... nie jest to pewne na sto procent, iż on będzie żył...
Gdy tak sobie pomyślałem, nie wytrzymałem, łzy zaczęły cieknąć mi po policzkach.
Przysiadłem na krześle, ukryłem twarz w dłoniach. Nagle dostałem SMS. Od Lidii.
Marco, wybacz, że Ci głowę zawracam, ale proszę, napisz, czy już coś wiadomo? Martwię się o Ciebie i niego.
Lidia doskonale wiedziała, że Mario jest dla mnie jak brat, jak mocno jestem z nim zżyty. Rozumiałem zatem, że ona się również martwi. To taka wrażliwa, delikatna dziewczyna...
Skarbie, już jestem w Monachium. Siedzę właśnie w szpitalu razem z Tonim. Mario obecnie leży pod respiratorem, dalej nic nie wiadomo. Lekarze robią coś przy nim. Muszą go uratować! Jeśli on umrze, to ja też umrę.
Lidia mi za chwilę odpisała.
Marco, nie rób niczego głupiego! Proszę! Mario musi przeżyć! Ja doskonale wiem, jak Ci na nim zależy. Wierzę, iż wszystko będzie dobrze. Kochanie, trzymaj się tam! Kocham Cię.
Łza spadła na ekran mojego telefonu. Jak dobrze, że mam Lidię. Ta dziewczyna jest jak słońce, które wyłania się zza zachmurzonego nieba.
Sam również staram się w to wierzyć. Postaram się jakoś trzymać. Dla Ciebie, kochanie... i dla Mario. Ja też Cię kocham, nie masz pojęcia jak mocno. Do zobaczenia.
Schowałem telefon i jeszcze raz spojrzałem na Mario. Był taki blady, wyraźnie osłabiony.
Tak bardzo chciałbym z nim porozmawiać, pomóc mu. Może ukrył przede mną i innymi jakiś o wiele gorszy, może bardziej wstydliwy problem? Mario napisał w swoim liście, że jest cienki, ale to jednak nieprawda. On tak bez konkretnego powodu przecież nie podjąłby tej próby samobójczej! Coś musiało się po prostu wydarzyć!
A szykany mogły dodać oliwy do ognia.
Będę żył teraz przez najbliższy czas w niewiedzy i okropnej niepewności. I jedno jest pewne - nie ruszę się stąd, dopóki nie będzie wiadomo, co z Mario. Niech się trener wścieka. Są ważniejsze rzeczy od treningów i piłki.
Uparcie siedziałem przy wejściu do sali Mario, Toni spędził trochę czasu ze mną. Jednakże później zadzwoniła jego żona, która w czymś potrzebowała pilnej pomocy i Toni pożegnał się ze mną.
Ja zostałem w szpitalu, starałem się uwierzyć, że wszystko skończy się dobrze, że lekarze odratują Mario.
Wpatrywałem się cały czas tępym wzrokiem w podłogę, godzina mijała za godziną...
______________________________
I oto macie 61 rozdział.
Wciąż żyję, jakoś przetrwałam to rozpoczęcie roku. Grr...
Wy też macie taki beznadziejny plan lekcji? -.-
Nie mam ochoty na powrót do szkoły i nauki. A tłum ludzi w mojej szkole stanowczo za duży -.- czuję, że będę żyć od weekendu do weekendu.
Okej, nie żalę się więcej.
Nie wiem, kiedy kolejny rozdział. Zobaczymy, jak to będzie z nauką (i weną!). Mam nadzieję, że nie będą nam nawalali zbyt dużo nauki i prac domowych na weekendy.
Jednak to I klasa technikum, więc nic nie wiadomo. ;p
Bardzo proszę o komentarze i opinie. Będę Wam niezmiernie wdzięczna. :*
Buziaki! Sylwia
Ojeju... Wystraszyłam się, myślałam że nie żyje ;/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że go uratują i wróci do Dortmundu ;> Biedaaak . ;/
Co do szkoły... Może przetrwam ten rok bez przywalenia komuś ;p
Super rozdział, czekam na next ;3
Pozdrawiam ;*
Boże! Weź go nie umieraj! Ale mnie wystraszyłaś!
OdpowiedzUsuńJeśli przeżyje, to musi wrócić do BVB ;3
Szkoła? Jak zwykle... beznadziejny plan, większość nowych osób w klasie... no nic! jakoś to będzie ;)
pozdrawiam i zapraszam do mnie ;D
Rozdział super!!
OdpowiedzUsuńNie uśmiercaj go!! Błagam Cię, niech on nie umiera! Gdy czytałam ten list do Marco, miałam łzy w oczach. Mam nadzieję, że Mario przeżyje.
Pozdrawiam ;*
Oby Mario przeżył !
OdpowiedzUsuńDobrze, że Toni go znalazł ..
Biedny Marco.
Mario musi wrócić do zdrowia i grać w Borussi ! ;)
Rozdział świetny. Miałam łzy w oczach jak go czytałam ;)
Pozdrawiam - Nikola :*
Boże Święty ale się wystraszyłam! Mam nadzieję że Mario będzie żył. CP dp rozdziału to świetny
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny
Pozdrawiam :*
Boże Mario oby wszystko było dobrze bo nie wyrobie...
OdpowiedzUsuńPopłakałam się, jak Mario mogł?!? Fuck masakrw brak słow! Ale to jest genialne!! Poprostu kocham <3
OdpowiedzUsuńCo do planu... nam nie podali jeszcze. Ale trafiłam wmiarę dobrze. Teacherzy wmiare... klasa boska xdd :D :*** pozdro :*
Ooooo... Cały czas płaczę :(
OdpowiedzUsuńMario, coś ty narobił! Samobójstwo nie jest ucieczką!
Wierzę, że przeżyje. Musi. Inaczej Marco się załamie :(
Cieszę się, że żyjesz kochana :*
Weź...plan na jutro spoko, ale środa mnie poraziła. Matma, fizyka...o bosz.... :(
Nauczyciele spoko, fajna wychowawczyni i zajebista klasa! :*
Mam nadzieję, że dasz radę dodawać jak najszybciej :* Wenę też powinnaś mieć :*
Życzę powodzenia w nowej szkole. Będzie dobrze, zobaczysz :*
Pozdrawiam serdecznie :* Buziaki i do następnego :**
Popłakałam się... To jest takie smutne, ale genialne.
OdpowiedzUsuńBiedny Mario, on musi przeżyć! :)
Na szczęście mam jeszcze dwa tygodnie spokoju od szkoły :D
Pozdrawiam gorąco i czekam na następny, na pewno świetny rozdział! :*
Buziaki :*
Ja również się popłakałam jezu :(( Smutne too .
OdpowiedzUsuńNiech on nie umiera . Serio się popłakałam . On nie moze umrzeć
Ja też no ;c . Beczałam jak głupia ;c
OdpowiedzUsuńMario musi żyć!
Jejku pisz szybciutko następny <333
Czekam z niecierpliwością <3
Buziaki ;*
Wspaniały, ale jaki smutny. Proszę, oby Mario wydobrzał i by nie skrywał jakiejś tajemnicy poważnej. Martwię się. Przez cały ten rozdział miałam łzy w oczach ;<
OdpowiedzUsuńPiszesz fantastycznie ! Ale to już wiesz ;* Czekam więc na kolejny rozdział :)
A co do szkoły, to ujdzie. Zawsze po 8, 7 lekcji. Nauczyciele póki co nie najgorsi, ale dziś poznałam dopiero czterech ;d, zobaczymy jak będzie jutro. Mam nadzieję, że dam radę. Ty też dasz ;*
Czekam na rozdział i pozdrawiam ;*
Tylko żeby Mario przeżył!! :(
OdpowiedzUsuńI jeszcze ten list, jak on mnie wzruszył..
Rozdział genialny! :)
Dasz radę, najgorsze są pierwsze dni, sama właśnie to przeżywam poza tym się już raz zgubiłam w szkole xd Hahah! :D
Damy radę! ^^
Mam nadzieję że Mario przeżyje.Smutny rozdział,ale świetny,czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńO JEZU!!! Nie wiem od czego zacząć.... Po prostu odebrało mi mowę i przyprawiło i łzy... Ja po prostu wyję, jakbym była Marco... No totalnie!! Jestem zdruzgotana! Mam nadzieję, że Mario przeżyje! On musi żyć, nie ma innej opcji, no!! Jest potrzebny światu!! Obawiam się, że Robben i reszta robili o wiele gorsze rzeczy Mario, niż tylko wyzywanie... Mam nadzieje, że nie robili tego o czym myślę... Jeju, a co jeśli oni go... Boże, czy oni go mogli w jakiś sposób wykorzystywać seksualnie, czy coś?! Jeju, no tylko to mi przychodzi do głowy, Boże!!
OdpowiedzUsuńW smutku, żalu i nadziei, kończę! Buziaki kochana!! ;*
Jeej co ten Mario musiał przeżyć:(
OdpowiedzUsuńDobrze, że przy Marco jest Lidia.
Czekam na nn:)
Buziaki:**
http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/
O matko i córko ... kilka dni mnie nie było a tu taka akcja!
OdpowiedzUsuńRozdział genialny!
To co w ogóle piszesz to jest cud, miód i malina! *.*
Kocham to opowiadanie :)
Mam nadzieję, ze z Mario wszystko w porządku będzie!
Dobrze, ze Marco ma Lidie ;)
Co do planu to mam nareszcie nawet dobry :)
Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze :)
Czekam na nowy.
Buziaki :*
Wspaniały rozdział jak zawsze! Jestem szoku, że Mario posunął się aż do tak desperackiego czynu. Współczuję mu tego co sprawił los. Mam nadzieję, że go uratują i przeżyje.
OdpowiedzUsuńRozdział jest boski.
OdpowiedzUsuńGdy to czytałam to się popłakałam.
Mam nadzieję ze Mario przeżyje.Biedny Marco tak szkoda mi go :(