*oczami Marco*
Minęły dwa tygodnie, nastał czwarty listopada. Cały ten czas spędziłem w stolicy Bawarii, pocieszając i wspierając mojego przyjaciela. Na szczęście, Klopp okazał się równym i wspaniałomyślnym człowiekiem, zrozumiał, jak się czuję ja i Mario, nie wydzwaniał z awanturami, że znów nie ma mnie na treningu. Na szczęście, Borussia sobie doskonale radziła i beze mnie.
Dziś poniedziałek - dzień... rozprawy sądowej. Dla Mario na samą myśl o tym robi się słabo, czemu się nie dziwię. Znów będzie musiał oglądać twarze jego prześladowców.
A w trakcie tych dwóch tygodni, do Mario przychodzili różni psychologowie i lekarze, przyjmował rozmaite lekarstwa, wszyscy próbowali go leczyć, jak się da. Jednak tego urazu psychicznego tak szybko nie wyleczy.
Mario powiedział mi wczoraj, że jakby nie było mnie przy nim, nic by nie dały te lekarstwa oraz pomoc lekarzy.
A ja chcę go wyciągnąć z tego dołka psychicznego, żeby znów odzyskał radość życia. Żeby znów zaczął się uśmiechać.
Poza tym, udało się nam załatwić terapię dla Mario w Dortmundzie, która miała zacząć się od czwartku w tym tygodniu.
Obiecałem mojemu przyjacielowi, że będzie mógł zamieszkać u mnie. Po co miałby tułać się po hotelach?
Jeszcze dzisiaj tylko przeżyć tę rozprawę, która zacznie się o godzinie piętnastej.
Siedzimy teraz z Mario w jego domu. Został wczoraj zwolniony z szpitala. Przepisano mu oczywiście jakieś lekarstwa, które musi regularnie zażywać. Są to leki uspokajające i antydepresyjne. Dzięki nim Mario jakoś się trzyma.
Jest godzina trzynasta. Dziś szara, ponura pogoda, pada od samego rana.
- Nie wiem, jak to będzie - powiedział Mario, biorąc łyk herbaty. - Na samo wspomnienie twarzy tych łotrów mam dreszcze...
- Będę cały czas przy Tobie - powiedziałem, chcąc go uspokoić. - Pomyśl, jeszcze tylko dzisiejsze popołudnie i jedziemy do Dortmundu!
- Cieszy mnie to - mruknął Mario. Podniósł głowę, spojrzał na mnie.
- Nie masz pojęcia, jak Ci wdzięczny jestem - powiedział. - Rezygnujesz ze swojego życia, aby być przy mnie. Zarywasz treningi, pewnie za Lidią tęsknisz, a i tak jesteś przy mnie...
- Nie dziękuj - powiedziałem. - Klopp i Lidia doskonale rozumieją.
Niestety, nie tylko oni o tym wiedzą. Sprawa, niestety, wyszła na jaw. Całe Niemcy, a pewnie i cała Europa, aż huczą od plotek. Dziennikarze, te hieny, przychodzili pod dom Mario, chcąc się czegoś dowiedzieć nowego. Po prostu wyszło takie zamieszanie, że masakra...
Gdy powiedziałem o tym Lidii podczas jednej z rozmów telefonicznych, po prostu... ciężko mi opisać jej reakcję. Ona na pewno lepiej wie, jak się czuje mój przyjaciel - bo sama przeżyła taki koszmar. Do dziś nie mogę sobie darować, że wpuściłem mojego ojca pod swój dach. Do końca życia sobie tego nie daruję.
- Ja nie wiem, jak ja pójdę na tę rozprawę sądową - powiedział Mario. - Te hieny żyć nie dadzą. Odechciewa mi się tej sławy coraz bardziej.
- Nie musisz z nimi rozmawiać - powiedziałem. - Nikt Cię do tego nie zmusi. Będzie dobrze, Mario. Przynieść Ci kolejną herbatę?
Mario pokiwał głową. Poszedłem do kuchni i zrobiłem owocową herbatę, którą zaniosłem mojemu kumplowi.
Siedzieliśmy w ciszy, słychać było tylko padający deszcz i świszczący wiatr za oknem. Jednak zaczęła się zbliżać godzina rozprawy i trzeba było się zbierać.
Mario pożyczył mi jeden ze swoich garniturów, gdyż do sądu nie wypadało iść w dżinsach i skórzanej kurtce.
Postanowiliśmy, że pojedziemy moim autem. Gdy wychodziliśmy z jego domu, na szczęście nikt pod nim nie stał. Ale pod gmachem sądu na pewno już jest chmara dziennikarzy, którzy szukają sensacji.
Jadąc autem, Mario miał minę, jakby jechał na gilotynę. Gdy stanęliśmy na światłach, poklepałem go po plecach.
- Mario, wszystko będzie dobrze - powiedziałem poruszony. - Zobaczysz! Gdy tylko rozprawa się skończy, pakujemy manatki i jedziemy do Dortmundu.
- Taa... - mruknął Mario pod nosem.
Doskonale rozumiem mojego przyjaciela. Będzie musiał zeznawać przed sądem, oglądać twarze jego prześladowców, ogólnie - znieść to wszystko.
Dojechaliśmy pod sąd, nie myliłem się - już te hieny tam przesiadywały. Zacisnąłem zęby, zaparkowałem samochód. Mario wysiadł na zupełnie miękkich nogach.
Ruszyliśmy do wnętrza budynku, od razu podbiegli do nas żurnaliści.
- Panie Goetze, czy mógłby pan odpowiedzieć...
- Zostawcie go! - odparłem mocno - on nie ma ochoty na żadne wywiady!
Spojrzałem na nich surowo, zdaje się, że podziałało, gdyż dalej nie naciskali. Gdy już odnaleźliśmy salę, w której miał odbyć się proces, zobaczyliśmy, jak policjanci prowadzą skutych w kajdanki Robbena i Lahma.
Mario pobladł na ich widok. A aresztowani nie omieszkali nas zaczepić.
- No i co, cieszycie się, tępaki?! - wypalił Lahm.
- Pożałujesz tego, Goetze - syknął Robben.
- Proszę o spokój! - krzyknął na nich policjant.
Z jakąż rozkoszą stłukłbym tych bydlaków aż do krwi za to, co zrobili Mario.
Niebawem rozprawa się zaczęła. Zająłem miejsce na widowni, natomiast Mario usiadł obok prokuratora. Oczywiście Robben i Lahm mieli swoich adwokatów - ale oni jedynie mogą błagać o najniższy wymiar kary. Może ci się wymigują, ale nagranie mówi samo za siebie. Jednak dobrze, że ta kamera była zamontowana w szatni.
Mario z trudem zeznawał. Patrzyłem na niego z ogromnym współczuciem. A gdy tylko spojrzałem na Robbena czy Lahma, którzy siedzieli na ławie oskarżonych, od razu czułem wstręt i nienawiść.
A w trakcie tych dwóch tygodni, do Mario przychodzili różni psychologowie i lekarze, przyjmował rozmaite lekarstwa, wszyscy próbowali go leczyć, jak się da. Jednak tego urazu psychicznego tak szybko nie wyleczy.
Mario powiedział mi wczoraj, że jakby nie było mnie przy nim, nic by nie dały te lekarstwa oraz pomoc lekarzy.
A ja chcę go wyciągnąć z tego dołka psychicznego, żeby znów odzyskał radość życia. Żeby znów zaczął się uśmiechać.
Poza tym, udało się nam załatwić terapię dla Mario w Dortmundzie, która miała zacząć się od czwartku w tym tygodniu.
Obiecałem mojemu przyjacielowi, że będzie mógł zamieszkać u mnie. Po co miałby tułać się po hotelach?
Jeszcze dzisiaj tylko przeżyć tę rozprawę, która zacznie się o godzinie piętnastej.
Siedzimy teraz z Mario w jego domu. Został wczoraj zwolniony z szpitala. Przepisano mu oczywiście jakieś lekarstwa, które musi regularnie zażywać. Są to leki uspokajające i antydepresyjne. Dzięki nim Mario jakoś się trzyma.
Jest godzina trzynasta. Dziś szara, ponura pogoda, pada od samego rana.
- Nie wiem, jak to będzie - powiedział Mario, biorąc łyk herbaty. - Na samo wspomnienie twarzy tych łotrów mam dreszcze...
- Będę cały czas przy Tobie - powiedziałem, chcąc go uspokoić. - Pomyśl, jeszcze tylko dzisiejsze popołudnie i jedziemy do Dortmundu!
- Cieszy mnie to - mruknął Mario. Podniósł głowę, spojrzał na mnie.
- Nie masz pojęcia, jak Ci wdzięczny jestem - powiedział. - Rezygnujesz ze swojego życia, aby być przy mnie. Zarywasz treningi, pewnie za Lidią tęsknisz, a i tak jesteś przy mnie...
- Nie dziękuj - powiedziałem. - Klopp i Lidia doskonale rozumieją.
Niestety, nie tylko oni o tym wiedzą. Sprawa, niestety, wyszła na jaw. Całe Niemcy, a pewnie i cała Europa, aż huczą od plotek. Dziennikarze, te hieny, przychodzili pod dom Mario, chcąc się czegoś dowiedzieć nowego. Po prostu wyszło takie zamieszanie, że masakra...
Gdy powiedziałem o tym Lidii podczas jednej z rozmów telefonicznych, po prostu... ciężko mi opisać jej reakcję. Ona na pewno lepiej wie, jak się czuje mój przyjaciel - bo sama przeżyła taki koszmar. Do dziś nie mogę sobie darować, że wpuściłem mojego ojca pod swój dach. Do końca życia sobie tego nie daruję.
- Ja nie wiem, jak ja pójdę na tę rozprawę sądową - powiedział Mario. - Te hieny żyć nie dadzą. Odechciewa mi się tej sławy coraz bardziej.
- Nie musisz z nimi rozmawiać - powiedziałem. - Nikt Cię do tego nie zmusi. Będzie dobrze, Mario. Przynieść Ci kolejną herbatę?
Mario pokiwał głową. Poszedłem do kuchni i zrobiłem owocową herbatę, którą zaniosłem mojemu kumplowi.
Siedzieliśmy w ciszy, słychać było tylko padający deszcz i świszczący wiatr za oknem. Jednak zaczęła się zbliżać godzina rozprawy i trzeba było się zbierać.
Mario pożyczył mi jeden ze swoich garniturów, gdyż do sądu nie wypadało iść w dżinsach i skórzanej kurtce.
Postanowiliśmy, że pojedziemy moim autem. Gdy wychodziliśmy z jego domu, na szczęście nikt pod nim nie stał. Ale pod gmachem sądu na pewno już jest chmara dziennikarzy, którzy szukają sensacji.
Jadąc autem, Mario miał minę, jakby jechał na gilotynę. Gdy stanęliśmy na światłach, poklepałem go po plecach.
- Mario, wszystko będzie dobrze - powiedziałem poruszony. - Zobaczysz! Gdy tylko rozprawa się skończy, pakujemy manatki i jedziemy do Dortmundu.
- Taa... - mruknął Mario pod nosem.
Doskonale rozumiem mojego przyjaciela. Będzie musiał zeznawać przed sądem, oglądać twarze jego prześladowców, ogólnie - znieść to wszystko.
Dojechaliśmy pod sąd, nie myliłem się - już te hieny tam przesiadywały. Zacisnąłem zęby, zaparkowałem samochód. Mario wysiadł na zupełnie miękkich nogach.
Ruszyliśmy do wnętrza budynku, od razu podbiegli do nas żurnaliści.
- Panie Goetze, czy mógłby pan odpowiedzieć...
- Zostawcie go! - odparłem mocno - on nie ma ochoty na żadne wywiady!
Spojrzałem na nich surowo, zdaje się, że podziałało, gdyż dalej nie naciskali. Gdy już odnaleźliśmy salę, w której miał odbyć się proces, zobaczyliśmy, jak policjanci prowadzą skutych w kajdanki Robbena i Lahma.
Mario pobladł na ich widok. A aresztowani nie omieszkali nas zaczepić.
- No i co, cieszycie się, tępaki?! - wypalił Lahm.
- Pożałujesz tego, Goetze - syknął Robben.
- Proszę o spokój! - krzyknął na nich policjant.
Z jakąż rozkoszą stłukłbym tych bydlaków aż do krwi za to, co zrobili Mario.
Niebawem rozprawa się zaczęła. Zająłem miejsce na widowni, natomiast Mario usiadł obok prokuratora. Oczywiście Robben i Lahm mieli swoich adwokatów - ale oni jedynie mogą błagać o najniższy wymiar kary. Może ci się wymigują, ale nagranie mówi samo za siebie. Jednak dobrze, że ta kamera była zamontowana w szatni.
Mario z trudem zeznawał. Patrzyłem na niego z ogromnym współczuciem. A gdy tylko spojrzałem na Robbena czy Lahma, którzy siedzieli na ławie oskarżonych, od razu czułem wstręt i nienawiść.
***
Rozprawa skończyła się po godzinie. Robben został ukarany karą piętnastu lat więzienia za gwałt i pobicie, natomiast Lahm został skazany na dziesięć lat za wspomaganie Robbena.
Ulżyło mi. Już nikogo nie skrzywdzą. Mario, gdy wychodziliśmy z sądu, był dalej pobladły na twarzy, ale w jego oczach dało się dostrzec pewną ulgę.
- Widzisz? Już po wszystkim - powiedziałem i objąłem go ramieniem. - Już Cię nigdy nie skrzywdzą.
- Wiesz, że mi ulżyło? - powiedział cichutko Mario. - Nie masz pojęcia, co czułem, gdy mówiłem sędziemu o tym wszystkim...
- Potrafię sobie wyobrazić - powiedziałem. - Jedziemy teraz do Ciebie, pakujemy się i ruszamy w drogę do Dortmundu. Nie ma na co czekać.
- Dasz radę na pewno? - zapytał Mario. - Szmat drogi do Dortmundu.
- Dam radę - powiedziałem. - A jakby co, nawet można przenocować w aucie.
W mojej terenówce można by śmiało spędzić noc, miejsca jest mnóstwo. Duże samochody naprawdę są praktyczne.
- Nie ma problemu - powiedział Mario.
Dojechaliśmy szybko do jego domu, pomogłem Mario się spakować i ruszyliśmy w drogę. Na szczęście, jego posesja jest zabezpieczona i to dobrze, więc Mario nie musi się obawiać, że podczas jego nieobecności w Monachium ktoś się włamie na jego teren.
A już po szesnastej. Zapewne dopiero w nocy dojedziemy do mojego rodzinnego miasta.
Faktycznie, dopiero o dwunastej w nocy znaleźliśmy przed moim domem. Dzięki kilku energy drinkom dałem radę prowadzić auto. Mario usnął na przednim siedzeniu.
- Mario, dojechaliśmy - zacząłem go budzić. - Wstawaj!
- Już? - Mario przetarł zaspane oczy.
Zaparkowałem auto w garażu, wyciągnęliśmy manatki i poszliśmy do domu. Padaliśmy z nóg, a mnie jeszcze jutro trening czeka.
Mario poszedł do pokoju gościnnego, a ja postanowiłem jeszcze zajść do kuchni i pochować wszystkie ostre narzędzia. Na wszelki wypadek, przecież jutro zostawię Mario samego. Lepiej zapobiegać, niż leczyć...
Gdy już sam się położyłem spać, wpadł mi do głowy pomysł, aby jutro rano przed treningiem spotkać się z Lidią. Jeśli by się zgodziła, moglibyśmy się spotkać przed ośrodkiem treningowym. Jutro do niej napiszę, a teraz czas spać i podładować baterie...
***
Nie mogę dalej uwierzyć w to, co się przytrafiło Mario. Kiedy Marco mi o tym powiedział, myślałam, że padnę trupem. To po prostu niewiarygodne. Takich ludzi jak Albert jednak na świecie istnieje wielu.
Doskonale wiem, co ten biedny chłopak czuje. Sama ten koszmar przeżyłam. Gdy Marco mi opowiadał, łzy mi kapały z oczu. To jest po prostu nie do pomyślenia.
Całe Niemcy teraz o tym huczą, co na pewno dodatkowo dobija Mario.
Marco mówił, że w poniedziałek, czyli wczoraj, miała być rozprawa. No i ciekawe, jaki był wyrok.
Ciekawe, kiedy w ogóle on wróci do Dortmundu. Ostatnimi tygodniami niewiele ze sobą rozmawialiśmy. Nie jestem na niego zła, to dobrze, że wspiera przyjaciela, ale jednak bardzo tęsknię za moim ukochanym. Ostatnie dni są niezbyt fascynujące. Już listopad, często marna pogoda, nawet na spacer czy przejażdżkę rowerową nie da się wyjść.
Zdobyłam kartę motorowerową. Teraz mogę swobodnie poruszać się skuterem po publicznych drogach. Marco się ucieszył, ale też zastrzegł, żebym była ostrożna i nie jeździła jak wariatka. Z tym się zgadzam, jeżdżę ostrożnie. Nie chcę skończyć na wózku inwalidzkim.
Zerknęłam na zegarek w komórce - ósma rano. W sumie to się wyspałam, można wstawać. Gdy tylko wstałam z łóżka, moja komórka zadzwoniła. To Marco!
- Halo? Marco?
- Hej, kochanie - powiedział mój ukochany. - Już jestem w Dortmundzie.
- Naprawdę?!
- Naprawdę - odparł Marco. - Chciałbym się z Tobą zobaczyć. Co powiesz, abyśmy się zobaczyli pod ośrodkiem treningowym? Wybacz, że Cię absorbuję od rana, ale...
- Nie szkodzi! Mogę tam przyjechać - powiedziałam szybko. - Trafię. O której masz trening?
- O dziesiątej - odparł Marco. - Jeszcze mnóstwo czasu.
- Ubiorę się i przyjadę. Nie masz pojęcia, jak tęskniłam - powiedziałam.
- Ja za Tobą też - powiedział Marco. - To do zobaczenia, aniołku.
- Pa - odparłam i się rozłączyłam.
Wyciągnęłam z szafy dżinsy, koszulkę i bluzę, po czym poszłam do łazienki zrobić ze sobą porządek. Gdy już byłam ogarnięta, chwyciłam torbę, wrzuciłam do niej niezbędne rzeczy i zbiegłam na dół.
- Lidia, śniadanie gotowe - powiedziała Ewa, która już krzątała się na dole.
- Dzięki wielkie, ale ja zjem później. Idę się zobaczyć z Marco - powiedziałam.
- To on już wrócił? A co z Mario? On też tu przyjechał? - wtrącił się Łukasz.
- Prawdopodobnie Mario też tu przyjechał - powiedziałam. - Marco przed chwilą zadzwonił do mnie i zaproponował spotkanie przed treningiem.
- To idź - powiedziała Ewa - zdaję sobie sprawę, że tęsknisz za nim. Ponad dwa tygodnie się nie widzieliście.
- Właśnie - powiedziałam. - Do zobaczenia!
Odpaliłam skuter i pojechałam pod ośrodek treningowy Borussii. Na szczęście, to całkiem niedaleko.
Marco już się tam krzątał. Zaparkowałam skuter i podbiegłam do niego, żeby mu paść w ramiona.
Poczułam, jak jego silne, umięśnione ramiona mnie obejmują. Tak dawno tego nie czułam.
- Kochanie moje - szepnął Marco i po chwili poczułam, jak nasze usta się stykają. Zrobiło mi się gorąco.
- Nie masz pojęcia, jak tęskniłam - powiedziałam, gdy Marco skończył mnie całować.
- Ja też za Tobą tęskniłem. To był taki trudny czas - powiedział Marco. - Mario jest aktualnie u mnie. W czwartek zaczyna się jego terapia.
- I dobrze - pokiwałam głową. - To na pewno mu pomoże... wiem z doświadczenia - powiedziałam mało wesołym głosem.
- Musi być lepiej! - powiedział z naciskiem Marco. - Zrobię wszystko, aby mu pomóc. To mój najlepszy przyjaciel i bardzo zależy mi, żeby znów zaczął się uśmiechać.
- Na ile skazano tych bydlaków? - zapytałam.
- Robbena na piętnaście, Lahma na dziesięć - powiedział Marco.
- I dobrze - powiedziałam. - Niech zgniją w tym więzieniu.
- Też mam taką nadzieję - odparł mój ukochany.
- Mój Boże, jak zimno - westchnęłam. - Marco, przytul...
- Chodź do mnie - Marco wyciągnął ramiona i mnie mocno przytulił.
Po moim ukochanym było widać, że wiele przeszedł, że martwi się o Mario. Teraz to ja powinnam wspierać Marco.
- Marco, wszystko będzie dobrze - szepnęłam i cmoknęłam go w policzek.
________________________________
Uff! Naskrobałam. Ale rozdział nie zachwyca. :P
Jak tam w szkole, kochane? u nas pogrom nauki, nie ma to jak szkoła średnia -.-
Dlatego nie ma zbytnio czasu na pisanie -.-
Mam nadzieję że kto przeczytał, zostawi komentarz. Z góry dziękuję! ♥
Buziaki! :***
+ niesamowicie dumna z pszczółek! wczorajszy mecz po prostu MEGA!
oby tak we wtorek z Marsylią. :)