poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 5.

Na moim biurku stał laptop. Wzięłam go, usiadłam wygodnie na łóżku i go włączyłam. 
Nic ogólnie ciekawego. Wszyscy zachwycali się na facebooku, że wreszcie wakacje. Nie było żadnych wiadomości od nikogo. 
Siedziałam na YouTube i słuchałam muzyki, gdy nagle na FB ktoś do mnie napisał. To była Lilianna, moja przyjaciółka ze szkoły, jedyna osoba, która wiedziała o moich problemach. Jednak nie wiedziała, dokąd wyjechałam. 

Lilianna : Hej! Gdzie się kochana podziewasz? Dziś chciałam Cię odwiedzić, ale nikogo nie było. 
Ja : Oj, skarbie, nie wiem, kiedy się znów zobaczymy, naprawdę. Ojciec i Matylda wyjechali do Hiszpanii, więc ich nie ma... 
Lilianna : To z nimi wyjechałaś, czy jak? Może ojciec wreszcie da ci luzu, w końcu już są wakacje i nie trzeba się uczyć! 
Ja : Nie wyjechałam z nimi.
Lilianna : To gdzie Ty jesteś?! Lidia?! 

Zawahałam się, czy jej napisać, gdzie się znajduję obecnie. Wprawdzie Lilianna wiedziała o mojej sytuacji w domu, pewnie by wszystko zrozumiała... 


Ja : Okej, powiem Ci. Ale masz obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. 
Lilianna : Przysięgam! 
Ja : Uciekłam z domu. Dłużej nie wytrzymam z ojcem i Matyldą. Wiesz dobrze, jak mnie traktowali. 
Lilianna : Uciekłaś?! Gdzie?! 
Ja : Do Niemiec. Nie przejmuj się, jestem bezpieczna. 
Lilianna : Nie mów, że u Ewy i Łukasza jesteś, w Dortmundzie! 
Ja : Właśnie tak! 
Lilianna : Oj, Lidia, Lidia...
Ja : No co? Wiesz dobrze, co miałam w domu!
Lilianna : Wiem, dalej mi przykro z tego powodu... muszę kończyć! Do zobaczenia!
Ja : Cześć... 


Lilianna wiedziała o mojej przyjaźni z Piszczkami. Znała też dobrze moją sytuację domową, gdy Ewy nie było, wielokrotnie jej się zwierzałam. Znałam ją od podstawówki, nikomu więcej w szkole nie ufałam, nie umiałam zaufać. 
Lilianna była też niezłą uczennicą, więc ojciec w miarę akceptował moją przyjaźń z nią. Ale jej nikt nie bił i nie maltretował. Nie odczuwała nieustającego strachu... 
Wyłączyłam laptop, zjadłam kilka wiśni w czekoladzie które podarował mi Mitchell i położyłam się na łóżku. Nałożyłam słuchawki, w których poleciała za moment piosenka Ramble On zespołu Led Zeppelin. 
Gdy się już nasłuchałam, poszłam tylko wziąć prysznic i położyłam się spać. 





*** 






Budzę się, a tu słońce za oknem w pełnej krasie. 
- O matko! Już dwunasta - wyrwało mi się. 
No to sobie pospałam. 
- Pewnie Łukasz poszedł na trening beze mnie - mruknęłam - na pewno musiał iść na poranną godzinę! 
Doprowadziłam się do porządku, ubrałam się w kwiecistą sukienkę i spięłam moje długie, brązowe włosy w koka, i zeszłam na dół. 
Patrzę, a tu siedzą zadowoleni Robert i Łukasz, popijając Pepsi. 
- Cześć wam - powiedziałam, siadając obok nich.
- Witamy, śpiąca królewno - powiedział Łukasz i nalał mi do szklanki Pepsi. 
- To jak, idziesz dziś z nami na trening? - dopytywał się Robert - o 15! 
- O 15? - zdziwiłam się. - Myślałam, że może macie na ósmą rano, czy jak...
Chłopaki parsknęli śmiechem. 
- No jednak nie - powiedział Robert. 
- Rozumiem - powiedziałam, i wzięłam łyk Pepsi. - A gdzie Ewa i Sara? 
- Na zakupach - powiedział Łukasz. 
Postanowiłam przyrządzić sobie tosty, toster stał jeszcze nieschowany. 
- Co tam jeszcze powiesz, Lewy? - spytał Łukasz.
- Ostatnio złapałem fazę na Kult, znasz ten zespół? - odparł Lewy. 
- Kult? No pewnie, że znam! Kazik jest genialny! - powiedział Łukasz - chyba mam jeszcze gdzieś płyty z jego piosenkami, kiedyś sobie zgrywałem. 
Łukasz poszedł gdzieś i wrócił z kilkoma płytami, włożył jedną z nich do magnetofonu stojącego na kuchennym stole. 
- A co to za Kazik, jeżeli mogę wiedzieć? - zapytałem.
- Lider zespołu Kult, to rockowy zespół założony w 1982 roku - wyjaśnił Robert. - Sama posłuchaj - powiedział Łukasz. 
Zaczęła lecieć jakaś piosenka.
- O! To 12 groszy - zawołał Robert.
- Dokładnie - powiedział Łukasz. 
Zaczęłam słuchać razem z chłopakami. Przyznam, że nawet niezła piosenka.
- A masz coś jeszcze? - zapytałam.
- Masz może Baranka? - zapytał Robert. 
- Chyba gdzieś tu to było - powiedział Łukasz, i zaczął szukać. - O, jest!
- Świetnie! - ucieszył się Robert.
- Ja też lubię tę piosenkę - powiedział Łukasz. - Nawet bardzo.
Łukasz nastawił odtwarzacz na cały regulator i zaczęli sobie śpiewać na głos z Robertem. Miło było popatrzeć. A co do tego zespołu, nawet mi się spodobała ich muzyka. 
W końcu wróciła Ewa z Sarą, gdy usłyszała głośną muzykę, nie wyglądała na zbytnio zaskoczoną.
- Łukasz, czyżby znów faza na Kazika? - zapytała ze śmiechem. - Ścisz choć trochę!
- No dobrze, dobrze - mruknął i spełnił prośbę żony. - Możliwe! 
Sara zaczęła tańcować w rytm muzyki. Wyglądało to przeuroczo. A ta piosenka "Baranek" była naprawdę ekstra. 

Na głowie kwietny ma wianek, 
w ręku zielony badylek
A przed nią bieży baranek 
A nad nią lata motylek...


Potem Łukasz puścił piosenkę, którą już kojarzyłam, bo leciała wielokrotnie w radiu, czyli Gdy nie ma dzieci
- Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni, gdy nie ma w domu dzieci, to jesteśmy niegrzeczni - wydzierali się reprezentanci Polski. 
- Sara, chodź, podlejemy kwiatki - powiedziała Ewa, posłała mi uśmiech i poszła z Sarą do ogrodu. Ja zostałam z chłopakami, i przyglądałam się, jak się dobrze bawią. 
Mieli niezły ubaw, ale w końcu Ewa im przypomniała, że dziś jeszcze mają trening. 
- Lidia, idziesz? - zapytał Łukasz - już czas!
- Okej, okej - powiedziałam. - Tylko może się przebiorę.
- Daj spokój, dobrze jest - powiedział Robert. 
- Właśnie! - wtórował mu Łukasz - fajna sukienka!
- Dzięki, dzięki - odparłam, założyłam balerinki, prysnęłam się perfumami Ewy i wyszłam razem z nimi. 






*** 






Trochę się denerwowałam. Co innego spotkanie w kameralnym gronie przy ognisku, a co innego spotkanie się z calutką drużyną i do tego zanosiło się na to, że będę tam jedyną kobietą. 
- A ten wasz trener to nie będzie zły? - zapytałam.
- Coś ty - uśmiechnął się Robert - czasami przychodzą dziewczyny lub żony zawodników, obserwują z ławki jak trenujemy. Czasem i moja Ania przychodzi, ale ona często jest na wyjeździe, bo trenuje karate. 
- Karate? Nieźle - skomentowałam. 
Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą okularów przeciwsłonecznych. Mogłabym ukryć nimi lekki lęk w moich oczach. 
Dotarliśmy na miejsce, już chyba wszyscy byli. Ale na ławkach stojących wokół nikogo nie było. Cholera! Sami faceci mnie otaczali... 
- Dzień dobry, trenerze! - zawołali Łukasz i Robert. 
- Witam, witam - uśmiechnął się do nich postawny mężczyzna w okularach, który jak okazało się był ich trenerem. - A kim jest ta młoda niewiasta? 
- Moja przyjaciółka z Polski, Lidia Miller - przedstawił mnie Łukasz. - Lidka, to nasz trener, Jurgen Klopp. 
- Witam - powiedział Jurgen i uścisnął moją rękę. - Miło mi poznać.
- Z wzajemnością - powiedziałam. 
- Robert, Łukasz, idźcie się przebrać, tylko szybko - nakazał trener. - A wy 10 kółek na rozgrzewkę, raz dwa! 
- Jezu... - jęknął Mitchell. 
- Mitchell, drugie przykazanie! - zwrócił mu uwagę szkoleniowiec. - No już, migiem! 
W końcu wszyscy zaczęli robić okrążenia, a trener zwrócił się do mnie.
- Więc jesteś przyjaciółką Łukasza? - zwrócił się przyjaźnie do mnie. - I przeprowadziłaś się do Niemczech na stałe? 
- Myślę, że tak. Bardzo podoba mi się tu w Dortmundzie, wspaniałe miasto - powiedziałam powoli. 
- I jeszcze lepsza drużyna - powiedział Klopp. - Chociaż czasami tych chłopaków do ćwiczeń zagonić... 
- Hej, trenerze! Mitchell nie biega! - krzyknął któryś z piłkarzy, którego (jeszcze) nie kojarzyłam. 
- Moritz, ty palancie - usłyszałam Mitchella, który ściągnął swojego korka i zaczął gonić, jak się okazało, Moritza. 
- Ratujcie! Mitchell chce mnie zabić! - wykrzykiwał piłkarz. 
Robert i Łukasz przybiegli przebrani, dołączyli do wygłupiających się piłkarzy. Trener tylko pokręcił głową. 
- Czy wy możecie choć raz zachowywać się jak normalni ludzie?! - usłyszałam Łukasza. 
- Właśnie! Do ćwiczeń, nieroby - wtórował mu Kuba. 
- A już bo ty tak chcesz - nabijał się Moritz. 
- Łukasz, Kuba, przywracacie mi wiarę - zaśmiał się trener, z którym podeszłam do piłkarzy BVB. 
- Jurgen! Możesz tu przyjść tak na 15 min? - usłyszeliśmy głos kogoś, kogo nie znałam. Potem się dowiedziałam, że to był Watzke, prezes Borussii Dortmund. 






***






Poszłam usiąść sobie na ławkę. Jednak chłopaki wykorzystywali to, że trener na chwilę spuścił ich z oka. Podszedł do mnie ten piłkarz, który miał na imię Moritz. 
- Cześć - uśmiechnął się do mnie - jestem Moritz, Moritz Leitner, a Ty? 
- Lidia Miller - przedstawiłam się. - Miło mi Cię poznać! - podałam mu rękę. 
- Ej! Leitner, nie podrywaj! - usłyszałam Mitchella. Rezerwowy bramkarz BVB podbiegł i usiadł obok mnie. 
- Jaka urocza kiecka - skomentował. - Jak tam, panno Miller? 
- Dziękuję - powiedziałam - a całkiem dobrze. 
- Hej, wyskoczymy gdzieś kiedy jeszcze, co? - zaczął się dopytywać. Zrobiło mi się ciepło w środku. Mitchell ciągle mnie podrywał. 
Zaraz zleciała się wokół nas grupka chłopaków, ciekawych, co tu się dzieje ciekawego. 
Zauważyłam, że Mario i Marco wyraźnie izolują się od reszty. Zastanawiało mnie, o co chodzi... 
- I jak Lidio wrażenia? - zapytał mnie Robert. 
- A fajne, fajne - przyznałam. 
- Już jestem! - usłyszeliśmy głos trenera. 
- Tak szybko? - jęknął cicho Mitchell. 
- Chłopaki, trzeba się wziąć ostro za ten trening, bo serio Chelsea spuści nam baty - powiedział trener. 
Chłopaki pobiegli na murawę. 







*** 






W końcu trening dobiegł końca. 
- Lidka! Chodź z nami do szatni - krzyknął Mitchell.
- Nie, dziękuję - powiedziałam zaskoczona. 
- Tak, najlepiej, żeby z tobą pod prysznic poszła - skomentował Moritz. 
- Ooo - wydał z siebie okrzyk Mitchell.
- Zgubiliście na boisku resztki rozumu? - pozwoliłam sobie na docinkę. 
- Moritz? Możliwe - pokiwał głową Mitchell.
- Ha, dobrze kochana, broń się przed nimi - przyklasnął mi Łukasz. 
- Skąd ty tak świetnie znasz niemiecki, dziewczyno? - dziwił się Nuri, którego też już zdążyłam poznać. 
- Lata nauki - westchnęłam.
- Skąd ja to znam - uśmiechnął się i skierował w stronę szatni, podobnie jak reszta drużyny. 
Nie minęła chwila, a z szatni wybiegli nagle... Marco i Mario, ale nieprzebrani, trzymali jedynie swoje torby treningowe. Podeszli do mnie. 
- Lidia, widzimy, że z Mitchellem się świetnie dogadujesz - zaczął rozmowę Mario. 
- To chyba dobrze - stwierdziłam. - Mitchell jest wspaniały. Ale spokojnie, Was też mogę lubić, już polubiłam. 
- My Ciebie też - uśmiechnął się Marco - ale naprawdę, uważaj na niego... 
- Na litość boską, czemu wszyscy mi tak mówią?! - zdenerwowałam się. 
- Bo to prawda - powiedział Mario. 
- Lidka, może pójdziemy gdzieś we trójkę? - zaproponował Marco. 
- No nie wiem, Mitchell już chciał gdzieś iść... Poczekam na niego - powiedziałam. 
Mitchell naprawdę mi się podobał. Chciałam rozwijać tę znajomość. Był taki przystojny, wesoły, miły. 
Nagle z szatni wyszła większość drużyny BVB, w tym Langerak. Od razu podbiegł do mnie. 
- A wy co tak przy niej sterczycie? - zwrócił się dość pogardliwym tonem do moich nowych znajomych. - Specjalnie wybiegliście wcześniej, co? 
- Łukasz jeszcze się ogarnia? - przerwałam mu, nie chciałam, żeby się kłócili. Od razu wywnioskowałam, że oni się nie lubią, z powodu różności charakterów. 
- Tak - powiedział Mitchell.
- To my lecimy, Lidia, jak coś, to Łukasz ma nasze numery - obwieścił Marco. - Do zobaczenia! 
- Cześć - odparłam. 
- Lidka, mam dla Ciebie fajną propozycję - powiedział Mitchell.
- Jaką? 
- Pójdziemy może dziś do klubu potańczyć? Może się przekonasz, jakie dyskoteki są cudowne - powiedział Mitchell. - Choć jeden raz! Proszę! 
- Ewa i Łukasz mnie nie puszczą, nie ma opcji - powiedziałam.
- A oni nie są twoimi rodzicami! 
- No i? Ale mieszkam pod ich dachem, oni mi pomagają, i... 
- Dobrze, dobrze - roześmiał się Mitchell - to może się zwyczajnie wymkniesz przez okno?! 
- Ciekawe jak! Mam na górze pokój! 
- Przyszedłbym pod dom Łukasza, coś by się wymyśliło... - powiedział tajemniczo Mitchell.
- Nie wiem, nie wiem - mruknęłam - nie pociągają mnie dyskoteki!
- Proszę - błagał Mitchell.
Zaczęłam się serio wahać. Miałam tak się wymknąć z domu?! Ale chciałam spędzić czas z Mitchellem, mimo tego, co mówią inni. 
- Dobrze - powiedziałam - zgadzam się! 




_________________





Mam nadzieję, że się Wam podoba, i że Was nie zanudziłam. Dziś mam FATALNY nastrój... więc mógł mi nie wyjść -.- 
Jedynym miłym akcentem tego dnia było dotarcie koszulki BVB ♥ 


Pamiętaj! Czytasz - komentujesz! Dzięki! 
Pozdrawiam! :* 





16 komentarzy:

  1. Coś czuje że Lidia jeszcze będzie żałować że poszła na tą dyskotekę. Może jej ten Mitchell coś zrobić xd Niech lepiej na niego uważa jak wszyscy tak mówią. Świetny rozdział. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniały rozdział ! fenomenalny jak zawsze ! to mnie tak wciaga że nie mogę nooo! cudne jest to opowiadanie ! czekam niecierpliwie na następny !
    mam nadzieję że humor ci się poprawi ;)

    pozdrawiam serdecznie !

    ps. dziękuję za Twój komentarz pod moim ostatnim postem ale to ja chciałabym pisać tak fantastycznie jak TY !

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Piszesz cudnie. I wcale mnie nie zanudziłaś. Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam Andżelika

    OdpowiedzUsuń
  4. No co Ty :d Rozdział jest świetny :)
    Jak ja uwielbiam czytać Twoje blogi... :*
    Mistrzostwo po prostu <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny rozdział <3
    Mitchell to szatan :D hhhaahah xd
    Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się jak najbardziej podobał!! i Czekam na następny ;);*
    Pozdrawiam;************

    OdpowiedzUsuń
  7. Mitchell sprowadza Lidie na złą drogę xd
    I wcale nie zanudzasz jest po prostu świetny!
    Czekam na dalszy rozwój sytuacji <33
    Pozdrawiam gorąco i życzę poprawy humoru! :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Proszę tylko żeby była z Marco ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział, zresztą tak jak inne :D
    Zapraszam do mnie http://wwwkochamcieborussiodortmund.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialne jest to opowiadanie ! ♥
    Liczę na więcej wątków z Marco ; p

    OdpowiedzUsuń
  11. świetnie , świetnie :D
    czekam na następny
    i zapraszam do mnie :
    http://wiecej-niz-myslisz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj Mitch.. ;) Genialnie piszesz geniuszu! :D Czekam na kolejny! :)
    Zapraszam:
    http://zakochaniwdortmundzie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Aj te szalone pomysły Langeraka ;) Lecę czytać kolejny, bo muszę się jak najszybciej dowiedzieć co dalej (;

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie lubię Mitchella, bo nie lubię imprez, czyli imprezowiczy też nie darzę jakąś szczególną sympatią. ;[ Że też się dała dziewczyna tak wyciągnąć! Już po tym zdaniu, że Piszczkowie nie są jej rodzicami widać, że Mitchell jest jaki jest :P To jej powinno, imho, dać sygnał :P Mam nadzieję, że kiedyś widowiskowo da mu "kosza" :D
    Pierwszy akapit, to cudo :) Lubię czytać o przyjaźni piłkarzy, a Tobie zgrabnie wychodzi jej pisanie ;)
    No i treningus ;)) Już uwielbiam Kloppa! "- A kim jest ta młoda niewiasta?" - haha :D
    Tylko drobna uwaga: cyfry w prozie nie wyglądają za ciekawie, chyba że to rok. Ale "10 kółek" lepiej zapisać jako "dziesięć kółek". :P

    Pozdrawiam ciepło!
    Angelika JJ

    __
    http://eviva-larte.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. ciekawe, ale uważam, że słabo znasz bvb :P

    OdpowiedzUsuń