*oczami Marco*
No proszę! Arjen udawał
niewiniątko. Jednak ja spojrzałem mu w oczy, od razu wyczułem fałsz w tym
człowieku. Mario nie okłamałby mnie. Jeżeli powiedział, że Arjen go szykanował,
musiało tak być!
- Nie udawaj durnia –
odparłem. – Przez Twoje i reszty docinki teraz Mario leży pod respiratorem! On
może tego nie przeżyć, zdajesz sobie z tego sprawę, człowieku?! On może umrzeć!
– gdy to powiedziałem, aż głos mi się złamał.
- Jesteś taki sam jak on –
Arjen się nagle bezczelnie roześmiał. – Chciał się powiesić, bo to zwykły
mięczak. Nijak nie pasuje do naszej drużyny. Boi się krytyki i w ogóle
wszystkiego. Chyba nie musieliśmy go uwielbiać, co?! Może Wy wszyscy mu buty
lizaliście, ale my tacy nie jesteśmy! Bayern to nie Borussia!
- Sam jesteś mięczak! - odparowałem - nie masz prawa tak o nim mówić! Może i nie musieliście go uwielbiać, ale szanować owszem, a nie cały czas się nabijać i szykanować!
- Czasem sobie zażartowaliśmy, a Ty...
- To nie były żadne żarty - przerwałem mu. - Mario potrafiłby rozróżnić żart od złośliwości. On nie jest głupi.
- Przedyskutowałbym to - Robben parsknął śmiechem.
- I wszystko jasne! - odparłem.
- Ciekawe co?! Nie masz na mnie żadnych dowodów, więc się zamknij, bo Ci zaraz poprzestawiam tę uroczą buźkę! I nie będę płakał nad tym debilem którego nazywasz swoim przyjacielem od serca!
- Jedyna osoba, która jest debilem, to właśnie Ty! Widzisz?! Jakbyś miał czyste sumienie, to byś się tak nie denerwował! - odparowałem.
- Ty szmaciarzu - Robben nagle... zaczął mnie szarpać. Oczywiście nie spękałem i zacząłem się bronić.
Nagle... poczułem, jak moje ciało wita się z podłogą. Cud, że sobie głowy nie roztrzaskałem o umywalkę. W tej samej chwili do łazienki wbiegła pielęgniarka.
- Co tu się dzieje?! Co to za hałas?!
- On rzucił się na mnie - powiedziałem, wstając.
- Wcale że nie - odparł Robben. - Nic nie zrobiłem!
- Uspokoją się panowie albo wezwę ochronę - powiedziała pielęgniarka. - Panie Reus, nic panu nie jest?
- Na szczęście nic - odparłem.
Pielęgniarka wyszła, Robben spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem. Ten koleś jest serio chory psychicznie. On także nie potrafi panować nad swoimi emocjami. To, iż rzucił się na mnie, oznaczało jedno - Mario mówił prawdę.
Trzeba przyznać, że Robben naprawdę jest napakowany. Zdarzało się, że ja i Mario pakowaliśmy, ale na pewno żaden z nas nie miał takich mięśni.
- Nic mi nie zrobisz - powiedział na odchodnym Robben. - Nic na mnie nie masz, ani Ty, ani Goetze.
Nim zdążyłem odpowiedzieć, wyszedł.
Wydało się. Zdenerwował się, gdyż bał się zdemaskowania. Czy osoba nie mająca nic na sumieniu rzucałaby się z pięściami?
A zresztą, prawda się zawsze sama obroni.
Wróciłem na salę, nie było już tam trenera. Natomiast byli tam piłkarze Bayernu. Czego oni mogli chcieć?! Przecież oni nie znosili Mario. Jakim teraz prawem mogli stać przy jego łóżku?!
- A teraz usiądziemy sobie przy Mario i popłaczemy razem z Marco - powiedział Arjen. - Chłopaki, bądźmy solidarni!
- Arjen, dorosły facet, a zachowujesz się jak zbzikowany nastolatek - powiedział Toni. - Jak Ci nie wstyd?!
- Nie moja wina, że zachciało mu się samobójstwa - powiedział Arjen.
- Toni, czyżbyś był po stronie Marco? - zapytał Dante.
- Tak! Mario niczego złego nie zrobił, a Wy mu żyć nie dawaliście - powiedział Toni. - Najlepiej wiem, co wyprawialiście.
- Kroos, chcesz oberwać? - zapytał Robben.
- Ty serio jesteś niezrównoważony - powiedziałem - zostaw go w spokoju!
- Ej, a może zrobimy małe przestawienie? - zapytał Philipp, przymierzając swoje ręce do aparatury.
- Zostaw to! - syknąłem i odsunąłem Lahma. Co za idioci, kretyni bez mózgów! Po prostu brak słów. Dorośli faceci, a zachowują się, jak to Toni ujął, jak zbzikowani nastolatkowie.
- Chłopaki, chodźmy na piwo - powiedział Robben. - Płacz sobie, mięczaku, płacz, a ten cieć niechże zdechnie.
- Zamknij się! - już chciałem mu strzelić "z liścia" ale na salę weszła pielęgniarka, zobaczyć, co u Mario.
Chłopaki wyszli, Toni został ze mną.
- Sam widzisz, jacy oni są - powiedział cicho - Robben może serio mieć psychozę.
- Możliwe - mruknąłem.
- A dlaczego Mario chciał popełnić samobójstwo, wie tylko on. My możemy się tylko domyślać - powiedział smutno mój rozmówca.
- Masz rację - odparłem.
Kolejny rozdział wyszedł mi beznadziejnie. Grr... -.-
Taki o niczym. Kolejny nie wiem kiedy. Może w weekend. ;p
Matma spędza mi sen z powiek. W ogóle jej nie ogarniam, nawet teoretycznie prostych ułamków nie ogarniam. Wyśmiejecie mnie pewnie, no ale to prawda.
Nawet pracy domowej nie potrafię zrobić. -.-
Ech, życie ma to do siebie, że zawsze są w nim jakieś problemy. Czemu nie może nigdy być idealnie, chociaż przez jakiś czas? -.-
Dobra, już nie narzekam i nie zamęczam Was swoimi problemami. Mam nadzieję że każdy kto przeczytał skrobnie jakiś komentarz... dajcie mi motywację i trochę radości...
Buziaki! Trzymajcie się! :* Sylwia
Wróciłem na salę, nie było już tam trenera. Natomiast byli tam piłkarze Bayernu. Czego oni mogli chcieć?! Przecież oni nie znosili Mario. Jakim teraz prawem mogli stać przy jego łóżku?!
- A teraz usiądziemy sobie przy Mario i popłaczemy razem z Marco - powiedział Arjen. - Chłopaki, bądźmy solidarni!
- Arjen, dorosły facet, a zachowujesz się jak zbzikowany nastolatek - powiedział Toni. - Jak Ci nie wstyd?!
- Nie moja wina, że zachciało mu się samobójstwa - powiedział Arjen.
- Toni, czyżbyś był po stronie Marco? - zapytał Dante.
- Tak! Mario niczego złego nie zrobił, a Wy mu żyć nie dawaliście - powiedział Toni. - Najlepiej wiem, co wyprawialiście.
- Kroos, chcesz oberwać? - zapytał Robben.
- Ty serio jesteś niezrównoważony - powiedziałem - zostaw go w spokoju!
- Ej, a może zrobimy małe przestawienie? - zapytał Philipp, przymierzając swoje ręce do aparatury.
- Zostaw to! - syknąłem i odsunąłem Lahma. Co za idioci, kretyni bez mózgów! Po prostu brak słów. Dorośli faceci, a zachowują się, jak to Toni ujął, jak zbzikowani nastolatkowie.
- Chłopaki, chodźmy na piwo - powiedział Robben. - Płacz sobie, mięczaku, płacz, a ten cieć niechże zdechnie.
- Zamknij się! - już chciałem mu strzelić "z liścia" ale na salę weszła pielęgniarka, zobaczyć, co u Mario.
Chłopaki wyszli, Toni został ze mną.
- Sam widzisz, jacy oni są - powiedział cicho - Robben może serio mieć psychozę.
- Możliwe - mruknąłem.
- A dlaczego Mario chciał popełnić samobójstwo, wie tylko on. My możemy się tylko domyślać - powiedział smutno mój rozmówca.
- Masz rację - odparłem.
***
Toni w końcu musiał iść, ja zostałem przy łóżku Mario. W każdej chwili mógł otworzyć oczy.
Zdradził mi, że jednak musi iść na trening. Kto chciał, mógł z rana iść wspólnie z trenerem do szpitala, a potem jednak czekały ich ćwiczenia.
Z całego serca życzyłem Robbenowi, aby złamał sobie nogę na tym treningu. To, co opowiadał o Mario, przechodziło ludzkie pojęcie.
On po prostu musiał maczać palce w przyczynie próby samobójczej Mario.
"Ten cieć niechże zdechnie" - gdy Robben to powiedział, myślałem, że wyjdę z siebie. Mario na pewno go nie skrzywdził ani nie skrzywdziłby. On nie jest taki. On nie szuka zaczepki, nie miesza na siłę.
Postanowiłem pooddychać nieco świeżym powietrzem, wybrać się na krótki spacer. Zatem opuściłem salę i skierowałem się do wyjścia, jednak oczywiście opuszczałem próg szpitala z myślą, iż jeszcze tu wrócę.
Miałem ochotę tylko upić się z rozpaczy. Jednak jeśli bym się upił, nie wpuściliby mnie do szpitala, do Mario.
Pod szpitalem kręcili się dziennikarze. Jedna z tych hien oczywiście podeszła do mnie i zaczęła wypytywać o stan zdrowia Mario...
- Panie Reus, czy jest już coś wiadomo na temat zdrowia Mario? - zapytał.
- Pozostaje nieprzytomny - odparłem lakonicznie. - Nie mam teraz ochoty na rozmowy.
- Ale to tylko kilka pytań...
- Innym razem - odparłem i szybko skierowałem się w drugą stronę. Już się domyśliłem, o co chciałby się zapytać ten dziennikarz. Co mogło być przyczyną próby samobójstwa mojego przyjaciela, o tak.
Nie będę o tym rozmawiał z mediami. To prywatna i zbyt intymna sprawa.
Wyjąłem z zaparkowanego przed szpitalem auta okulary pilotki i postanowiłem nieco się przejść i ochłonąć.
***
Siedziałam w swoim pokoju, znudzona i zmartwiona. Łukasz na treningu, Ewa na zakupach. Sara w przedszkolu.
Jutro zapewne się dowiem, czy zaliczyłam test. Ale to nie to jest teraz najważniejsze. Nie mam teraz ochoty na naukę jazdy. Chciałabym być teraz przy Marco, wspierać go w tych trudnych chwilach.
Gdy tak sobie pomyślałam o moim ukochanym, on nagle do mnie zadzwonił. Oczywiście natychmiast odebrałam.
- Cześć, kochanie - powiedziałam.
- Hej, Lidia - usłyszałam głos mojego ukochanego. Był taki strapiony.
- Co tam słychać? Co z Mario? - zapytałam zatroskana.
- Bez zmian - powiedział smutno Marco. - Jeszcze, jakby mi było mało, dobił mnie dziś Robben. Masz pojęcie, co on wygadywał? Wygarnąłem mu wszystko, powiedziałem mu, iż wiem, jak traktował Mario. Poszarpaliśmy się, cud, że sobie głowy nie rozbiłem.
- Że co?! Marco, Ty uważaj na siebie i nie dopuszczaj do podobnych sytuacji - powiedziałam zszokowana. - Ten Robben to jakiś psychol! On musiał maczać palce w...
- Na pewno - przerwał mi Marco. - Z pewnością, kochanie. Ale to wie tylko Mario...
- Jesteś teraz przy nim? - zapytałam.
- Wyszedłem na krótki spacer - odparł mój ukochany. - Jeszcze przed szpitalem te medialne hieny mnie zaczepiły, ale im uciekłem. Nie będę upubliczniał tak intymnej sprawy.
- Masz rację - odparłam.
- Jak Ci test poszedł? - zapytał Marco.
- Nieźle - powiedziałam. - Pewnie jutro się dowiem, czy zaliczyłam. Ale nie to jest teraz najważniejsze. Chciałabym być teraz przy Tobie i Cię wspierać. Domyślam się, jak koszmarnie się czujesz.
- Też bym chciał, żebyś tu była - powiedział Marco. - Bo ja nie wiem, kiedy wrócę do Dortmundu...
Nie chciałam mówić Marco, że Mario może nie przeżyć, sama też nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Mario musi żyć. Przecież ma dla kogo żyć. Tu, w Dortmundzie, ma wielu dobrych znajomych, a co najważniejsze, ma takiego wspaniałego przyjaciela jak Marco, któremu tak bardzo na nim zależy.
- Oby jak najszybciej. Oby też wszystko skończyło się dobrze - powiedziałam.
- Jeśli Mario przeżyje... muszę zabrać go ze sobą do Dortmundu. On potrzebuje pomocy - powiedział Marco. - I oczywiście wsparcia, on
miał należytego wsparcia przez ostatni czas. Rozmowy telefoniczne to jednak nie to samo, co rozmowa w cztery oczy.
- Dobrze mówisz - powiedziałam. - Nie masz pojęcia, jak się martwię. Podobnie jak Ty. Lekko mnie brzuch przez to boli...
- Skarbie, proszę, tylko się nie nakręcaj - powiedział Marco. - Staraj się pozytywnie myśleć. Bo ja jeszcze bardziej będę zdenerwowany i dobity, jeśli i z Tobą będzie źle.
- Staram się - westchnęłam - mam nadzieję, że Ty również.
- Nie jest to łatwe, ale próbuję - powiedział Marco. - Muszę kończyć, kochanie. Trzymaj się tam. Kocham Cię.
- Ty również się trzymaj - odparłam - też Cię kocham, misiu. Do zobaczenia!
- Pa, skarbie - powiedział Marco i się rozłączył.
Rzuciłam komórkę za siebie, schowałam twarz w dłoniach. Nie udało się mojemu ukochanemu ukryć nerwów. Jego głos drżał, był wyraźnie strapiony i zdenerwowany. Starał się niezbyt narzekać, ale i tak wyczułam, że sytuacja jest naprawdę niewesoła.
Położyłam się, wtuliłam w poduszkę i tak leżałam.
***
*oczami Marco*
Dzień tak wolno zlatywał. Nie miałem co ze sobą zrobić. Snułem się smutny po monachijskich ulicach, co chwila ciężko wzdychając.
Nie było co robić dłużej na tym zimnie. Postanowiłem wrócić do Mario. Tak bym chciał wrócić i zastać go przytomnego...
Niestety, tak się nie stało. Gdy wszedłem na salę Mario, pozostawał nieprzytomny.
Przysiadłem przy jego łóżku. Na salę weszła pielęgniarka, zaczęła zmieniać kroplówkę mojego przyjaciela.
- Czy pan musi tu cały czas przebywać? - zapytała, jakby rozdrażniona - nie mógłby pan przyjść jutro rano? Już jest wieczór, poza tym...
- Nie! Nie ruszę się stąd, póki Mario się nie obudzi - powiedziałem stanowczo.
- Ale pan nawet nie jest jego rodziną - powiedziała moja rozmówczyni.
- Jego rodzina nie interesuje się nim - powiedziałem. - Ja jestem prawie jak jego brat. Więc proszę mnie nie wyganiać. Ja chcę dla Mario jak najlepiej.
Co za kobieta. Czemu się na mnie wyżywa i jest tak niemiła? Może ma problemy w swoim życiu prywatnym. Ale czy musi się na mnie wyżywać? Ja tylko chcę być przy moim przyjacielu. Czy to tak wiele?
Godziny mijały, ja siedziałem, wbijając wzrok raz w podłogę, raz w Mario.
Nastała dwunasta w nocy. Za oknem świecił księżyc. W sali panował półmrok.
Poza "pikaniem" aparatury panowała głucha cisza.
- Robert... - pomyślałem - jeśli gdzieś tam jesteś i czuwasz, nie pozwól Mario umrzeć!
Gdyby Robert żył, na pewno martwiłby się tak samo jak ja. Ale jego już nie ma. Strach, że Mario do niego dołączy, nie opuszcza mnie ani na moment.
Z moich oczu nagle zaczęły kapać łzy. Zwyczajnie zacząłem płakać. Wcześniej coś mnie od tego powstrzymywało.
Na szczęście, nikt nie widział tego ani nie usłyszał.
- Mario, proszę Cię, obudź się - wyszeptałem. - Wierzę, że mnie słyszysz. Ty musisz przeżyć, po prostu musisz...
________________________________
Kolejny rozdział wyszedł mi beznadziejnie. Grr... -.-
Taki o niczym. Kolejny nie wiem kiedy. Może w weekend. ;p
Matma spędza mi sen z powiek. W ogóle jej nie ogarniam, nawet teoretycznie prostych ułamków nie ogarniam. Wyśmiejecie mnie pewnie, no ale to prawda.
Nawet pracy domowej nie potrafię zrobić. -.-
Ech, życie ma to do siebie, że zawsze są w nim jakieś problemy. Czemu nie może nigdy być idealnie, chociaż przez jakiś czas? -.-
Dobra, już nie narzekam i nie zamęczam Was swoimi problemami. Mam nadzieję że każdy kto przeczytał skrobnie jakiś komentarz... dajcie mi motywację i trochę radości...
Buziaki! Trzymajcie się! :* Sylwia
Oby Mario się szybko obudził... biedny ;//
OdpowiedzUsuńCiekawe czy Lidia zdała ten test ? Myślę, że tak, ale okaże się ;)
Robben co to za bydlak ? Boże ;P
Dręczy mnie jeszcze jedna rzecz... Dlaczego Mario popełnił samobójstwo !? Szczęście, że mu się do końca nie udało ...
Mam nadzieję, że dowiemy się tego w kolejnych rozdziałach. Czekam *.*
Pozdrawiam ;*
Świetny rozdział a ten Robben grrrr
OdpowiedzUsuńNiech Mario się obudzi
Robbena powinni zamknąć w szpitalu psychiatrycznym !
OdpowiedzUsuńNiech Mario się w końcu obudzi ..
Biedny Marco ;(
Rozdział świetny i nie gadaj, że beznadziejny ! ;)
Pozdrawiam - Nikola :*
On musi przeżyć...
OdpowiedzUsuńGrr- wkurza mnie ten Robben. Też go nie lubię -.-
Biedny Marco ;c
Nie martw się- też nie ogarniam matmy -,- nienawidzę tego! nie mam głowy do matmy...
czekam na kolejny ;3 Buziaki ;D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńW realu mam pewien szacunek do nich, a to jest tylko opowiadanie i czysta fikcja.
UsuńW opowiadaniu które już zakończyłam (BVB mein leben) nawet niektórych piłkarzy BVB przedstawiałam jako złych (np Felipe czy Julian) co nie oznaczało że ich nie szanuję.
Rozdział jak zawsze fantastyczny! Robben zachował się jak zwykły drań, pozbawiony serca i uczuć. Nie wiem jak można tak postępować. Wydaje mi się, że on w ten sposób próbuje się dowartościować. Robben to człowiek bez skrupułów, nie czuje żadnej winy ani nie ma wyrzutów sumienia. Niestety tacy ludzie się zdarzają. Mam nadzieję, że Mario w niedługim czasie wróci do zdrowia.
OdpowiedzUsuńCo do matmy, to też za nią nie przepadam, a co najgorsze trafiła mi się nauczycielka, która nie umie uczyć. Więc dodatkowo siedzę nad książkami w domu, bo niestety matma jest na maturze :(
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam :*
Co za drań! Jak on może! Teraz już wiadomo, że maczał paluchy w tej sprawie. I jeszcze ten cały Lahm... Przestraszyłam się totalnie :*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że karma powróci i że to Robben zdechnie jak to sam powiedział. Idioci....
Ha! Nie jestem sama! Ja też nie ogarniam matmy! Babka coś tłumaczy a ja nie wiem gdzie jestem i po co tu siedzę. Przeraża mnie to :*
Rozdział zajebisty! Nie mów, że nie, bo to nieprawda! :*
Czekam z niecierpliwością na kolejną odsłonę! :**
Wierzę, że z Mario wszystko się ułoży. chłopak musi przeżyć żeby jeszcze pokazać Bayernowi i tym jego zawodnikom, że jest najlepszy! :**
Powodzenia w szkole i trzymaj się ciepło kochana :**
Buziaki :**
Rozszarpałabym tego idiotę!
OdpowiedzUsuńBiedny Marco:(
Rozdział jest świetny, nie opowiadaj głupot;)
A matmą się nie przejmuj jakieś 70% ludzkości jej nie pojmuje...
I ja też sie do niej zaliczam, przyznam Ci się:)
Głowa do góry:)
Pozdrawiam:**
Cudowny rozdział ! Ale taki smutny ;< Boję się o Mario, a ci monachijczycy już mnie dobijają, no jak można być takimi ludźmi. Zero szacunku, zrozumienia...
OdpowiedzUsuńMnie szkoła ogólnie dobija ;d A jakbyś chciała pogadać to pisz, nawet z tą matmą mogłabym Ci pomóc ;* mimo, że sama jakimś wielkim ogarem nie jestem, ale wydaje mi się, że umiem to co powinnam ;) Także jeśli byś chciała to pisz, a i z matmą jakoś damy radę ;d
Czekam na kolejny fantastyczny rozdział. Bo każdy jest niesamowity i nie mów że beznadziejny bo to nieprawda !
Czekam więc i pozdrawiam ;*
Pamiętaj jak coś to pisz na gadu ;)
Fantastyczny rozdział!
OdpowiedzUsuńTego Robena to chyba rozszarpałabym ze złości xD
Marco tak cierpi przez to ... ;(
Mam nadzieję, że w końcu wybudzi się !
A ja matmy też nie ogarniam, więc się nie martw, że jesteś sama z tym :) bo nie jesteś ;)
Trzymaj się :*
Czekam na nowy.
Pozdrawiam :P
Przestraszyłam się, jak Lahm startował do aparatury Mario.. i jeszcze ten Robben. Facet jest bezczelny. Dobrze, że nie zrobił nic Marco. Oby Goetze wybudził się i pokazał tym Bawarczykom, że jest silny! :)
OdpowiedzUsuńHah, matma - wróg człowieka :) Jakbyś miała problem to możesz napisać do mnie. Wspólnymi siłami może ją zrozumiemy ;D
Rozdział genialny, po prostu cudowny :) Czekam z niecierpliwością na następny.
Buziaki :*
Zabiłabym tego Robena ze złości! :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że chociaż Toni jest fajny <3
Jej matma najukochańsza na świecie tylko w snach haaha :D
Czekam na kolejny <3
Buziaki! ;*
Jezu, no nie mogę!!! Arjen to jest serio jakiś chory psychicznie!! Jak można takie rzeczy wygadywać?! No on na pewno nie jest normalnym, zdrowym człowiekiem! To samo Lahm!!! Jak można takie rzeczy odpieprzać, no?!! Ja myślę, że jeśli Mario się wybudzi (i mam nadzieje, że tak będzie!) to go Marco zabierze do Dortmundu i nie pozwoli nigdy tu wrócić!!
OdpowiedzUsuńPrzy tej ostatniej scenie się popłakałam... Jejciu, jakie to smutne!! Mam wielkie nadzieje, że, tak jak Ty to ujęłaś: "Robert nie pozwoli umrzeć Mario". Jestem dobrej myśli!
Buziaki kochana! ;**
Dobrze, że w Monachium wspiera chociaż Marco Toni :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak to się wyda, że piłkarze Bayernu są tacy dla Mario. Mam nadzieje, że jak najszybciej.
Oby Mario jak najszybciej wybudził się z śpiączki. On musi przeżyć!
Czekam na kolejny :)
Oby był jak najszybciej.
wiesz co? mam ochotę jechać do Monachium, i szczerze wpieprzyć temu Arjenowi. jak on może takie rzeczy wygadywać o Mario? szczerze go nienawidzę. Mario musi się wybudzić, po prostu musi! współczuję Marco, mam nadzieję,że wytrzyma. i mam nadzieję,że Lidia zda test. piszesz cudownie, kochamy Cię. a w szkole będzie dobrze, nie martw się :):*
OdpowiedzUsuńArjen na serio jest jakiś niezrównoważony psychicznie... Jak można robić i mówić takie rzeczy, i jeszcze Lahm... Grr! Czekam na to, aż Mario się wybudzi (mam nadzieję, że tak będzie). Oby Marco go z tamtąd zabrał! Dobrze, że siedzi przy nim. Rozdział jest fantastyczny! Czemak nn!
OdpowiedzUsuńBuziaki kochana ;*
super rozdział . Mam nadzieje że Mario się obudzi . Zapraszma do sb http://kovma.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBezsensu to. W jednym blogu jest śmierć, gwałt i próba samobójstwa. Za dużo na jednego bloga. Czytanie tego robi się już nudne.
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się. Według mnie to sprawia, że opowiadanie jest coraz bardziej interesujące. Owszem gdyby był to blog kończący się na 30-40 rozdziałach to tak, mogłoby być to za dużo. Ale sam/sama zauważ, że autorka ma naprawdę wiele pomysłów i pisze długie opowiadanie więc nie widzę tu żadnego problemu, ani nudy.
UsuńNie wydaje mi się by ktoś przed rozpoczęciem tego bloga powiedział, że będzie on tylko o jakimś cudownym, kolorowym życiu. Autorka pokazuje nam jak wiele osób boryka się z naprawdę wieloma problemami. Nie wiem jak ty, ale ja nie spotkałam się jeszcze z taką osobą, która przez całe życie miałaby jeden problem.
Sylwia, nie przejmuj się tylko tego typu komentarzami. Każdy ma prawo pisać to co chce, a jak komuś się nie podoba niech nie czyta ;*
Dziękuje i pozdrawiam.