- Zaraz wrócę - powiedziałam cicho, wyślizgując się z jego objęć.
- Gdzie idziesz?
- Do łazienki.
Po paru minutach miałam wrócić do sypialni, gdy nagle zauważyłam Mario wychodzącego z pokoju gościnnego.
Aż poczułam ścisk w klatce piersiowej, gdy go zobaczyłam. Wyglądał wręcz fatalnie. Blady, wyraźnie wykończony, bezgraniczna rozpacz w podpuchniętych oczach. Jeszcze kilka miesięcy temu był taki roześmiany, wesoły, uśmiechnięty, pełen życia i energii, a teraz?
Mario spojrzał na mnie ponurym, nieco wystraszonym wzrokiem. Nie wiedziałam, co powiedzieć, jednak jakoś z tego wybrnęłam.
- Mario, wszystko okej? - zapytałam.
- Nie! Nic nie jest okej - powiedział tonem przepełnionym bólem. - Dopiero co się obudziłem, właśnie idę zaparzyć sobie herbatę.
I poszedł na dół, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Poszłam zatem do sypialni i powiedziałam Marco, że Mario już wstał.
- Wiesz co? Pójdę do niego, powiem mu, żeby porozmawiał z Tobą. To mu na pewno chociaż trochę pomoże - powiedział mój ukochany.
- No dobrze, ale boję się jednego...
- Czego, kochanie?
- Żebym go przypadkiem jeszcze bardziej nie dobiła... jeszcze powiem coś nie tak...
- Będzie dobrze - uspokoił mnie blondyn. - Zobaczysz.
I Marco popędził na dół, a ja zostałam sama. Co ja powiem Mario? Najgorszy to będzie początek tej rozmowy. Chociaż przebiegu również nie jestem pewna...
- Kochanie, chodź - nagle głos Marco wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jesteś pewien? - wyszeptałam.
- Tak. Wierzę, że dasz radę podnieść go na duchu - powiedział Marco i pogładził mnie po głowie.
Z bijącym sercem zeszłam na dół, skierowałam swoje kroki do salonu, w którym panował półmrok. Na kanapie ze spuszczoną głową siedział Mario. Usiadłam obok niego, główkując intensywnie, co powiedzieć.
- Marco Cię prosił, żebyś ze mną porozmawiała - powiedział nagle cicho Mario.
- Tak - powiedziałam, spoglądając na mojego rozmówcę. - Wiesz, chciałabym jakoś podnieść Cię na duchu, podobnie jak on. Chcemy Ci pomóc. A ja doskonale Cię rozumiem, bo... sama przeżyłam ten koszmar - powiedziałam cichutko.
- Wiem. Lidia, ja już i tak nigdy się tego wspomnienia nie pozbędę. To już będzie ze mną do końca życia - powiedział drżącym głosem Mario.
- Mario, ja Cię świetnie rozumiem. Czułam się identycznie, jak Ty. Nie wierzyłam w siebie. Myślałam, że już po mnie. Gdyby nie Marco, Łukasz i Ewa, mogłabym się nawet stoczyć i rozpić. Ale oni cierpliwie trwali przy mnie i pomogli mi. Namówili mnie na terapię, która bardzo mi pomogła. Chociaż ja idąc na pierwsze spotkanie wcale a wcale tak nie myślałam - powiedziałam. Starałam się mówić melodyjnie, łagodnie, okazywać mnóstwo współczucia.
- Lidia, nie masz pojęcia, jak mi wstyd - wydukał Mario. - Oddałbym wszystko, żeby cofnąć czas. Transfer do Monachium okazał się życiowym błędem. Tak bardzo tego żałuję.
Przyjaciel mojego lubego schował twarz w dłoniach. Biło od niego takim smutkiem, że aż łzy stanęły mi w oczach.
***
Rozmowa początkowo nie kleiła się zbytnio. Jednak po jakimś czasie Mario zdołał się minimalnie otworzyć i nieco porozmawiać. To na pewno pomoże mu w początku terapii.
Nie zabrakło oczywiście łez. Jednak nie ma się co dziwić - przy rozmowie na taki trudny, smutny i wstrząsający temat...
Nagle w progu pomieszczenia stanął blondyn. Spojrzał na nas ze współczuciem, po czym bez słowa podszedł, usiadł między nami i nas mocno objął ramionami. Siedzieliśmy tak parę minut w ciszy, słychać było tylko tykanie zegara.
- Kochani, wszystko będzie dobrze - złamał w końcu ciszę Marco.
- Obyś miał rację - wymamrotał Mario.
- Będziemy z Tobą - dodałam. - Wiesz, że możesz na nas liczyć w każdej chwili.
- Jesteście kochani po prostu - powiedział Mario. - Będę Wam wdzięczny do końca życia.
Mario uśmiechnął się blado. Siedzieliśmy tak we trójkę do późnego wieczora, aż w końcu poszliśmy spać. Wtulona w mojego lubego szybko odpłynęłam do krainy Morfeusza.
_______________________________
Teraz możecie mnie zabić. To prawdopodobnie najkrótszy i najgorszy rozdział na tym blogu. Takie masło maślane. Ani trochę nie jestem z tego zadowolona, ale chciałam coś wrzucić. Obiecuję że następny będzie dłuższy i ciekawszy. Nastąpi pewien przełom w końcu.
Mam nadzieję że pozostaniecie ze mną i w tych gorszych dniach. Nie zawsze ma się super wenę i nastrój do pisania...
Przepraszam że u Was nie komentowałam, jednak postaram się poprawić.
Przepraszam że u Was nie komentowałam, jednak postaram się poprawić.
Jak już napisałam w poprzednim wpisie, jestem w kiepskim stanie i fizycznym, i psychicznym...
+ niebawem czeka mnie maraton prac klasowych.
Następny nie wiem kiedy. Mam nadzieję że za tydzień się uda napisać i dodać. I jeszcze raz przepraszam za to coś powyżej!!!
Buziaki! :*** Sylwia.