sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 4.

- Ewa! Łukasz! - wołałam panicznym głosem, wyglądając przez kuchenne okno. 
- Co się dzieje? - zapytał Łukasz, który błyskawicznie przybiegł.
- Znaleźli mnie! - jęknęłam. 
Za oknem, z samochodu właśnie wysiadali ojciec i jego partnerka Matylda. Nie wyglądali na zadowolonych. 
- Jakim cudem?! - zawołała Ewa, która też już zdążyła się zorientować w sytuacji. 
- Idź zamknąć drzwi, Ewka! - krzyknął Łukasz - Lidio, nie oddamy Cię im!
Ewa pobiegła do hallu, a ja za nią. Ledwo przekręciła klucz, a rozległo się intensywne stukanie do drzwi. 

- Otwierać te drzwi! - usłyszałam krzyk ojca. Jakże był wściekły! - Natychmiast! Lidia, smarkulo, wiem, że tam jesteś! 
- Odejdźcie stąd, bo wezwę zaraz policję - krzyknął Łukasz. 
- To wy namówiliście moją córkę do ucieczki, nieudaczniki - krzyczał - otwórzcie, bo nie ręczę za siebie! 
Bałam się odezwać. Po prostu zastygłam w niesamowitym przerażeniu i lęku. 
- Lidka! Idź na górę, do Sary - szepnęła Ewa. 
- Okej - odparłam i pobiegłam do małej. Była zajęta oglądaniem bajki, spoglądałam na nią, ale też z niepokojem nadsłuchiwałam, co dzieje się na dole. 
Nagle... usłyszałam dźwięk wyważanych drzwi. Boże! Przestraszyłam się, że ojciec zaraz skrzywdzi Ewę i Łukasza.
- Gdzie ona jest? - krzyknęła Matylda. 
- Szukaj jej, musi gdzieś tu być - usłyszałam ojca. - A wy pożałujecie za chwilę! 
- Wzywamy policję! - usłyszałam Ewę. Słyszałam również, jak Łukasz każe wynosić się nieproszonym gościom z domu... 
I nagle... usłyszałam dźwięk pistoletu... zbiegłam natychmiast na dół, a tam leżeli na podłodze Łukasz i Ewa, zwijali się z bólu. Chwyciłam za telefon, żeby wezwać karetkę, ale ojciec mi to uniemożliwił...
- Już ci nikt nie pomoże - powiedział z mściwym uśmiechem - wracasz do Warszawy! Już! 
- Zachciało się gówniarze uciekać - powiedziała oburzona Matylda.
Ojciec chwycił mnie, chciał mnie siłą zaciągnąć do auta.
- Zostaw mnie! - krzyczałam - zostaw mnie, słyszysz?! Zostaw mnie!!! 
I nagle... uświadomiłam sobie, że jest noc, księżyc świeci za oknem, nie ma tu mojego ojca ani Matyldy, a mnie się to wszystko tylko przyśniło. No i Ewa i Łukasz żyli - stali w progu, patrzyli na mnie z przerażeniem. No tak, pobudziłam wszystkich swoimi krzykami przez sen. Do tego wiłam się po łóżku jak węgorz. 
- Boże, Lidia, miałaś zły sen? - zapytała Ewa. 
- O matko! Ewa, Łukasz, żyjecie - wysapałam. - Uff! Miałam zły sen, po prostu koszmar! Wybaczcie, że Was pobudziłam!
- Nie szkodzi - odparł Łukasz. Usiadł obok mnie, podobnie jak jego żona, chcieli wiedzieć, co to był za sen... Postanowiłam im wszystko opowiedzieć. Byli po prostu oburzeni i wściekli na mojego ojca. Wiedzieli, że przez niego mam traumę, z której mogę nigdy się nie wyleczyć. 
- Co to za chory człowiek - denerwowała się Ewa - Łukasz, widzisz, co ta biedna dziewczyna teraz przechodzi! Koszmary nocne, to wszystko efekt wieloletniego maltretowania! 
- Jak dobrze, że wyjechałaś z nami! - powiedział przejęty Łukasz. 
- Ten sen... był taki realny... - powiedziałam cicho. 
- Spokojnie, kochanie - powiedziała Ewa - już nigdy ojciec cię nie skrzywdzi, ani nikt! Nie myśl już w ogóle o nim, w ogóle, rozumiesz? Zapomnij o tym człowieku! On nie ma prawa nazywać się rodzicem! 
- A co to za ślady? - zainteresował się Łukasz. - Na prawej ręce... 
Na prawej ręce miałam ślady gaszonego papierosa. Ojciec wielokrotnie mnie tak "karał" gasząc na mnie papierosy. To tak straszliwie bolało... 
- Ojciec wielokrotnie gasił na mnie papierosy - wyznałam. - Za "karę" . 
- Sadysta! - syknął Łukasz. - Takiego to tylko wysłać na jakąś bezludną wyspę... 
- Dokładnie, Łukasz - powiedziała Ewa i wyszła z pokoju. Wróciła za parę minut z kubkiem melisy.
- Wypij melisę, złotko - powiedziała - to ci dobrze zrobi.
Zrobiłam, jak poprosiła, trochę mi faktycznie lepiej się zrobiło. Powoli się otrząsałam po tym koszmarnym, okropnym śnie. 
Łukasz i Ewa doskonale wiedzieli, że rozmowa była idealna na wszystko. W końcu jednak powiedziałam, że postaram się już zasnąć. 
- Porozmawiamy jeszcze rano, okej? - zapytałam. 
- Dobrze - powiedziała Ewa - dobranoc! 
- Miłych snów - dodał Łukasz. 
Wyszli z mojego pokoju, ja zgasiłam lampkę i zaczęłam wpatrywać się w księżyc i gwiazdy świecące na niebie. Powoli się kompletnie wyciszyłam, i usnęłam.... 






*** 






Na szczęście, nie przyśniło mi się już nic okropnego. Obudziłam się około dziewiątej rano, nałożyłam na siebie szlafrok i podreptałam do łazienki. Sara już była ubrana, biegała zadowolona po domu, bawiła się. 
- Szczęśliwa dziewczynka, rodziców ma wspaniałych, i jeszcze lepsze dzieciństwo... - pomyślałam. 
Z sypialni wyszła Ewa, skontrolować zapewne, co robi jej córeczka. 
- Sara, ranny ptaszek - roześmiała się pogodnie - coś niesamowitego! A ty jak się czujesz, złotko? 
- Całkiem nieźle - powiedziałam - właśnie idę pod prysznic. 
- To idź, a potem chodź na dół, idę właśnie przyrządzać śniadanie - powiedziała i zeszła na dół. 
Umyłam się, ubrałam się w zwykły, biały t-shirt oraz dżinsowe spodenki do kolan. Na udach jeszcze było widać gojące się siniaki... Na szczęście na łydkach już ich nie miałam... 
Gdy zeszłam do kuchni, Ewa i Sara już konsumowały poranny posiłek, Łukasza jeszcze nie było. W końcu przyszedł, wykąpany i ubrany. 
- Mamuś, pójdziemy dzisiaj na basen? - poprosiła Sara. 
- A będziesz grzeczna? - zapytała Ewa z uśmiechem.
- Tak! 
- To zobaczymy - powiedziała Ewa - Łukasz, Lidia, dobry pomysł, prawda? 
Teraz musiałam powiedzieć im o tym, że Mitchell zaproponował mi spotkanie, że już się umówiliśmy. 
- Słuchajcie, dziś Mitchell obiecał po mnie przyjść o 13, zaprosił mnie na kawę - obwieściłam. 
Zaskoczyło ich to wyraźnie.
- Jaka Ty szybka, Lidio, już się umawiasz... - uśmiechnęła się Ewa. 
- To on mnie zaprosił - powiedziałam. - Nie mam nic do stracenia przecież. 
- No w sumie - przyznała Ewa. 
- Jak chcesz, Lidio - powiedział Łukasz - ale nie radziłbym Ci się z nim wiązać! On jest strasznym imprezowiczem, uwielbia wyrywać dziewczyny na jedną noc... Wiesz, znam go trochę, w końcu gramy w jednej drużynie... 
- Ale ja nie mam zamiaru się z nim wiązać, ja dopiero się z nim poznaję - powiedziałam szybko. 
- Okej, okej - powiedział Łukasz - tylko cię ostrzegam, w razie czego.
- Łukasz w sumie ma rację - powiedziała Ewa - Mitchell kocha się bawić, aż za bardzo... 
- Kiedy tylko może, pędzi do dyskotek, i najczęściej przebywa tam do rana - dodał Łukasz. 
- Nie wygląda na takiego - zaprotestowałam. 
- Ha, pozory mogą mylić - powiedział Łukasz. 
Nie chciało mi się wierzyć, Mitchell wyglądał na ułożonego, mądrego chłopaka. Postanowiłam nie drążyć tego tematu, i poszłam już wybierać sobie ubrania na spotkanie. Chciałam w miarę ładnie wyglądać. Wybrałam przewiewną, długą pomarańczową sukienkę na ramiączkach. Do połowy łydki. Poprosiłam Ewę, żeby dała mi żelazko, i wyprasowałam ją. 
Wyszłam do ogrodu, Łukasz podlewał wężem ogrodowym kwiaty i krzewy, zdążył też polać nieco Ewkę, co rozśmieszyło Sarę. 
- Jesce! Jesce polej mamusię - wykrzykiwała. 
Ewa w końcu też się roześmiała, miała koszulkę całą mokrą. Rozłożyła się na leżaku, Łukasz z Sarą bawili się wodą, a ja usiadłam na drugim leżaku, obok Ewki, i cieszyłam się słońcem, wspaniałą pogodą. 






*** 







Zbliżała się godzina 13. Założyłam uszykowaną sukienkę, wyprostowałam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Przejrzałam się w wielkim lustrze wiszącym w hallu. 
- Wystroiłaś się, no no - skomentował Łukasz. - My wychodzimy na basen, Sara  nam żyć nie daje. Masz tu klucze, jakbyś wróciła wcześniej. 
- Niech Cię tylko Mitchell odprowadzi - powiedziała Ewa, która przyszła do hallu z spakowaną torbą na basen. 
- Musi, przecież jeszcze nie znam dobrze tych wszystkich ulic - powiedziałam ze śmiechem. 
- No właśnie - powiedziała Ewa. 
Rozległ się dzwonek do drzwi. Łukasz otworzył, to Langerak przyszedł. 
- No cześć - powiedział radośnie - Lidio, jaka piękna kiecka! 
- A dziękuję - uśmiechnęłam się. 
- To teraz Wam porwę przyjaciółkę - powiedział Mitchell do Ewki i Łukasza. 
- Na parę godzin, nie ma sprawy - powiedziała Ewa. 
- Miłej zabawy na basenie - powiedziałam, wychodząc. 
- Dołączam się do słów Lidii! Łukasz, tylko się nie utop! - dodał jeszcze Mitchell.
- Spokojna twoja rozczochrana - usłyszałam Łukasza. 
Szliśmy sobie chwilkę w milczeniu, gdy Mitchell przerwał nagle ciszę. 
- Jak tam samopoczucie? - zapytał.
- Całkiem niezłe - przyznałam. - Dokąd idziemy? 
- Pokażę Ci fajną knajpkę - powiedział zadowolony - oczywiście ja stawiam kawę! Plus jakieś dobre ciasto. 
- Miło - powiedziałam. 
Trochę trzeba było przejść drogi, jednak w końcu doszliśmy do naprawdę fajnej knajpy. Mitchell kupił nam po kubku mrożonej kawy i kawałku ciasta tiramisu. 
- Opowiedz coś o sobie, Lidia - powiedział - czym się interesujesz, co lubisz... 
Postanowiłam nie wspominać mu jeszcze, jakie miałam dzieciństwo. Za mało go znałam. 
- Uwielbiam jeździć rowerem, słuchać muzyki, lubię też rysować - powiedziałam powoli - a Ty? 
- Jakiej muzyki słuchasz? - zapytał - a ja uwielbiam poza piłką nożną dyskoteki, a Ty? 
- O nie, nie lubię dyskotek - powiedziałam, chciałam być szczera - muzykę lubię starszą, Pink Floyd, Led Zeppelin, to są moje dwa ulubione zespoły. 
- Jeśli o mnie chodzi, lubię Rihannę - powiedział Mitchell - a poza tym holenderski hip hop jest świetny. 
- Rozumiem - powiedziałam. 
- A czemu nie lubisz dyskotek? - drążył Mitchell.
- Jakoś... tak po prostu - powiedziałam powoli - to nie mój styl. 
- Szkoda - powiedział. - Ale okej, bez urazy! A tak poza tym, kim są Twoi rodzice? Masz jakieś rodzeństwo?
Mitchell obsypywał mnie pytaniami. Masakra! 
- Mama i moja siostra Martyna zginęły w wypadku samochodowym, gdy miałam osiem lat - postanowiłam jednak to wyznać. - Nie ma dnia, żebym o nich nie myślała.
- Ojej, bardzo mi przykro - powiedział Mitchell, i ujął mnie za rękę. - To musiało być trudne dla Ciebie przeżycie! 
- Żebyś wiedział, Mitchell, żebyś wiedział... - westchnęłam. 
- Może pójdziemy jeszcze potem na spacer? - zaproponował. 
- Czemu nie - stwierdziłam. 
Całkiem nieźle radziłam sobie z mówieniem po niemiecku. Myślałam, że będzie o wiele gorzej. 
Gdy wypiliśmy kawę i zjedliśmy ciasto, wyszliśmy z Langerakiem na miasto. 






***






Mitchell ogólnie zrobił na mnie dobre wrażenie, był roześmiany, pogodny, a do tego niesamowicie przystojny. 
Jednakże, póki co, miałam ochotę się z nim po prostu zaprzyjaźnić. 
- Dokąd mnie prowadzisz? - zapytałam, gdy szliśmy jedną z dortmundzkich ulic. 
- Tu w pobliżu jest mój dom - oznajmił. - Może chciałabyś zobaczyć, jak mieszkam, moją sypialnię... 
- Słucham?! - dwa ostatnie słowa Mitchella kompletnie mnie zaskoczyły. 
- Przepraszam! Wyrwało mi się, to niechcący - powiedział. - Uwierz! 
- Oj Mitchell, Mitchell - westchnęłam - mam nadzieję, że nie... 
- Nie mam żadnych takich zamiarów, jak pewnie już sobie pomyślałaś - powiedział szybko - i jeszcze raz, przepraszam! 
- Okej, okej, już nie przepraszaj, tylko odprowadź mnie do domu - poprosiłam. 
- Tak szybko? Dopiero trzy godziny minęły - zdziwił się. - Ale jak sobie życzysz, ślicznotko. 
Ledwie przeszliśmy kilkanaście metrów, gdy do mojego towarzysza ktoś zadzwonił. Nie zdradził, kto. I jeszcze się odsunął na kilkanaście kroków, gdy rozmawiał przez telefon. 
- Wybacz, piękna, ale muszę natychmiast lecieć! - powiedział, dziwnie podenerwowany - do zobaczenia!
- Ej, Mitchell! Miałeś mnie odprowadzić, ja tu się zgubię sama - zawołałam za nim, ale w mgnieniu oka zniknął z mojego pola widzenia, gdzieś się widocznie bardzo śpieszył. O co tu mogło chodzić? 
Usiadłam na ławeczkę, wybrałam numer Ewy, ale nie odbierała. No tak! Przecież poszli na basen, i na pewno się teraz dobrze bawią. Łukasz podobnie, nie odbierał. Boże! Jak Mitchell mógł mnie tak zostawić?! 
Nie miałam pojęcia, co robić. Siedziałam ze spuszczoną głową i rozmyślałam intensywnie, jak się zachować, gdy nagle ktoś ustał przede mną. Podniosłam głowę, ten ktoś to był Marco, którego poznałam wczoraj osobiście. 
- Cześć Lidia - uśmiechnął się nieśmiało i usiadł obok mnie na ławce - co tu porabiasz? 
- Byłam z Mitchellem na spacerze... ale nagle ktoś do niego zadzwonił i gdzieś szybko pobiegł - wyznałam - teraz nie wiem, jak trafię do domu, tyle tu tych ulic, a ja nie znam praktycznie tego miasta! 
- Mogę cię odprowadzić - zaproponował Marco - wiem dobrze, gdzie mieszka Łukasz. 
- Byłabym Ci wdzięczna - powiedziałam. - Może to faktycznie coś pilnego, przecież chyba Mitchell nie zostawiłby mnie tak. 
- Nie radzę Ci wiązać się z Mitchellem - powiedział Marco - on wiele dziewczyn już oszukał! Uwielbia sobie wyrywać dziewczyny na jedną noc, potem zostawia je bez słowa. Imprezowicz i lanser, cały Mitchell! 
- Ale on powiedział, że to rozumie, jak powiedziałam, że nie trawię dyskotek - powiedziałam - i nie wygląda na lansera. 
- Ja cię tylko ostrzegam, znam go, więc wiem, co mówię, moja droga - powiedział Marco. 
Szliśmy sobie spokojnie, gdy nagle twarz Marco przybrała dziwny wyraz. Jakaś blondynka właśnie miała się z nami minąć na chodniku... 
- O, widzę, już nową sobie znalazłeś? - zapytała pogardliwie Marco. 
- Caroline, uspokój się, to tylko znajoma - powiedział blondyn. - Przypominam Ci, że to ty mnie zdradziłaś! 
- Bo ty, nie umiesz kobiety zaspokoić - syknęła. - A gdy z Thomasem... 
- Na litość boską, ciszej, erotomanko jedna - powiedział Marco. Aż się zaczerwienił. Co ta kobieta opowiadała! - Sprawa jest zakończona! Chodźmy, Lidia, nie mogę dłużej słuchać tej Caro. 
Poszliśmy jak najszybciej. Marco był wyraźnie zawstydzony. 
- Co za erotomanka - powiedział cicho - słyszałaś, co ona gadała? Z kim ja się spotykałem... 
- Słyszałam - powiedziałam - no cóż, tacy też się zdarzają na świecie. Nie przejmuj się nią! 
- Do momentu zdrady, byłem w niej taki zakochany - westchnął Marco. - Ale gdy ją przyłapałem z tym Thomasem w łóżku, wszystko prysnęło. Gdy jeszcze Mario powiedział, że odchodzi do Bayernu, to już w ogóle czułem się tragicznie. 
- Słyszałam, że tam odchodzi - powiedziałam - ale z tego co wczoraj widziałam, dalej się przyjaźnicie. 
- No pewnie - powiedział Marco - powiedział, że dalej mu zależy na naszej przyjaźni. Podobnie jak mnie, więc wiesz. 
- I dobrze - powiedziałam. 
Dalej szliśmy w milczeniu, od czasu do czasu któreś z nas to przerywało jakimś pytaniem lub stwierdzeniem. 
Marco był bardzo sympatyczny, ale jednak to Mitchell bardziej mnie pociągał. Ale Marco, podobnie jak Łukasz, twierdził, że jest nieuczciwy wobec dziewczyn.  
Nie mogłam tego pojąć... 






*** 





Gdy dotarliśmy z Marco na miejsce, jeszcze nie było Łukasza i dziewczyn, zapewne cudownie się bawili na pływalni. 
- To może zostaniesz jeszcze na herbatę? - zaproponowałam. 
- Chętnie - powiedział Marco. 
Zatem szybko zaparzyłam herbatę, i zasiedliśmy we dwójkę w salonie, naprzeciwko siebie. 
Marco wpatrywał się w dywan, miał lekko różowe policzki. Był chyba nieśmiałym chłopakiem. Ale to podobnie jak ja... 
- Co powiesz ciekawego, Marco? - próbowałam go trochę ośmielić. Jego też chciałam nieco lepiej poznać. 
- Smutno mi - wyznał. - Te dwa przyszłe mecze to będą moje ostatnie dwa mecze razem z Mario... 
- Ale jeszcze będziecie razem zapewne grali w drużynie narodowej - powiedziałam. 
- No tak, tak, ale wiesz... Mario teraz wyprowadzi się do Monachium. A to jest tak daleko - ubolewał Marco. 
Marco mówił do mnie jak do przyjaciółki, a od wczoraj dopiero się znaliśmy. Chociaż to, że mu smutno z powodu odejścia Goetze, to wszyscy wiedzieli. 
Nagle zadzwonił do niego telefon. Marco rozmawiał przy mnie, wywnioskowałam, że to Mario. Nagle Marco zapytał mnie, czy Mario może tu przyjść, bo chce się z nim spotkać. Oczywiście się zgodziłam, byłam otwarta na pogłębianie znajomości z piłkarzami BVB. I byłam zaskoczona, jak dobrze idzie mi rozmawianie po niemiecku. 
Zanim Mario przyszedł, rozmawiałam jeszcze z Marco, ale nie napomknęłam mu o swoim dzieciństwie. Jeszcze było na to za wcześnie. Jednak już poczułam, że dla niego można ufać. 
Niedługo ktoś zadzwonił do drzwi, to był Goetze. 
- No cześć! - uśmiechnął się przyjaźnie i uścisnął moją rękę. - Nie ma jeszcze Łukasza i reszty familii? 
- Cześć, nie, nie ma - powiedziałam i wpuściłam go. 
Siedzieliśmy już we trójkę w salonie, Mario próbował pocieszyć przyjaciela, zapoznawał się też bardziej ze mną. 
- Marco, tylko nie płacz - prosił Mario - będziemy się odwiedzali, przecież jeszcze są telefony, Skype... 
Marco tylko schował twarz na ramieniu Mario. Nagle usłyszałam, jak Piszczkowie wchodzą do domu. 
- O, Lidka, widzę, że gości przyjmujesz - powiedziała Ewa - a jak tam spotkanie z Mitchellem? 
- Marco mnie odprowadził, bo Mitchella ktoś przez telefon namierzył i gdzieś pobiegł - wyjaśniłam - taka sytuacja! Ale tak poza tym, to bardzo miło było. 
- Miałaś szczęście trafić na Marco - powiedziała Ewa - mogłaś się zgubić! Jak ten Langerak mógł tak Cię zostawić?!
- Może to faktycznie coś pilnego było - próbowałam go usprawiedliwić. 
- Dobra, dobra - mruknął Łukasz. 
- Jak tam na basenie było? - zapytałam. 
- A fajnie - zaśmiał się Łukasz - Sara nie chciała wracać! 
Marco i Mario zostali jeszcze u nas przez jakiś czas. Nawet niedługo i dla Marco poprawił się nastrój. W końcu jednak zaczęli się zbierać.
- Lidia! Wpadnij jutro na nasz trening - powiedział Marco. 
- Właśnie, masz od nas zaproszenie - powiedział Mario. 
- Jak mnie Łukasz weźmie - zaśmiałam się. 
Każdy z nich uścisnął mi rękę na pożegnanie. Naprawdę świetni byli z nich faceci. Tylko szkoda mi było Marco, że niedługo będzie musiał znosić taką tęsknotę. 




***




Wieczorem siedziałam przed TV i oglądałam z Łukaszem jakieś niemieckie programy, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
- Kogo to przyniosło? - zdziwiła się Ewka i poszła otworzyć. Po chwili mnie zawołała. - Lidia, Mitchell do Ciebie! 
- O tej porze? - zdziwiłam się i poszłam do hallu. Ewa zostawiła nas samych. 
- Hej Mitch, co się stało? - zapytałam.
- Chciałem Cię bardzo przeprosić, że Cię tak zostawiłem dzisiaj - powiedział - ale musiałem naprawdę szybko iść! Mam nadzieję, że mi wybaczysz - powiedział. - To dla Ciebie - podał mi pudełko wiśni w czekoladzie. 
- Dziękuję - powiedziałam cicho. - Dobrze, że na Marco się natknęłam, odprowadził mnie. 
- No widzisz - uśmiechnął się. - Wybaczysz mi? Jeszcze raz Cię mocno przepraszam! 
- Ech... - westchnęłam - niech Ci będzie, Mitchell! 
- Cieszę się bardzo - powiedział. - To tylko tyle chciałem Ci powiedzieć. Może jutro wpadniesz na nasz trening? 
- Już ktoś mnie zaprosił - zaśmiałam się. - Czemu nie!
- Super - powiedział - ja uciekam, dobranoc, Lidia. 
- Dobranoc, Mitchell - powiedziałam i zamknęłam drzwi. 
- Lidia, czego on chciał? - zawołała Ewa. 
- Przeprosił mnie za dzisiejsze zajście - powiedziałam, pokazując prezent od niego. 
- Podlizuje się - mruknęła Ewa. 
- Uważaj na niego! Mówiłem ci już rano - powiedział Łukasz. 
Ale ja już byłam w drodze do swojego pokoju, otworzyłam szeroko okno i zaczęłam spoglądać na Dortmund. Siedziałam tak dosyć długo, pogrążona w myślach. 




______________________ 




Rozpisałam się trochę ;) Mam nadzieję, że się Wam podoba. 
Kto przeczytał, niech zostawi komentarz proszę, to dodaje motywacji!
Pozdrawiam, Sylwia :* 

27 komentarzy:

  1. Świetne jak zawsze <3
    Jak Ty to robisz, że każdy rozdział jest idealny? :O <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój każdy rozdział idealny?! Chyba żartujesz!
      Większość moich rozdziałów nie zachwyca :] Istnieją o wiele lepsze blogi niż moje.
      Chociaż, mimo wszystko, dziękuję Ci bardzo za miłe słowa <3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Cudowny <3 Czekam na kolejny ;33

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój blog jest wspaniały<3
    Czekam na następnu rozdział
    Zapraszam do mnie są nowe rozdziały
    http://wwwkochamcieborussiodortmund.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że długi, ale mi zawsze mało! :D
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty ! Jak każdy z resztą ! Ale ten sen ...chwila grozy... Świetne <3
    Czekam na następny !

    OdpowiedzUsuń
  6. No suuuper! a ten cały Mitchell już mi się nie podoba;d Czekam na kolejny rozdział ! ;**
    Pozdrawiam;***********

    OdpowiedzUsuń
  7. Nono, świetne. Dobrze że długie. No ciekawie się zapowiada. Czekam na następny. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Pomogłaś mi pokonać nudę :D Yeah :D dziękuję :D
    Tak się wciągłam że z niecierpliwością czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Uch, to jest wspaniałe, cudne, bombowe. Piszesz wspaniale. I każdy twój nowy rozdział jest super. Nie umiem wyrazić jak kocham te opowiadanie i twoje inne. Są tak piękne. I do tego piszę tak lekko, z taką łatwością. Każdy by tak chciał nawet ja. Chociaż nie którzy mówią, że też piszę wspaniale. Ale moim zdaniem to ty jesteś najlepsza. I proszę nie mów, że są lepsze opowiadania. Bo wiem, że są, ale twoje ja po prostu kocham. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz jak najdłużej. Twój talent nie może się zmarnować. Ach, jak się rozpisałam u ciebie.
    A jeszcze jedno zapraszam do siebie na nowy rozdział http://meinlebenistscheibe.blogspot.com/. Miłe widziany komentarz. Może i być negatywny.
    Pozdrawiam Andżelika *^*

    OdpowiedzUsuń
  10. o mój boże! jestem Twoją fanką, przyznaję się :D masz wielki talent <3 nie może się zmarnować. świetny rozdział, tak jak zawsze. czekam na kolejny z niecierpliwością :3
    ps. miałam Cię poinformować o 8 rozdziale na http://dlugadrogadoszczescia.blogspot.com/
    ale widzę że już czytałaś :D czekam na kolejny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Po prostu genialne! Masz ogromny talent! <33 Kocham to opowiadanie!

    Ten sen.. już myślałam, że to prawda.. :(
    ach.. Mitchell..ciekawe co było dla niego tak ważne, żeby pozostawić dziewczynę samą w nieznanym mieście?! Jak on mógł tak zrobić? Dobrze, że znalazł się tam Marco ;] Mam nadzieję, że Mitch wkrótce się ogarnie i nie będzie taki jak o nim mówią :)

    Mario i Marco - przyjaciele na zawsze ;**

    Wybacz brak komentarza po ostatnim rozdziałem. Nie było mnie w domu. Wchodzę, a tu dwa boskie rozdziały.

    Czekam na kolejny!

    Pozdrawiam gorąco i życzę mnóstwo weny! ;**

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj ten Mitchell. Imprezowicz. Szarmancki (;. Ja tam jestem Team Marco i będę trzymała kciuki za rozwinięcie relacji między nic a Lidią. Tak po za tym, LIDIA SUCHA PINK FLOYD, więc już ją kocham ♥ Czekam na kolejny rozdział. Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * między nim
      * słucha

      Ach, te komentowanie przez telefon. Wybacz (;

      Usuń
  13. *.* jak ja lubię twoje blogi <33
    Ja też jestem Team Marco! chciałabym, żeby byli razem ;)
    zapraszam do mnie :)
    marco-reus-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. jakie to jest świetne ! uwielbiam to czytać!
    czekam na więcej ! <33

    zapraszam na prolog http://lewy-go-away.blogspot.com/
    oraz
    http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny rozdział <3
    Czekam na kolejny ;)
    Zapraszam pojawił się już prolog :D
    http://nie-ma-ciebie-i-mnie.blogspot.com/
    http://nie-ma-ciebie-i-mnie.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział świetny:D
    Blog idealny :)
    Tylko czekać na więcej :P

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo fajny rozdział, serio, super! Narobiłaś mi stracha z tym psychicznym ojcem xD
    Zapraszam do siebie:
    http://dogwizdka.blogspot.com/ - nowy post ;D
    http://meg-und-marco-echte-liebe.blogspot.com/ - nowy rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudny! Jak zawsze! <3 Psychiczny ojciec o.0

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetny rozdział ;* W ogóle kocham to jak piszesz ;) Czekam na następny ;))

    OdpowiedzUsuń
  20. Świetny jest! Szkoda, że Marco tak cierpi :<
    Pozdrawiam i czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  21. kolejny zajebisty rozdział, kolejne zajebiste opowiadanie <3
    tak sobie myślę i doszłam do wniosku, że powinnaś dostać Oskara za takie arcydzieła i wydać jakąś książkę :)
    czekam na kolejny . ;d

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja powiem szczerze ze nz poczatku to sie przerazilam,na szczesice to byl tylko sen,a do do rozdzialu to swietny

    OdpowiedzUsuń
  23. Zabierzcie mnie stąd! Takie dobre historie powinny być zakazane! Bo nie powinnam ich teraz czytać, tylko uczyć się o Kongresie wiedeńskim z historii... :P To jest silniejsze ode mnie :P :)
    Dlatego przeczytałam. Naprawdę dawno nie czytałam tak dobrego bloga. Początek rozdziału mnie taak przestraszył! Właśnie zastanawiałam się, czy będą jej szukać, czy nie :P Ale to chyba za wcześnie by było, tak mi się wydaje. Anyway, pomyślałam, że to prawda, uwierzyłam nawet w pistolet, ale w to, że kogoś udało mu się zranić... już lekko naciągane, dlatego wyczułam jakiś podstęp ;)
    Nie dziwię się, że Lidka ma koszmary. Dobrze, że o tym piszesz, bo to wzmacnia realizm sytuacji. Trauma jej zostanie do końca życia, ma to gwarantowane. To zostaje u dzieci z rozbitych rodzin, co dopiero z patologicznych. Niestety, Lidka z punktu widzenia psychologicznego, nie będzie miała łatwego życia.
    Jak dobrze, że ma takich sympatycznych opiekunów, dzięki którym może poznać, czym jest dom i ciepło rodzinne. A Sara może stać się dla niej młodszą siostrą. Wiadomo, że nie zastąpi Martyny... Piszczkowie nie zastąpią jej rodziny, ale dadzą poczucie bezpieczeństwa.
    Trochę się rozpisałam sobie a muzom, odbiegając od treści. :D :P Często tak mam, to chyba przywilej humanisty. Cóż. Przechodzę dalej. :) Mitchell to kawał skurczybyka jest. Ale nic dziwnego, że dziewczynę pociąga ten facet. Dlaczego kobiety kochają drani, no dlaczego? Chociaż myślę, że zmierzasz do tego, że Lidka będzie z Marco. Czego im z całego serca życzę, bo u Ciebie Reus jest taki sympatyczny! Co prawda oglądamy go poprzez pryzmat bólu i tęsknoty, ponieważ "traci" przyjaciela, ale myślę, że to cierpienie ich zbliży - mam tu na myśli jego i Lidkę.
    Piękny rozdział *.*
    Chyba nie powstrzymam się przed przeczytaniem kolejnego...

    Angelika JJ
    ___
    http://eviva-larte.blogspot.com/

    PS: Dziękuję za komentarz na moim blogu. :)

    OdpowiedzUsuń